Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
***
Poszła za mną jak zauroczona – patrzyła cały czas figlarnie, podczas jazdy majstrowała przy rozporku moich spodni. Nie przeszkadzało mi to: spokojnie prowadziłem samochód. Wreszcie dojechaliśmy na właściwe miejsce.
Ulica była długa i tajemnicza. Po każdej jej stronie stały dziwne sklepy – a to z magicznymi miksturami, proszkami, różdżkami, amuletami, laleczkami voodoo. A między tymi przedziwnymi sklepikami stały biura „wróżek”. Sybille, Kasandry, i inne „wyrocznie” ogłaszały się błyskającymi neonami: „Wróżenie ze szklanej kuli: niezawodność”. „Wróżenie z ręki, oraz tarot i kabała – wróżka Kasandra”. Jednak ja i moja partnerka minęliśmy te wszystkie kiczowate, ściśnięte między siebie biura i doszliśmy do końca ulicy. Tam stał największy sklep na tej uliczce. Nie błyskały się tam żadne neony, nie zachęcały żadne kolorowe plakaty. Był to zwykły, szary sklepik, który z pozoru nie przyciągał za wiele klienteli. Było to jednak mylne wrażenie: panował tam duży tłok, taki, jaki widuje się na wyprzedażach w hipermarketach, tylko oczywiście na mniejszą skalę. Powoli weszliśmy do środka.
Tak, zdecydowanie w tym sklepie nie uświadczylibyście zwykłego asortymentu. Znajdowało się tam bowiem wszystko, co moglibyście sobie wymarzyć, a zarazem wszystko, co znajdowało się na tej ulicy – bowiem w środku „sklepik” wydawał się o wiele większy niż z zewnątrz. Stało w nim wszystko: laleczki voodoo zrobione z magicznego wosku, amulety egipskie, szklane kule, sto różnych talii do tarota oraz wiele książek, między którymi znajdowały się również „Tajemnice kabały”. Ja prowadziłem Sarę w głąb tego gąszczu, aż doszliśmy do gabinetów czarownic, wróżek, a także… egzorcysty. Właśnie tam ją prowadziłem.
- Kochanie… - spytała powoli uczepiając się mojego ramienia. – Co się dzieje? Dlaczego jesteśmy przed gabinetem egzorcysty, a ty właśnie pukasz do drzwi?
Tak, proszek powoli przestawał działać. Cóż, w końcu minęła godzina, trudno się dziwić.
- Posłuchaj, Saro, byłem tu już kiedyś. Powiedziałem, że duch Iana nas męczy, i że chcemy się go pozbyć. Ten egzorcysta umówił się na dzisiaj z nami.
- A dlaczego nie z tobą? – spytała ponownie. – Nie mam ochoty odpowiadać na jego pytania o moje życie z Ianem…
- Ale on nam pomoże, powie, co zrobić, aby ten walnięty skurczybyk wrócił do domu – powiedziałem, sam się dziwiąc moim słowom. No, ale zawsze byłem samokrytyczny.
Po długim pukaniu drzwi otworzył egzorcysta.
- Och, to pan Lewis… Nie spodziewałem się, że będzie pan taki punktualny – powiedział staruszek w wyświechtanym garniturze i koncertowych spodniach.
- Jestem punktualny, gdyż to poważna sprawa. Proszę mi wierzyć, on nas prześladuje.
- Dobrze, proszę wejść, zobaczę co się da zrobić… - „zobaczę co się da zrobić…”. Wzruszające. Tekst jak z ostrego dyżuru. Tylko, że to był tekst lekarza, informującego, że nie ma już ratunku. Że choroba albo jest nieznana, albo nieuleczalna. Tak czy siak, nigdy nie oznaczało to nic dobrego. W tym przypadku też nie.
Weszliśmy do nieco zakurzonego pomieszczenia, z wysokimi regałami, na których stało mnóstwo książek, a wśród nich „Zawracanie zmarłych z drogi życia”. Tak, chyba z tej książki będziemy dziś korzystać.
- Proszę, proszę siadać… - starzec wskazał nam dwa krzesła postawione przy staroświeckim biurku. Sara nerwowo na mnie spojrzała. Posłałem jej uspokajające spojrzenie.
- Więc dręczy państwa zmarła osoba. – zaczął mężczyzna.
- Tak – odparliśmy oboje równocześnie.
- I mniej więcej od jakiego czasu?
- Od dokładnie dwóch tygodni, panie Smith. To jest od czasu śmierci tej osoby – odparłem, wyprzedzając następne pytanie starca. Pokiwał powoli głową.
- Czy jest to mężczyzna, czy kobieta?
- Dlaczego pan pyta? – po raz pierwszy odezwała się Sara. – Czy to aż takie ważne?
- Tak, bardzo ważne – odparł staruszek śmiejąc się jowialnie. – Otóż, kobiety po śmierci stają się bardziej wredne, niż mężczyźni…
Posłałem mu moje spojrzenie numer jeden, mówiące: „Zamknij gębę”. Zamknął ją.
- Mhm, tak… - odchrząknął. - A więc…?
- To był mężczyzna – odparłem za Sarę, która stroiła obrażone miny do starucha. Zupełnie jak dziecko.
- Ach. Więc muszę pana ostrzec, że jest to coś niesamowitego. Mężczyźni przeważnie odchodzą i… nic więcej. Może czasami, gdy mieli jakiś ważny interes lub porachunki, wracali. A jednak nigdy w mojej długiej, czterdziestoletniej karierze, nie uświadczyłem takiej przyjemności, jak pozbycie się aż tak wrednego faceta.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Dziękuję za komplement, pomyślałem.
- Teraz – chociaż wiem, że to będzie niezbyt miłe pytanie – w jakich okolicznościach zginął ów mężczyzna?
Popatrzyłem na Sarę. Ona na mnie. Przesłałem jej w myślach: „Ja odpowiem”. Chyba tym razem usłyszała.
- Cóż… To był wypadek samochodowy. Był lekko pijany i… - spuściłem wzrok udając skruchę. – I rozbił się o drzewo. Samochód się spalił, zanim zdążyła przyjechać straż.
- Dlaczego nie słyszałem o tym w wiadomościach? – spytał staruszek patrząc na mnie nieco podejrzliwie.
- Och, on jest… był, właścicielem pewnej znanej firmy… Nie chciał wielkiego rozgłosu. Tak przynajmniej kiedyś mówił, zanim zginął.
- Hm, tak… To mi pasuje. Czy miał jakiś niedokończony interes? Transakcję, związaną z panem lub panią?
Spojrzałem na Sarę. Tak, było wiele takich transakcji.
- Nie. Nigdy nie wspominał o tym, że ma coś z nami do załatwienia. Absolutnie.
Sara westchnęła. Wiedziałem, że rozmowa zaczyna ją męczyć. Nie lubiła być wypytywana, a i tak zaginięcie jej męża spowodowało niemałe zamieszanie towarzyskie. Powiedziała, że zupełnie się odmienił: wyjechał do Tybetu, zapuścił brodę, a firmę zostawił Markowi. Nie było to zbyt dobre wytłumaczenie, ale znajomi i nieznajomi przyjęli tę informację jako wiarygodną.
- A… Jeśli mogę spytać… - zaczął staruszek uśmiechając się pod wąsem. – Kim państwo dla siebie są? Proszę o jasną odpowiedź, bez kłamstw, gdyż jest to ważne dla powodzenia mojej… misji. Tak. A w razie czego, mogę użyć wykrywacza. Wiem, że kłamca nie lubi być zdradzany, ale takie są procedury mojego postępowania. A więc? – zakończył nadal się uśmiechając.
Sara westchnęła. Pomyślałem, że teraz ona powinna wykazać się inicjatywą.
- Może… może Sara powie – wykrztusiłem. Zdecydowanie ta zabawa była najlepszą w jaką grałem w moim życiu… i poza nim.
- No cóż, myślę że to trochę skomplikowane… Na pewno chce to pan usłyszeć?
- Sądzę, że tak. – odparł starzec.
- A więc… Gdy Ian jeszcze żył, byliśmy kochankami – wydukała. – Ukrywaliśmy się wciąż, ale w domu byłam dla mojego męża dobrą żoną: kochałam się z nim jak chciał i kiedy chciał, robiłam mu czasami obiady. Pomagałam prowadzić życie towarzyskie – po jej minie widziałem, że ta wizyta bardziej przypomina jej psychoanalizę, a nie drobną wizytę u egzorcysty. Zwłaszcza u niego.
- Tak… To wiele wyjaśnia. – mruknął stary i popatrzył na mnie.
- A pan w jakich był stosunkach z zmarłym?
- Byliśmy dobrymi przyjaciółmi i wspólnikami. Jeździliśmy razem na wakacje – Honolulu, Hawaje, czasami Egipt czy Majorka. Nigdy się o nic nie pokłóciliśmy.
Starzec wpadł w zadumę. Pewnie myślał coś w stylu: „Ho, ho, ho, ładnie, pięknie, prześlicznie… Ale z tego będzie kasa!” Cóż, miał rację.
- Jedynym sposobem, który wydaje mi się racjonalny, w stosunku do tego ducha, to złożenie ofiary. Ale nie byle jakiej.
- Mogę mu złożyć w ofierze wszystko! – zadeklarowała Sara. Chyba nie był to najlepszy pomysł.
- Jeżeli pani tak mówi… Musi pani złożyć w ofierze…
strony: [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] |
komentarz[7] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Spalone marzenia" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|