Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
*
Rankiem obudził go Hern- rycerz z Talikardu. Powiedział że czas na przygotowania i niewiele czasu zostało. Należy wyruszyć póki mgła osnuwa jezioro. Ponoć demon właśnie tam ma swą kryjówkę.
Naytrel wysłuchał tych słów na wpół przytomny. Był zmęczony, ale czuł się świetnie. Nawet bardziej niż świetnie. Wszyscy byli już na nogach. Nawet Kostek, który za zwyczaj brał sobie odpoczywanie do późnego popołudnia krzątał się i kręcił po obozie, czasami nawet dobudzając pozostałych.
- Z czego się tak cieszysz?- zapytał Naytrela.
- Z niczego.. A co?
- No przecież widzę że oczy ci się śmieją.. Ledwo nad sobą panujesz, jak po chędożeniu.
- Cicho..
- A czemu niby? Lepiej powiedz mi co cię tak bawi.
Rivelv uśmiechnął się pod nosem, wstał, ubrał koszulę, zapiął spodnie i wziął pasy z szablami.
- Zaraz ruszamy Kostek. Gotowy do drogi?
- Wiedziałem.. Chędożyłeś!
- Zamknij się!
- Wybacz mi, Nayt, wybacz.. Ahaaa... Czyżbyś zeszłej nocy z Mesfą?
- A widzisz tu inną kobietę?
Kostek uśmiechnął się pod nosem:
- No nie..
- Otóż to.. Gotowy do drogi?
- „Jedynka" i „Czwórka" są zawsze gotowi.
- Co? Jaka jedynka?
Kostek strzepnął dłońmi, w jednej chwili w jego dłoniach pojawiły się dwa ostre jak brzytwa sztylety.
Uniósł do góry trzymane ostrza:
- Jedynka i Czwórka, moi celni koledzy.
Naytrel pokręcił głową:
- Jesteś chory.
- He he.. A żebyś wiedział!- strzepnął dłońmi i na powrót sztylety zniknęły w jego rękawach.
- Masz jeszcze jakieś noże?
- Tylko ten przy pasie- wskazał palcem- A zresztą, nic ci do tego przyjacielu- uśmiechnął się.
Słowa Kostka przerwało głośne rżenie konia. W chwilę potem ukazał się biały ogier Herna z Talikardu, z rycerzem w siodle.
- Spokojnie, Sejdżur, spokojnie- powiedział i poklepał rumaka po szyi.
Kostek skrzywił się w parodii uśmiechu:
- Co on powiedział do tego konia?
- Nie wiem.
- Gotowi do drogi?- zapytał Hern.
- A gdzie masz dolną część zbroi, panie?
Kostek dopiero teraz zauważył że rycerz miał na sobie tylko napierśnik, naramienniki i rękawice. Dolną cześć zastąpiły skórzane spodnie. W jego uzbrojeniu brakowało kopii.
- Bez tego obciążenia będę czuł się znacznie pewniej i poprawi to mą szybkość w bezpośredniej konfrontacji z przeciwnikiem- odparł Hern.- przygotujcie się panowie, weźcie oręż i zbroje, za chwilę ruszamy nad jezioro gdzie wśród wyschłych trzcin, pod kłodami spróchniałych drzew kryje się nasz demon, którego musimy zabić.
Hern poklepał po szyi swego konia:
- Po raz kolejny, mój wierny Sejdżur pomoże mi odnieść zwycięstwo.
- Wątpię- powiedział spokojnie Kostek dłubiąc paznokciem w zębach.- Anzeer powiedział że idziemy piechotą. Koń może przeląc się i ponieść. Nie ryzykuj, Hernie z Talikard.
*
Obóz pozostawili pod opieką Miltona E. Miltona, który zaofiarował się mówiąc że zostanie w obozie i popilnuje rzeczy. Narzekał twierdząc że traci wspaniałą zabawę, ale też cieszył się, bo w beczkach zostało jeszcze sporo drogiego, Aplegadzkiego wina. Równina osnuta była mgłą. Wokół panowała cisza. Trawa była wysoka, bujna, skroplona poranną rosą. W powietrzu unosił się ten specyficzny zapach, zapach informujący o tym, że jest to dzień w którym wydarzy się coś nadzwyczajnego.
Mgła była gęsta, ale z wolna zaczęła opadać. Wiało chłodem.
- I co myślisz, Kostek?- zapytał Naytrel poprawiając narzucony na siebie czarny płaszcz z kapturem.
- Niby o czym?
- No o tym wszystkim.
- Znaczy o demonie i dziewczynce?
- Chmmm... Nic. Wiesz przecież że jeżeli ten demon jest naprawdę magiczny, to załatwisz go jednym dotykiem.
- A jeśli nie?
- Nie rozumiem?
- A jeśli nie załatwię go jednym dotykiem?
- Nawet tak nie mów. Dlaczego miałbyś nie załatwić go tym swoim wysysającym tknięciem?!
- Bo wtedy dowie się o tym ten cały Sznyta. Nie chcę żeby mnie rozpoznał. Nie potrzeba nam rozlewu krwi.
- Pheh.. Nie rozpozna cię. Mało to rivelvów w krainie?! Ha ha!..
- Mało..
- Nie przesadzajmy, Nayt. Wiesz że Sznyta cię nie widział, jak może cię rozpoznać?
- A chociażby po tym, że powiedziałeś że wracamy z Viliany.
- Ale możemy powiedzieć że byliśmy tam przejazdem.
- Takiemu się nie wytłumaczysz, dobrze o tym wiesz.
- Racja... Ale nie ważne.. Szczerze mówiąc wątpię żeby to dziecko jeszcze żyło.
- Dlaczego tak mówisz?
- Zbyt wiele czasu minęło. Ale nie martw się, żywa czy martwa, znajdziemy demona, zabijemy go i tak nam zapłacą.
Naytrel pokręcił głową:
- To chyba dobrze, że zapomniałem o tym że na świecie liczy się tylko pieniądz, bo tobie, przyjacielu, od tego wszystkiego pomieszało się we łbie.
*
Brat Morten pomodlił się za nich nim weszli do lasu, nim ruszyli skąpaną w szarych obłokach drogę szczelnie wyścieloną paprociami. Z braciszkiem została Mesfa, stali pod koroną pokręconego drzewa. Mesfa nie umiała się modlić, ale gdyby tylko umiała, na pewno by to zrobiła.
Anzeer szedł pierwszy, za nim szedł Sznyta, dalej Kostek, Naytrel i Hern, popędzający co chwila Felsta, niosącego tarczę rycerza.
- Ustrzelę demona z łuku a Sznyta dobiegnie do niego i dobije go mieczem- powiedział
Anzeer cały czas idąc przed siebie i nie odwracając się- mam nadzieję że wszystko jasne? Pieniądze i tak podzielimy po połowie.
- Jakże to?!- oburzył się Hern.- Mamy patrzeć jak ubijacie stwora?! A gdzie w tym wszystkim honor i męstwo?!
- Honor i męstwo zostawiłem w obozie, nie będą nam tu potrzebne. Zaraz dojdziemy do jeziora. Jeśli on tam naprawdę będzie, o tej porze powinien wracać z łowów. Dopadniemy go dzisiaj albo nigdy.
Sznyta uśmiechnął się szyderczo wystawiając popsute zęby. Twarz miał umalowaną ciemnozielonymi pasami, jak barbarzyńca idący na bitwę.
5.
Nad spokojną, czystą i równą taflą jeziora unosiła się lekka, zwiewna mgiełka. Było spokojnie, a jednak panował nastrój grozy i ogólne zaniepokojenie. Wywołane to było chociażby tą głuchą ciszą, milczeniem i dziwnym, nienormalnym spokojem. Żaden ptak nie zaśpiewał w koronach drzew, żadna czapla nie przeleciała nad jeziorem. Panowała cisza.
Anzeer kucnął na samym przodzie, obok siebie położył łuk, wyjrzał zza zasłaniające plażę krzaki dzikiego bzu. Robił to bardzo ostrożnie, cicho. Kucał tam i nasłuchiwał, w milczeniu. Nie dawał żadnych znaków, jakby zamienił się w kamień. Jego towarzysze stłoczeni z tyłu, za szerokim pniem zwalistego drzewa oczekiwali jego reakcji cały czas obserwując i nasłuchując wszelkich odgłosów.
W pewnej chwili Anzeer chwycił łuk, naciągnął strzałę. Szybko nakazał palcem milczenie i przygarbiony wyszedł zza krzaków, rozglądając się uważnie na prawo i lewo. Panowała cisza. Nic się nie działo.
Łowca stąpał powoli, rozglądał się czujnie, jak myśliwy, czający się na zwierzynę.
Czujnie lustrował brzeg jeziora, obrastające wszystko czciny, Wysoką ścianę lasu na przeciwległym brzegu rozlewiska.
Widać było, że w jednej chwili się uspokoił, że nie dostrzegł niczego niezwykłego. Opuścił powoli łuk i kucnął nad miękką, piaszczystą ziemią. Widniał tam odcisk pięciopalcej łapy, na pewno nie należącej do człowieka. Następny, identyczny był kawałek dalej. Ślady ciągnęły się z tego miejsca aż w las, za jeziorem.
Dał znak kompanom, żeby zbliżyli się do niego. Wszyscy ruszyli równo, szli gęsiego, lekko przygarbieni, oprócz Sznyty, idącego sztywno, wypinającego tors.
Przez ciszę przedarł się głośny kwak dzikiej kaczki. W mgnieniu oka Anzeer napiął strzałę i naciągną cięciwę aż do ucha.
- Spokojnie- powiedział Kostek który doszedł do niego pierwszy.- To tylko kaczka. Anzeer odetchnął.
- Ślady idą w las- burknął.- Ruszajmy. Im szybciej to załatwimy, tym lepiej dal nas.
Nagle rozrywając ciszę niczym grom, zakwakały kaczki w trzcinach. Dwie wzbiły się do lotu. Anzeer energicznie napiął cięciwę, wymierzył machinalnie i strzelił.
Jeden z ptaków runął ciężko do wody.
Kostek pokręcił głową, zaśmiał się.
Anzeer spojrzał na niego krzywo marszcząc brwi.
Sztyleciarz wzruszył ramionami i rechocząc poszedł tropem w las, wzdłuż jeziora.
- Plan mam taki- powiedział Anzeer- Rycerz i chłopek pójdą lasem, Naytrel i ten drugi pójdą brzegiem tędy z lewej, a ja i Sznyta sprawdzimy prawy brzeg. Spotkamy się na polanie po drugiej stronie jeziora.
- Gdybyście go zauważyli, krzyczcie- dodał Herfryn zwany Sznytą.
Anzeer zaśmiał się paskudnie:
- Tego nie trzeba niektórym mówić.
Spojrzał na rivelva.
- Ruszaj Naytrel, czy jak ty tam się zwiesz. Ruszaj za swoim towarzyszem.
*
- Słyszałeś chama jednego?- zapytał Kostek rzucając od jeziora kawałek ułamanej gałęzi.- Denerwujący jest ten Anzeer, naprawdę denerwujący. Myśli że jak podaje się za wodza, najemnika i łowcę to wszystko mu wolno.
- Niech mu będzie. Nie ważne.
Sztyleciarz schylił się, urwał źdźbło trawy, wsadził do ust:
- Po prostu denerwuje mnie że tak się rządzi, cham jeden. Nawet nie pamiętał mojego imienia.
- Bo nie podałeś mu imienia.
- Ale słyszał jak do mnie mówią. Nie powiedział normalnie Kostek, tylko „ten drugi". To wredny ignorujący wszystkich frajer i nie mam zamiaru się z nim zadawać. I to paskudne „tego niektórym mówić nie trzeba".. Pheh.. chyba mówił sam o sobie.. .
- Daj już spokój.
- Dobra, dobra.. Ale i tak go nie lubię.
Omszała, obrośnięta wokół kładka prowadziła z brzegu nad jezioro wśród gąszczu trzcin. Była to zwykła drewniana kładka jaką zazwyczaj budowali rybacy żeby potem łowić z niej ryby. Było by w tej kładce niczego przedziwnego, gdyby nie fakt, że zamiast rybaka, stała na niej mała dziewczynka.
Stała tam w długiej, ubrudzonej koszulce nocnej, wpatrując się w toń wody. W ręku trzymała bukiecik polnych kwiatów. Włosy miała rozpuszczone i brudne, co chwila rozwiewane przez lekki wiatr idący znad jeziora.
Kostek wypluł źdźbło i zawołał Naytrela.
- Zobacz- szepnął- chyba ją znaleźliśmy.
Dziewczynka nie zwracała na nich uwagi. Chyba w ogóle ich jeszcze nie zobaczyła. Stała na kładce, z bukietem kwiatów w ręku i wpatrywała się w toń wody.
Wokół panowała cisza. Szumiał las, wiał wiatr. Szeleściły trzciny.
Rivelv energicznie zatrzymał Kostka, nim ten zrobił krok aby wejść na kładkę. W jego oczach odmalował się strach. Wiedział co się dzieje. Dostatecznie długo znał Naytrela, żeby wiedzieć w jakich sytuacjach się tak zachowuje. Zaczęli się cofać. Bardzo powoli. Dziewczynka odwróciła się do nich. Miała umazaną buzię.
Po chwili zatrzęsła się kładka, zafalowała woda w jeziorze. Rozległ się głośny warkot. Kostek zlustrował falujące trzciny, szedł w tył. Przy nim Naytrel, cały czas mający na twarzy ten dziwny wyraz strachu.
- Chcecie kwiatka?- zapytała piskliwie dziewczynka wyciągając w ich stronę żółtego mlecza z bukietu.
Sztyleciarz zmarszczył brwi, zerknął na rivelva. Ten odpowiedział mu pytającym spojrzeniem.
Warkot ustał. Przestała się trząść kładka. Znowu zapadła cisza. Dziewczynka wpatrywała się nich błękitnymi oczyma. Głośno szeleściły trzciny.
- Chcecie kwiatka?- zapytała ponownie.
Stali w bezruchu, jak posągi. Stali w milczeniu.
- Co robimy?- szepnął Kostek.
Thork.
strony: [1] [2] [3] [4] |
komentarz[12] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Rivelv - demon" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|