Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
DWa po DWa
Sądźcie a będziecie sądzeni - niezbędnik recenzenta
Do naszego małego zakątka dołączył jak widać wszem i wobec, dział recenzji. Jako, że przywiązuje do tego gatunku wielką wagę i, nie ukrywam, nadzieję nie mogę sobie odmówić rzucenia paru słów, choćby na wiatr.
Wszystko rozbija się o to, że o ile dobrych piór nam nie brakuje to krytyków można liczyć na palcach jednej ręki. Nie chodzi przy tym tylko o elx, ale ogólnie środowisko fantastów. Oczywiście są ludzie typu “a mnie się podobało, bo się fajnie czyta”. Takie stwierdzenie może rzucić każdy, różni się on jednak od recenzenta tak jak pięciolatek z metalowym kubłem od zawodowego perkusisty.
Było już maglowane po forach i artykułach począwszy od Jacka Dukaja na łamach “Nowej Fantastyki”, że brak dobrych recenzji trzyma fantastykę na poziomie czytadła i nie pozwala wyrosnąć bardziej. Fakt, jeśli głaszcze się po głowie za “dobrze napisane, ciekawe czytadła o wartkiej akcji” to pisarz, nie w ciemię bity, będzie tworzył dobrze napisane, ciekawe czytadła o wartkiej akcji. Nic do takowych oczywiście nie mam, ale po pierwsze to nie musi być przecież cała produkcja literatury fantastycznej i pewne zróżnicowanie poziomów by się przydało. Doły mamy zapełnione wybrańcami ratującymi śwat, których infantylność da się przełknąć jedynie w pociągu, gdy nie ma nic innego do roboty. Co jednak ze szczytami? Kojarzycie coś poza “Inne pieśniami” i ewentualnie “Zakon krańca świata”? Środek z resztą też możnaby trochę kopnąć w cztery litery żeby zaoferował co nieco również bardziej wyrobionym czytelnikom. Nie jest tragicznie, ale przytulne samozadowolenie zabija sztukę stokroć lepiej niż najbardziej rygorystyczna cenzura. A chyba chcemy mieć do czynienia ze sztuką, nie produktem fabrycznym.
Tylko co z tym zrobić? Tu jest rola recenzenta, który zauważy, oceni i doceni to co wybija się ponad inteligentne dialogi i wartką akcje. Symbole, odwołania, podteksty, umiejscowienie w pewnej tradycji (tak różnorodnej przecież) wszystko co kryje się pod podaną na tacy zbitką liter. Wymaga to pewnego oczytania, ba obycia nawet, gdyż można odwoływać się poza literaturą do teatru, komiksu, malarstwa, rzeźby, muzyki i sam profesor zwyczajny raczy wiedziec czego jeszcze. Co najgorsze trzeba to wszystko jako tako znać. Choć mniej więcej orientować się kim jest autor, żeby nie zobaczyć przeżycia biedy u syna szejka.
Nie musimy tu, a nawet nie powinniśmy wszystkiego wskazywać palcem. Nie piszemi pracy licencjackiej, ale zauważyć wypada. Jeśli zaś pokazaliśmy wszysto to albo recenzja ma format książki, albo jest słaba z braku odpowiedniej podbudowy. Po co komu bowiem recenzja na poziomie samego czytenika? Czy ktoś jeszcze kupuje i czyta na podstawie pochlebnej recenzji? Chyba tylko jeśli znajomy ją spłodził. Choć to właściwie nieodłączny element zjawiska o którym mówię.
Nie sądzę i nie wymagam by od razu wszyscy piszący recenzje wyłapywali smaczki ukryte w dziełach, więc zacznijmy od podstaw. Tu wyjdę już trochę z literackiego grajdołka w którym się lekko zakopałem zapominając, że serwis rozszerzył swoje kompetencje. Każde dziecko kultury składa się z czegoś więcej niż fabuła. Przy filmie jesteśmy przyzwyczajeni przez porządną krytykę do zwrócenia uwagi na aktorstwo, czy zdjęcia. Podobne rzeczy kryją się wszędzie indziej, czy jako słownictwo, styl, klimat, czy jeszcze w innej formie. A własnie, klimat, to słowo wytrych, a nikt nie wie co znaczy i co się na niego składa. Recenzent musi zdawać sobe sprawe skąd się biorą u niego takie a nie inne odczucia. Krótko mówiąc nie może być dzieckiem we mgle. Nie zapominajmy o znaczeniu dzieła, które stworzone jakiś czas temu mogło odcisnąć piętno na przyszłych utworach. W wielu wypadkach szeroko rozumiana otoczka jest równie ważna jak sam produkt, że wspomnę choć “Blair Witch Project”.
Są ludzie zwani humanistami, którzy zapoznają sie z istotniejszymi pozycjami (jakby koszmarne i nudne nie były) po to by móc wyłapać kiedy się do nich odwołuje i zrozumieć lepiej z czym się obcuje. Pamiętacie lektury szkolne? No właśnie; niestety niektórzy nauczyciele zapominają wspomnieć za jakie grzechy katują nas “Nad Niemnem” i spółką. My mamy o tyle weselej, że dla nas istotne tytuły mają trochę inną tradycję za korzenie, zazwyczaj znośniejszą w odbiorze. Tym bardziej jednak jeżeli chcemy coś na serio recenzować musimy nadrobić żelazną klasykę.
Co więcej pisanie recenzji powinno się zacząć z pierwszym zetknięciem z dziełem. Tylko wtedy uda nam się cokolwiek z niego wyjąć. Recenzowanie czegoś co oglądaliśmy miesiąc temu mija sie z celem. Od pierwszych minut filmu nalerzałoby wynotować istotniejsze rzeczy, bo wylecą z głowy. Spostrzeżenia na gorąco to niesamowicie wartościowy materiał. Trzeba go obrobić, ostygnąć przed wykorzystaniem by mieć choć podstawowy dystans.
Pewną słabością recenzji jest to, że piszemy ją my. Wyjście poza samego siebie to ciężka para kaloszy, ale musimy pamiętać, że choć nasz gust jest tutaj ważnym kryterjum to nie jest jedynym. Każda pozycja ma swojego odbiorce, a my musimy niestety zobaczyć i wskazać innym co on w tym widzi.Nie oznacza to zapomnienia o własnych odczuciach, ale poszerzenie horyzontu o inne możliwe punkty widzenia. Jakby ukazania modelu 3D zamiast płaskiego rzutu z jednej strony.
Kolejną ważną zasadą powiązaną z powyższą jest pisanie w pozycji wyprostowanej, nawet trochę z góry względem obiektu recenzji. Z kolan bardzo mało widać, a trafnie skrytykować można i Dostojewskiego i Tolkiena. Na nasze szczęście ideały wyginęły przed jednorożcami. Nie jest tu naszą rolą pisanie peanów pochwalnych, od tego są fani, a ja tu mówię (przypominam) do przyszłych recenzentów. Wredna rola? I owszem, niesamowicie, ale wspomnianych fanów dobrym autorom nie brakuje, potrzebujemy za to skurczysynów, którzy mogliby się twórcom śnić po nocach w koszmarach. Trzeba wszystko wyważyć oczywiście, bo skrytykować element, a objechać całość to dwie różne rzeczy. Inaczej się ponad to podchodzi do doświadczonej wygi, inaczej nieopierzonego amatora. To już jednak kwestia układu tekstu i akcentów.
Gatunek jest przyznam niewdzięczny. Z samej swojej natury trochę wtórny, a brak mu do tego dawnej chwały. Jeżeli się jakaś dobra recenzja, wymagająca przecież tyle pracy, wreszcie trafi bywa odsądzana od czci i wiary za przeintelektualizowanie. Operuje przecież w dużej mierze pojęciami i tłem kulturowym do których nie każdy czytelnik został przyzwyczajony. Bywa, jeśli zapomina sie, że to recenzent powinien wychować czytelnika ciągnąc do góry, a nie odwrotnie.
To wszystko razem robi z recenzji jeden z cięższych i bardziej odpowiedzilnych gatunków, do tego stopnia, że sam nie sądzę bym mógł napisać taką recenzję jaką chciałbym przeczytać (obym kiedykolwiek był w stanie). Dlatego przez pewien czas recenzje jakie będą się pojawiały pozostawią sporo do życzenia. Niestety nauka jest procesem i nikt od razu nie osiągnie szczytów, ale warto. Choćby po to by od dołu pchnąć trochę gmach fantasy ociupinę w górę. By nie dociągać do średniej, ale celować wyżej. A jeśli to się nie uda chociaż poszerzymy własną świadomość kulturową.
Z pozdrowieniami i nadzieją w głosie
Driden Wornegon |
komentarz[21] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "[2po2] Sądźcie a będziecie sądzeni - niezbędnik recenzenta" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|