..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Crazy Dragon.




Part I


Dwa światy.


Jest rok A.D. 1000. Wasal księcia Bolesława wrócił z odległych krain gdzie nawracał pogan. Książe niezwłocznie posłał po niego. Baldwin przebywał w swojej komnacie i modlił się, gdy ktoś zapukał do drzwi.

- Wejść - powiedział rycerz.

Wszedł sługa ukłonił się nisko i powiedział:

- Panie Książe wzywa.

Po czym wyszedł. Baldwin przeżegnał się, wstał i ruszył na spotkanie z Bolesławem.

Schodził po schodach, słychać było stukot jego zbroi a biała peleryna z herbem rodzinnym wiła się zanim. Doszedł do głównego korytarza prowadzącego do sali tronowej. Straż stojąca pod ścianami stawała na baczność gdy przechodził. Stanął przed wielkimi wrotamiktóre, otwierały się powoli gdy wrota otwarły się całkowicie odźwierny przedstawił go.

- Hrabia Baldwin Mościcki.

Baldwin podszedł do schodów wypiętrzających tron przyklęknął na jedno kolano przyłożył prawą rękę do piersi i skłonił się.

- Witaj Książe. - powiedział.

- Witaj Baldwinie. - odpowiedział mu Chrobry.

Baldwin wstał.

- Wzywałeś?

- Tak. Opowiadaj jakie kraje zmierzyłeś i jakieś dziwy widział.

- Wędrowaliśmy do Niemiec, Francji gdzie przyłączyliśmy się do wyprawy Karola Wielkiego na saracenów do ich ziem na południu. Tam po zaciętych bojach z poganami zawarliśmy wreszcie pokój. Karol wrócił do Francji a my ruszyliśmy na południe. Dotarliśmy do morza. Przeprawiliśmy się na drugi brzeg. I trafiliśmy do kraju szatana. Stwory piekielne widzieliśmy. Psa wielkiego jak koń. Skórę miał żółtą. Były też inne stwory. Jeden ogromny jak 20 koni, nos miał długi i uszy ogromne. Pewnego razu przebiegło obok nas stado dzikich koni, w czarne pasy.

- To niewiarygodne co opowiadasz. - zdumiał się Książe.

- Lecz straszliwsze istoty chodzą po tamtym lądzie. Chodzą na dwóch łapach, posturą do ludzi podobni, ale to nie są ludzie. Cali czarni z rogami na głowach. A gdy ich zabić krwią ludzką ściekają. Zaatakowali nas aleśmy się nie przelękli i wszystkich sługów szatana wycieli w pień.

Książe zamyślił się.

- Zasiądź Baldwinie ze mną do stołu i opowiadaj dalej. - zaproponował.

Baldwin nic nie mówiąc ruszył do stołu. Usiedli po przeciwnych krańcach stołu.

- Dalej podążaliśmy wzdłuż brzegu. Dotarliśmy do wielkiego miasta. Nad wielką rzeką. Zostaliśmy ugoszczeni przez szejka Albada Alkamira Al.- kazira. Ugościł nas jak króli. Proponował nam również niewiasty do łoża ze swego haremu.

- Haremu? A cuż to takiego? - zaciekawił się.

- Cuż panie... - zmieszał sie troche Baldwin. - Musze ci wyznać, że nasz gospodarz był poganinem. Ale serce jego czysty keyształ. Moge cię zapewnić Panie. - tłumaczył hrabia. - Jest jedynym poganinem który okazał się dobrym człowiekiem.

- Jeśli ty tak uważasz to ci wierzę. - uspakajał go. - Ale mów dalej coś cie uczynili gdy wam nałożnice zaproponował.

- Odmówiłem tłumacząc, że wiara nam niepozwala. Odpowiedział, że jeśli my szanujemy jego wiarę, to on uszanuje naszą.

- Mądry człowiek. - zaówarzył książe.

- Owszem. - przytaknął Mościcki.

