Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Duch.
Wstał z samego rana. Zzębnięty, przemoczony lecz rzeźki i gotów do wyzwania, które na niego czekało. Już od dłuższego czasu poszkiwał wejścia to tajemniczej groty w której ponoć ukryty był ogromny skarb. Maiał szczerą nadzieję, że wreszcie dziś uda mu się znaleść wejście. Miał serdecznie dość błądzenia i przedzierana się przez gęste zarośla.Przepukawszy gardło zawartością bukłaka począł przygotowywać sobie śniadanie. Wyjął z torby podróżnej, którą nosił na plecach kawałek zasuszonego chleba. moczył go w płynącym niedaleko strumieniu. Odrkił z trudem kawałek zasolonego mięsiwa i również przepłukał w wodzie. Gdy posiłek nasiąkł odpowiednio wbił w niego swoje silne zęby. Przeżówał powoli. Zastanawiał się nad trasą, która wybierze dnia dziesiejszego. Zerkał ukradkowo na leżącą nieopodal mapkę zastanawiając się nad możliwym miejscem ukrycia wejścia do jaskini.
Po skończonym posiłku wybrał prawdopodobną lokację, spakował się i ruszył. Wierzył w swoje szczęście i lata praktyki w odnajdywnaniu ukrytych przez swoich ziomków tajenych grot. Najedzony i wypoczęty ruszył w drogę poprzez gęste poszycie tegoż tajemniczego lasu. Przedzierał się wyrąbując sobie drogę potężną maczetą. Jego zmysł orientacji bezbłednie prowadział go wzdłuz zaznaczonej na mapce trasy. Po kilku godzinach marszu niespodziewanie wyszedł na niewielką, nie zaznaczoną na mapce polankę.
W oddali ujrzał skałę w której ukute było niewielkie wejście. Uradowany szybko pobiegł w jej kierunku i zajrzał do środka. Jego przystosowane do ciemności oczy powoli zaczęły wyławiać coraz więcej szczegółów. Dostrzegł w środku niewiejką jamę w której spokojnie mogłoby zmieścić się dziesięcu takich jak on oraz metalowe drzwi. Z uwagą obejrzał wszystkie ściany szukając prawdopodobnych płapek. Po dłuższej obserwacji gdy był juz prawie pewien, że grota jest bezpieczna ostrożnie wszedł do środka. Poczuł chłód pomimo iż na zewnątrze nie było jeszcze gorąco. Słyszał cicho spadajace ze ścian krople wody. Ostrożnie w skupieniu oglądając drogę przed sobą przesuwał się w kierunku metalowych drzwi. Gdy po dłuzszej chwili do nich dotarł dokładnie obejrzał framugi, zawiasu i okoliczne ściany. Nie znalazłszy żadnych płapek delkatnie pociągnął za znajdujący się na nich uchwyt. Drzwi lekko drgnęły, po jaskini przetoczył się przeraźliwy zgrzyt. Odruchowo odskoczył od nich czekając na aktywacje jakiejś płapki. Gdy po dłuższej chwili nic się nie wydażyło znów podszedł i tym razem energicznie pociągnął uchwyt do siebie. Drzwi ze zgrzytem otworzyły się na ościerz. W środku panowała głeboka ciemoność nie stanowiąca jednak dla jego wyczulonych oczy zbytniej przeszkody. Zwracając baczną uwage na każdy stawiany przez siebie krok przekroczył próg.
Znalazł się w starannie wykutym w skale tunelu. Widzać było ogrom pracy jaką musieli włożyć robotnicy by wykuć tak doskonale kwardatowy tunel w jednej z najtwardzych skał. Powioli przesówał się wgłąb korytarza. Z za jego pleców dobiegało słabe światło dnia. Szedł przed siebie oglądając ściany, podłogę i sufit. Gotów w każdej chwili odskoczyć uparcie prał do przodu. Robiło się coraz ciemniej i coraz chłodniej. Jego wyczulony słuch wyłapywał co jakiś czas odgłos spadaącej kropli. Wiedział, że takie tunele roiły się wręcz od płapek. Jednakże wierzył w swoje szczęście i refleks. Miał nadzieję, że w porę dojrzy grożące mu niebezpieczeństwo. Zagłebiając się coraz bardziej w mrok tunelu czekał na zdradzieckie kliknięcie oznajmujące uaktywnienie któjeś ze śmiertelnych zasadzek. Nic jednak takiego nie nastąpiło. Dzięki swojej wrodzonej ostrożności doszedł do pierwszego zakrętu. Ostrożnie wystawił głowę z za rogu i przyjrzał się korytarzowi biegnącemu dalej.
