..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Zaskoczenia
niebezpieczna krowa, dama w opresji, i pierwszy rzut oka na miasto

Łup usiadł na polanie i odwinął materiał z jednego pakunku. Jego oczom ukazała się połówka suchego placka podróżnego. Stanowczo za mało na porządny posiłek. Rozejrzał się. Dopiero teraz spostrzegł niesamowicie rzadkie w tych rejonach zwierze, krowę. Pasła się spokojnie za drzewami. Miał niebywałe szczęście. Wziął swój młot i począł się skradać do nieświadomej ofiary. Krowa odwróciła się w stronę łowcy. Łup poznał, że się pomylił to nie była krowa. Przypominała bardziej... Demigorgonę! Nie miał szczęścia, zdecydowanie nie miał. Widać książkowe ryciny przedstawiające krowy i demigorgony były jednak ciut niedopracowane.
Bestia ruszyła. Ponad półtonowa góra mięśni pędziła z prędkością pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Łup z trudem odskoczył na bok. Zwierze zawróciło i ponowiło szarże. Tym razem ork był przygotowany. Od razu po odskoku uderzył z góry. Trafienie w kark nawet nie spowolniło biegu. Tym razem jednak zwierze nie zawróciło, ale zatrzymało się jakby chciało wycelować. Walczący stali tak patrząc na siebie z uznaniem. W końcu bestia ruszyła na ostateczną konfrontacje. Łup odskoczył znacznie wcześniej i walnął z obrotu. Siła uderzenia wyrwała mu broń z ręki, ale młot nie był już w tej chwili potrzebny. Ogłuszona demigorgona upadła z hukiem na ziemie. Siła uderzenia skumulowana z szarżą wreszcie wystarczyła by bestia zauważyła cios.
-To było łatwiejsze niż mi opowiadali łowcy.- Powiedział ork do siebie.
Spróbował przeciąć skórę nożem, ale nie dał rady. Nie od parady zwierzęta te słynęły z najmocniejszej „naturalnej zbroi” jak określano to w oberży. Zirytowany znalazł sporej wielkości płaski kamień i młotem odkruszył od niego kawałek. Odłupany fragment był akurat taki, jakiego Łup potrzebował. Z jednej strony był dość ostry a z drugiej tępy. Łup uderzył młotem w kamienny klin, który położył na skórze demigorgony w miejscu gdzie znajdował się kręgosłup. Nareszcie udało mu się ją nadciąć.
Zadowolony z siebie wybrał tyle mięsa ile mógł jeszcze unieść i ruszył w dalszą drogę.
Nie uszedł kilometra, gdy natknął się na scenę, jakich wiele na terytorium granicznym orczych ziem. Trzech orków stało obok przewróconej karety. Wokół leżały ciała żołnierzy eskortujących podróżników. Koniom udało się uciec przed niechybnym wrzuceniem do słynnej, orczej potrawki. Całości dopełniał głośny, damski krzyk.
Łup miał okazję postąpić jak książkowy bohater i uratować damę z opresji.
-Ej! Zostawcie tą karetę jest interes do zrobienia. -Krzyknął potencjalny heros.
Napastnicy popatrzyli na siebie. Jeden z nich wystąpił krok na przód i splunął. Oznaczało to, że jest gotów wysłuchać przybysza byle ten mówił krótko i z sensem.
-Zostawcie damę, która siedzi w karecie a ja zdradzę wam gdzie można znaleźć ubitą demigorgonę.
-Mam wierzyć, że sam ubiłeś tą bestie?
-Zarzucasz mi kłam.- Powiedział Łup zbliżając rękę do rękojeści młota.
-Nie, jasne, że nie. Po prostu dziwi mnie, że sam nie zabrałeś jej ścierwa do swojego plemienia. Poza tym nie wiem, po co ci ta baba my byśmy ją zarżnęli i po kłopocie.
-To już moja sprawa.
-Dobra pokaż nam to ciało a dziewczyna będzie twoja.
Herszt skinął na podwładnych żeby zostali i pilnowali łupu a sam poszedł za Łupem. Kiedy doszli bandyta nie potrafił ukryć zdziwienia. Jak dotąd myślał, że ten dziwny przybysz żartuje sobie z niego. A tu zobaczył świeżego trupa.
-Umowa stoi. -Stwierdził łamiącym głosem po tym jak w miarę doszedł do siebie.
-No, to chyba mogę odebrać szlachciankę?
-Tak, tak oczywiście.
-W takim układzie, czemu tu jeszcze stoimy?

Angelia usłyszała, że jej oprawcy odchodzą. Zaczęła dokładniej nasłuchiwać. Czyżby zdecydowali się zostawić ją w spokoju? Ale czemu mieliby to robić? Nagle jakiś barczysty humanoidalny cień zasłonił słońce wpadające przez wyrwane drzwi karety. światło oślepiało ją tak, że nie widziała twarzy swego zbawcy Szlachcianka uradowała się przybył jej rycerz. Tylko, czemu nie było słychać odgłosów walki? Pewnie te wstrętne orki po prostu pierzchły na widok tego wielkiego i wspaniałego wojownika, obowiązkowo w lśniącej zbroi. Zaczęła więc, w stopniu jakim jest to możliwe w przewróconej karecie, poprawiać urodę.
Łup zaczął się irytować, na co ta kobieta czekała. W końcu po trzech minutach poczuł, że chwyciła jego rękę i natychmiast cofnęła uchwyt. Co znowu?- pomyślał ork.
Angelia poczuła zamiast aksamitnej skóry młodzieńca grubą i chropowatą skórę orka. Jak dotąd Łup nie chciał pośpieszać panny gdyż było to niegrzeczne, ale to klęczenie na karecie i czekanie aż szlachcianka się zdecyduje trwało zbyt długo.
-Czy szanowna panienka raczy wyjść? -Powiedział ork jak najłagodniej potrafił.
Ten delikatny, jak na taką bestie, głos uspokoił trochę Angelię. Przynajmniej nie chciał jej nic zrobić. Te istoty były za głupie na podstęp.
-Oczywiście. -Stwierdziła z pogardą chwytając krawędź podłogi obok ręki i chociaż sprawiło jej to większą trudność poradziła sobie bez pomocy.
-Dziękuję za ratunek od twoich śmierdzących pobratymców. -Rzuciła oschle.
Łup był zaskoczony, co prawda opis urody w miarę zgadzał się z książkowym. Długie blond włosy ułożone po parogodzinnej katorżniczej pracy służących. Duże błękitne oczy mlecznobiała cera i zgrabne ciało pasowało do eposów rycerskich opisujących wdzięki młodych szlachcianek. Jednak zachowanie było drastycznie odmienne. Zaskakiwała go jeszcze jedna rzecz. Czemu te dziewoje tak bardzo się podobały, że napisano o nich tyle poematów, a woje dla swych dam podstawiali głowy pod katowskie topory? Na to pytanie póki, co nie potrafił sobie odpowiedzieć.
-Pójdziemy już mój wybawco?- Zapytała uratowana z jadem w głosie.
-A czemuż to cna panienka pragnie podróżować z tak nieokrzesanym i śmierdzącym kompanem jak ja?- Sparował ork najsłodszym głosem, na jaki było go stać.
-Wolą pańskie towarzystwo niż spotkanie z bandytami, których jak już zauważyłam w tych lasach nie brakuje. Przyda mi się zbrojne ramię, które odpędzi niebezpieczeństwo.
-Nie godzi się odmawiać damie. Służę, więc ramieniem i resztą mego jestestwa względem potrzeby. Napisał, bowiem mędrzec Gotumin w księdze obyczajów: „Odmów niewieście ochrony, a nic nie ustrzeże cię przed gniewem sprawiedliwych.”
Nie była to odpowiedź ograniczonego zwierzęcia przynajmniej tak się przez chwilę Angeli zdawało. Szybko jednak porzuciła tą myśl. Przecie nawet małpę można nauczyć paru sztuczek.
Przez trzy godziny, które dzieliły ich od zmierzchu przeszli około pięciu kilometrów. Takie spowolnienie chodu orka, który normalnie szedł z prędkością czterech kilometrów na godzinę spowodowane było nieustannymi prośbami o postój. Swoje trzy miedziaki dołożyły narzekaniami dosłownie o wszystko. Począwszy na insektach a na krajobrazach kończąc.
-Powiadam ci nic nie może się równać z ogrodami mego ojca. Nieustannie sprowadza różne egzotyczne odmiany drzew i kwiatów. -Tu panna wymieniła dwadzieścia nazw roślin, z których połowę zmyśliła, licząc na nieznajomości tematu rozmówcy, a reszta była normalnymi roślinami występującymi w tej strefie klimatycznej. Łup zresztą widział większość tych „egzotycznych drzew i kwiatów” podczas swoich wędrówek. Mimo to nic nie mówił, przestał dyskutować już godzinę temu wiedząc, że nic nie wskóra.
-A jak to wszystko razem wygląda, a jak pachnie. Żałuj, że tego nie widziałeś. Naturalnie nie rób sobie nadziei, kiedy cię tylko zobaczą przed bramą zedrą z ciebie to dziwaczne ubranie i przykują do pręgierza żeby lud mógł się trochę pośmiać. Wracając do mojego ojca. Może da ci nagrodę za to, że mnie uratowałeś. Możesz liczyć nawet na dwa srebrniki. (Jeden srebrnik to około złotówki i czterdziestu sześciu naszych groszy. Przyp. autora)
-Tak cię ojciec ceni Panno Angelio?
-Srebrniki są bardzo ładne. Odbijają promienie tej ognistej kuli na niebie.
-Podziękuję za nagrodę twego ojca pani. W moim tobołku mam równowartość mniej więcej osiemdziesięciu tysięcy złotych monet. (100 miedziaków = 10 srebrnikom = 1 złotej monecie Kolejny przypis widocznie upierdliwego pod tym względem autora.) Szlachcianka spojrzała zaciekawiona na tobołek towarzysza podróży. Nie to żeby uwierzyła orkowi, ale on powiedział to tak dobitnie, że należało, choć przez chwilę rozważyć taką możliwość.
-Czas rozbić obóz za niedługo zacznie się ściemniać.- Powiedział ork.
-Dobrze możesz się tym zająć.
-O niczym innym nie marzyłem pani.- Stwierdził tak ulegle, że tylko ktoś bardzo naiwny mógłby się na to nabrać.
-To doskonale.- Rzuciła usatysfakcjonowana, że ma nową, tak uległą zabawkę.
Pierwszym, czym się zajął to zebranie patyków na ognisko i przygotowanie posiłków. Szlachciankę najpierw odrzucił wygląd mięsa, ale była zbyt głodna by narzekać, więc jedyne, co powiedziała to.
-Wygląda okropnie. -Po czym rzuciła się łapczywie na półsurowe mięsiwo.
Następnie, ork zabrał się do rozstawianie namiotu. Kiedy skończył szlachcianka wstała żeby do niego wejść, ale Łup powstrzymał ją stanowczym gestem.
-Przykro mi panienko, ale to mój namiot.
-Jak to?
-Ja go rozstawiałem, należy do mnie, panienka mi nie płaci. Więc to ja będę w nim spał.
-Chcesz pieniędzy?
-Nie, chcę żeby panienka przespała się nad gołym niebem. A żeby nie mówiono, że jestem bez serca dam jej koc. -To mówiąc podał jej karmę dla moli.
-Chyba nie wyobrażasz so...
-Ach i niech panienka nie zapomni dokładać czasem do ognia, bo w tych rejonach wilki to najmniejszy problem. Dobranoc.- To powiedziawszy wszedł do namiotu, położył się na swoim kocu i czekał. Po jakichś piętnastu minutach usiłując się skradać wtargnęła Angelia nieomal nie przewracając się na lince. Cichutko przeszła obok obserwującego ją spod przymrużonych powiek orka. Kierowała się w stronę bagażu. Rozgrzebała tobołek i już miała brać się za następny, kiedy zatrzymała się na skrzynce. Spróbowała zajrzeć do środka przez szczelinę między deskami, ale w namiocie było na to za ciemno.
-Czego szanowna panienka sobie życzy?
Na ten dźwięk szlachcianka podskoczyła jak oparzona.
-Ja tylko chciałam...
-...Zobaczyć, co jest w tej skrzynce.- Dokończył za nią ork.- A teraz proszę panienkę o odstawienie skrzynki, dołożenie drwa do ognia i udanie się na spoczynek.
Łup wstał trochę przed wschodem słońca. Zapowiada się piękny dzień. Szkoda tylko, że ciągnę ze sobą burzę gradową. -Pomyślał składając namiot.
Angelinę obudził zapach smażonego mięsa. Podniosła się na łokciu i obserwowała krzątającego się orka.
-Chciała mi panienka coś powiedzieć?- Spytał Łup patrząc wciąż na przygotowujące się śniadanie. - Na przykład przepraszam. -Dopowiedział sobie w myśli.
-Tak, chcę mocno wysmażone.
Ork załamał ręce i podał jej kawałek mięsa.
Wyruszyli zaraz po śniadaniu. Podczas marszu Angelia trajkotała tak jakby zupełnie zapomniała o wczorajszym wieczorze. Szli tak jeszcze przez dwa dni, aż w końcu trafili na rozstaj. Ork miał już skręcić w lewo, kiedy szlachcianka chwyciła go za rękaw.
-My skręcamy w prawo.
-Życzę wam więc szerokiej drogi. Moja trasa biegnie w lewo.
-A, co to, kogo obchodzi. Zobowiązałeś się mi towarzyszyć, więc twoja trasa biegnie w prawo.
-Z tego, co pamiętam nie zobowiązałem się na piśmie.
-To nie jest żadna różnica idziesz ze mną i to już.
Łup nie zamierzał sobie strzępić języka. Po prostu odwrócił się na pięcie.
-Nie możesz mnie tu tak zostawić ty szlamowy pomiocie, wracaj tu odmóżdżony bezkręgowcu!
-Ma panienka rację tak zostawić panienki nie mogę. -Po tych słowach wyjął z tobołka linę i przywiązał pomstującą na wszystko a szczególnie na orki szlachciankę do drzewa. Po czym oderwał spory kawał kory, wyjął z tobołka pióro i kałamarz. I zaczął pisać na prowizorycznej desce. Spojrzał na Angelinę, potem na napis. A niech będzie klasycznie. „Dziewica dla smoka, uwaga może powodować niestrawność.” Powiesił tabliczkę na gałęzi obok tak by Angelia mogła ją przeczytać.
-Do widzenia panienko. -Powiedział i odszedł wśród krzyków, z których najłagodniej brzmiał: „Ja cię jeszcze dorwę ty psi synu”
Po jakichś dziesięciu kilometrach zaczął się zastanawiać czy nie przesadził. Co prawda w tym regionie smoki nie występowały, ale nie było wiadomo jak szybko ktoś ją znajdzie. Poza tym może się przeziębić, dostać zapalenia płuc, umrzeć z głodu, pragnienia albo spotkać jakichś bandytów. Aa poradzi sobie. Można co najwyżej żałować zbójów, którzy na nią trafia.
Ork był tak zamyślony, że nie zauważył wielkiego cienia łuskowatej i ziejącej ogniem bestii o błoniastych skrzydłach, zmierzającego w kierunku, z którego szedł.

Tydzień później w ratuszu Ertedium miało się odbyć przemówienie burmistrza Jankara. Przybyli wszyscy ważniejsi pracownicy miejscy, którzy mieli później przekazać orędzie swoim podwładnym.
Zebrali się w sali konferencyjnej, przez której wielkie okna wpadały promienie majowego słońca. Obecnych było wielu nowych przywódców, komendantów i innych prominentnych obywateli stanowiących większość sali, świeża zmiana burmistrza gwarantowała sporą rotację stanowisk.
Na mównicę wszedł Jankar.
-Panowie, nie chcę nigdy słyszeć o walkach na tle rasowym w moim mieście. -Rozpoczął bez ogródek. -Zwłaszcza, ze za rządów mojego poprzednika były podjudzane przez urzędników miejskich. Koniec z dyskryminacją elfów, krasnoludów, gnomów, reptilionów i niziołków. Jeśli któryś pracownik publiczny przyłoży rękę lub po prostu nie zapobiegnie aktom dyskryminacji, dyscyplinarnie straci pracę. Jakieś pytania?
Komendant straży miejskiej podniósł rękę.
-Tak panie Treborze?
-A, jeśli do miasta przybędzie ork albo demon?
