Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Dziki i sataniści.
-Tak, tak. Live is bjutal.- westchnął Chrabąszcz.
-Ale, dlaczego my?- Dziki cisnął kamień do bajora. Spłoszona kaczka z głośnym gdakaniem wzleciała w powietrze.- Dlaczego akurat nam to się zdarzyło?
Rano życie wydawało się takie piękne. Mieli bilety na koncert i kasę na piwo. A po koncercie mieli iść do znajomej. Tak, trzy laski i ich dwóch. No i piwo. A teraz. Mama Chrabąszcza wyprała nie te dżinsy co trzeba i po biletach. A teraz siedzieli tu i gapili się w bajoro. Próbowali wejść bez papierków, w końcu to specjalność Dzikiego. Chrabąszcz pomasował tyłek. Jeszcze go bolał.
-Chciał bym być jak ta kaczka- powiedział Dziki.
-Co?... znaczy mieszkać w bajorze i jeść robaki.- zdziwił się Chrabąszcz.
-Yyy, no nie. To kaczki jedzą robaki?
-No chyba...
-Chodziło mi o to,- kontynuował Dziki- że kaczka może latać.
-No?...- Chrabąszcz podrapał się w brązową czuprynę.
-No to pofrunął bym na koncert.
-Kaczka na koncercie metalowym. Teee, tego jeszcze nie było. Ale nie boisz się, że by cię zdeptali.
Dziki wpatrzył się tępo w towarzysza i załamał się do reszty.
W parku zaczynał się właśnie koncert. Byli dość daleko, ale nagłośnienie na tej imprezie było wyjątkowo dobre i dolatywała do nich muzyka.
-Kurwa. A tak bym poskakał.
-No i te panienki.
-Wiesz ty ci? Mam pomysł.
-Ta?- zdziwił się Chrabąszcz- Taki sam jak z tym przełażeniem przez płot?
-Nie. Ten jest lepszy. No i bezpieczniejszy. Masz tą kasę.
-Mam, a co?- spytał podejrzliwie Chrabąszcz.
-Kupimy dwie zgrzewki Lecha i po chlebie... nie po dwa.
-Powaliłeś mnie starty. Lepszego pomysłu nie słyszałem. A potem zaniesiemy to wszystko tym, co udało się im wejść na imprezę i poprosimy, żeby się za nas pomodlili?
-Choć, nie marudź. Wieczór ciepły, bajoro nie cuchnie. Mogło by być...
-Nawet tak nie mów.
-Dobra. Dziemy.
I już po krótkiej wizycie w monopolowym i piekarni, wracali obładowani nad bajoro.
-Życie jest piękne.- powiedział, wzdychając Chrabąszcz.- Mam pełny brzuch i mleko w czaszce. Jest ciepły wieczór, a jezioro pachnie różami... no może przesadziłem, ale jestem szczęśliwy. Dla takich chwil warto żyć.
-Mówisz tak bo nie pamiętasz, że obok jest koncert.
-Co?!!! I my tam nie jesteśmy?!!!
-Twoja starsza wyprała bilety kretynie.- warknął znudzony Dziki.
Chleb był dobry, ale nie wiedzieć czemu, piwo jakoś nie chciało się przyjąć. A poza tym to w ogóle się nie napił.
-Jestem królem dżungli! Jestem królem!- wrzeszczał, dyndając do góry nogami na drzewie, jego kolega.
-Zamknij się co?
-Buzbz, burbzyt, burbz...- zaprotestował Król Dżungli (już wiecie czemu Chrabąszcz) i zlazł niezdarnie z drzewa.
-Aaaa... jak ja bym chciał tam być.- westchnął Dziki.
-Nu... wiele jest takich rzeczy, których serce ludzkie pożąda, ale tylko nieliczne...yyy, no... tylko nieliczne.
Księżyc wzniósł się nad lasem.
***
Chrabąszcz ocknął się nagle. Księżyc stał już wysoko. Koncert widocznie skończył się, bo nie słychać było muzyki.
Cos go obudziło. Myślał, że to Dziki leje do bajora, ale Dziki spał dalej. Dźwięk dobiegał skądś z lewej. Odwrócił się i w świetle księżyca zobaczył korowód postaci w habitach, idących gdzieś gęsiego.
-Te... co to kurw...- Ktoś zatkał mu usta.
-Ćśśśś... Dresiarze!- szepnął Dziki.
-Yyy..- coś mu nie pasowało, ale nie był pewien co.
-Idziemy za nimi. Trzeba wyśledzić ich skład.- powiedział z powagą Dziki.
-Jaki skład?