W niewielkiej odległości za zakrętem dostrzegł podbne drzwi do tych którymi wkroczył w te podziemia. Ostrożnie bacząc na każdy krok zaczął iść w tamtym kierunu. Co raz cześciej do jego uszu dobiegał odgłos rozbijających się o podłoge kropli wody. Przemiarzając korytarz krok za krokiem coraz bardziej zbilżał się do metalowych drzwi. Uważnie oglądając drogę przed sobą dostrzegł leżące przed nim w odległościpięciu metrów szczątki jakiejś istoty. Dwukrotnie wzmógł swoją czujność. Jeszcze bardziej ostrożnie szedł do przodu. Po dłuższej chwili doszedł do leżących w nieładzie szczątków. Przyjrzaj sie dokładnie wszystkim okolicznym ścianom. Nie widząc żadnego niebezpieczeństwa przyjrzał się znalezisku. Widzał leżące przed nim nagie kości. Po ich rozmiarze doszedł do wniosku, że musiały należeć do sporych rozmiarów człowieka. Dostrzegł także leżący tuż obok teraz już zardzewiały lecz kiedyś niewątpliwie piękny dwuręczny miecz.
Zajęty badaniem znaleziska nie zauważył, że tuż za nim z podłogi zaczęła wydobywać się dziwna, tajemnicza mgieła. Z każda chwilą przybywało jej coraz więcej. Zamiast rozpraszać się po korytarzu zaczęła formować się w postać wielkiego, barczystego wojownika ściskającego w ręce potężny i piękny dwuręczny miecz.
Po skończeniu oględzin wstał na nogi i ruszył ostrożnie przed siebie w kierunku metalowych drzwi. Podczodząc bliżej ponownie zaczął oglądać framugi, zawiasy i wszytkie okoliczne ściany. Pochłonięty szukaniem płapki zdwał się nie zauważać czychającego niebezpieczeństwa. Gdy był już pewien, że równierz i przy tych drzwiach nie znajdują się żadne płapki wyciągnął rękę w kierunku zamocowanego na nich uchwytu. Ścisnął go mocno i podobnie jak poprzednio lekko pociągnął. Po korytarzu przeleciał groźny zgrzyt. Jedakże tym razem nie odskoczył jak poprzednio. Mocniej ściskając uchwyt pociągną drzwi w swoim kierunku. Grzytając coaz głośniej otworzyły się na ościerz. Otrzepał ręce i po uważnym obejrzeniu korytarza znajdującego się przed nim zrobił krok do przodu. Wtem zza jego pleców rozległ się przeraźliwy głos:
- Wspanialeś trafił, sucherlawy wypierdku! Pies ci w oczy nalał, czyś ślepy od urodzenia?!
Z głośnym pierdnięciem Khazis przekroczył próg otwartych przez siebie drzwi.
- Do ciebie mówie baryło! Jestem duchem, nie?
- Nie - gromkim głosem odpowiedział Khazis.
W skupieniu oglądając każdy skrawek korytarza przed sobą krasnolud ruszył dalej, pozostawiając za sobą zdziwionego ducha.
- Gdzie leziesz niemrawa lebiodo! Stój jak do ciebie mówię! - krzyknął duch dzielnego wojownika ruszając za Khazisem. - Jeszcze krok, a zginiesz! - dodał po chwili.
Niewzruszony krasnolud cały czas ostrożnie przemieszczał się w głąb mrocznego korytarza.
- O rzesz ty popaprany wypierdku! Może wyglądam staro, ale jak ci zaraz przypierdolę to na zawsze twe truchło pozostanie w tym cuchnącym padole! Słyszysz co do ciebie mówię!