- A jak się poruzumiewaliście?

- Jeden ze słóg sułtana znał łacine, i służył nam za tłumacza. Na porzegnanie podarował każdemu z nas nietypowy miecz...

- Nietypowy? - zaciekawił się Bolesław.

- Tak panie. O połowę krótszy od naszych, szerszy, lżejszy i bogato zdobiony. - wytłumaczył. - Dalej chcieliśmy iść na wschód, ale szejk powiedział, że to zły pomysł. Pokazał mapę. Po obejrzeniu mapy i wysłuchaniu opisów wojsk kraju na wschodzie dowiedzieliśmy się, że to Imperium Osmańskie. Oto ta mapa... - wyciągną zza pasa zwój papieru i dał służącemu aby podał go Księciu.

Chrobry popatrzał i położył na stole.


***



Tymczasem w równoległym świecie, pełnym smoków, trolli, orków, ogrów i czego tam kto chce, pewien smok właśnie budził się ze snu. Właściwie to obudziła go banda wieśniaków która, chciała go zgładzić.

- Wyłaź potworze. Przyszliśmy cię zabić. - wykrzyczał szef grupy.

- Tak... Zabić... Wyłaź.... - skandował za nim chór wieśniaków.

Usiadł na brzegu łużka. Pokręcił głową.

- Ach ci ludzie czy oni się nigdy nie nauczą.

Wstał założył kapcie na nogi, ubrał szlafrok. Podszedł do stołu chwycił fajkę nasypał tam jakiegoś zielska chuchnął leciutko, zielsko w fajce zaczeło się dymić. Zaciągnoł się głęboko.

- Ach mocne gówno... - uśmiechnoł się leciutko.

Wyszedł do ludu.

- I po cholere się tak drzecie! Przecież was słysze. - wydarł się po nich smok.

Wszyscy się troche przestraszyli. Przywódca grupy zaczoł niepewnie.

- Eee... wiesz... tak dalej być nie może.

- Co nie może być? - zapytał smok.

- No wiesz... no nie możesz żyć dalej. - wybełkotał w strachu.

- Czemu? - pytał dalej niewzruszony opierając się o ścianę swojej jaskini. Nonszalancko i ze spokojem pociągał fajkę. Co przerażało wszystkich.

Czuli gęsią skórkę, zimny dreszcz przeszywający ich ciała, a każdy ruch smoka, każdy jego oddech sprawiały tortury niepewność.

Chwila ciszy. Ale ta chwila dla ludzi trwała zbyt długo. Promotor niewytrzymał i zaczoł krzyczeć, łzy zaczeły lać mu się strumieniami.

- Bo jesteś ostatnim smokiem na tym świecie! Wszystkie inne państwa pozbyły się swojich smoków, a my nie. I poza tym król nam kazał!

- Dobra. - powiedział ze stoickim spokojem.

- Co dobra? - powiedział wieśniak uspokojiwszy się troche.

- Możecie mnie zabić.

- Co?

- Możecie mnie zabić.

- I nie bedziesz stawiał oporu? - pytał z niedowierzaniem.

- Nie.

- Ani chuchał ogniem? - na twarzy wieśniaka wyskakiwał powoli rogal.

- Nie. - zapewnił.

Euforia zapanowała wśrod chłopów, skerowali widły i kije w stronę smoka.

- Eee... momęcik.

- No przecież powiedziałeś, że możemy cię zabić.

- No tak, ale macie pozwolenie?

- Jakie pozwolenie? - zkrzywił się szef.

- No z MOSZW.

- Że co? - coraz bardziej był zdegustowany.

- Pozwolenie na zabijanie smoków z Ministerstwa Ochrony Smoków Zagrożonych Wyginięciem.

- Eee... - zamyślił się. - Chyba nie.

- Tak też myślałem. - zkwintował smok.

- Ale mamy rozkazy od samego króla Nextora Windela Markenzego Ednara ...

- Dobra wiem jak sie nazywa król. Ale sam to prawo ustanowił i bez pozwolenia ani rusz. - powiedział smok z obojętnością urzędnika ZUS.

- Ale... - wybełkotał.

- Żadnych ale niema pozwolenia, niema smoka. Żegnam! - powiedział z uśmieszkiem.

- On chyba ma racje... - wtrącił ktoś z tyłu.

- No... - ktoś przytaknoł.

- Dobra wracamy.

I wszyscy ruszyli z powrotem do zamku. Smok pokręcił głową i wszedł do jaskini.

- Ludzie... Idiotus trudno zapłonus pospolitus. - wymamrotał.

Wieśniacy wrocili do zamku. Król siedział w sali tromowej, i rozmawiał z nadwornym magiem. Wszedł służący. Ukłonił się.

- Panie przybywa wieśniak któremu nakazałeś zabić smoka.

- Wpuścić go. - rozkazał. - Załoze sie o pół królestwa, że znowu zpartolili. - powiedział do maga.

Wieśniak wszedł i ukłonił się nisko.

- Panie nieudało nam się zabić smoka. - powiedział smutnie.

- A nie mówiłem... A to dlaczego? - zapytał surowym tonem

- Bo niemieliśmy pozwolenia. - tłumaczył.

- Przecież ja wam dałem pozwolenie. - zdziwł się.

- No tak ale potrzebne jest jeszcze zezwolenie z MOSZW.

- Z czego?! - coraz bardziej zirytowany król zaczoł krzyczeć.

- No... Ministerstwa Ochrony Smoków Zagrozonych Wyginięciem. Smok nam tak powiedział. - tłumaczył się wieśniak.

- Debil... Moji poddani to debile! - krzyczał. - I co ja mam teraz zrobić? - kierował swe słowa do maga.

- Panie a co to jest debil? - pytał zaciekawiony wieśniak.

Król popatrzył nań ze zdziwieniem i bólem.

- To pradawny język króli niemusisz go znać. - powiedział z politowaniem. - Możesz odejść.

Wieśniak wstał i wyszedł.

- I co ja mam zrobić? - powiedział do maga i wzruszył ramionami. - Powiedz mi Xartasie co ja mam zrobić?

Król zdesperowany usiadł na tronie. Mag nie był typowym magiem, o ile można o jakimś kolwiek magu powiedzieć, że jest typowy, był młody miał wszystkie włosy na głowie, nie miał nawet jednego siwego włoska. Włosy jego miały dość ciekawe właściwości zmieniały kolor w zależności od nastroju maga. Lat liczył sobie 32, jak na głównego maga królestwa Gagran to trochu młody. Jego oczy były rownież niezwykłe. Niemiał źrenic a gałki oczne były czerwone. A w nocy zmieniały kolor na zielony (noktowizor czy cuś). A poza tym standartowe wyposarzenie maga, laska, bogato zdobiona szata, masa różnych pierścieni na palcach. Król też nie był stary miał ok. 40 lat, ale wygladał conajmniej na 60. Jego twarz była bardzo zmęczona rządami w Gagran. Pewnie dlatego, że musiał się użerać z ostatnim smokiem na świecie. Jego królestwo było pośmiewiskiem całego świata. Państwo, które nie może poradzić sobie z jednym gadem. Choc trza tu zauważyć, że Gagran nie miało rycerzy, ni wojska. Jedynie nieliczną gwardię pałacową. Dlaczego? Powód prosty. Nikt niechciał wstępować do wojska ponieważ nie było to opłacalne. A o zostaniu rycerzem już nikt niechciał słyszeć. A poza tym Gagran nie miało żadnych wrogów. Żadne inne kraje nie były zainteresowane małym zacofanym krajem, bez żadnych sórowców mineralnych, i jakiś kolwiek innych godnych uwagi zalet. Ale wracając do króla. Trzeba mu przyznać, że ostro się trzyma w tym hm... państwie.