-Jeśli, ork albo demon przybędzie do tego miast żeby się osiedlić to będzie koniec świata. –Odpowiedział kpiąco.

Następnego dnia rano koniec świata zbliżył się na odległość wzroku do bram miasta.

-Te Henak obudź się.- Krzyknął strażnik na ucho kolegi, który z tego co było widać spanie na stojąco opanował do perfekcji. -Ktoś idzie.
-Co? -Spytał Henak otwierając jedno oko.
-No obudź się do jasnej ciasnej. Ktoś idzie.
-To pewnie kolejny żart tego zdziecinniałego iluzjonisty.
-Oj wątpię, on nie ma aż takiej wyobraźni.
Strażnik otworzył drugie oko i spojrzał przed siebie. Ujrzał dwumetrowego masywnego orka ubranego w srebrzysty frak z młotem dwuręcznym na plecach.
-Fakt ten magik nie wymyśliłby czegoś takiego nawet przez tysiąc lat.
-Zatrzymujemy go?
-Coś ty? Zapomniałeś, co wczoraj mówił komendant? Nie dyskryminalizować innych ras.
-Sądzisz, że orków to też się tyczyło?
-Inna rasa, to inna rasa i nie nam o tym dyskutować.
Łup zbliżył się do bramy.
-Rozumiesz wspólną mowę?
-Doskonale, a o co chodzi?
-Jaki jest cel wizyty?
-Handel, zwiedzanie, może tu zamieszkam.
-Skoro handel to proszę zapłacić podatek.
-A ile wynosi?
-Zależy, jaki masz towar.
-Pięć inkunabułów.
-Czego?
-Ksiąg.
-Ile wartych?
-Osiemdziesiąt tysięcy złotych monet według cenników z lat 1267- 1280.
-To będzie osiem tysięcy.
-Nie mam tyle.
-To ile masz?
-Nie mam ani grosza.
-Dobra, to zrobimy tak. Zostawisz księgi u nas na przechowanie a jak znajdziesz kupca to on wpłaci za ciebie podatek.
-A nie ukradniecie ich?
-O, co nas pan oskarżasz?
-O to, że nie jesteście bezdennie głupi.
Strażnicy zastanowili się przez chwilę, czy nie zostali obrażeni.
-Jakieś inne propozycje?
-Mam tu jedną tańszą księgę może ją przyjmiecie.
-Henak skocz po jakiegoś speca od książek, niech to wyceni.
Drugi strażnik pobiegł do miasta i wrócił dziesięć minut później z bibliotekarzem uniwersyteckim. Łup podał księgę staruszkowi a ten obejrzał ją i szepnął coś strażnikowi. Ten natychmiast się rozpromienił i przepuścił orka kłaniając mu się w pas.
Wędrowiec wszedł od strony slumsów, więc uderzył go kontrast między opisami książkowymi a realiami. Otaczał go smród nieporównywalnie większy niż ten, który pamiętał z rodzinnej wioski. Na ulicy walały się śmieci. Na krawężniku siedzieli wychudzeni żebracy, a zza dziur w ścianach, które to niby miały być oknami słychać było krzyki dorosłych i płacz dzieci. Łup przyśpieszył kroku i zanim się obejrzał znalazł się w środowisku stanowczo bardziej zbliżonym do swoich książkowych wyobrażeń. W dzielnicy szlachty nie śmierdziało w ogóle. Domy były ładne, większość z nich miała własne ogrody odgrodzone równo przyciętymi żywopłotami. Ulice były wysprzątane a w oknach lśniły szyby.
Wiele ciekawskich oczu obserwowało orka. Ich właściciele zazwyczaj najpierw zaczynali się śmiać a potem gwałtownie się opanowywali uświadamiając sobie, że najprawdopodobniej popełniają właśnie mało finezyjne samobójstwo.
Po jakimś czasie zwiedzania Łup zauważył. Wielki budynek z tabliczką „Uniwersytet im. Jagellana” A pod tym. „Głupi są szczęśliwsi, ale tylko mądrzy potrafią się tym szczęściem cieszyć”. Ork uśmiechnął się i wszedł do środka. Jedni na jego widok krzyczeli na alarm, drudzy błagali o litość a trzeci uciekali. Łup nie zwracał na to uwagi. W końcu, co w tym dziwnego, jego rasa cieszyła się sławą dość mroczną.