- Słysze ale moja kochana mateczka zawsze ostrzegała mnie przed takimi jak ty! - odrzekł Khazis.
- ?! Że co? Przed takimi jak ja? Chyba żarujesz? - Tak pamiętam, jak zawsze powtarzała: "Jeśli zobaczysz ducha pierdnij ii idź swoją drogą, a on zostawi cię w spokoju".
- Pierdnij i ignoruj? Dobre sobie... Jak ja ci zaraz pierdnę i zignowyrowuje to ...
- Też mi dobre sobie, duch analfabeta - przerwał mu w połowie zdania Khazis.
- Co rzekła twoja plugawa gęba? Raz się duch przejęzyczy i od razu musi by alfabetą?
- Mam cie w dupie stary trupie - gromku krzyknął Khazis.
- Stary? Mam dopiero dwieście lat!
- Ja mam siedemdziesiąt trzy i pół, a się tym nie chwalę!
- ?!
Nie zwracając najmniejszej uwagi na idącego tuż obok ducha Khazis uważnie stąpał przed siebie. Co chwila zatrzymywał się by obejrzeć jakiś podejrzany fragment ściany. Kucał by zbadać podłogę.
- Tu nie ma żadnych płapek - zagadał od niechcenia duch.
- To dlaczego Ty tu jesteś? - spytał nie dający się zwieśćKhazis.
- ?! Hym, no ten tego. - duch najwyraźniej próbował zmienić temat.
- Co nie pamiętasz jak zginałeś? To ci dopiero, sklerotyk.
- Żaden skleretyk. Ciemo było, a nam się właśnie dopalała pochodnia, gdy ...
- .... Co gdy i jakim nam? - zapytał Khazis zatrzymując się i spoglądając w oczy duchowi.
- Gdy z za moich pleców wyskoczył jakiś potwór i jednym udeżeniem pozbawił przytomności.
- Zginąć tak głupio! Musiałeś mieć straszliwego pecha!
- Pecha? Nie większego niż ty - odparł duch wskazując palcem gdzieś ponad głową krasnoluda.
Znajacy wszystkie sztuczki Khazis nie dał się podejść. Stał twardo patrząc prosto w oczy duchowi. Scisnął w reku mocniej swój topór gotów w każdej chwili przepołowić go na cztery części. Duch w tym czesie patrzył gdzieś ponad głową dzielnego krasnoluda. Z każdą chwilą otwierał oczy coraz szerzej. Patrzył na wyłaniającego się z mroku stwora. Stwór był wielki, lecz poruszał się bezgłośnie. Cichutko niczym wietrzyk zbiżał się w kierunku Khazisa. Miał długą owalną głowę i cztery odnuża. Z jego pyska gęsto ściekała ślina. Gnał jak najszybciej potrafił byle tylko dopaść swą ofiarę. Khazis jednak z niezmąconym spokojem wciąż wpatrywał się prosto w oczy duchowi, próbując odczytać z nich mysli o jakimś podstępie. Przeszywając go swoim spojrzeniem usłyszał nagle cichutkie plask, rozbijającej się o podłoge śliny. Nie zastanawiajac się ani chwili odskoczył na bok i przylgnął do ściany. Rozpędzony potwór zaskoczony tym nagłym manewrem minął dzielnego krasnoluda o cała długość nogi. Potkał się i z impetem przeleciał przez przerażonego ducha udeżając głową w metalowe drzwi. Po tunelu rozszedł się metaliczny odgłos. Szybkim skokiem Khazis doskoczył do potwora i zaczął okładać go trzonkiem topora.
- Zafajdany łysolu! W plecy niewinnego! - krzyczał - Śmierdząca świnio! Cuchnący zafajdany moczymordo! O jakie fajne korale! - dodał po chwili ściągając z szyi potwora wisiorek.
- Pokaż. - poprosił duch.
- Co? - spytał krasnolud przekładając wisiorek do drugiej ręki.
- To co masz w ręce. - nalegał duch - Nie, nie w tej.
- Nie mam nic! O widzisz? - rzekł Khazis wpychając do majtek drogocenny wisiorek i wyciągając puste rece w kierunku ducha.
