Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Kolejny dzień przywitał ich słonecznym porankiem. Trochę zaspali, więc musieli się pospieszyć, żeby jeszcze dzisiaj przebyć rzekę. Cleo wyspała się jak nigdy dotąd i była jak nowo narodzona. Pozbierali szybko swoje manele i ruszyli w dalszą drogę.
- Cudownie się spało na tym mchu - stwierdziła Cleo. - Dawno się tak nie wyspałam, jak dzisiaj w nocy. Ten mech może śmiało konkurować z niejednym łożem.
- Wiem - odparł - nie pierwszy raz tak spałem. I powiem ci jeszcze, że na żadnym łożu nie wyspałem się tak jak na mchu. Czuję się jak nowo narodzony - dodał Kalif.
- A do tego to leśne powietrze - łowca zaciągnął się. - Aż chce się żyć.
- Masz rację - odparła Cleo i wciągnęła powietrze przez nos. - Aż chce się żyć.
- Daleko jeszcze do rzeki? - zapytała.
- Nie, jeszcze kawałek - odpowiedział.
Mokra trawa i mokre krzaki, pozostałość po wczorajszej ulewie, sprawiły, że w niedługim czasie w butach wesoło chlupała im woda, a i spodnie mokre mieli aż do pasa.
Na szczęście szybko zrobiło się ciepło. A i puszcza całkowicie rozbudziła się ze snu. Promienie słońca zaczęły niezdarnie przedzierać się przez korony drzew. A wiatr cichutko szumiał w koronach. Wiele ptaków i niewielkich zwierzątek przemykało pod nogami i przelatywało nad ich głowami. Do południa ubrania wyschły całkowicie, tylko buty mieli trochę wilgotne. Ale nie zepsuło im to dobrego humoru.
Po południu, po dość długiej wędrówce, zrobili sobie małą przerwę, żeby się posilić i odpocząć.
Popas trwał około pół godziny, przekąsili co nieco, popili wodą, trochę odpoczęli. Powoli zaczęli się pakować, gdy nagle Kalif coś usłyszał. Przed nimi, gdzie jeszcze przed chwilą były wysokie krzaki dzikich jeżyn, stało trzech mutantów. Dwoje z nich było wysokich i bardzo dobrze zbudowanych, a jeden trochę mniejszy, ale daleko nie odbiegał muskulaturą od poprzednich. Byli cali wymazani jakąś śmierdzącą mazią, aż dziw bierze, że nie zostali wyczuci wcześniej. Wszyscy mieli zwierzęce rysy twarzy, tak samo niemiłosiernie brudne jak reszta ciała. Ciała mieli prawie całkowicie owłosione. Ich dolne żuchwy były wysunięte do przodu, a z niedomkniętych ust wystawały pożółkłe kły. Ubrani byli w skóry upolowanych zwierząt. A w łapach trzymali długie włócznie. Kalif pojął w lot, że "chłopcy" nie przyszli tu na potańcówkę.
Wiele razy słyszał od różnych ludzi, co mutanci wyprawiają z intruzami przyłapanymi na ich terytorium i nie miał ochoty tego sprawdzać.
Całe szczęście, że byli już gotowi do drogi i prawie wszystkie rzeczy mieli przy sobie.
- Wiejemy! - krzyknął Kalif.
Łowca odwrócił się na pięcie, jedną ręką złapał swoją torbę, drugą rękę Cleo i pociągnął ją za sobą.
Biegli przez las nie patrząc przed siebie, za plecami słyszeli trzask łamanych gałęzi i niezrozumiałe wrzaski mutantów. Gałęzie krzaków i drzew boleśnie smagały ich po twarzach. Przebiegli już ładny kawałek drogi, ale mutanty biegły wytrwale i nie zostawały w tyle.
Cleo powoli zaczęła opadać z sił, co potwierdziło potknięcie, ale została szybko poderwana przez Kalifa na równe nogi i biegli dalej. Po kilkudziesięciu metrach ostrego biegu oboje w podartym odzieniu i podrapani jak cholera zaczęli tracić siły. W końcu stanęli, odwrócili się w stronę swoich prześladowców i powoli zaczęli się cofać. Po chwili zza krzaków wybiegli mutanci i rzucili się na Kalifa i Cleo. Łowca odskoczył w tył i pociągnął za sobą Cleo, lecz zamiast stanąć na równym terenie, pośliznął się i zaczął ześlizgiwać się po urwisku, ciągnąc biedną kobietkę za sobą. Urwisko usłane było mokrymi liśćmi i wilgotnym mchem. Ześlizgiwali się korytem wyżłobionym przez wodę spływającą ze stoku. Z każdą chwilą jechali coraz szybciej i obijali się o każdy korzeń i każdy kamień wystający z rowu. Wyżłobienie skończyło się tak nagle, jak się zaczęło i znaleźli się w powietrzu, co też nie trwało długo, bo po chwili z wielkim pluskiem wpadli do rzeki. Kalif wypłynął pierwszy, ciągnąc za sobą Cleo. Pomógł jej dopłynąć do brzegu. Po krótkiej, aczkolwiek przymusowej kąpieli wyczołgali się na brzeg rzeki.
Leżeli tak dłuższą chwilę łapiąc oddech. Gdyby ktoś ich teraz zobaczył, to pomyślałby sobie , że woda wyrzuciła na brzeg zwłoki rozszarpane przez wilki. Tak właśnie wyglądali i pewnie tak też się czuli. Kalif podniósł się pierwszy, twarz i ręce miał podrapane przez gałęzie i kamienie. W jeszcze gorszym stanie była jego koszula. Spodnie zostały nie naruszone, ale brudne były jak gęby mutantów. Wstał puścił swoją torbę i podszedł do Cleo, która całkiem opadła z sił i dygotała z zimna.
- Żyjesz? - spytał.
- Nie wiem - odpowiedziała.
Podniósł ją i zaniósł w pobliskie zarośla, gdzie rozbił mały obóz. Jej rzeczy nie były w lepszym stanie niż rzeczy Kalifa. Rozebrał ją i delikatnie umył całe podrapane i posiniaczone ciałko. Przemył jej twarz i prowizorycznie opatrzył rany na całym ciele. Zbudował prymitywny szałas, który wyścielił mchem i położył ją w środku.
Przy wejściu rozpalił ognisko i rozwiesił nad nim mokre rzeczy. Sam rozebrał się do gaci, mokre rzeczy rozwiesił nad ogniem i poszedł złowić jakąś kolację. Wkrótce wrócił, niósł ze sobą dwa szczupaki średniej wielkości. Wypatroszył je i oblepił gliną i wsadził w żar, a z głów ugotował polewkę.
- Jesteś głodna? – spytał.
- Tak - odpowiedziała - ale nie mam siły jeść. - Pomożesz mi?.
- Oczywiście, że ci pomogę - odpowiedział.
Nakarmił Cleo i sam zjadł. Pieczony szczupak był nawet dobry, ale polewka bez soli i przypraw nie smakowała im za bardzo.
Zaczęło się ściemniać. Kalif poszukał kilku większych gałęzi i trochę zamaskował szałas, zgasił ogień i wszedł do namiotu. Ubrał Cleo w suchą już koszulę, nakrył ją i siebie swoim kocem.
- Jak się czujesz? Nie jest ci zimno? – zapytał.
- Nie - odpowiedziała - teraz już nie.
- Śpijmy już - zaproponowała.
- Dobrze - odpowiedział.
I poszli spać przytuleni do siebie.
strony: [1] [2] [3] [4] [5] [6] |
komentarz[4] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Do Midgaru, cz. I" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|