-Gandzi ćwoku. Idziemy.
Przemykali niczym dwa rosomaki, sadząc wielkimi susami między drzewami. Księżyc lśnił na nieboskłonie niczym źle wypolerowany talerz, a oni skradali się w ciemnościach polując na swe ofiary.
Dotarli wreszcie do kresu podróży. Postacie w habitach weszły na polanę wśród sosen i stanęły kręgiem.
-Władcy podziemnego świata. Winglu, Kilu i Hemmie...- począł recytować jeden z nich.
-Eej, a może to górnicy?- zaoponował Chrabąszcz.
-Śćććć...mówiłem, że to na pewno dresiarze w przebraniu.
-A skąd ty to wiesz?
-Bo im źle z oczu patrzy.
-Jakich...
Wstępny rytuał zakończył się.
-Bracia, dziś jest noc Walburki.- mówił najniższy z nich.- Gwiazdy nam sprzyjają. Dziś dopniemy swego, dziś jest nasza noc!!!
-Kurwa- syknął Dziki, któremu horyzont zaczął się nieco przejaśniać.
-Co?
-Chcą wskrzesić Hitlera.
-Yyy. A czym go będą krzepić?
-Wskrzesić. Oglądałem w telewizji. Cały czas to robią. Biorą kobietę i.. tego no..
-Co?
-Rżną ją nożem.
-Ffff... nożem?
-Ta. Tak mówili.
-I teraz chcą rżnąć Hitlera...?
Na polaną wszedł inny zakapturzony, niosąc kurę.
-Co to ma być. Miała być dziewica.- ryknął niski człowiek.
-A skąd ją miałem wziąć? Z koncertu? Jeśli jakaś tam była to jakieś dwie godziny temu wkroczyła w nową erę życia.
-Dobra, zaczynamy.
Mały człowiek wydobył z fałd szaty długi sztylet... firmy Tefal i podszedł do pniaka na środku polany, gdzie drugi trzymał już kurczaka.
-Dobra spadamy.- szepnął Dziki.
-Dobra... znaczy co? Nie możemy. Musimy mu pomóc.
-I skończyć na tym pniaku?
-Aaa, yy. A tak, przypomniałem sobie. W domu czeka na mnie kolacja.- powiedział Chrabąszcz.
-Miałłł..
-Jak jesteś głodny to powiedz Dziki, podzielę się. Nie musisz jęczeć.
-To nie ja.. to ten kot.
-Mrrrr...
-Jebać go. Wiejemy.- zdecydował Dziki
-Dobra.- skinął głową Chrabąszcz i wymierzył glanem solidnego kopa.
-Miaaaaaałłłł!!!...
-Co ty robisz ciulu. Usłyszeli, o kurw... dobra- syknął Dziki łapiąc drąg- Na nich!!! Za ojczyznę!!!
-Łaaaaa!!!- ryknęli obaj i wpadli na polanę wymachując kijami.
-Łotry! Nie pozwolimy wam na to! Nie zrobicie mu tego nożem!- wołał zbulwersowany Chrabąszcz.
-A czym?- spytał otępiały ze zdziwienia przywódca zakapturzonych.
-No... normalnie... nie!!! W ogóle wam na to nie pozwolimy.
-Hmm... skoro tak- powiedział przywódca zastanawiając się przez chwilę i mierząc wzrokiem dwumetrowego Chrabąszcza, oraz jego drąg, rzekł- W takim razie przejdźmy do dalszych obrządków.
-Jakich obrzzo...
Kilku zakapturzonych znikło w lesie i wróciło z skrzynkami wina. Pozostali zrzucili swe szaty i stanęli nadzy.
-E, stary co wyście za jedni?- spytał zaintrygowany Dziki.
-Jesteśmy sługami Wing...- zaczął, ale widząc minę dwóch bojowników zmienił taktykę
-Sataniści.- Odparł krótko.
Dwie całkiem nagie panie podeszły do Chrabąszcza.
-Ale masz drąg.- pochwaliła jedna z nich.
-Taaaa.- potwierdził ochoczo zagadnięty.
-To znaczy, że to orgia?- spytał zbity z tropu Dziki
-Nie, po prostu spotkanie towarzyskie.
-A. To dobrze. O tym ksiądz nic nie mówił.
Jakaś cizia przyglądała mu się z drugiego końca polany.
-Ale nie zabijecie mnie gdy będę spał.- dopytywał się Dziki.
-Nowego członka? Nigdy.
-To dobrze. Można trochę wina?
-Częstuj się.
Konor. |
komentarz[1] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Dziki i sataniści." |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|