- Kłamiesz! Widzę jak twója paskudna gęba, szczerzy zęby!#
- A to dlatego, że przypomiałem sobie twoją gębę, gdy przelatywał przez ciebie potwór.
- Kłamiesz!
- Wcale nie!
- Kłamiesz! Mówię ci!
- A ja ci mówię, że nie! - zaprotestował Khazis - Idziemy.
- Nie ruszę się z tąd póki mi nie pokarzesz!
- Pedał jesteś, czy co? Ja ide jak chcesz to zostań w tym ciemnym lochu.
- Dobra, dobra, nie musisz się tak wściekać - odpowiedział zpeszony duch.
No i poszli. Jak to miał w zwyczaju Khazis z uwagą przyglądał się najmniejszemu załamaniu w murze. Każde podejrzane miejsce oglądał po cztery razy szukając płapki. Dziwił sie bardzo, że aż od samego wejścia tutaj żadnej nie znalazł. Szedł dalej rozmyślając o ukrytych skarbach, które czekają na niego gdzieś w tych rozległych tunelach.
- I co masz zamiar tak iść przed siebie? - spytał duch.
- A czemu nie?
- No nie wiem,to zależy czego szkuasz?
- Ja, no ten, tego... skarbu chyba nie?
- Taaa, ale skądwiesz, że on tu jest?
- No w sumie to nie wiem, ale sprawdzić nie zaszkodzi?
- I tu masz racje?
Szli niespiesznie dalej każde zajęte czymś innym.
- Te jesteś duchem, taa? - spytał krasnolud.
- No w sumie to jestem i co z tego?
- To moeże poszedłbyś rezejrzeć się przodem i poszukałbyś tego skarbu?
- Czy ja wiem? - rzekł duch z wymownym wyrazem twarzy.
Widząc nie rozumiejącego aluzji i czekającego na odpowiedź krasnoludadodał po chwili.
- A co z tego będę miał?
- A co chcesz?
- Trzy czwarte skarbów - bez namysłu wypalił duch.
- Po co ci, przecież nie żyjesz - z mrożącą kranoldzką logiką Khazis uświadomił mu brutalną prawdę.
- ?! No to co moge chcieć?
- Wszystko, lecz nic ci sie nie przyda, więc idź się rozejrzyj.
Po dłuższech chwili potrzebnej na zastownowienie duch ogromnego barbażyńcy ruchył z miejsca i przeniknął przez jedną ze ścian. Khazis w tym czasie zaczął powoli przesuwać się do przodu. Badał ściany, szukał tajenych przejść i pułapek. Najbardziej jednak rozglądał się za wszelakimi śladami, które mogłby świadczyć o miejscu ukrycia skarbu.
- Te baryło coś znalazłem - rozległ się krzyk ducha tłumiony przez ściany.
- Taa, a co takiego?
- Jakieś, druty, kolce i koła.
- A to pewnie płapka, gdzie jesteś?
Ze ściany dziesięć kroków przed Khazisem wychyliła szczeżąca spruchniałe zębiska głowa ducha.
- A kuku! Tu jestem.
- Ty se popaprańcu jaj nie rób tylko pilnuj mi tu, aby coś mnie nie zabiło - odrzekł niewzruszony krasnolud.
- To ja ci życie ratuje, a ty mi tak odpłacasz. Poczekaj jeszcze mnie popamiętasz!
- Nie musisz się od razu obrażać, przecież nic ci nie zrobiłem. - troszkę łagodniejszym głosem rzekł Khazis.
- Masz szczęście, że cię lubię inaczej już byś nie żył! - zagroził duch
- Tak, tak masz rację - krasnolud przyznał mu rację.
- I co z tą płapką?
- Ominę, i tyle. Ty nie marunj czasu i szukaj skarbu.
- Dobra, dobra już lece - krzyknał duch po czym znów znikł w jeden ze ścian.
Khazis w tym czasie zadowolony, że wreszcie na jego dordze pojawiła się pierwsza pułapka ochoczo ruszyłprzed siebie. Nie zważając na niebezpieczeństwo dotarł wreszcie do miejsca wskazanego mu przez ducha i przyjrzał się uważnie scianom do okoła. Dostrzegł niewielkie szczeliny w ścianach przez które zapewne wysuwać się miały ostrza. W podłodze zaś wymacał lekko posuszającą się płytkę. Zadowolony z tego odkrycia cofnął się o krok wyciągnął z plecaka pochodnie i rzucił wport w zdradzecką część podłogi.
Nic się jednak nie stało. Zdziwiony podzedł bliżej i powtórzył manewr jeszcze raz. Efekt znów był taki sam jak poprzednio. Lekko już poirytowany podszedł do jednej ze ścian i w szczelinę włożył sztylet w nadziei na odblokowanie starego już mechanizmu. Po wydłubaniu kilku kamyków znów cofnął się kilka kroków i rzucił pochodnią wprost w ruchomoą płytkę. Zadowolony usłyszął ciche kliknięcie. Ze ścian jednakże nie wydobyło się ani jedno ostrze. Zdenerwowany podszedł do owej płytki z zaczął po niej skakać. Podskakiwał za każdym razem słysząc kilknięcia. Denerwował się coraz bardziej gdyż nic ze ścian nie wyskakiwało.
- Hej baryło, leziesz czy nie? - z oddali dobiegł głos ducha.
- Zara, próbuję zdeaktywować puapkę!
- Zdea co? - zapytał duch.
- Zepsuć! odkrzyknął krasnolud.
- A nie męcz się bo jest zepsuta!
- Zepsuta dlaczego?
- Widziałem jak były pourywane jakieś druty, tam po drugiej stronie ściany.
- To trzeba było tak od razu gadać, a nie ja tu skacze i się męcze.
- To przestań i chodź tu.
- Ide, ide tylko wezmę pochodnie.
Gdy Khazis schylał się po pochodnie nagle tuż nad jego plecami ze ściany wyskoczyły śmiertelne ostrza. Gdyby miał choć troszkę dłuższe nogi, jego krew na zawsze pozostałaby w tych lochach. Jednak on był twardy, nie poddawał się tak łatwo. Dobył swego magicznego topora i jednym szybkim cięciem zniszczył wiekową konstrukcję. Uradowany znalezieniem i zniszczeniem śmiertelnej przeszkody Khazis pobiegł truchtem dalej. Nie zważał już więcej na śmiertelne niebezpieczeństwo jakie mogło by grozić z ukrytych pułapek.
- Czego! - krzyknął gdy zobaczył pochylającego się nad czymś ducha.
- Zobacz co znalazłem.
- Marchewka?
- Nie marchewka, debilu! To jest berło.
- Berło? A co to takiego? - spytał krasnolud.
- Przyszedłeś po skarby i nie wiesz co to jest berło?
- No w sumie to ... nie.
- To ci powiem. Berło to jest bardzo stary i cenny przedmiot. Urzywali go królowie do drapania się po plecach.
- Po plecach! To nie mogli ręką?
- Ręką? Niby jak? - spytał duch.
- A tak - odrzekł Khazis demonsturjąc zapomnianą już sztukę drapania się po plecach.
- Ooo. Niezły jesteś.
- Akrobata, nie! Ale co z tym berłem?
- Nie wiem. Weź sobie, może się przyda.
- W sumie ciężkie nie jest. Dobra biorę. Tylko po to mnie wołałeś?
- Niee. Tam za następnym rogiem jest pomieszczenie pełne jakiowyś beczek. - powiedział duch.
- Beczek? - z uśmiechem na twarzy upewnił się Khazis.
- Ta, a bo co?
- Nic idziem.
I poszli. Khazis przodem leciał jak opętany. Nie zwracał najmniejszej uwagi na ewentualne przeszkody. Leciał tak szybko, że nie zauważył nawet jak niechcący uruchamiał kolejne pułapki. Ze ścian tuż za nim wylatywały metalowe pociski, ostrza, kule. Chwilami nawet podmuchy gorącego niczym sam oddech smoczy ognia. Nie zatrzumując się dobiegli w końcu do owego pomieszczenia. Khazis z uśmiechem na gębie. Duch cały osmolony i podziurawiony.
- Te co ci się stało? - spytał krasnlud
- Trochę się nagrzałem tym biegiem, a czemu się pytasz?
- Nic tak sobie. Żebyś potem nie mówił, że się tobą nie interesowałem.
- Acha - stwierdził duch, poczy dodał-więc co z tymi beczkami?
- Nic. Może jesli będziemy mieli szczeście to się napijemy przedniego modziku.
- Przecie ja nie mogę pić.
- A tam gadasz. Mioda każdy może łyknąć, nawet ty.
- Myślisz? - spytał duch
- O czym? - spytał zajęty otwieraniem pierwszej z beczek Khazis
- Będę mógł się napić?
- Jasne, czemu nie!
- Ale ta jest pusta - z beczki, którą właśnie otwierał Khazis doszedł głos ducha.
- Gdzie pchasz gębę. Naplujesz i kto to będzie potem pił.
- Żadnym potem, a poza tym ja się ślinię tak jak ty
- Ja no co ty! - odrzekł krasnalud wycirając usta rękawem
Nie zważając na ducha Khazis wreszcie przy urzyciu tajemniczego berła otworzył pierwszą z beczek. Po pomieszczeniu rozszedł się przyjemny zapach półtorniaczka. Stoją nad beczką krasnolud łapczywie wciągał swoim ogromnym nosem wspaniały zapach. Delektując sę nim próbował określić rocznik i gatunek pszczół, który przyczynił się do powstania tej beczki trunku.
- Myślę, że pochodzi ten miodzik ma ze sto lat. Miodus Pscelutus. Tak to musiał być ten gatunek moich kochanych pszczółek.
- Te baryło, ale beczka jest pusta!
- Zamknij pasze teraz myśle.
Speszony duch zaczął zaglądać do pozostałych beczek.
- Beczka miodu z tego roczniku warta jest chyba z pięć tysięcy złota. Za jedną można by kupić całą wioskę.
- Ile mówisz?
- Pięc tysięcy za jedną - odpowiedział rozmarzony krasnolud.
- To w zasadzie nie musimy szukać dalej tego skarbu. Biorąc pod uwagę że beczek jest tu co najmniej dwadzieścia jesteśmy bogaci.
- Ile?
- Dwadzieścia!
- Wszystkie pełne?
- Oprócz tej - powiedziałduch wskazując na tą przy której stał Khazis.
- Skarb, skarb, prawdziwy SKARB - zaczął przyśpiewywać krasnolud.
- No, fakt, tyle tylko co z nim zrobimy.
- Jak to co? Bedziemy żyli w dostatku.
- Znaczy się? -spytał duch
- Sprzedamy jedną, wykosimy las, zbudujemy karczmę i droge. Bedziemy kręcić interes, na turystach.
- Turystach?
- A co, nie. Przecież można zwiezać te lochy. Ty będziesz ich straszył ja upijał. Obaj nieźle zarobimy.
- Gadasz?
- Serio! - zazaprzeczalnie stwierdził krasnolud.
- A skarb?
- Zanim przybędą robotnicy i skończą uwiniemy sięznajdziemy resztę!
- I co ja niby miałbym staszyć ludzi?
- Jeśli ci sięznudzi to przychodziłbyś do karczmy popatrzeć na dziewki.
- Dziewki powiadasz.
- Ta najpiekniejsze w królestwie, do tego sałna, najlepsze trunki i potrawy. Zrobimy taką karczmę, że sam króle nocami będzie się wymykał z zamku!
- Jeśli będą kobitki to wchodzę. Będę ci pomagał w pilnowaniu interesu, a ty dopilnujesz by nikt nie zakłucał mojego spokoju.
- Nie ma sprawy. Dla takiego porządnego ducha jak ty wszystko zrobię.
- A co z miodem?
- Skoro pytasz, to myślę, że po jednym kufelku możemy sobie chlapnąć.
I zasiedli nowi przyjaciele przy jednym stoliku zrobinym z obróconej beczki. Nalali sobie po kufelku, przedniego napoju. Deloktowali się długo jego smakiem. Długo również rozmawiali o karczmie, która miała w tym miejscu powstać. Zmęczni, spici i szczęśliwi ułożyli się do snu by następnego ranka iść i spełnić swe marzenia.
Khazis. |
komentarz[2] | |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|