..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Po chwili wyszli z wody i opadli na brzeg wykończeni.
- Dawno już nie miałam mężczyzny - powiedziała Cleo.
- A ja dawno nie miałem kobiety - rzekł Kalif - to mamy remis.
Leżeli tak dłuższą chwilę a potem wstali, ubrali się i poszli w stronę szałasu.
Usiedli przy ogniu i zjedli późne śniadanie, popijając zimną już kawą. Śniadanie w większej części składało się z ryb z wczorajszej kolacji.
- Mam do ciebie pytanie, Cleo - powiedział Kalif.
- Pytaj śmiało - odrzekła.
- Jeżeli jesteś czarodziejką, to po jaką cholerę jest ci potrzebny taki gość, jak ja? - zapytał.
- Jestem czarodziejką, to fakt, ale nie na tyle potężną, żeby dać sobie radę w pojedynkę w Wielkiej Puszczy - odpowiedziała czarodziejka. - Grasują tu bandy mutantów. I cholera jedna wie, co jeszcze.
Sama na pewno nie dałabym rady.
- Jestem, szczerze powiedziawszy, świeżo upieczoną czarodziejką – ciągnęła. - Dopiero rok temu zdałam wszystkie egzaminy na akademii w Kapitule.
- Teraz zaczynam rozumieć - odparł.
- Cieszy mnie to - powiedziała.
Po śniadaniu Cleo próbowała połatać trochę swoje spodnie, ale zdenerwowała się przy tej czynności i cisnęła spodniami w krzaki. Kalif podniósł spodnie, nożem pięknie obciął poszarpane nogawki i oddał Cleo. Pomógł jej też połatać koszulę.
Po południu zaczęli zbierać się do dalszej drogi.
Było słonecznie, kiedy wyruszyli w dalszą wędrówkę, kierując się na Wzgórza Łotrów. Mężczyzna z dwiema szablami na plecach i kobieta w nierówno obciętych spodniach raźnie maszerowali przez puszczę.
Do Middel Hill doszli drugiego dnia wieczorem, zmęczeni i głodni, po czterodniowej wędrówce przez gąszcz.

Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy wychodzili z puszczy. Ujrzeli osadę skąpaną w promieniach zachodzącego słońca. Middel Hill stało na terenie wzgórz, które porośnięte były trawą, różnymi krzewami i z rzadka drzewami. Osada oddalona była od puszczy o około pół mili. Ogrodzona była palisadą i wysokim kamiennym murem. Brama osady była duża, zrobiona z drewna i żelaza. Po obu stronach bramy stały wieże strażnicze, na szczycie których czuwali strażnicy.
Zza murów było widać spadziste dachy domów i innych budynków. Z kominów na dachach leciał dym, który gnany wiatrem pędził nad puszczę. Od strony Middel Hill dochodził gwar rozmów, krzyków i wrzasków.
Przed bramą zatrzymał ich strażnik. Wyglądał tak, jak powinien wyglądać strażnik. Miał na sobie ciemnozielony kaftan, kolczugę, hełm i pas z mieczem, a w ręku trzymał długą włócznię. Był wyraźnie podchmielony i przywitał ich najcieplej, jak potrafił.
- Gdzie się pchacie, przybłędy?! - zapytał gniewnie.
- Jesteśmy w podróży - odpowiedział Kalif. - Chcemy coś zjeść i przenocować.
- Przyjdźcie jutro - odparł strażnik lekko chwiejąc się na nogach.
Kalif i Cleo zdębieli.
- Po zachodzie słońca nie wpuszczamy – dodał. - Taki rozkaz.
- Jeszcze słońce nie zaszło, do cholery! - krzyknął Kalif, wyraźnie podenerwowany.
Strażnik chwiejnym krokiem wyszedł ze strażnicy i wychylił się za mur.
- No. faktycznie jeszcze nie zaszło - stwierdził zaskoczony. – Idźcie, ale żeby mi to było ostatni raz.
Kalif już miał powiedzieć, co myśli o naprutych strażnikach, ale ugryzł się w język.
Przeszli przez bramę i weszli do osady. Znaleźli się na głównej ulicy, przy której stały domy, sklepy i karczmy. Domy przeważnie były piętrowe zbudowane z kamienia i drzewa. Wszystkie miały spadziste dachy.
Po ulicach kręciło się dużo ludzi i było gwarno. Zaczepiali ich pijacy i żebracy, prosząc i grożąc. Kalif zaczął rozglądać się za jakąś gospodą. Długo nie musiał szukać.
Kilka kroków od bramy spostrzegł budynek z szyldem. Na szyldzie górował wielki czarny niedźwiedź, wyrzeźbiony na drewnianej tabliczce. Podeszli bliżej. Z gospody dochodził głośne krzyki i wrzaski, słychać też było muzykę i śpiewy.
Weszli do gospody. W środku było tłoczno i gwarno, można było nawet powiedzieć, że cholernie głośno. Sale oświetlały świece rozstawione na stołach i umieszczone w świecznikach na ścianach. Gospoda nie była duża, znajdowało tam pięć dużych podłużnych stołów i lada, za którą stał wysoki łysy barman. Obok baru po prawej stronie były się schody na piętro. Na wprost drzwi, po drugiej stronie gospody stał kominek, w którym palił się ogień.
Na stołku niedaleko baru siedział bard i grał na lutni skoczne kawałki. Obok grajka siedziało kilka kobiet wsłuchanych w wesołą piosenkę. Przy stołach siedzieli różni ludzie.
Grupka kupców jadła, rozmawiając o interesach. Grupa wojowników śpiewała do muzyki barda, a jacyś robotnicy pili na umór. Przy jednym ze stołów zauważyli grupkę mutantów, których rozpoznali bez problemu po rysach twarzy i postawnej budowie ciała. Wyglądali całkiem inaczej niż ci, którzy ich gonili w puszczy. Przede wszystkim byli umyci i jako tako ubrani, nie mieli też tak odstających dolnych szczęk. Nie wyglądali również na agresywnych.



strony: [1] [2] [3] [4] [5] [6]
komentarz[4] |

Komentarze do "Do Midgaru, cz. I"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 1.191883 sek. pg: