Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Koniec krzywd.
Dziewczyna podskoczyła niespokojnie na łóżku. Spała, ale mimo to wyglądała na walczącą z czymś. Koszmary prześladowały ją i nie dawały chwili wytchnienia. Kiedy mocniej szarpnęła ręką za koc Thomas był już obok. Delikatnie wetknął palce w jej spoconą dłoń. To ją uspokajało. W ten sposób mógł jej trochę ulżyć. Rzeczywiście po chwili Patricia przestała się bać. Nawet się uśmiechnęła. Spała na niewielkim, jednoosobowym łóżku przy ścianie. W drugim końcu pokoju, z fotela zwisał jej brat Patrick. Chrapał niemiłosiernie. Thomas nie miał pomysłu jak się ułożyć, aby nie zbudzić młodej kobiety. Po kilku próbach doszło do niego, że to niewykonalne.
- I tak jest za głośno.- mruknął do siebie. Był buntownikiem przyzwyczajonym do spania w trudnych warunkach. Ale nie takich. Ten trzeszcząco-syczący odgłos wydobywający się z Patricka był zbyt denerwujący.
Zegarek wszczepiony w rękę wskazywał 4:22. Udało się Thomasowi usiąść w miarę wygodnie obok przyjaciółki. Spojrzał na nią. Ciemne rude włosy opadły bezładnie dookoła tej małej twarzyczki. Słaby uśmiech tańczył jej na ustach. Na szyi wisiał cienki łańcuszek z wisiorkiem w kształcie krzyżyka. Thom pogładził włosy Patricii.
Poznał ją tylko dzięki Patrickowi. Po tym jak żona Patricka- Natalie została zamordowana przez Lilie, mężczyzna przyłączył się do rebeliantów. Ich dowódca- Samuel był bardzo zadowolony z nowego nabytku. Wielki i silny facet, mimo wyglądu, był inteligentnym ornitologiem. Chciał pracować tylko z Thomasem. Za powód można uznać pojawienie się Thoma z zadaniem powstrzymania agentek Lilii. Natalie niestety nie żyła. Lilie otruły ją. Patrick się załamał. Kochał żonę ponad wszystko. A jednocześnie zabiły jego nie narodzone dziecko. Po jakimś czasie Thomas skontaktował się z nim. Tego dnia zyskał przyjaciela i lojalnego partnera. Jakieś dwa lata później dostali rozkaz uratowania młodej dziewczyny przed Kronosem. Okazała się nią Patricia. Mieszkała sama w Paryżu. Z początku Patrickowi udawało się ukrywać swój strach. Nikomu nie powiedział, że jest jej bratem. Wszystko wydało się na miejscu. Właściwie Thomas nie przejął się tą wiadomością. Wykonali zadanie i mogli wracać. Okazało się, że Patricia wykazuje niewielkie zdolności telepatyczne. Wyjęli ją z paskudnego bagna. Po powrocie stała się kolejną częścią grupy Thoma. A teraz przez sen ściskała jego rękę. Thomas znów się jej przyjrzał. Nie była podobna do brata. On był wielkim blondynem, a ona niską, drobniutką dziewczyną o ciemnych rudych włosach. Była już trzecią kobietą, którą pokochał. I trzecią, którą mógł stracić przez Kronosa. Natomiast jedyną, którą umiał zatrzymać przy sobie. Ukrywał swoje uczucie. Nie chciał zmienić ich stosunków. Poza tym wiedział o zakładzie Samuela z Eddy`m- hakerem i czwartą osobą w grupie. Eddy był typowym komputerowcem. Chudy, długowłosy nastolatek ze śmieszną bródką. Potrafił być przydatny w każdej chwili, zawsze miał gotowy plam albo chociaż sugestię. Nie umiał tylko powstrzymać się od wygłaszania uwag na temat Patricii i Thomasa jako pary. Właściwie czasami bywało to zabawne.
- Ja cię nie rozumiem.- rozległ się głos Eddy`ego w głowie Thoma- Laska leży sobie półnaga, trzyma cię za łapę i się uśmiecha. A ty co?
- Nic.- Thomas szepnął. Chciał dokończyć, ale głos mu przerwał.
-No właśnie. Martwisz mnie. To nie jest normalne.- Eddy był w dobrym humorze-Braciszek śpi. A tam... I tak cię nie przekonam. Dupa jesteś.
Nim intercom się wyłączył mężczyzna usłyszał jeszcze coś o kilku dniach. Był prawie pewien, że to Samuel. Mogło to oznaczać, że szef założył się z chłopakiem o sporą sumę. I cieszył się, że wygra. A ze Samuel wygra ten zakład był Thomas pewien. Nie chciał skrzywdzić jej w ten sposób. To nie tego pragnął. I mało go obchodziło, że Eddy przegra. Oparł się o ścianę głową, tak żeby nie ruszyć dłoni. Chwilę jeszcze był przytomny. A potem nawet chrapanie przestało mu przeszkadzać.