- Cóż panie... niewiem. - powiedział rozczarowany swoją niewiedzą.

- Ha, ja też wiem, że nic niewiem.

- Może by wydać wieśniaką te pozwolenie? - zapytał niepewnie.

- A on im powie że to niewłaćiwy kolor lub brak jakiegos podpisu. - zakończył myśl Xartasa.

Włosy maga zmieniły się na kolor czerwony (co oznaczało że myśli). Podparł brode ręką.

- Mam! Wiem jak się go pozbyć! - na twarzy maga ukazała się euforia.

- Jak? - król dalej siedział zrezygnowany na tronie.

- Teleportacja. Przeteleportujemy go do innego wymiaru. - mag był coraz bardziej podniecony swojim pomysłem.

- Jak chcesz tego dokonać? Konkrety. - orzywił sie trochę.

- Znam zaklęcie dzięki któremu można zmieniać własną materię w stosunku do przesunięcia czasoprzestrzeni i grawitacji...

- Mów mi jeszcze bo mam dreszcze. - król dał do zrozumienia że nie należy do typów Einsteina.

- Chodzi o to, że można się przemieszczać pomiedzy wymiarami... - przerwał na momęt, widząc, że król nie rozumie kontynuował. - ...swiatami równoległymi.

- Światy równoległe? Nie przegrzało cię przypadkiem? - popatrzył nań podejrzliwie.

- Królu uwierz mi coś takiego, jak światy równoległe istnieje. - zapewniał.

- A robiłeś to kiedyś?

Jego pewność nie była już tak silna.

- No... nie, ale mój mistrz robił.

Król pomyślał chwile.

- No dobrze możesz spróbować. Jak ci się uda dostaniesz w nagrodę pół królestwa i rękę mojej córki. - Xartas skrzywił się. - No dobra nie dostaniesz ręki mojej córki. - zlitował się. Mag od razu rozpromieniał.

Trzeba tu zaznaczyć, że córka króla nie zaliczała się do księżniczek pokroju śnieżki, czy kopciuszka. Gdyby ktoś powiedział, że księżniczka Tara jest piękna to tak samo jak by powiedział, że Gołota jest mistrzem świata. Fuj! Aż na samą myśl mi się odechcewa...

- Wyrusze natychmiast.

zrobił ruch ręką posypały sie złote gwazdki i znikł.

Zmiana krajobrazu. Mag pojawił się przed jamą smoka.

- Fajnie sie użądził. - powiedział rozglądając sie po ogródku gdzie rosło nieznanego pochodzenia ziele.

Smok w tym właśnie czasie przygotowywał sobie obiad.

- Mmmmmmmmmm... pycha. Mlask!

- Smoku... - odezwał się jakiś głos.

- Nawet zjeść nie dadzą w spokoju. - zciągną fartuszek i wyszedł przed jaskinie. - Czego!!! - krzykną.

Nie przestraszył swojego gościa, co ździwiło go troche bo zwykle ludzie reagowali lekkim podskokiem. Była to dla niego nowa sytuacja. Smok przypatrywał się przybyszowi z uwagą.

- Jesteś inteligętny, czy tylko udajesz? - potwór przerwał milczenie.

- Bynajmniej udaje. - zapewniał Xartas.

- Hahaha... hehe... haha... - śmiał sie głośno.

- A co cie niby tak bawi?

- A nic, bo myślałem, że inteligęcja już wymarła w tej krainie. - śmiał sie jeszcze przez chwile.

- Dobra niemam czasu.

Mag zaczoł machać rękami, zataczał koło.

- Zin kat man tad tru men owe... - wymawiał stłumionym głosem.

W strone smoka ruszyła stróga złotych gwiazdek i zaczeła wokół niego wirować.

- Ej co ty mi robisz? - smok zaczą się unosić w powietrze. - Postaw mnie na ziemi! Natychmiast! - krzyczał zdesperowany i bezradny stwór.

- ... jen hyt nat ert len pad wer... - oczy maga zaczeły świecić coraz mocniej na czerwono. - ... pat mor kat man nari et samn katano!!! - zakończył.

nad smokiem kłębiła się burzowa chmura, jeszcze bardziej granatowa, niz kiedykolwiek, błyskawice waliły jak szalone. Wszystko w promieniu stu metrów poddawało się wiatru. Nagle smok znikł i powstał po nim tylko błysk. I wszystko ucichło.

- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!! - wrzeszczał smok lecąc czerwonym portalem, w sumie to on spadał ale w poziomie (wiem, trudno to wytłumaczyć...).

Nagle tunel sie skończył. Zobaczył tylko wielkie drzewo tuż przednim.

- Łup!!!

A potem tylko ciemność. Pewnie nurtuje cię pytanie jak to jest możliwe, że jakieś drzewo zatrzymało smoka? Cuż czytaj dalej to się dowiesz.


***



A tym czasem gdy nasz smok słotko spał Baldwin i Chrobry konczyli swoją rozmowę na temat podróży Mościckiego.

- Tak więc wróciliśmy tą samą drogą, którą przybyliśmy tak też tu się znalazłem.

- Będziesz musiał znowu wyruszyć w drogę.

- A to dlaczego? - zapytał.

- Zaprosiłem do Gniezna cesarza Niemiec. I ty będziesz go eskortował od granic naszego państwa do stolicy.

- Dobrze panie. przytaknoł.

- Wyruszysz jutro z rana. Teraz wróć do swojej komnaty i odpocznij.

Baldwin wstał od stołu ukłonił się i wyszedł. Miał nadzieje na odpoczynek przez kilka dni, ale cuż. Służba nie dróżba.

Na zajutrz rano wraz ze swoim oddziałem wyruszył na zachód. Jechali dzień cały, o zmroku dotarli do warowni w której miał czekać Otton III. Gdy wjechali do środka do, Baldwina podszedł służący.

- Panie cesarz chciałby cię widzieć. - skłonił się.

Baldwin skiną głową. Ruszył do pokoi Ottona. Zapukał.

- Wejść.

Wszedł przyklękną na jedno kolano i skłonił się jak to zwykle robił. Cesarz stał tyłem do niego patrząc przez okno w dal. Pewnie nic tam nie widział ciekawego ale tak wyglądał bardziej... władczo.

- Hrabia Baldwin Mościcki wasal księcia Bolesława do twych usług panie.

- Witaj. Kiedy wyruszamy do Gniezna?

- Jutro po śniadaniu.

- Dobrze. To wszystko. Możesz odejść.

Baldwin wyszedł. Następnego ranka wyruszyli do Gniezna. Przybyli na wieczór. Monarchowie przywitali się i zasiedli do kolacji. Na zajutrz wydano wielką uroczystość na cześć Ottona III.

Wszyscy siedzieli przy wielkim stole, rozmawiano tylko o przyjemnościach. Śmiano się i żartowano. Kuglaż właśnie się przewrócił. Wszyscy zaczeli się śmiać.


***



A nasz łuskowaty bohater właśnie budził się ze snu.

- Jasna cholera w co ja udeżyłem? Skałe czy coś? - pytał niewiadomo kogo.

Zauważył drzewo o które się rozbił.

- O to wiele tłumaczy.

Zrobił mine jak by miał kaca i ktoś głosno mówił.

- Moja głowa... - wystękał. - Niech no ja dorwe tylko tego patafiana to mu szczęke wykastruje! Gdzie ja wogóle jestem? - rozejrzał się wokół. - To już chyba nie jest Gagran. A ja niemam paszportu. No trza by sie rozejrzeć troche po okolice i znaleść drogę do domu.

Jak powiedział tak zrobił. Wysuną skrzydła z pleców pomachał trochę na próbę.

- Kurde jak ja długo nie latałem... - zaniepokojił się.

Mimo obaw wzbił sie w powietrze. Nabierał wysokości. Lecz nagle lewe skrzydło przestało machać.