Skierował swe kroki do biblioteki. Po piętnastu minutach intensywnych poszukiwań wreszcie trafił. Nie zastał tam bibliotekarza, ale jego asystenta, który na widok przybysza omal nie spadł z drabiny.
-Przepraszam pana gdzie tu mógłbym sprzedać parę woluminów.
-Tttu.
-W takim układzie proszę spojrzeć na te. -Powiedział Łup wyjmując książki na biurko.
-Jjja ja nie mogę iich kupić.
-Czemu?
-Nie mmam uprawnień.
-To poczekam na kogoś, kto te uprawnienia ma.
-Ppproszę zaczekać chwilę.
Bibliotekarz przybył dwadzieścia minut później. Nie wyglądał na zdziwionego, kiedy zobaczył orka.
-Zakładam, że chce pan sprzedać te książki.
-Zgadza się. Mam: „O obrotach błękitnej energii” Kopornika, „Necromikron” Lovegrefta, „Narturm” Sapkulusa, „O przywoływaniu słów kilka” Marduka i „Co ty wiesz o czarowaniu” Lindara. Prosiłbym za nie siedemdziesiąt tysięcy.
-Znam te tytuły i chętnie je dla biblioteki zakupię, ale nie wiem czy nas na to stać. Może, jeśli stawka byłaby rozsądniejsza.- Powiedział bibliotekarz stawiając na półce książkę, którą Łup zapłacił podatek.
-Sądzę, że jeśli sprzedacie parę zbroi, obrazów i rzeźb, która widziałem na korytarzu będzie was stać.
-Siedemdziesiąt tysięcy to suma astronomiczna.
-Wiem i dlatego dziś sprzedam trzy a potem resztę, gdy będziecie mieli kapitał. Zgoda?
-Zgoda. Zapłatę otrzyma pan w banku. -To mówiąc podał orkowi czek na trzydzieści osiem tysięcy.
Łup uważnie przyjrzał się dokumentowi.
-Przepraszam, ale źle wpisał pan liczbę słownie. Ten czek jest nieważny.
Bibliotekarz wyglądał na wściekłego, ale poprawił błąd.
-Do widzenia. -Powiedział Łup z uśmiechem i nie czekając na odpowiedź wyszedł na ulicę.
Mógł się wreszcie zadomowić. Miał pieniądze. Czas najwyższy żeby znaleźć jakąś pracę i kupić dom. Pamiętał, że idąc ulicą w poszukiwaniu biblioteki widział ładny domek na sprzedaż. Zastanawiał się nawet nad kupnem, ale wtedy nie miał pieniędzy. Udał się tam teraz.
Dom nie prezentował jakichś zawyżonych standardów, ale i tak był trochę większy a na pewno ładniejszy od starego domu Łupa. Ork zapukał delikatnie. Otworzyła mu starsza wyraźnie niedowidząca kobieta.
-O, co chodzi młody człowieku?
-Pragnąłbym zakupić to mieszkanie.
-Och, proszę wejdź.
Mieszkanie było urządzone dość spartańsko. Dwa pokoje i łazienka wystarczały jednak Łupowi a więcej mebli nie potrzebował.
-Mieszkałam w tym domu z mężem, ale odkąd nieborak zmarł chciałam się przeprowadzić do syna, więc sprzedaje ten dom.
-Ile by pani chciała?
-Niewiele jedynie Sześć tysięcy pięćset.
-Dobrze, pójdę tylko do banku i wrócę z pieniędzmi.
Nie była to jednak taka chwila. Czekanie aż sprawdzą czy ten czek znalazł się w rękach orka uczciwie wyprowadziłoby z nerwów świętego. W końcu po trzech godzinach Łup dostał pieniądze.
Zaraz potem wrócił do staruszki i dopełnił transakcji. Mieszkanie już miał, czas na pracę.


Następny rozddział już czeka:
Polowanie na behemoty
zbrojenie, nowe przyjaźnie, sny, co z nich wynikło i tragedia


Autor: Driden Wornegon
Korekta: Poza portalem
komentarz[12] |

Komentarze do "Ork w mieście (2) Zaskoczenia"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.063863 sek. pg: