Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
2
Było już bardzo późno, gdy zobaczył pierwsze domy, zwiastujące początek miasta. Od spotkania w lesie minęły trzy dni. Powoli jechał szerokim, brukowanym gościńcem, wiodącym wprost do Trondar. Mijając północną bramę trakt rozgałęział się na dziesiątki mniejszych dróg oplatających stolicę Matoh siecią ulic, uliczek, alej i zaułków.
Sporo się zmieniło. Powstało wiele nowych budowli, wzgórza otaczające stolicę porosły domkami, a także większymi posiadłościami, które odbijały od swoich murów księżycową poświatę. Niedługo po minięciu bramy kopyta jego wierzchowca zaczęły stukać miarowo o równo ułożony bruk dzielnicy kupieckiej, o tej porze pustej i cichej. Gdy wjechał do willowej części miasta, wiedział, że do zamku już niedaleko. Jechał wzdłuż wysokiego, kamiennego muru, który oddzielał siedzibę władcy, wraz z rozległymi terenami przypałacowymi od reszty miasta. Przypomniał sobie jak za młodych czasów bawił się w nich z przyrodnim bratem i przyjaciółmi. Uśmiechnął się do siebie na tą myśl. Chciał być znowu dzieckiem i nie przejmować się niczym, weselić się całymi dniami, żyć beztrosko. Te czasy jednak minęły bezpowrotnie - upomniał się w duchu i ponownie się uśmiechnął.
Chciał od razu udać się na zamek, ale wiedział, że miałby spore problemy z dostaniem się do środka, szczególnie o tej porze. Jakoś nie miał ochoty na wykłócanie się ze strażnikami. Był na to zbyt zmęczony. Spojrzał na błękitny księżyc, który powoli przesuwał się po nieboskłonie na zachód. Wiedział, że dość daleko do świtu, ale chciał dobrze wypocząć. Nie namyślając się długo, zawrócił konia z powrotem do części kupieckiej miasta, aby znaleźć jakąś karczmę. Rzucił jeszcze ostatnie, pełne tęsknoty spojrzenie na znajome mury i odjechał.
Nie musiał długo szukać miejsca na nocleg, ponieważ już wcześniej wpadła mu w oko w miarę dobrze wyglądająca gospoda. Znajdowanie miejsca na nocleg było jednym z nawyków nabytych dzięki wielu podróżom. Odprowadził konia do stajni, rzucił zaspanemu chłopakowi kilka monet i udał się do karczmy.
Wnętrze było mroczne, a jedyne światło rzucały niewielkie płomienie dogasającego ognia, skaczące po resztkach drewna tlącego się w dużym palenisku po środku sali, wokół którego ustawione były stoły i ławy do siedzenia. Kilka miejsc było zajętych przez gości, lecz ciężko było powiedzieć, czy to miejscowi, czy przybysze. Jego wejście skupiło na nim przelotną uwagę zgromadzonych. Trwało to jednak tylko chwilę. Jak zwykle. Ocenić i albo zapamiętać, albo od razu zapomnieć. Jak w każdej gospodzie.
Elf powoli zbliżył się do kontuaru, za którym stał wysoki, gruby właściciel machinalnie czyszczący kufel. Gość usiadł na jednym z krzeseł. Niemal natychmiast mężczyzna podszedł do niego i zapytał bez zaciekawienia:
-Coś podać?
-Tak - odrzekł nocny przybysz z cieniem znużenia w głosie - Najlepiej coś do jedzenia.
Karczmarz popatrzył przez chwilę na nowego gościa.
-Polecam pieczony schab - powiedział rzeczowo - Jest trochę zimny, ale zawsze można odgrzać - zamilkł, patrząc wyczekująco na dziwnego klienta - Podgrzać? - zapytał retorycznie i widząc skinienie gościa, poszedł na zaplecze gdzie znajdowała się najpewniej kuchnia. Kiedy po dłuższej nieobecności powrócił, w jednej ręce niósł spory półmisek z parującym kawałkiem pieczeni i ziemniakami, a drugiej metalowy nóż i widelec. Postawił gorące jedzenie przed gościem i położył obok sztućce.
Elf spojrzał na kawałek, zbrązowiałego mięsa i leżącą obok jasną masę zgniecionych warzyw. Kąciki jego ust natychmiast uniosły się w uśmiechu. Nie był w nastroju do wybrzydzania, a do tego potrawa wyglądała całkiem znośnie, zaś gdy pierwszy kęs przeszedł mu przez gardło, stwierdził, że smakuje lepiej niż zasługuje na pierwszy rzut oka.
-Co cię tu sprowadza wędrowcze w tak niebezpiecznych czasach?- zapytał karczmarz, gdy elf przerwał na chwilę posiłek.
-Dlaczego niebezpiecznych? - zapytał gość przełykając kęs.
-Nie słyszałeś o potworze, który grasuje w tej okolicy - nachylił się i kontynuował konspiracyjnym tonem - Podobno ma trzydzieści łokci wysokości, cztery pary rąk i ogromne kły, którymi rozszarpuje wszystko na strzępy. Gadają, że napada wzdłuż traktu. W ciągu ostatnich tygodni, nie mieliśmy zbyt wielu znacznych gości z północy. Powiem ci w sekrecie - zaczął nachylając się jeszcze bardziej w jego kierunku i ściszając głos, że król podobno wyznaczył nagrodę za schwytanie lub zabicie potwora - dla podkreślenia wagi słów pokiwał kilkakrotnie głową.
-Dlaczego uważasz, że jestem "znacznym gościem"? - zapytał akcentując dwa ostatnie słowa.
-To przecież oczywiste - odparł spokojnie karczmarz wracając do czyszczenia kufla - Inaczej się poruszasz, inaczej mówisz, twój strój jest nietypowy. Do tego te spiczaste uszy. Dlatego zdziwiłem się, że zawitałeś do mojej gospody.
Elf jadł przez chwilę w milczeniu.
-Nikt się nie pojawił? - zapytał przełykając kolejny kęs.
-Nikt - potwierdził karczmarz kiwając głową - Nikt poza nimi oczywiście - dodał wskazując na postacie siedzące na ławach.
Ponownie zapadła cisza. Po chwili właściciel przybytku odłożył wyczyszczony do granic możliwości garniec na piwo i zajął się wycieraniem kontuaru. Elf zaś zajął się na powrót swoim schabem, który zaczął dość szybko stygnąć. Gdy skończył gospodarz zabrał pusty talerz, wyszedł na chwilę i przyniósł pokaźnych rozmiarów szklanicę zimnego złocistego Bunskiego, najlepszego trunku chmielowego na południe od Amrot. Na widok słusznej porcji piwa, kąciki ust młodzieńca ponownie uniosły się w uśmiechu. Wziął kufel i zaczął powoli sączyć, delektując się wspaniałym napojem. Rozluźnił się i usiadł wygodniej. Gdy skończył pić poczuł się całkowicie odprężony.
-Macie może pokoje?- zapytał, kiedy karczmarz zabierał opróżnione naczynie, po którego ściankach ściekały resztki piany.
-Oczywiście - odparł otyły mężczyzna, jakby usłyszał największą niedorzeczność w życiu.
-A wolne? - zapytał beznamiętnie elf, ale na jego twarzy pojawił się zmęczony uśmiech.
-Naturalnie - rzekł człowiek, jakby usłyszał największą niedorzeczność w życiu - Tu jest klucz - powiedział podając mu ciężkie mosiężne narzędzie - Pierwsze drzwi na lewo od schodów.
-Doskonale - odparł - Zatrzymuję się tylko na jedną noc - przeciągnął się lekko i ziewnął mimowolnie - Obudź mnie późnym rankiem. Mam za sobą ciężką podróż. Przypilnuj, żeby zajęto się odpowiednio moim koniem. I niech uważają. Nie lubi, kiedy się krzyczy na niego.
-Oczywiście. Dopilnuję wszystkiego osobiście.
Młodzieniec wyjął garść złotych monet z mieszka i nie licząc podał karczmarzowi mówiąc:
-To powinno wystarczyć.
-Ależ wystarczy - odparł, a w jego oczach natychmiast zabłysła iskra. Słyszał, że elfy są ekscentryczne, a ten to był chyba wybitny przypadek. Z takimi pieniędzmi mógł iść do najlepszej karczmy w mieście, a do tego nie wziął najlepszego pokoju. Ale człowiek nie przejął się tym zbytnio. Właśnie zarobił więcej niż w ciągu całego dzisiejszego dnia. Zabrał monety i zniknął na zapleczu. Młodzian zaś odwrócił się i ruszył powoli na piętro. Dotarł do wskazanych drzwi, otworzył je i wszedł do pokoju. Nie był luksusowy, ale na jego potrzeby wystarczający. Drewniana komoda, jednoosobowe łóżko, dwa krzesła ustawione w chaotyczny sposób. Wszystkie meble wyglądały, jakby zostały kupione za panowania Torarana, dziadka obecnie rządzącego króla. Gdy podszedł do okna, okazało się, że ma wspaniały widok na zaplecze i stajnię. Na szczęście to była tylko jedna noc. Zdjął skórzany pancerz, pelerynę oraz wierzchnie odzienie i położył na ławie, broń oparł o krzesło. Opłukał twarz w misce wody, położył do łóżka i prawie natychmiast zasnął.
strony: [1] [2] [3] |
komentarz[7] | |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|