Patrick obudził się spocony. Spanie na twardym, niewygodnym fotelu nie należało do przyjemnych przeżyć. Spojrzał na stary zegarek. Dostał go kiedyś od ojca. Typowa robota, skonstruowany jeszcze nim zaczęto używać wszczepów. Patrick nie lubił wszczepów. Nie miał nawet intercomu. Zwyczajnie nie lubił myśli, że coś nienaturalnego jest w jego ciele. Jego siostra też ich nie miała. Tyle, że on z przekonań, a Patricia z przymusu. Podobno ograniczyłoby to jej zdolności. Patrick nacisnął guzik z boku zegarka. Po chwili wskazówki rozświetliły się na zielono. Była dokładnie 6:00. Za pół godziny mieli dostać rozkazy. Mężczyzna rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu Thomasa. Zaskoczyło go to co zobaczył. Kiedy kładli się dziewczyna zajęła łóżko, więc Patrick rozłożył się na jednym z foteli. Thomas miał być na drugim, tymczasem teraz w połowie siedział, a w połowie leżał na łóżku jego siostry. Spali oboje trzymając się za ręce.
- Wzruszające.- warknął specjalnie po to , żeby ich obudzić.
Kobieta nie drgnęła, ale Thom powoli otworzył oczy, niepewny tego co zobaczy. Przed nim stał prawie dwumetrowy olbrzym zajmujący pole widzenia również na szerokość.
- Chyba nie trzeba jej budzić.- szepnął do Patricka
-Jasne, że nie trzeba.- mężczyzna założył ręce na piersi- Ale nie kładź się więcej na mojej siostrze.
Mimo, że Thom był przywódcą grupy nie miał przyjaciół za podwładnych. Byli wobec siebie swobodni i wychodziło to im na dobre.
- Bała się czegoś.- wytłumaczył się Thom, widząc spojrzenie na dłonie jego i Patricii.- Sam wiesz...
- Tak, wiem.- przerwał mu Patrick, odwracając się mruknął- Po co tłumaczysz.
Thomas zlazł z łóżka mrucząc coś do siebie. Nadal trzymając dłoń panny usadowił się na podłodze i oparł o ścianę. Obserwował Patricka. Mężczyzna schował dwa pistolety w kabury pod ramionami i zarzucił kurtkę. Thom wiedział dlaczego jego przyjaciel tak lubił akurat ją. Była to ciężka, brązowa kurtka ze skóry. Na plecach widniał wielki wizerunek ptaka. Usłyszał kiedyś, że to zimorodek. To jedna z pamiątek po Natalie. Dała mu ją niedawno po ślubie. Czyli niecały rok przed śmiercią. Okrutną, bolesną śmiercią. Lilie chciały tylko sprawdzić działanie nowej trucizny. To, że trafiły właśnie na to małżeństwo było zwykłym pechem. Korporacje nie liczyły się z nikim. Prawda, że to dzięki nim świat stał się dużo bardziej rozwinięty. Jednak straty były okropne. Czy to było tak potrzebne? Tak ważne? Naturalna roślinność prawie nie istniała. Zwierząt jeszcze kilka zostało. Może na całym świecie znalazłoby się ich pięćset. Patrick stwierdził kiedyś, że bliżej mu do historyka niż biologa. Mówił to całkowicie poważnie. Ludzie też zaczęli niszczeć. Większość miała wszczepy jak Thomas, ale to nie takie ważne. Przestały się dla nich liczyć wartości. Przestało znaczyć coś życie innych. A najgorsze były korporacje. Były cztery. Różne metody, ale te same motywy i skutki. Kasura pełna maszyn, będących kiedyś ludźmi. Tayoos ze swoimi fanatycznymi żołnierzami i mordercami. Lilie- same kobiety, trucicielki i zabójczynie. I Kronosi- złodzieje wspomnień, telepaci i wielcy nadzorcy. Oczywiście wszystkie działały też zupełnie legalnie. Właśnie z nimi buntownicy walczyli. Im przeszkadzali w eksperymentach, niszczyli sprzęt i zabijali ludzi. Na tym polegała ta wojna. Byli uważani za terrorystów. Mało kto wiedział jak jest naprawdę. A nawet jeśliby wiedziano to co? Więcej rebeliantów i nic innego. Mimo to wierzyli, że cos zdziałają. Uratują kilka osób. To też wiele warte.
-...szcze wygram.- zabrzmiał głos Eddy`ego. Thomas zrozumiał, że haker rozmawiał z Samuelem i zbyt wcześnie włączył łączność.- Yo Thom! Szef zlecił wam duuuże zadanie. Macie sprawdzić co jest w magazynie Kasury. Koordynaty dostaniesz na kompa. Lepiej bądźcie cicho, bo żółci dobrze pilnują. Spadam. Pół tysi...- chłopak jak zwykle zaczął z kimś rozmawiać nim się rozłączył. Thom przynajmniej wiedział już jaka jest stawka.
-Sprawdź co nam przysłali.- powiedział do Patricka. Patricia właśnie się obudziła, więc i on mógł spojrzeć na mapę. Uśmiechnął się do niej i podszedł do laptopa. Właściwie nie mógł się skupić. Wciąż myślał o dziewczynie. Była dla niego najważniejsza. Spełniłby każde życzenie padające z jej ust. Chciał ją mieć przy sobie. Nie widząc jej prze kilka godzin czuł się zwyczajnie źle. Niespokojny i zdenerwowany. Wciąż miał przeczucia o niebezpieczeństwach, w których była. Okazywały się później nieprawdą. Mimo to kiedy nadchodziły nowe też się martwił. Robił jak najwięcej, żeby spędzać z nią czas. Sam nie rozumiał dlaczego narażał ją na takie niebezpieczeństwo. Dlaczego ciągał ją za sobą na wojnie z dużo potężniejszym wrogiem. W każdej akcji mogła zginąć, zostać ranna. Ale tylko wtedy mógł być pewien, że ją obroni. Chyba na tym to polegało. Z zamyślenia wyrwał go głos przyjaciela.
-To chyba nie powinno sprawiać problemów.- Patrick wodził palcem po ekranie- Nie mają gdzie ustawić strażników.
- A na zewnątrz?- Thom wskazał na kilka budynków- Czujniki, snajperzy. Nie wydaje ci się to możliwe?
- Wątpię. To są budynki mieszkalne. Zbyt nieopłacalne. Daleko, trudny dostęp, brak miejsca dla ludzi i sprzętu.
- Więc.- Thom nie wierzył, że pójdzie łatwo. Zawsze było trudno.
- Więc w środku. Może mają coś w rodzaju murów wewnętrznych.- Patrick wyłączył komputer- Albo coś innego.
- Sprawdzimy na miejscu.- Thomas otworzył szafę pełną broni.- To niedaleko. Może wieczorem skończymy.
Przygotowania musiały pójść szybko. Instynktownie wybierali ekwipunek. Patrick przewracał meble i Thomasa, biegał z jednej szafki do drugiej i rozrzucają zawartość dobierał rzeczy, których zapomniał. Thomas stawał przy każdej szafce i wybierając nie mógł się zdecydować. A Patricia siedziała w fotelu i czytała jakieś stare pismo kobiece, nie zwracając uwagi na chaos wokół. Mimo pozornego braku koordynacji zawsze tak pracowali. W ten sposób mogli się skupić przed akcją, odreagować stres i w ten nietypowy sposób się uspokoić. Po godzinie obaj mężczyźni obłożeni torbami stanęli naprzeciw towarzyszki. Spojrzała im po twarzach i z uśmiechem stwierdziła:
- Jeszcze nie skończyłam czytać.- wróciła do gazety- Nie przeszkadzajcie sobie.
Thom i Patrick opuścili torby pełne sprzętu i usiedli ciężko na łóżku.
- Jak zwykle.- mruknął większy z nich.
- I po to zawsze się spieszymy.- przytaknął mu Thomas.
To oczekiwanie na Patricię też należało do stałego punktu rytuału. Zwykle zajmowała się najmniej odpowiednimi rzeczami kiedy właśnie nie powinna. Albo brała prysznic, albo zaczynał się jej ulubiony serial, albo, albo, albo. Chłopaki byli przyzwyczajeni. Rozumieli zasady mieszkania i podróżowania z kobietą. Zawsze dodawało to jakiegoś urozmaicenia do ich życia. Nigdy nie mogli przewidzieć kiedy telepatka zechce wziąć się do roboty. Najczęściej wypełniali wtedy czas drzemaniem lub rozmowami. Czasem Thom przywoływał Eddy`ego, aby lepiej rozeznać się w sytuacji. Mimo, że z każdej akcji mogli nie wrócić, uwielbiali działać bez poważniejszego planu. Improwizowali, twierdząc, że wszystko może się zmienić na miejscu. A po co wymyślać plan, którego nie będzie okazji wykorzystać.
Szczęśliwym trafem, dzisiaj mogli liczyć na w miarę szybkie załatwienie sprawy przez dziewczynę. Nie mylili się bardzo. Dziesięć minut tylko minęło nim skończyła. Z uśmiechem założyła białą kurtkę i kiwając na nich palcem wyszła z mieszkania. Patrick zarzucił sobie plecak na jedno ramię, a torbę na drugie, potrząsnął głową udając rezygnację i również opuścił pomieszczenie.
- Za co ja dostałem trójkę wariatów?- spytał prosząco Thomas zamykają drzwi.
- Wolę określenie skrzywieniec.- rozległ się w Thoma czaszce głos Eddy`ego- A wracając do Patricii...
Thomas zagłuszył intercom muzyką z odtwarzacza wmontowanego pod uchem. Spojrzał na furgonetkę, w której już było rodzeństwo. Zwiesił głowę i wsiadł do samochodu słuchając wrzasków i dźwięków zwanych muzyką. W końcu lepsze to niż gadanie Eddy`ego.
Thom nienawidził świata. Rozglądał się po tym wielkim mieście i czuł obrzydzenie. Otaczały go brudne ulice, pełne śmierci i strachu. Strachu przed życiem. Ludzie bali się czuć. Nie chcieli kochać. Nie potrzebowali przyjaźni. Zależało im na tym, żeby przetrwać. Żeby posiadać i odbierać innym. Zaspokajać swoje zachcianki i pragnienia. Nie można było zobaczyć już, żeby żebrak dostał parę kredytów. Co najwyżej nikt go nie kopnął, jeśli miał szczęśliwy dzień. Dookoła neony i projektory reklamowały nie potrzebne nikomu produkty. Może i był to postęp technologiczny, ale czy warto było wymienić na niego moralność. Dlaczego ludzie zdecydowali się oddać uczucia za ten śmierdzący, mroczny świat? Wszędzie teraz stały ludzkie skorupy mówiące, że było warto. Może dlatego, że nigdy nie mogli poznać tego co utracili. Głupie ambicje odebrały zdolność mówienia sercom i przekazały ją mózgom. Oto jak logika i zmiany na lepsze stają się bronią samozagłady. Ten gatunek już prawie całkowicie się unicestwił. A co najdziwniejsze większości było z tym dobrze. Chełpili się tym i byli dumni, że mogą tworzyć coś tak odrażającego. Właśnie przeciw nim należało stanąć, z nimi walczyć.
Thom znów wspomniał dwie kobiety, odebrane mu przez Kronosa. Kronosa i jego przywódcę. Jego winił najbardziej. Nazywał się Claude Frasou. Thomas kiedyś z nim rozmawiał i przysięgał, że zabije. Jako bohater rebeliantów Thom, był dokładnie sprawdzany i ścigany przez wszystkie korporacje. Claude już wtedy się nim interesował. Podobno sam wpadł na pomysł, żeby wcielić w swoje szeregi Barbie. Była ona ukochaną Thoma przez wiele lat. Jak tylko dowiedział się o planowanym porwaniu pojechał do niej. Nie znał jeszcze wtedy Patricka. Pracował tylko z Eddy`m. Zignorował rozkaz Samuela i rady hakera. Niezwykłym łutem szczęścia udało mu się przeżyć tę konfrontację. Niestety dziewczyny nie uratował. Pozbierał się, poznał Patricka i wszystko wyglądało na w miarę w porządku. Kiedyś spotkał Caroline. Niewiele czasu minęło do zaręczyn. Przez ten czas ludzie Frasou usunęli pamięć Barbary i zastąpili fałszywymi wspomnieniami. Zrobili z niej idealną pułapkę. Zadziałała świetnie. Uwięziony Thomas musiał przyglądać się morderczej walce kobiety, którą kochał teraz i tej kiedyś. Caroline zabiła przeciwniczkę. Chwilę później zginęła sama, zastrzelona przez Frasou. Claude rozpoczął przemowę na temat swojej wyższości. Na przysięgę Thoma odpowiedział, że nie będzie już okazji. Szczęśliwie przybył Patrick z kilkunastoma buntownikami i zmusili Claude`a do ucieczki. Thomas zawsze mówił teraz, że obaj przybyli jedną chwilę za późno. Czuł się winny temu, że nie zdążył uratować Natalie. Mimo, że jej nie znał czuł, że korporacje odebrały mu ją jako trzecią. A teraz była Patricia. Jej na pewno nie odda. Czwarty raz nie zwyciężą. Patrick też jest zawsze przy nich. Przecież we dwóch są niepokonani. We dwóch mogą zrobić wszystko.
- A na pewno nie dzisiaj.- szepnął do siebie przyglądając się mapie wyświetlanej na desce rozdzielczej.
- Jak blisko chcesz podjechać?- Patricia leżała na kanapie, którą kazała sobie wmontować z tyłu furgonetki- Myślałam czy nie byłoby zdrowo przejść się trochę.
- Czemu nie.- mruknął Thom do Patricka- Zatrzymamy się tutaj.
Samochód stanął w uliczce niedaleko, który mieli sprawdzić. Był to kilkudziesięciopiętrowy wieżowiec. Zapewne pełen biur, sklepów, może nawet mieszkań. Nie było natomiast miejsca na magazyn. Thom zaraz połączył się z Eddy`m i spytał gdzie ma być to czego szukają.
- Powinienem napisać chyba pracę o psychologii.- Eddy jak zwykle nie omieszkał dodać swojego komentarza.- Będzie się to zwało ``Wpływ nie używania narządów płciowych w obecności zajebistych, napalonych lasek, na działania ludzi w warunkach bojowych``. Trochę za długi tytuł, nie?
- A nie myślałeś o wpływie jaki będzie na ciebie miało zetknięcie z moim butem?- Thomas cieszył się, że ani Patricia, ani jej brat nie domyślą się o co chodzi.
- Może kiedyś będzie okazja.- w jednej chwili głos hakera zmienił się z ironicznego na poważny i bardzo konkretny- Piętra 51 do 60, czyli dachu. Nikt z was nie wejdzie uczciwie. Proponuję pojedynczo. Prawdę mówiąc to jest cholernie trudne. Wszystko.
Nim Eddy się rozłączył Thomas usłyszał jeszcze słowa wypowiedziane z wielkim przekonaniem do kogoś w centrum: Zawsze się im udaw...
- Ma ktoś pomysł jak wleźć niezauważonym w skupisko Kasuryjczyków na 51 piętrze?- mimo złych przeczuć Thom nie chciał pokazać, że się martwi. A martwił się bardzo. Po raz pierwszy Eddy powiedział, że zadanie jest trudne. Po raz pierwszy on nie wiedział jak zadziałać. I po raz pierwszy dopuszczał do siebie myśl, że może się nie udać. Zupełnie jakby Eddy mówiąc to samo wykrakał jakąś klątwę. Ale uśmiechnął się tylko i przyjrzał towarzyszom. Patrick wpatrzony był w wieżowiec, ale dziewczyna spoglądała na niego. Widać było, że jest zmartwiona. A nawet więcej. Ona starała się ukryć przerażenie. Lekko zmarszczyła czoło i patrzyła. Patrzyła tak głęboko. Thom dopiero teraz pozwolił dotknąć jej swojego umysłu. Nie chciał już ukrywać myśli. Niech sobie obejrzy te marzenia. Wszystkie tajemnice i wspomnienia. Może będzie jej wtedy łatwiej zrozumieć. Może już będzie wiedzieć co znaczy każdy jego ruch, każde zachowanie, każde słowo. Może te dni nabiorą większego znaczenia. Może każda chwila stanie się też dla niej czymś niezwykłym. A co jeśli będzie odwrotnie? Przecież może też ujrzeć tą całą nienawiść i wściekłość. Na zewnątrz ukryta, w środku płonie. Jeśli przerazi się pogardy dla ludzi. Jeśli pozna jego ignorancję dla śmierci. Może go przecież uznać za potwora. Przecież tylu już straciło życie z jego ręki. Co pomyśli dowiadując się, że obie jego wcześniejsze kobiety nie żyją? A co kiedy się dowie, że nie umiał uratować Natalie? I wreszcie jak się zachowa rozumiejąc już jak bardzo ją kocha?
Spojrzał w oczy dziewczyny. Wciąż był zachwycony ich pięknem. Były zielone. Pomyślał, że Caroline miała podobne. Chociaż nie tak smutne. Czuł jak Patricia go sonduje. Widział jak przeżywa każdą z jego myśli. W oczach pojawiły się jej łzy. Thom przypomniał sobie, że sam nie płakał od wielu lat. Gromadził w sobie ból, gniew i cierpienia, a potem wykorzystywał. Te ``złe`` uczucia potęgowały jego siłę, szybkość, łatwiej mu się myślało. Upgrade`owały go na chwilę. Skupił się znowu na niej. Łez było coraz więcej. Po chwili zaczęła nawet cichutko łkać. Ale nie przestała. Chciała wiedzieć wszystko. Nawet Patrick, który zrozumiał znaczenie sceny, jak tylko się odwrócił, nie śmiał się odezwać. Thomas zawsze chciał jej oszczędzić odczucia czegoś takiego. Tym razem się nie bronił. Cierpliwie czekał. Po paru minutach usłyszał ciche: ``Nigdy więcej``. Patricia przetarła oczy i ruszyła w stronę budynku. Kiedy żaden z nich się nie ruszył odwróciła się i z gorzkim uśmiechem powiedziała:
- Mam swój pomysł.- pociągnęła nosem- Wy nie wiecie co robić. Ja tak. Idziecie czy nie?
Poszła dalej. Kiedy trochę się oddaliła Patrick spytał:
- Wszystko?
Thomas odpowiedział lekkim kiwnięciem głowy i westchnięciem. Odszedł za dziewczyną. Nie słyszał więc mruczącego Patricka.
- Wreszcie. Może oboje wreszcie coś zrobią.- i po tym podążył za siostrą i przyjacielem zastanawiając się co będzie dalej.
Jak się okazało plan Patricii przewidywał tylko dojście do piętra 50. Zgodnie z nim pojechali windą. Na tym poziomie były mieszkania. Całość wyglądała na należącą do bogatszych osobników. Thomas przełączył wzrok na termowizję i rozejrzał się dookoła. W większości pomieszczeń dostrzegł czerwone sylwetki. Niektórzy z ludzi chodzili, inni siedzieli pochyleni. Jakiś grubas zabawiał się z dwoma dziewczynami. Natomiast wolne były trzy pokoje na końcu korytarza. Thomas podszedł do ostatnich drzwi i przesunął dłoń nad zamkiem. Drzwi cicho piknęły i rozsunęły się. Wnętrze było zadziwiające. Każdy mebel, czy przedmiot wykonany był ze szkła. Szklane fotele, przezroczyste krzesła i półki. Patrick jak tylko wszedł wziął się za oglądanie przedmiotów w szafach i szafkach. Patricia rozsiadła się w fotelu i obserwowała Thoma. A on w tym czasie rozglądał się za czymś przydatnym. Szukał jakiegoś przejścia. Może kanału, komina. Po pewnym czasie znalazł to czego szukał. Stare przejście wentylacyjne odłączone zapewne po przerobieniu ostatnich pięter na magazyn.
- Masz EMP-eka?- spytał Patrick, kiedy Thomas pokazywał mu swoje odkrycie.
- Myślisz, że bym zapomniał.- z torby wydobył pistolet elektromagnetyczny. Włączył przepływ energii, co objawiło się rzadkim pulsowaniem rdzenia pod obudową- Przecież to chłopaki z Kasury.
- Ja zapomniałem.- odpowiedział Patrick tonem wskazującym, że się nie przejmuje- Poza tym kule też coś umieją zdziałać.
Thom spojrzał w górę z wyraźnie odmalowanym na twarzy pytaniem ``Za co?``. Chwilę później posłał impulsy w obie strony korytarza. Włażąc do środka zapalił latarkę wbudowaną w oczy. Czołgali się wszyscy. Najpierw Thomas, za nim Patricia i na końcu Patrick. Jemu było najtrudniej się przecisnąć. W końcu był rzeczywiście wielki. Dyszał i mruczał coś pod nosem. Thomasa wreszcie to zdenerwowało i postanowił go uspokoić.
- Może się zamkniesz.- zaczął dyplomatycznie- Nim nam wszystkim spalą dupy.
Odwrócił się zapominając, że używa światła w oczach.
- Nie świeć, bo oślepnę!- Patricia krzyknęła z wyrzutem.
- I ja mam nie zwariować.- wrócił do przemieszczania się- Kto to wymyślił? Zabiją mnie i będę miał chociaż trochę spokoju.
Zrzędził tak jeszcze przez chwilę. Potem ciszę przerywały już tylko odgłosy zderzania się ścian z Patrickiem. Po drodze natknęli się jeszcze na kilka botów strażniczych spalonych przez falę magnetyczną. Bardzo szczęśliwie się stało, że Thomas pamiętał o EMP. Każdy z robocików miał jakieś 10 cm średnicy. Poruszały się używając dwóch czepliwych odnóży. Jedno było na górze, a drugie na spodzie ciała maszyny. Były tak dobrze uzbrojone, że jeden mógł zabić ich wszystkich nim pomyśleliby o zagrożeniu. A do wyjścia znaleźli ich siedem. Krata wychodząca znajdowała się bezczelnie na środku podłogi poziomu 51. Thomas sprawdził teren infrawizją i podglądem elektronicznym. Nic nie znalazł, więc wyważył kratę ramieniem i wypełzł na zewnątrz. Była to wielka hala. Na dodatek prawie pusta. Prawie, bo na środku umiejscowione były pojemniki z jakimiś płynnymi i półpłynnymi świństwami. Sufit ukazywał się dopiero na wysokości drugiego piętra. Przechodziły przez niego rury połączone z butlami. Po obu stronach pomieszczenia ustawiono schody. Patrick miał jednak pomysł, żeby wleźć po rurach i sprawdzić jak wszystko tam wygląda. Były tak szerokie jak on więc nie mogło to być trudne. Poza tym z pewnością nikt się tam go nie spodziewał. Patrick jako ochotnik wspiął się. Schodził chwilę później z uśmiechem.
-Po dwóch za drzwiami przy schodach. I nikogo więcej.- strzelił kilkoma palcami- Nie liczą czegoś podpiętego do rur.
- Znaczy?- Thom wyjął z kieszeni płaszcza garotę.
- No takie cuś. Śmierdzi i wygląda jak kilka ton poszarpanego mięsa.
- Aha. Niebezpieczne?
- Chyba w hibernacji.
- Jedne szczęście. Idziesz z Patricią tędy.- Thomas wskazał na drzwi- Ja zrobię tych dwóch.
Wędrówka po schodach zajęła trochę czasu. Musieli być cicho. Patrick stanął przy drzwiach. Był to zwykły, stary, drewniany wyrób. Mężczyzna uderzył w nie barkiem. Natychmiast wypadły robiąc masę hałasu. Nim strażnik zorientował się co się dzieje leżał z głową rozbitą o ścianę. Patricka zaskoczyło, że drugi z nich stoi jakby nic się ni stało. Mówił do swojego kompana tak jakby stał obok. Buntownik stanął naprzeciw żołnierza Jak większość Kasuryjczyków był azjatą. Co dziwne nadal nie widział Patricka, który machał mu dłonią przed twarzą. Patricia stała obok drzwi z zamkniętymi oczami.
- Ciekawe.- mruknął Patrick i uderzył żółtego pięścią w krtań.
Thomas usłyszał uderzenie drzwi o podłogę. Natychmiast wykopał też swoje. Nim ludzie z Kasury pozbierali się zarzucił jednemu garotę na szyję i szarpnął. Tamten plunął masą krwi i upadł charcząc. Drugi z korporacyjnych chciał strzelić do rebelianta. Nie udało mu się jednak dostatecznie szybko obrócić. Teraz lekki karabinek leżał na podłodze, a Thom zrzucał swój płaszcz.
-Zdechniesz śmieciu.- warknął japoniec, kiedy z prawej dłoni wysuwały mu się cztery ostrza.
Thom wyprowadził przeciwnika bliżej środka sali. Teraz zauważył gigantyczny kawał żył, mięśni i mechanicznych części. Stwierdził, że lepiej się temu nie przyglądać. Strażnik machnął uzbrojoną ręką, a Thomas ledwo się usunął. Szybko rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś do obrony. Nic nie zauważył. Drugi atak zablokował ramieniem i uderzył trzy razy wroga w brzuch. Czwarty cios w twarz odepchnął żółtego. Nie dając mu się otrząsnąć Thom obrócił się na jednej nodze i kopnął go w głowę. Azjata upadł ciężko. Zaczynało go to powoli denerwować. Przeturlał się do tyłu i wstał. Thomas stał w miejscu oczekując. Kasuryjczyk podszedł ostrożnie i szybko zaatakował trzy razy ostrzami. Dwa pierwsze ciosy udało się Thomowi ominąć. Trzeci trafił w bark. Buntownik zawył, ale szybko kopnął przeciwnika kolanem w brzuch. Zaskoczony strażnik pochylił się, a chwilę później podcięty leżał na podłodze. Ostatnie co poczuł to but miażdżący mu kark.
Kiedy przybył Patrick z siostrą Thomas przyglądał się swojej ranie. Ostrza wbiły się blisko ramienia. Trafiły jeszcze w sztuczne mięśnie. Thom miał obie ręce zmodyfikowane wszczepami. Dzięki temu teraz ból nie był tak nieznośny. Zarzucił na siebie płaszcz i zbliżył się do przyjaciół. Cała trójka patrzyła na obiekt na środku sali. Opis Patricka był w miarę trafny. Stworzenie (bo było to chyba żywe) składało się z wielkiej ilości mięśni, ścięgien, żył i dziwacznych narządów. Na pewno miało jakieś funkcje życiowe, bo poruszało się. Może nie poruszało, ale pulsowało. Dodatkowo wszędzie powstawiane były części mechaniczne. Zajmowało całą trzypiętrową halę. Dookoła stały pojemniki takie same jak niżej. Podłączone były do stwora rurami i przewodami. Daleko przy ścianie ktoś postawił komputer. Thomas pozwolił rodzeństwu dalej zajmować się paskudztwem, a sam wywołał Eddy`ego.
-Zaraz połączę cię z ich kompem. Szukaj wszystkiego związanego z obrzydliwą kupą mięsa.
- Oki.
Thom usiadł przy biurku i powoli odkręcił mały palec lewej dłoni. Wyjął z niego kabelek i podłączył do komputera.
W tym czasie młody haker wpiął sobie cztery przewody w kark, a na dłonie założył rękawice z siatki białych świecących przewodów. Czekał tylko na impuls sygnalizujący połączenie. I nie zdążył zmęczyć się czekaniem. Po chwili miał w głowie projekcję komputera. Rozejrzał się po okolicy. Wszystko dookoła było półpłynną masą zmieniającą kolory. Otoczenie przelewało się z czerwonego w różowy, dalej fioletowy i niebieski, by wrócić do czerwieni. Im dłużej tu przebywał, tym więcej mógł zrozumieć szczegółów. Czarne wijące się smugi to połączenia między plikami. Natomiast on przedstawiał się jako złoty, płaski człowieczek w garniturku.
Eddy załadował program wyszukujący. Efektem było pojawienie się liter opisujących gdzie prowadzą drogi. Chłopak stracił trochę czasu, ale wreszcie znalazł to czego szukał: ``Projekt Panusa- ostateczny``. Od razu ruszył w tamtą stronę. Plik, który odnalazł wyglądał jak biały cylinder. Eddy go dotknął. Teraz musiał poczekać na skopiowanie informacji, więc w międzyczasie postanowił przejrzeć dokument. Im więcej czytał, tym bardziej się bał. Jak tylko skopiował dane wybiegł na smugę. Musiał się spieszyć. Niebezpieczeństwo było zbyt wielkie. Cała akcja zależała od sekund.
-O, w kurwę!- wykrzyknął chłopak. Przed bezpiecznym wyjściem stał Strażnik. Program ochronny, który mógł teraz bez większych problemów spalić mu mózg. A nie należało to do jego marzeń.- Żryj ciuchcię, dupku!
Wielki srebrny pająk przedstawiający program został nagle zmieciony przez pociąg w złotym kolorze. Chłopak rzucił się do wyjścia. W głowie mu zawirowało i znów był w centrum. Ściągnął rękawice, pozbył się kabli i zasiadł do komunikatora.
Thomas słysząc głos kompana przykręcił z powrotem swój palec do ręki.
-Rozpieprzcie to cholerstwo. I uciekajcie.- Eddy był przerażony- Claude dogadał się z Hikiro i razem stworzyli WMG- wielkie mordercze gówno. Posłu...
Transmisja nagle została przerwana. Nastąpiła cisza przepowiadająca, że zaraz stanie się coś niedobrego. I rzeczywiście stało się.
Ściana naprzeciw nich wszystkich rozsunęła się. Stało za nią dziewięciu strzelców zgrupowanych trójkami. Każdy oddział mierzył w jedno z nich. A za nimi uśmiechał się wysoki blondyn. Miał na sobie biały garnitur, w ręku trzymał laskę. Miał trzydzieści parę lat, ale nie wyglądał na starzejącego się. Tylko Patrick i Thomas go poznali. Patricia się domyślała.
- Witam panią. I oczywiście was, drodzy przyjaciele. Cieszy mnie, że...
- Zamknij się Frasou.- Patrick przerwał brutalnie- Nigdy nie uwierzę, że coś może sprawić ci radość. Nie licząc krzywdzenia innych.
Thomas był wściekły. Z zaciśniętych w pięści dłoni, kapała krew. A Patrick kontynuował.
- Jak to możliwe, że ktoś słucha tchórza zasłaniającego się zawsze kobietami lub dziećmi. Powiedz Frasou, czy kiedykolwiek czułeś, że możesz zaraz zdechnąć?- Patrick pokręcił głową- Czy kiedyś...
Tym razem to Claude przerwał.
-Obiecałem coś jednemu z was. Thomasie- skinął swoim ludziom, żeby opuścili broń- odeślij przyjaciół, a ja odeślę swoich. Skończymy to z honorem. Wygrasz- jesteś wolny, nie- umierasz. Twój wybór.
Thom przywołał do siebie Patricka. Zdjął płaszcz i wyjął z jego kieszeni wewnętrznej rękojeść i jelce miecza.
-Zabieraj Patricię i wynoście się. Załatwię to sam.
-Ocipiałeś, czy tylko ci jaja urwało.- ton Patricka wyrażał niedowierzanie- Wolę zrobić tu totalny rozpierdol i zginąć niż pozwolić ci na to.
-To jest mój rozkaz.- głos Thoma stwardniał- Pierwszy jaki wam wydaję.- w duchu dodał ``Może ostatni jaki usłyszę``.
-Przemyśl to.
-Przemyślałem kiedy odebrali mi Barbie i Caroline.- kości policzkowe ściskały mu się przy każdej przerwie- A teraz to zrobię. Słyszałeś rozkaz.
-Tak. Chodź Patricio.- olbrzym próbował objąć siostrę, ale mu się wywinęła. Wycelowała palec w pierś Thoma i z każdym słowem oczy bardziej napełniały się jej łzami.
-A idźcie wy wszyscy w cholerę. Nie pozwolę ci tutaj umrzeć samemu. Nie chce być bezpieczna. Nie chcę być ci odebrana jak one. Teraz ma być inaczej. Inaczej, rozumiesz. I tylko dlatego, że ja tak chcę. Nie pozwolę się zignorować. Nie pozwolę się oszukać. Nie pozwolę, nie pozwolę, nie pozwolę.
Na zakończenie przytuliła głowę do piersi Thomasa i zaczęła w niego pięścią. Thom przytulił ją. Poczuł jej łzy przesiąkające przez koszulkę. Położył twarz w jej włosach. Miały piękny zapach, były tak miękkie. Pocałował ją w czubek głowy. Przycisną mocniej do siebie. Do uszu Patricka dobiegł jeszcze szept, który zrozumiał tylko jego przyjaciel. ``Oszust`` powiedziała, kiedy poczuła środek usypiający wstrzyknięty jej palcem wskazującym prawej dłoni. Thom przekazał nieprzytomną dziewczynę bratu. Wyciągając dwie części ostra ze skrytek w udach powiedział:
-Idźcie już.- głos mu na chwilę zadrżał- Dołączę niedługo.
Kiedy rodzeństwo odeszło Claude odprawił swoich ludzi. Na małym fragmencie ściany pojawił się obraz przedstawiający ich wyjście z budynku. Po obejrzeniu tego Thom skończył składać miecz. Frasou pozbył się drewna ukrywającego ostrze w lasce.
-Jak widzisz dotrzymałem słowa. Pewnie zastanawiasz się dlaczego. Dość już wyrządziłem ci krzywd. Ale wiedz, że zawsze to był interes. Nic osobistego.
-Rozumiem. Ale mimo tego cię zarżnę jak świnię.
Thom doskoczył do przeciwnika tnąc przez pierś. Claude jednak bez problemu zablokował to w półobrocie. Sam zaatakował z góry, co Thomas zatrzymał mieczem. Drugie cięcie było z obrotu na brzuch. Od tego buntownik się odsunął. Sam natomiast pchnął, ale Frasou sparował atak. I czekał na przeciwnika. Thom uderzył trzy razy, wszystkie zostały zatrzymane. Francuz dokładnie powtórzył serię Thoma, na koniec tylko dodał pchnięcie w nogę. I tego Thomas nie przewidział. Wytrącony z równowagi zachwiał się. A Claude wykorzystał moment i ciął go przez pierś.
Thomas poczuł słaby ból, kiedy ostrze przechodziło przez jego ciało. Wiedział już, że nie przeżyje. I tak nie miało to teraz większego znaczenia. Ważna była tylko Patricia.
- Frasou... podejdź.- chciał być pewien przed śmiercią- Czy... oni... naprawdę...
- Tak przyjacielu. Dałem ci słowo.- Francuz usiadł przy Thomie- Mam ich zawiadomić?
- Nie... zaraz...się...dowiedzą...- Thomas się uśmiechnął- Wiesz... nie... mogłem... zawieść... szefa. To tylko... praca... Nic...osobistego.
Patrick położył siostrę na jej kanapie w aucie. Pomyślał, że to lepiej, że śpi. Przynajmniej nie czeka przerażona na to co się stanie. Gdyby wtedy nie przejrzała umysłu Thomasa byłoby łatwiej. Nie rozumiałaby go tak dobrze. Frasou raczej nie kłamał. Jeśli wypuścił ich, to Thomasa też pewnie nie zatrzyma. Chyba, że Thom przegra walkę. To jest możliwe. Mimo, ze był jednym z najlepszych szermierzy znanych Patrickowi. Rozmyślania przerwała mu Patricia.
-Powinniśmy z nim zostać.- dziewczyna zaciskała zęby.
Patrick nic nie odpowiadał. Nie chciał zdradzić się z tym, że się boi.
-A jeżeli zginie?- pytanie zabrzmiało Patrickowi jakoś dziwnie. Stał jednak dalej wpatrują się w wieżowiec.
-On mnie kocha.- stwierdziła to tak prosto. Jak rzecz oczywistą. Jakby nie mogło być inaczej.
-Wiem...- Patrick chciał powiedzieć więcej, ale grzmot go zagłuszył.
Oboje zobaczyli wielki wybuch na 53 piętrze. Tam właśnie miał być ich przyjaciel. Tam go zostawili, żeby stoczył walkę. Eksplozja zmiotła całe piętro i sprawiła, że wszystkie wyższe opadły. Nikt nie mógł przeżyć na górze. Mieli jeszcze nadzieję, że to Thomas spowodował wybuch, a sam uciekł. Pocieszali się tym, kiedy zadzwonił telefon w furgonetce. Patrick pospiesznie podniósł słuchawkę, w której usłyszał Samuela.
-Co się stało? Gdzie jest Thom? Dlaczego... dlaczego zdetonował ładunek?
-Zdetonował ładunek? Czy to znaczy, że żyje?- Patrickowi na chwilę wróciła nadzieja.
-Nie. Nie żyje. Miał bombę w klatce piersiowej.- Samuel odpowiedział powoli- Ale co...
Patrick już nie słuchał. Usiadł na fotelu i oparł głowę o rękę. Chciał się uspokoić. Musiał jeszcze powiedzieć Patricii. Ale nie mógł. Słyszał coraz więcej myśli. Wściekły kopnął drzwi samochodu. Wyrwane roztrzaskały się o jakąś ścianę.
Patricia wiedziała co to znaczy. Nawet nie płakała. Pogodziła się z ty wydarzeniem. Przypomniała sobie wszystkie wspomnienia, które zobaczyła w jego świadomości. Od razu zrozumiała co dla niego znaczyła śmierć.
-Teraz już nikt cię nie skrzywdzi.- szepnęła patrząc w płomień.
cood. |
komentarz[1] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Koniec krzywd" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|