Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Energetyczny miecz nawet nie drgnął. Jego właściciel czekał cierpliwie, aż przeciwnik podniesie tyłek z ziemi i ponownie przystąpi do natarcia. Jako że Gabriel stał niedaleko, Żelaznonogi pokusił się o szybki ruch nogi, którego przeznaczeniem było ścięcie napastnika z nóg. Oczywiście ten ostatni przewidział taki obrót wydarzeń i odskoczył. Trzeba dodać, że dosyć wysoko. Zgrzyt tylko na to czekał. Wzbijanie się w powietrze było jego specjalnością, toteż nie czekając ani chwili dłużej wystrzelił jak z procy w kierunku religijnego ćpuna, by precyzyjnym kopniakiem ściągnąć go z powrotem na ziemię. Sprawy nie przybrały takiego obrotu, na jaki liczył czerwonooki - Krzyżowiec zaciśniętą na trzonie miecza pięścią zmienił tor lotu nogi, po czym strzelił oponenta drugą, otwartą, dłonią w twarz tak mocno, że ów obrócił się w powietrzu co najmniej trzy razy, by ostatecznie zaryć twarzą o asfalt. Zwinął się z bólu. Jego i tak mało reprezentatywna facjata była najmniejszym zmartwieniem - nosiła znamię zaledwie lekkiego obtarcia i była tylko troszkę brzydsza, niż przed fanatycznym zabiegiem. Należało się obawiać o resztę ciała. Poza nogami, ciało Zgrzyta było jak najbardziej organiczne i niezdolne do znoszenia zbyt intensywnego okładania. Oczywiście łeb właściciela „Elki” był zakuty do granic możliwości. Nawet gdyby Zgrzyt zamienił się w jedną, wielką karmazynową miazgę, to odruchowo łudziłby się, iż zwycięstwo jest w zasięgu ręki. Nie kazał długo czekać swojemu przeciwnikowi. Wstał szybko i, nie bawiąc się w powietrzne ewolucje, przeszedł do wyprowadzania serii szybkich ciosów nogami. Przeciętny wojownik nie byłby w stanie usunąć się przed nimi, zapewne już pierwsze uderzenie rozkwasiłoby mu czaszkę. Trzeba było wziąć poprawkę na to, że krzyżowiec nie był przeciętnym wojownikiem. On odbierał ciosy Zgrzyta jako desperacką próbę sprawienia, by przeciwnik chociażby liczył się ze swoim oponentem. Od samego początku wiadomo było, że implanty nie będą w stanie sięgnąć celu. Gabriel był nietykalny. Gdy już znudziły mu się podejmowane przez Zgrzyta starania, precyzyjnie wymierzoną głownią zmusił jego twarz do kontaktu trzeciego stopnia z asfaltem.
- Pomioty diabła nie są w stanie chociażby dotknąć sługi Boga - krzyżowca przepełniała niezmierzona duma. Pokonał jednego z najniebezpieczniejszych ludzi w Królestwie szatana, nie czując pod koniec walki chociażby zmęczenia. Teraz stał nad przeciwnikiem gotów do zadania ostatecznego ciosu, pewien swych czynów i nie czujący wątpliwości, iż lada chwila uwolni świat od wysłannika piekieł.
- Kończ, sukinsynu. Kazania oszczędź - zakrwawiona twarz Zgrzyta nie promieniowała już tą pewnością siebie, która przed walką zdawała się przesłaniać zdrowy rozsądek. Był teraz zły na wszystko dookoła, a najbardziej na tego zaplutego, żałosnego, wywijającego dziewczęcym mieczykiem, do dupy ubranego ćpuna, w rzeczywistości będącego nikim bez swoich prochów. - Chciałbym Ci przypomnieć, dupku - Żelaznonogi splunął krwią - że chwilę po mojej śmierci zostaniesz zasypany górą ołowiu przez moich żołnierzy. I niby jak podreperujesz się lekarstwami będąc jedną, wielką, poszatkowaną kupą mięcha?
- Czemu nie zrobią tego teraz? - Gabriel na chwilę zerknął w stronę czterech uzbrojonych osobników o mordach tak paskudnych, że chyba wysłanych do tego miejsca za sam fakt obrzydliwości razem ze swoimi właścicielami.
Pierwsza zasada walki jeden na jeden - nie spuszczaj przeciwnika z oczu. Krzyżowiec już na zawsze miał trzymać się tej reguły, po otrzymaniu cholernie mocnego kopa w twarz. Zdawało się, że przeszedł na tamten świat i leci teraz do swego Stwórcy, lecz było to tylko złudzenie. Po osiągnięciu wysokości trzeciego piętra wojownik wiary począł sunąć ku ziemi. Upadek miał iście epicki.
- Nie strzelają - podjął chwiejący się czerwonooki - Bo jeszcze nie skończyliśmy walczyć.
Trzeba było przewidzieć, że Gabriel był przygotowany na taki obrót wydarzeń. Zawsze miał schowaną gdzieś w zakamarkach swojej odzieży dawkę lekarstw na czarną godzinę. Jako że teraz widział ciemność, nie zawahał się do sięgnięcia po środek zapewniający nagły przypływ witalności i woli walki. Szybko przełknął bliżej niezidentyfikowaną pigułkę. Po krótkiej chwili, jego do niedawna opuchnięta facjata odzyskała dawną świetność, jeśli nie liczyć zdobiącej jej wielkiej, karmazynowej plamy.
- Ty nieuczciwa mendo - krzyżowiec wstawał powoli, acz pewnie.
- Wyrzuć pigułki, wtedy porozmawiamy o uczciwości.
Widać było gołym okiem, że Zgrzyt nie jest w stanie prowadzić efektywnie dalszej walki. W obecnym stanie był skazany na śmierć. W sumie skazał się na nią w momencie wyzwania do walki Fanatyka.
Siedmiu odzianych w niebiesko-białe szaty wojowników postanowiło włączyć się do walki. Błyskawicznie opuścili swoją kryjówkę, po czym, biegnąc wyjątkowo szybko i z gracją, otoczyli Zgrzyta i Gabriela, przywiązując większą uwagę do tego drugiego.
- Jest nasz - przemówił osobnik zdający się być przywódcą bandy krzyżowców. O jego pozycji świadczyły słusznych rozmiarów naramienniki, wykonane z niebieskiego metalu nieznanego pochodzenia.
- Nie będzie wasz, dopóki z nim nie skończę - warknął Zgrzyt.
Zdawało się, że nikt nie słucha czerwonookiego. Siedmiu krzyżowców, niczym automaty, uruchomiło jednocześnie swoje energetyczne miecze, po czym unieśli je ku górze przybierając gardę.
Gabriel patrzył na nich obojętnie. Byli dla niego niczym więcej, jak trupami.
- Nie powinniście ingerować - mruknął Boży wysłannik.
Zgrzyt, jakby odzyskawszy na chwilę zdrowy rozsądek, wydarł się do żołnierzy:
- Pakujcie się do furgonetki razem z Amber i Żółtodziobem! - rozkazał, po czym sam zaczął się wycofywać. - Do następnego razu, fanatyczna mendo.
Żelaznonogi razem ze swoim oddziałem pozbierali się szybko. Zaraz po odpaleniu pojazdu ruszyli z piskiem opon do najbliższej placówki medycznej. Wiedzieli, że mogą spokojnie zostawić wszystkich znajdujących się wewnątrz „budynku przesłuchań” - był on istną fortecą rojącą się od żołnierzy. Nawet Krzyżowiec musiał się zastanowić dwa razy przed wkroczeniem do niej.
- Nasza gildia bardzo ucierpiała po twoim odejściu, Gabrielu - przemówił przywódca krzyżowców. - Wielu braci próbuje cię naśladować. Tracimy ludzi.
- Nie mogę nic poradzić na to, że błądzą.
- Mylisz się, Gabrielu. Możesz i poradzisz, zdobiąc członkami swego ciała pobliskie ulice.
- Odstąpcie, albo swymi duszami zasilicie zasoby piekła.
- Już je zasilamy.
Wszystkich siedmiu jednocześnie, z wzniesionymi mieczami, ruszyło na siwowłosego krzyżowca.
Autor: Wawrzyniec
Korekta: Boromir
strony: [1] [2] [3] [4] [5] |
komentarz[9] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Piekło na ziemi cz. 4" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|