Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
*****
Trzy kobiece głowy leżały na podłodze, elf podchodził do następnej skrzyni, gdy nagle usłyszałem śpiew. Mrożący krew w żyłach, złowieszczy, przepełniony wściekłością. Trzy wieka uniosły się same. Trzy kobiety, podobne jak krople wody do pierwszej, powstały ze swych dębowych trumien. Śpiewały. Elf złapał się za głowę, skulił. Na mnie śpiew tak nie działał, na pewno budził strach, grozę, ale poza tym wabił, zapraszał. Chwyciłem za sztylet i rzuciłem celując w gardło najbliższej. Trafiłem. Zaczęła się wić, upadła. Doskoczyłem, złapałem za trzonek i wykonałem długie silne cięcie, głowa potoczyła się w kąt. Dłonie jednak nadal wczepiały się w moją skórę na ramieniu. Próbowałem się wyrwać z uścisku, daremnie. Eruantalon podczołgał się do mnie, odciął rękę kobiety w przegubie. Zadziałało, byłem wyswobodzony. Wszystko to trwało zaledwie sekundy. Pozostałe kobiety rzuciły się w naszą stronę. Zasłoniłem elfa, nie był teraz w stanie walczyć. Wił się trzymając ręce na uszach. Jedno cięcie i następna kobieta został pozbawiona głowy. Czułem się dziwnie, jakby moją ręką kierował jakiś wprawny szermierz. Została ostatnia istota, śpiew był teraz słabszy. Elf podniósł się i rzucił na nią wyrywając mi po drodze nóż z dłoni. Odskoczyła i już była przy mnie, gnijący oddech, zaciskające się na szyi paznokcie, wilcze zęby i ... jakaś dziwna niebiańska rozkosz jej śpiewu... Uśmiechnąłem się do niej, nachyliła się, żeby mnie pocałować. Rozkosz... Nagle, jej głowa gdzieś znikła. Pozostał tułów, broczący czarną klejącą mazią. Otrząsnąłem się. Przede mną stał Eruantalon.
- Dziękuję, przyjacielu, uratowałeś mi życie, znowu – elf skłonił się. – Choć jak widzę, nie pozostałem ci dłużny zbyt długo – uśmiechnął się. – Nie mogłem wytrzymać ich śpiewu, zbyt się odsłoniłem.
Stałem nieruchomo i powoli analizowałem słowa elfa. Czy on powiedział „przyjacielu”?
- Tak, dziękuję i.. do usług – popatrzyłem na moją niedoszłą zabójczynię. Ten pocałunek...
Schyliłem się i zwymiotowałem. Mój wzrok padł na większą od innych siódmą skrzynię w rogu kabiny. Przeszedł mnie dreszcz.
- Tamta skrzynia nie stanowi zagrożenia – odpowiedział mi na nie zadane pytanie. – Tam jest pożywienie dla tych...
- Kim one były? Kim ty jesteś? Co to znaczy... pożywienie? – nareszcie dałem upust ciekawości.
-To upiory, ale nie to jest ważne. Ważne jest to, do czego Moor ich potrzebował. Co do mnie, to nie chciałbym.. Jestem przyjacielem, lepiej będzie dla ciebie nic więcej nie wiedzieć.
Podszedł do skrzyni. Podniósł wieko, nie było zabezpieczone magicznie. Zakrył twarz dłonią. Podszedłem i znowu zawartość żołądka, o ile tam jeszcze coś zostało, podeszła mi do gardła. Kris i Montie, a raczej to co z nich zostało, spoczywali w skrzyni. Twarze z wyrazem uwielbienia wyglądały komicznie w zestawieniu z nadgniłymi, wyzbytymi z krwi ciałami.
Musieli doświadczyć tego co ja przed momentem, tyle że nikt nie pozbawił głowy uwodzącej ich istoty.
- To jest pożywienie – usłyszałem cichy, lodowaty głos elfa. – Wracajmy, trzeba się ich pozbyć, z nadejściem pełni będziemy mieli o dwa upiory więcej. Zobaczmy co z chorymi.
Nie czekał na moją odpowiedź, wdrapał się szybko na pokład. Podążyłem za nim, pozostawanie samemu w takim miejscu z nimi... Brrrr. Otrząsnąłem się.
******
Po rozmowie z Danem zwróciłem się do załogi.
- Już wiecie co się stało, więc nie będę roztrząsał sprawy. Sytuacja została opanowana. Nie chcę żadnych problemów. Trzeba się pozbyć ciał. Do roboty, panowie! Za trzy dni będziemy w Stadtfreak.
Marynarze nie ociągali się z wykonaniem zadania. Po kilku godzinach luk był wysprzątany, nie było śladu po niedawnych wydarzeniach.
Wszedłem do kajuty pierwszego oficera. Elf rozmawiał z Dredem.
- Słyszałem coś, jakby śpiew, chciałem iść gdzieś, nie wiem sam... Co to było? – zdezorientowany Dred kręcił głową.
Eruantalon położył mu rękę na ramieniu.
- Miałeś dużo szczęścia, nie były głodne, miałeś czas i ... – zauważył mnie. – A oto i nasz kapitan. Morten, twoi ludzie będę żyć, muszą tylko odpocząć..
- Trzeba będzie to wytłumaczyć Moorowi. – przerwałem mu.
Spojrzał na mnie spod oka, przysiągłbym, że od opuszczenia kabiny ładunkowej nie myślał o niczym innym...
Kahlan.
strony: [1] [2] [3] [4] [5] [6] |
komentarz[5] | |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|