- O nie podoba mi się to. - wybełkotał.

Zaczoł spadać.

- Huston mamy problem! - krzyknoł prubując włączyć nieruchome skrzydło. Wpadł w korkociąg jak zestrzelony myśliwiec. Machał rozpaczliwie prawym skrzydłem. Gdy zdał sobie sprawe, że ziemia jest przytłaczająco blisko chwycił łapą lewe skrzydło rozciągnoł i udając szybowiec próbował wyrównać lot. Ziemia trochu za blisko, leciał za szybko londował na brzuchu.

- Auć... ouć.. ooo... au... - przed nim znowó drzewo. - Nie!!!

- Łup!!!

Smok przyrąbał głową w drzewo. A lewe skrzydełko zaczeło leciutko trzepotać.

- Dobra przemilcze to. Lecimy dalej. - znowu wzbił się w powietrze tym razem na niższy półap.

Leciał długo, rozglądał się i niepoznawał terenu. Żadnych orków, golemow, czy innych stworzeń. Nagle doleciał do zamku.

- O jakaś chałupa, głodny jestem, moze by jakąś dziewice wszamał? - pytał sam siebie.


***



Baldwin niebył typem hulaki tak więc przeprosił wszystkich wstał i wyszedł. Ruszył do górnych części zamku. Otworzył drzwi prowadzące do pobocznego korytarza. Ujrzał martwe ciała strażników. Wydobył miecz z pochwy. Usłyszał głosy.

- Oto ta trucizna. Nasącz sztylet. A reszta niech trzyma swoje miecze w pogotowiu. Musimy zgładzić Bolesława i Ottona.

Baldwin podszedł do drzwi z, których dobiegły głosy kopnął w nie z całej siły i wszedł do środka. Oprawcy byli zaskoczeni.

- Zdrajcy! - krzykną.

Z początku żekomi zdrajcy byli przestraszeni, ale gdy zobaczyli, że za Baldwinem nikt nie wchodzi zaczeli się uśmiechać szyderczo. No nie mozna się im dziwic. Pięciu na jednego, to za dużo nawet jak dla zaprawionego w boju rycerza takiego jak Hrabia. Bandyci zblizali się powoli do Mościckiego i okrążali go. Nagle podmuch wiatru rozwiał włosy obecnych. Twarze opryszków pobledniały. Ten który stał najbliżej okna poczuł na ramieniu zaciskające się szpony. Coś, którego się tak wszyscy przelękli rzuciło nim o przeciwległą ściane oddalona o dobre 12 metrów jak pódełkiem zapałek. Nad głową Baldwina przeleciała postać jakiegoś stwora. Smok chwycił dwóch następnych podniósł i uderzył jednego odrugiego, rozłożyli się na podłodze. Smok popatrzył na czwartego chuhnoł nań i podpalił mu pośladki, biedak w przerażeniu wyskoczył przez okno i wpadł do fosy. Ale piąty zgrywał ważniaka.

- Nie boje się ciebie potworze. Walcz! - powiedział cały sie trzęsąc.

- Spadaj pędraku bo cię wkąponuje w ściane i będziesz udawał płaskożeźbę. - wypowiedzial srogim głosem.

Jegomość zaczoł uciekać.

- Hehehe.. ludzie.

- Kim jesteś? Lub czym jesteś? - pytał nie pewnie.

Smok się obrucił, popatrzył na niego jak na idiote.

- Co ty nigdy smoka nie widziałeś?

- Smok... ty jesteś smokiem! - przeraził się Baldwin.

- Eureka! - wykrzyknoł.

- Pamietam smoki, kiedyś w dzieciństwie niania czytała mi baśnie o smokach. Widziałem cię na obrazkach! - krzyczał Hrabia.

- No patrz! A ty taka promocja smok w 3D. - powiedział smok.

- Ale na obrazkach smoki były większe względem ludzi. A ty jesteś mały.

- Nie liczy sie wielkość, nie słyszałeś o tym? - odparł oburzony smok.

Zapomniałem o drobnym szczególe. Smok miał zaledwie 170 cm wzrostu i był stosunkowo drobny i leciutki. Ale siłe miał jak duży smok.

- Ale smoki w baśniach były złe i zjadały ludzi a ty mi pomogłeś.

- Stereotyp. Nasz związek zawodowy walczy z tym poglądem. - wyjaśnił.

- Jak ci na imię? - zapytał

Smok był troche zaszokowany, bo nikt go nie pytał o imie od setek lat. Był zakłopotany, bo w sumie sam nie pamietał jak ma na imie.

- Eee... Melhior, dla przyjaciół Mel. - niemiał przyjaciół, powiedział to tylko dla tego, że to dobrze brzmiało.

- Tak więc dziękuje ci Melhiorze, za uratowanie mi życia. - podał mu rękę.

Mel nieczuł się swojo. Nie spotkała go taka sytuacja aby człowiek dziękował mu za coś kolwiek. Przewarznie co słyszał od ludzi to "Wyłaź chcemy cię zabić potworze".

- Niema za co. - podał mu rękę.

- Chodź poznasz mojego Pana.

- A kim jest twój pan? - zapytał.

- Władcą tego kraju. - odpowiedział Baldwin. gdy schodzili po schodach.

- A co to jest za kraj? I jak ty masz na imie? - zatrzymał rycerza.

- Kraj nasz zwie się Polską, a jam jest Hrabia Baldwin Mościcki. - powiedział dumnie.

- Czekaj czekaj... to nie... jasna cholera. - Mel zrozumiał co się stało.

Równeż Baldwin coś sobie uświadomił. Z kąd się wzioł Mel. Przecież smoków nie ma. Jak to możliwe, że przednim stoi smok z krwi i kości. Jak to możliwe, że z nim rozmawia.

Melhior był teraz naprawdę zrospaczony. Usiadł na ziemi i spościl głowe.

- A ty skąd jesteś Melhiorze? - zapytał.

Smok podniusł głowe i popatrzyl na niego, oczyma kogos kto stracił juz nadzieje na cos kolwiek.

- Z królestwa Gagran. Mowi ci to coś? Chyba nie.

- Pierwsze słysze.

- Może dla tego, że to nie w tym świecie? - żartował.

- Niema innego świata! Co ty mówisz? - zdziwił się.

- Są i to tysiące ba miliony, miliardy. Światy równoległe, inne wymiary.

- Nie rozumiem.

- Juz ci tłumacze. Razem z czasem, który przeminął zostaje zapisane odbicie świata. I ta kopia świata pierwotnego tworzy nowy świat i biegnie swojim torem. Z każdym nowym światem postacie dostają własną świadomość i nie muszą mówić dokładnie tego samego co w pierwotnym świecie. I to właśnie, zmienia żeczywistość w nowym świecie. Jedno małe słowo może zmienic oblicze całego świata. I tak tworzą się nowe wszechświaty, nowe galaktyki. Tak powstał twój świat i mój. - wytłumaczył.

- Ale to nie tłumaczy jak tu się znalazłeś.

- Hm... pewien poparany mag mnie tu wrzucił. - wypowiedział to przez zaciśniete zęby.

- Chodźmy już. Musisz poznać mojego władce.

Ruszyli dalej korytarzem w strone wielkiej sali, gdzie trwała uczta. Z oddali słychać było gwar panujący w sali.

- A to jakaś imprezka się odbywa? - zapytał.

- Książe gości cesarza Niemiec Ottona III- ego.

- Aha...

Otworzyły sie drzwi, wszyscy nagle umilkli, i wpatrywali się w dwójke postaci stojących w dzwiach. Jakiś służący upuścił tace. Jakaś dama zemdlała, szczeże mowiąc to nawet ona nie wiedziała dlaczego mdleje. Przecież niewiedziała, co to za stwór. Po prostu coś jej powiedziało, że teraz wypada mdleć i mdlała.

Mel nachylił się do Baldwina i szepnoł mu na uszko.

- Spoko ludzie zawsze tak na mnie reagują. Uczulenie mają jakieś czy co?

Teraz uśmiechnoł się i zaczoł mówić do wszystkich.

- Cześć jestem Melhior. Jestem smokiem. - mówił powoli jak do małych dzieci.

Książe Bolesław patrzył na smoka i niemógł uwierzyć własnym oczom. Przednim stał zielony stwór, z niebieskimi ślepiami, długim pyskiem, sterczącymi uszam. Machał ogromnym ogonem. Coś niemozliwego, że takie coś jest w jego zamku i jeszcze do tego gada!

- Książe nie obawiaj sie go. Dobry z niego stwór. W zachodniej części zamku życie me uratował.

- W jakiż to sposób. - zapytał troche zdezorientowany.

- Widzisz stary, paru wiesiów probowało cię otruć. Harcerzyk wpadł i chciał scyzorykiem machać, tylko sie przeliczył bo ich pieciu było, no i wtedy wpadłem ja i zrobiłem pożądek z gostkami. - zakończył z zadowoleniem Melhior.

- O czym on mówi? - powiedział do Baldwina.

- Rozgromił zdrajców, ktorzy szykowali zamach na ciebie panie, i tym samym uratował moje życie. - wytłumaczył.

- Rozumiem, tak więc...

- Melhiorze. - przypomniał swoje imie uśmiechając sie pobłażliwie.

- Tak więc Melhiorze winen ci jestem stokrotne dzięki, zasiądź z nami do stołu i opowiedz nam jak tu się znalazłeś. - zaprosił go do stołu.

Oboje z Hrabiom usiedli na krzesłach. Mel zaczoł oczywiście się czestować.

- Na poczatku trzeba zacząć... możesz mi podać sałatkę? - zwrócił się do Ottona, który siedział tuz koło niego. Cesarz podał mu sałatkę. - Dzięki... że pochodzę ze świata równoległego.

Chrobry, Otton i pozostali rycerze siedzący przy stole, patrzyli na niego z niezrozumieniem w oczach. On patrzył po ich twarzach.

- Baldwinie czy mógł byś to wytłumaczyć, a ja sobie w między czasie coś zjem.

I tak Baldwin zaczoł opowiadać... Więc oszczędzę sobie i wam tego ponownie. Gdy skończył powtarzając jeszcze z cztery razy...

- Czy teraz rozumiesz Panie co to są światy rownoległe?

- Tak myśle, że tak. - powiedział Bolesław. - Ale jak podróżujesz pomiędzy nimi Melhiorze?

- Ja nie podróżuje, Wrzucił mnie tu jeden taki mag, któremu musze skopać pewną część ciała. - oznajmił. - Tylko za bardzo nie wiem jak mam wrócić do mojego świata i myśle, że wy też nie.

- My może nie ale w mojim kraju w pewnym lesie ukrywa się człowiek, ktory kazał sie nazywać Najwyższym z Magów Ognistej Pięści. Może on coś poradzi na twój problem.

Smok się ożywił.

- Powiedziałeś Magów Ognistej Pięści? - zapytał.

- Tak. - potwierdził.

- To musi być jeden z magow z mojego świata. To jeden z klanów w Gagran!

- Gdzie? - zapytał książe.

- Gagran.Z tamtąt pochodze. - coraz bardziej sie ekscytował. - Kiedy możemy wyruszyć?

- Jutro jeśli chcesz. - odparł Otton.

- Baldwinie pojedziesz z Melhiorem i Cesarzem. - rozkazał Chrobry.

- Dobrze Panie, z przyjemnościa.


End of Part I


to be continued...





Dagobert.
komentarz[0] |

Komentarze do "Crazy Dragon."



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.178559 sek. pg: