Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Pocałunek nocy
Siedziała trzy stoliki dalej. Rozmawiała z jakimś chłopakiem. To jednak nie miało znaczenia. Wiedział kim jest. Szukał jej od dawna. Odkąd dowiedział się, że istnieje. Od chwili, gdy poznał prawdę o takich jak ona. Rozpuszczone czarne włosy spływające na ramiona i plecy. Duże, zielone, błyszczące oczy, które zasłaniała długimi rzęsami z udawaną skromnością. Lekko blada cera, podkreślająca jej urodę. Wspaniałe ciało, które skrywała dzisiaj pod szarym swetrem i niebieskimi dżinsami, ale widział ją już wcześniej i było na co popatrzeć... Pożądał jej każdą częścią siebie. Wiedział że to już niedługo. Bardzo niedługo.
Wstał, zapłacił za piwo i wyszedł z knajpy. Ruszył w kierunku z zaparkowanej na chodniku Yamahy YZFR1. Zajmując miejsce kierowcy założył kask. Odpalił motor i z piskiem tylnej opony, wtórującej rykowi silnika, ruszył z pod baru, zostawiając za sobą chmurę śmierdzącego dymu. Nie spojrzał nawet na drogę gdy wjeżdżał. Odwrócił się jednak słysząc huk. Spowodował stłuczkę wymuszając pierwszeństwo. Stuknęły się dwa merole.
"Mają kasę - pomyślał - Przynajmniej blacharz zarobi."
Podkręcił gaz, stając na tylnym kole i odjechał. To nie był pierwszy raz, gdy doprowadził do wypadku. Kiedyś przy wyprzedzaniu, jadący z przeciwka samochód skończył w rowie. Nikomu nic się nie stało. A szkoda.
Wjeżdżając na podjazd, tym samym pilotem, którego chwilę wcześniej użył przy bramie, otworzył zdalnie drzwi do garażu. Zaparkował w środku. Miał własny. Dostał w prezencie od starych na osiemnaste urodziny, kiedy wrócił z Australii. Połowę aut od razu wymienił. Ojciec ni cholery nie miał gustu. Nie tylko przy samochodach. Jego matka co prawda była wyjątkiem jeśli chodzi o wygląd, ale w głowie miała całkiem nasrane. To dlatego, choć nie tylko, wychowywał się sam odkąd skończył osiem lat. Robił co chciał i kiedy chciał. Dla starych nie miało to znaczenia. Gdyby zginął, prawdopodobnie zauważyliby to dopiero na pogrzebie, a i tak nie przejęli zbytnio.
Kiedy wszedł do domu, od razu poszedł do swojego pokoju. Starych nie było. Z resztą jak zwykle. Pewnie siedzieli u jakichś znajomych i pili. Z resztą. Żeby tylko pili... Zajmował całe górne piętro wielkiej willi. Według swojego życzenia usunął wszystkie zbędne ściany, zostawiając masę pustej przestrzeni, poprzedzielaną murkami i meblami, których i tak było niewiele. Tylko łazienka była oddzielnie. Podszedł do stojącego na biurku komputera i uruchomił go. Włączył stojący obok monitora czarny wzmacniacz, do którego podpięte były potężne głośniki, ustawione w odpowiednich punktach całego pokoju. Kiedy odpalił się system operacyjny, wrzucił swoją ulubioną listę do odtwarzacza mp3. Chwilę później z głośników popłynęła krótki wstęp na basie, by nagle wybuchnąć całą potęgą dwóch gitar elektrycznych, perkusji i skrzypiec.
My Dying Bride. Kochał ten zespół. Bardziej niż cokolwiek na świecie. Na kilka minut odleciał w głąb swego umysłu. To nie był koniec. Gdy ucichły ostatnie dźwięki utworu brytyjskiej kapeli, został opanowany przez Polaków z Behemoth. Później Szwajcarów z grupy Samael, Szwedów z Therion, Finów z Children of Bodom, Amorphis i Catamenii, ponownie Brytyjczyków, tym razem z Cradle of Filth. Czuł się doskonale. Całkowicie odprężony. Miał dość dzisiejszego dnia, do tej chwili. Dzięki muzyce był jak nowo narodzony.
Zamknął oczy pozwalając płynąc przez siebie dźwiękom, które innych mogą przyprawić o ból głowy, albo nawet zawał. Jego babka wykorkowała przez to jakiś czas temu. Waliło go to. Nie lubił jej nawet. Zawsze musiała wepchnąć się z butami. Miała do wszystkiego i wszystkich jakieś 'ale'. Wielka katoliczka. Kiedyś wyrzuciła dziewczynę, która przyszła do niego. Była naprawdę fajna. Blondynka, niebieskie oczy, jędrne pośladki, wspaniały biust, delikatne rysy twarzy. Miała w sobie coś niewinnego. Coś, co trudno w ogóle nazwać, ale czuje się całym sobą. Taka właśnie była. Wszystko było w porządku, dopóki babka nie przyszła. Chwyciła dziewczynę za włosy i wyrzuciła z domu. Był w takim szoku, że nie zdążył nawet zareagować. Kiedy wróciła, żeby wygłosić kazanie, jego już nie było. Dogonił dziewczynę i poszli do jego garażu.
Kochali się na jego motorze. Było trochę niewygodnie, ale jej to nie przeszkadzało. Do domu wróciła rano. Nie widział się z nią przez jakiś czas, a kilka dni po tamtej nocy usłyszał, że została zgwałcona i zamordowana. Przejął się. Nienawidził gwałcicieli bardziej niż dresów i całej tej rapowo - hiphopowo - techniawskiej hałastry. Znalazł go przed policją. Okazał się być jakimś gówniarzem, którego bogaci starzy nie potrafili upilnować. Jebany świat. Pobił gościa do nieprzytomności, później powiesił do góry nogami na haku i zostawił. Była zima. Zadzwonił na policję, że gwałciciel ukrywa się w okolicach starej rzeźni. Gdy go odnaleźli, był bryłą lodu. Zasłużył na to. Sprawę umorzono. To było pół roku temu, od tamtej pory rzadko widywał się z dziewczynami. Choć ostatnio zaczęło się to zmieniać.
Babka wykorkowała parę miesięcy po tamtych wydarzeniach. Dostała zawału, czy wylewu... Był wieczór. Starzy gdzieś pojechali, w sumie nawet nie widział gdzie. Wtedy też stara cholera postanowiła ich odwiedzić. Siedział akurat u siebie w pokoju i sprawdzał swoją nową plazmę, którą dopiero co kupił. Sześćdziesiąt cali. Kawał ekranu. Lubił teledyski pooglądać. Podpiął wszystko do komputera i zarzucił "Slaves shall serve"... W sumie to nawet on nie wiedział jak to się stało, ale zorientował się kiedy.
Kochana babcia postanowiła sprawdzić, co jej wnuczek robi. Może myślała, że znowu jest z jakąś dziewczyną. Weszła akurat, gdy teledysk się zaczynał. Ze schodów miała wspaniały widok na wielki ekran i ostatnią wieczerzę w wykonaniu Nergala i reszty Behemoth. Starej jędzy coś nie wytrzymało. Serducho, wylew bez znaczenia. I tak staczając się po schodach na sam dół skręciła kark. Nim przyjechało pogotowie, była już martwa. No cóż, na coś trzeba umrzeć. Ciekawe jak zareagowałaby na Silenoza w Sorgens Kammer del II...
***
Kiedy otworzył oczy był już ranek. Głośniki milczały. Lista się skończyła. Podniósł się z fotela. Wziął jeden jogurt i opróżnił go natychmiast. Z drugim uczynił to samo. Spojrzał na zegarek. Była dopiero siódma. Starzy jeszcze pewnie spali. Ojciec był właścicielem sieci stacji benzynowych, więc waliło go kiedy pójdzie do pracy. Matka prowadziła jakąś bezsensowną fundację, ale większość czasu spędzała w salonie kosmetycznym, czy cholera wie gdzie.
Wyłączył komputer i wyrzucił puste opakowania po jogurtach do kosza. Wyjął z szafki pistolet z kaburą i szelkami. Założył wszystko, a na wierzch czarną kurtkę skórzaną. Zszedł na dół. Miał do załatwienia kilka spraw. Pracował jako ochroniarz. Starzy nic o tym nie wiedzieli, z resztą nie tylko o tym nie mieli pojęcia. Dziś miał pilnować jakiegoś pajaca, który wybiera się na dziwki, żeby przypadkiem nikt się nie dowiedział. Wybrał porę dzienną, ponieważ w nocy zabawia się ze swoją żoną, albo sekretarką... Nie ważne.
Udał się do garażu. Włożył kask, odpalił motor i z piskiem wyjechał na asfaltową drogę prowadzącą w dół, ku głównej ulicy. Mijając bramę jak zwykle wymusił pierwszeństwo. Niedaleko był policja. Olali go. Przywilej posiadania kasiastego starego.
Setki razy zastanawiał się, jak to możliwe, że jego ojciec był jego ojcem. Przecież to burak kombinujący na krótką metę. Kilka razy musiał mu pomagać w wybrnięciu z tarapatów prawnych i finansowych, ale dla zgreda ważne były tylko pieniądze i orgie w biurze. Kiedyś przyłapał starego. Przyszedł z niezapowiedzianą wizytą. Wszedł do jego gabinetu, gdy jedna z asystentek robiła mu loda. Był tak zaaferowany, że nie usłyszał otwieranych drzwi. Ojciec miał koszmarne sekretarki. Jakby nie mógł postarać się o coś lepszego. Ale cóż, różni ludzie, różne gusta.
Zatrzymał się na parkingu firmy ochroniarskiej, w której pracował. Była to jedna z lepszych w kraju. Konwojowali ważne ładunki, ochraniali ludzi biznesu, polityków. Płynęła z tego pokaźna kasa. Tej miał jednak wystarczająco dużo.
Wszedł d ośrodka i skierował się prosto do biura szefa. Tam czekało na niego trzech kolegów. Dwóch partnerów do pomocy i kierowca. Szef wręczył im mapę trasy i streścił wszystko. Facet był jakąś szychą, więc wszystko musiało być dograne. Po odprawie poszedł do szatni, żeby się przebrać. Zmienił ubranie na czarne dżinsy, kamizelkę kuloodporną, czarną koszulę i marynarkę w tym samym kolorze. Jego służbowe ciuchy. Kiedy wyszedł z budynku tylnym wyjściem, na parkingu czekał na wszystkich szary mercedes. Droga po klienta zajęła im około piętnastu minut. Okazał się nim niski, łysiejący facet, któremu przydałaby się kuracja odchudzająca.
Wszystko odbyło się po cichu. Nikt nie zauważył, jak facet wsiada. Później trochę jeżdżenia po mieście, później do agencji. Siedział w niej trzy godziny.
"Pewnie mu nie stanął." - pomyślał patrząc na klienta siedzącego na tylnym siedzeniu między dwoma dobrze zbudowanymi ochroniarzami. Zostawili go w umówionym miejscu, na parkingu w podziemiach jednego z jego biurowców.
Pół godziny później brał prysznic w firmie. To był koniec jego pracy. Przebrał się, wsiadł na motor i ruszył do biblioteki, w której spędzał sporo czasu. Powodem było nie tylko to, że lubił czytać. Ważniejsze było to, że pracowała tam bardzo ładna bibliotekarka.
Kiedy znalazł się w środku, udał się prosto do swego ulubionego działu, który z resztą znajdował się w podziemiach. Mało kto o nim wiedział. Była to część dla tak zwanych książek zakazanych. Ale po prawdzie zakazane nie były, jednakże dostęp do nich był bardzo trudny. Na szczęście on miał głęboki portfel. Bilet praktycznie wszędzie. Bardzo przydatny, chociaż nie za bardzo lubił z niego korzystać. Jednak tam gdzie nie można było dojść normalnymi drogami, sprawę załatwiał pieniędzmi. Tak też było w tym przypadku. Ciężko bowiem dostać się do ksiąg okultystycznych, powiązanych z satanizmem, albo traktujących o nim. Książek z prawdziwego zdarzenia, a z tego co słyszał i sam zauważył, ta biblioteka miała pokaźny zbiór takich wydawnictw.
Zastanawiał się po co to całe zamieszanie wokół satanizmu i okultyzmu. W sumie nawet nie lubił satanistów. Strasznie go wkurzali. Organizowali zebrania po cmentarzach i starych kaplicach. Odprawiali te swoje czarne msze. Bebeszyli koty i kurczaki, oblewali się krwią. Do tego kapłan gwałcił jakąś dziewczynę na odwróconym krzyżu i w ogóle bawili się w orgie. Zastanawiał się co oni w tym widzą? I za wszystko obrywali metale. Nie pokażesz się w czarnych ciuchach, żeby ktoś nie powiedział, że jesteś satanistą. Czy każdy metal jest satanistą? Czy on nie będąc satanistą, nie jest metalem? Czuł się metalem. I to było dla niego najważniejsze. 'Czciciele szatana"... Banda gówniarzy, fascynatów śmiercią i swobodą seksualną. Paranoja. Małolaty, chcące zwrócić na siebie uwagę, albo dorośli, których kręciły takie orgie. Większość z tak zwanych satanistów jedynie się w to bawiła. I jak tu można traktować ich poważnie? Satanizm to raczej sposób życia, który stawia na człowieka. Z czarnymi kotami i bezgłowymi kurczakami nie ma nic wspólnego. Z resztą ostatnio doszedł do wniosku, że coś mu w tym całym systemie dobro - zło nie pasuje. Za dużo zwalania winy i zrzucania odpowiedzialności z siebie.
Jednakże sporo czytał o satanizmie, okultyzmie, ale miał ku temu wyraźne powody. Po pierwsze dlatego, że było to zakazane; po drugie bardzo lubił czytać; po trzecie lubił wiedzieć dużo, gdyby w razie dyskusji przyszło mu zabrać głos. Znał doktrynę kościoła, czytał o judaizmie, buddyzmie, islamie, chrześcijaństwie, katolicyzmie, odłamach religijnych, sektach. Wkurzali go ludzie, którzy wypowiadali się na tematy, o których nie mieli zielonego pojęcia. Poza tym bardzo podobała mu się młoda bibliotekarka.
Zastanawiał się, czemu akurat pracuje w tym dziale. Wiele razy miał zamiar ją o to zapytać, ale zawsze jakoś zapominał. Kiedyś mu powiedziała, że pracuje, żeby zarobić na studia zaoczne, a nie lubiła tłoku, ale wiedział, że to nie wszystko. Jednak teraz, straciło to znaczenie.
Zszedł powoli po granitowych schodach, które prowadziły dwa piętra pod ziemię. Jak zwykle stała za ciężkim kontuarem z czerwonego dębu. Jak zwykle też nie było wielu osób, chyba nawet tylko dwie. Starszy pan przechadzający się między regałami i jakiś mężczyzna w średnim wieku, siedzący przy biurku i bardzo głęboko w czymś zaczytany. Nawet nie zauważył, gdy młody mężczyzna wszedł. Starszy pan popatrzył tylko na młodzieńca w skórzanej kurtce i wrócił do wędrówki między regałami.
-Dzień dobry - odezwała się miękko - W czym mogę panu pomóc? - zapytała dziewczyna, gdy podszedł do niej. Miała na sobie długie, czarne spodnie i białą bluzkę. Rozpuszczone włosy luźno spływały jej na ramiona.
Uśmiechnął się, podziwiając urodę dziewczyny. Za każdym razem, gdy na nią patrzy, był pod wrażeniem. Pamiętał pierwsze spotkanie. To było jakiś rok wcześniej. Był ubrany jak teraz, tylko, że miał krótsze włosy. Wtedy jeszcze pracowała w innym dziale. Poszedł pożyczyć jakąś książkę o produkcji japońskich mieczy i szabel. Kiedy podszedł do biurka, niemal wypuścił dość opasły tom z rąk. Udało mu się na tyle opanować, że nie otworzył szeroko ust i nie gapił się na nią. Uraczyła go wtedy tak zniewalającym uśmiechem, że poczuł jak traci grunt pod nogami. Gdyby go ktoś nie potrącił, pewnie stałby tak przez pół dnia, wpatrując się w nią. Szczęśliwie jednak został lekko popchnięty przez jakiegoś pana w podeszłym wieku. Kiedy przyszedł następnym razem był już bardziej opanowany. Wywiązała się chwilowa rozmowa, w sumie o niczym. A później gdzieś znikła. Jak się okazało wyjechała gdzieś, a kiedy wróciła pół roku później została przeniesiona do działu w podziemiach biblioteki. Poprzednia pracowniczka na coś umarła.
Nie był do końca pewien, kiedy się w niej zakochał. Ale wydawało mu się, że stało się to, gdy po raz pierwszy udał się do podziemi biblioteki. Z powodu niewielkiej liczby odwiedzających, mieli bardzo dużo czasu na rozmowy. Zdarzało mu się przesiedzieć z nią cały dzień. Nigdy jednak nie wyszli nigdzie razem. Zastanawiał się czemu? Po chwili przyszła odpowiedź. Nie zaprosił jej. Teraz to jednak było bez znaczenia.
Kiedy podszedł do ciężkiego blatu, dziewczyna nachyliła się i pocałowała go.
-Czekałam na ciebie - powiedział a się szeptem, gdy ich usta rozdzieliły się.
-Widzę, że bardzo się stęskniłaś - odparł uśmiechając się nieznacznie.
-Oj, nawet nie wiesz jak bardzo - szepnęła, muskając delikatnie palcem jego policzek.
Nagle starzy pan wyłonił się zza jakiegoś regału. Młoda bibliotekarka natychmiast odsunęła się od niego.
-Co pana dziś sprowadza? - zapytała spokojnym głosem.
-Szukam czegoś o wampiryzmie. Przemianach w nie, a także w ghoule, zombie. Nekromanckich rytuałach i praktykach. Coś, czego jeszcze nie czytałem.
-Sądzę, że coś znajdziemy - odparła z uśmiechem.
Dziewczyna znikła w małym kantorku.
-Czemu tak bardzo interesują cię martwiaki? - zapytała wracając z księgą oprawioną w skórę. - Nie wolisz kogoś żywego? - zapytała kołysząc biodrami.
-A kogo masz na myśli? - zapytał uśmiechając się.
Nagle ponownie z za regału wyłonił się mężczyzna.
-Proszę uważać. To bardzo cenny egzemplarz. - powiedziała dziewczyna tonem bibliotekarki, ale w jej oczach czaiły się iskierki rozbawienia.
-Dziękuję za ostrzeżenie - odparł.
Biorąc książkę z jej rąk, musnął delikatnie kciukiem jej nadgarstek. Jakoś nie mógł się powstrzymać. Obdarzyła go czarującym uśmiechem i ponownie zniknęła w kantorku. Odprowadził ją wzrokiem i, gdy zniknęła za ciężką zasłoną, poszedł w kierunku rzędu biurek opatrzonych lampami. Usiadł przy jednym z nich i zaczął czytać.
Nie znalazł nic, czego by wcześniej nie wiedział. Wampirem można stać się, gdy zostanie się ukąszonym i nie zostanie wyssana cała krew. W innej książce czytał kiedyś, że konieczne jest wyssanie odrobiny krwi od wampira, po to aby zainicjować przemianę. Jakiś składnik jest potrzebny jako katalizator. Do zgładzenia wampira nie był potrzebny zbyt wielki arsenał. Wystarczy wbić mu osinowy kołek w serce, odciąć głowę, wystawić na działanie promieni słonecznych. Poza tym według autorów nie lubią srebra, czosnku, krucyfiksów i święconej wody. Te dwa ostatnie traktował jednak raczej jako chrześcijański wymysł, ponieważ wampiry utożsamiane są tam z szatanem, w ogóle wszystko co złe jest, zaś te symbole wiary w Chrystusa są panaceum na wszystko co piekielne. Wszędzie to samo. Ponad to wampiry są silniejsze i szybsze od ludzi, itd. Nic nowego. Szczegółowo opisano doświadczenia ludzi z wampirami. Spotkania, zeznania świadków. Ale wiele opierało się jedynie na domysłach. Poświęcono temu cały rozdział. Większość wyglądała na zmyśloną, ale pod koniec trafił na tekst traktujący o wydarzeniach z Bieszczad, gdzie najpierw znikały zwierzęta, a później ludzie. Sprawcy nigdy nie znaleziono. Kilka razy jednak natrafiono na zwłoki całkowicie, lub częściowo wyssane z krwi.
W kolejnym rozdziale trafił na zombie. Już kiedyś czytał na ich temat, w książce całkowicie im poświęconej. W tej znalazł streszczenie tego, co dowiedział się wcześniej. Przy pomocy rytuałów ożywiało się ciało, które było całkowicie bezwolne, ponieważ dusza ulatywała w chwili śmierci. Nie były to jednakże powolne, utykające stwory. Potrafiły poruszać się bardzo szybko, ale bynajmniej nie żywiły się zwłokami, były też całkowicie milczące. W końcu nie oddychały. Co prawda ich ciało znajdowało się w stanie częściowego rozkładu i gniło na bieżąco, wydzielając po pierwsze zapach, a także coś, co nazywa się trupim jadem. Bardzo niebezpieczne, zetknięcie się z tą trucizną często prowadziło do śmierci. Żywot takiego zombiaka nie był zbyt długi. Wystarczyło, żeby ciało się rozłożyło. Sam szkielet nie mógł się poruszać. Do tego niezbędne były odpowiednie rytuały. Zombie wykluczał szkielet. Trafił także na pewien fragment, w którym jakiś znany w swoim środowisku nekromanta utrzymywał, że zombie można powstać w wyniku nieudanego ukąszenia przez wampira. Jednakże nie napisał jakie warunki muszą zostać spełnione, żeby tak się stało.
Kiedy skończył czytać, wstał od stolika, wziął książkę i wrócił do dziewczyny. Poza nimi nie było już nikogo.
-Dowiedziałeś się czegoś nowego? - zapytała, gdy wręczał jej księgę.
-W sumie nic - odparł unosząc brwi - Chyba przeczytałem już wszystko co macie na ten temat - westchnął, wzruszając ramionami.
-To czym chcesz zająć się teraz? - uśmiechnęła się uwodzicielsko, pochylając się nad biurkiem.
-Może tobą - odparł zbliżając się do niej.
W odpowiedzi jej uśmiech stał się jeszcze bardziej zniewalający.
-Zamykamy za dwie godziny. - szepnęła nachylając się, ich twarze znajdowały się zaledwie centymetr od siebie - Zaczekasz?
-Oczywiście - odparł ledwie słyszalnym głosem.
Złączyli się w pocałunku.
-Dam ci coś do poczytania - powiedziała szeptem odrywając się od niego.
Chwilę później wręczyła mu średnich rozmiarów księgę o okultyzmie. Wziął ją i poszedł do biurka. Nim bibliotekę zamknięto, przeczytał kilka rozdziałów. Niezbyt go zainteresowała. Szczegółowo opisano w niej proces składania ofiar podczas obrzędów przywoływania demonów. Wszystko napisane było po łacinie, nie sprawiało mu jednak wielkiego problemu. Zazwyczaj ofiarowano dziewice, których krew zbierana byłą do czar. Nie całą, tylko tyle, żeby jej nie zabić. Później na ołtarzu zabijano rytualnym sztyletem, na końcu kapłan gwałcił zwłoki. Efekt był taki, że go nie było. Następnego dnia kościół palił wszystkich biorących udział w obrzędzie na stosie.
Skończył czytać, gdy poczuł dłoń na ramieniu. Odwrócił się. Drzwi były zamknięte, poza nimi nie było nikogo. Zdążyła się przebrać. Spodnie zamieniła na krótką, spódniczkę, a białą, luźną bluzkę na obcisłą, w tym samym kolorze, opinającą jej kształtne piersi. Na twarzy dziewczyny tańczył olśniewający uśmiech.
-Gdzie chcesz zrobić to tym razem? - zapytała szeptem, wsuwając się między niego i stolik.
-Myślałem o tym biurku - odparł wsuwając palce w jej włosy.
Obróciła głowę.
-Idealne. - szepnęła.
Uniósł ją, sadzając na skraju i rozchylił jej nogi. Przyklęknął i powoli zaczął całować wewnętrzną stronę jej ud.
-Kocham gdy to robisz - szepnęła wczepiając palce w jego włosy - Kocham cię Adamie.
***
Adam stał przy barze, sącząc piwo, w tej samej knajpie co wczoraj. Kilka stolików za nim siedziała dziewczyna o czarnych włosach. Znowu z kimś rozmawiała. To był ten sam chłopak co wczoraj. Nic poważnego. Jakiś gówniarz, najwyżej osiemnaście lat, który wolał starsze, albo chciał pochwalić się przed kumplami. Nie wyglądali jednak na parę. Na pewno nie byli ze sobą. Spojrzał na zegarek. Dziesiąta. Nim dopił drugie piwo, dziewczyna zaczęła zbierać się do wyjścia razem z chłopakiem. Adam zostawił pieniądze i ruszył za nimi. Dogonił ich, gdy chcieli przejść przez ulicę.
-Spadaj koleś - powiedział bezceremonialnie odpychając młodego chłopaka, z którym szła pod rękę.
-Co jest kurwa! - warknął zaatakowany, robiąc kilka chwiejnych kroków do przodu. Kiedy odzyskał równowagę, spojrzał z gniewem na Adama, który jednak górował nad nim nie tylko wzrostem, ale też budową. Aczkolwiek mina chłopaka świadczyła, że jest gotów się bić. Prawdopodobnie o jedno piwo za dużo, albo chciał zgrywać bohatera przed dziewczyną.
-Czy mówię niewyraźnie? - zapytał ochroniarz patrząc z lekceważeniem.
-A w ryj nie chcesz? - wysyczał gówniarz, robiąc krok w kierunku napastnika.
Dziewczyna nie wyglądała na przejętą, a przynajmniej Adam takie wrażenie odniósł, gdy spojrzał na nią.
-Lepiej idź już - odparł rzeczowo - Nie chcę zrobić ci krzywdy.
-Spierdalaj niedorozwoju, bo masz wpierdol! - warknął coraz bardziej podniecony dzieciak, jakby nie słyszał, co mówi przewyższający go młody mężczyzna.
-Odpuść sobie i wracaj do knajpy - powiedział Adam nadając swojemu głosowi olewający ton - Poszukaj sobie innej na noc.
Nagle chłopak ruszył do ataku, biorąc zamach prawą ręką. Ochroniarz jednak płynnie odsunął się w lewo, zbijając cios. Kiedy młodzik pochylił się, otrzymał potężne kopnięcie kolanem w brzuch. Trafiony, sapną tylko i osunął się z jękiem, głucho uderzając o betonowy chodnik. Cała walka trwała kilka sekund.
Gdy chłopak padł, Adam zauważył, że dziewczyna była już kilka kroków od niego. Podbiegł szybko do niej.
-Zaczekaj - powiedział kładąc jej dłoń na ramieniu. - Nie bój się - dodał, chcąc ją uspokoić, co jednak było zbyteczne, ponieważ nie wyglądała na wystraszoną - Nic ci nie zrobię. Możemy gdzieś porozmawiać?
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem, później przeniosła wzrok na leżącego wciąż chłopaka, z którym chwilę wcześniej wyszła z knajpy.
-No dobra - westchnęła - Ale nie tu - stwierdziła.
-Nie ma sprawy - odparł Adam - Parkuję za rogiem.
-W takim razie chodźmy - powiedziała wzruszając ramionami.
-Twój motor? - raczej stwierdziła niż zadała pytanie. Poza tym jej spojrzenie mówiło, że dokładnie czegoś takiego się spodziewała.
-Tak - odparł lekceważąco - To gdzie jedziemy? - zapytał bezceremonialnie, wsiadając na Yamahę i zakładając kask.
Popatrzyła najpierw na niego, później na motor, na chwilę przeniosła wzrok na kogoś idącego ulicą.
-Jedź za miasto do lasu - usiadła na miejscu pasażera - Tam porozmawiamy - nałożyła drugi kask w cywili, gdy Adam włączył silnik. Chwilę później wymuszali pierwszeństwo wjeżdżając na drogę. Błyskawicznie przejechali przez miasto. W ciągu kilku minut dotarli do lasu. Skręcili w lewo na polną drogę wiodącą prosto między drzewa.
Gdy zatrzymali się. Dziewczyna usiadła przed nim na baku. Adam nie gasił świateł.
-O czym chcesz rozmawiać? - zapytała zsuwając się powoli po zbiorniku paliwa.
-Może ty coś zaproponujesz? - odpowiedział ściągając kask.
-Może najpierw poznamy się trochę lepiej? - zapytała, uśmiechając się uwodzicielsko. Nachyliła się wolno, zbliżając się do jego szyi. Zatrzymała się, gdy poczuła dotyk zimnej stali między piersiami.
-Nie próbuj. Nabity jest srebrnymi kulami - powiedział widząc jej zdziwioną minę - Jeżeli cię nie zabije, to przynajmniej cholernie zaboli. Pod ręką mam też kołek na wszelki wypadek.
Odsunęła się nagle, zapierając rękami o bak.
-Co to ma znaczyć? - zapytała ze strachem.
-Przestań udawać - powiedział znużonym głosem - Wiem kim jesteś. Obserwuję cię od miesiąca.
-I co, zabijesz mnie? - przestała się cofać. W jej głosie nie było cienia obawy.
-Nie po to cię szukałem - odparł spokojnie, ale broni nie odsunął.
-To czego chcesz? - zapytała z nutą znudzenia i irytacji.
-A jak myślisz? - jego oczy zabłysły nagle - Życia wiecznego...
-A więc oto chodzi - parsknęła szczerym śmiechem - Sądzę, że tyle mogę dla ciebie zrobić. To raczej niewiele za darowanie życia...
-Jeszcze jedno - powiedział spokojnym tonem, gdy przesunęła się, żeby zsiąść - Chcę się z tobą kochać nim stanę się takim jak ty.
-Dziwna propozycja... - spojrzała z zainteresowaniem - Aczkolwiek bardzo interesująca - uśmiechnęła się - Odkąd się przemieniłam, nie robiłam tego z żywym człowiekiem - szepnęła, przesuwając palcem po jego mocno zarysowanej szczęce - W ogóle nie kochałam się z nikim odkąd jestem wampirzycą - stwierdziła nagle, unosząc brwi - To może być dość ciekawe... - pochyliła się i musnęła jego wargi swoimi - Pojedziemy do mnie - powiedziała odsuwając się nagle - Nie chcę, żeby zastał nas świt.
***
Stali w podziemiach ruin kilkanaście kilometrów za miastem. Kamienne mury oświetlał skąpy blask kilku, ledwie tlących się pochodni. Powietrze ciężkie od wilgoci, przepełniał smród zgnilizny i rozkładu. Także temperatura pozostawiała wiele do życzenia. Przy każdym oddechu Adama, z jego ust wydobywał się obłoczek pary. Od razu zauważył, że tak się dzieje tylko w jego przypadku. Ściany upstrzone były gdzieniegdzie ciemnymi plamami i zaciekami, które przyciągnęły uwagę Adama.
-Nie przejmuj się tym - powiedziała wampirzyca - To tylko rdza ściekająca z góry. Nie zabijam nikogo u siebie - dodała z przewrotnym uśmiechem.
-Od razu lepiej się czuję - rzekł chłopak z kwaśną miną - Jak ci na imię? - zapytał zmieniając temat i kładąc kask na jakimś kamiennym postumencie, który mógł być równie dobrze pokrywą grobowca.
-Weronika - odparła idąc w kierunku środka podziemnej komnaty - Ten dwór należał kiedyś do mego ojca. Zginął podczas wojny z Szwedami w osiemnastym wieku. Wtedy też stałam się wampirem.
-Nie myślałaś może o zmianie mieszkania? - zapytał krzywiąc się nieco, gdy omijał strużkę wody lejącą się z popękanego sufitu.
-Jestem przywiązana do tych murów - powiedziała z nutą nostalgii.
-Nie wiedziałem, że jesteś sentymentalna - stwierdził zdziwiony.
-Dlaczego? To, że jestem wampirzycą, nie znaczy, że jestem całkiem wyprana z emocji - odparła uśmiechając się - Tak z czystej ciekawości - rzekła odwracając się do niego - Dlaczego chcesz stać się jednym z nas?
-Mam dość ludzi - odparł spokojnie - Ojciec ma od cholery kasy, pieprzy się z własnymi sekretarkami, a później nocami robi to samo z moją matką. Ona też nie jest lepsza. Robi to w domu z kolesiami z salonu kosmetycznego, czy z tej swojej cholernej fundacji, która nie wiadomo po co w ogóle działa. Czasem nawet ona i ojciec sprowadzają do domu współpracowników i odprawiają grupową orgię - powiedział z niesmakiem - Wychowuję się sam odkąd skończyłem osiem lat. Szkołę skończyłem jako najlepszy uczeń w roku - zmarszczył brwi jakby zastanawiał się nad czymś - Nienawidzę ludzi, z jednym wyjątkiem. Teraz będę mógł trochę ich podręczyć i wykorzystać - rzekł uśmiechając się szyderczo - Wkurza mnie cały ten cholerny świat. Całe to zakłamanie, nienawiść do innych. Nie chcę być już człowiekiem. To jak obraza dla mnie - spojrzał jej w oczy z trudną do ukrycia rozpaczą, połączoną z gniewem, odmalowaną na twarzy.
-Ciekawe pobudki - stwierdziła kiwając głową - Ja nie miałam wyjścia - zaczęła, podchodząc wolno do niego - To było podczas napadu - zatrzymała się przed nim i dotknęła jego ramienia - Schowałam się na strychu. Przez niewielkie okienko patrzyłam jak zabijają na placu przed dworem całą moją rodzinę, wcześniej gwałcąc matkę i dwie siostry na oczach ojca - przesunęła, powoli dłoń w kierunku klatki piersiowej Adama i zaczęła zsuwać z niego kurtkę, która po chwili leżała na podłodze - Później zaczęli wynosić z domu wszystko, co wyglądało na cenne - odpięła skórzane szelki, do których przymocowana była kabura z tkwiącym w niej pistoletem - Na koniec podpalili wszystko - mówiła spokojnym głosem, broń z łoskotem uderzyła w kamienną podłogę - Kiedy poczułam dym, zaczęłam uciekać z domu. Niestety wszystko stało już w płomieniach - przysunęła się do niego i złapała za pośladki - Kiedy myślałam, że już po mnie - zaczęła unosić jego bluzę - pojawił się dziwny mężczyzna - wodziła powoli palcami po jego plecach - wyciągnął mnie z płomieniu, które strawiły już niemal połowę dworu - zdjęła z niego bluzę, uśmiechając się, gdy zobaczyła gęsią skórkę pokrywającą jego tors - Sądziłam, że jestem uratowana - zdjął z niej skórzany płaszcz i zaczął podnosić krótką bluzeczkę zawieszoną na ramiączkach - Ale myliłam się - uniosła ręce, pomagając mu zsunąć resztę górnej części stroju - Wbił się, gdy dziękowałam mu za ocalenie - musnęła palcami jego policzek, jednocześnie odsuwając się nieco, pozwalając chybotliwemu płomieniowi oświetlić jej kształtne piersi.
-Bolało? - zapytał Adam, przeczesując dłonią jej czarne włosy.
-Za chwilę się przekonasz - odparła z iskrą w oczach.
Objęła go w pasie i przytuliła się do niego. Poczuła ciepło jego ciała. Pulsujące serce, tłoczące gorącą krew do wszystkich narządów. Dreszcz. Wiedziała co czuł w tej chwili. Niesamowity dotyk jej zimnej skóry. Lodowate piersi stykające się z torsem Adama.
-Nadal jesteś pewien, że tego chcesz? - zapytała spokojnie, wciąż przytulając się do niego.
-A czemu Cię to interesuje? - zapytał z nutą gniewu, ale także obawy w głosie.
-Ponieważ od tego nie ma odwrotu - powiedziała poważnie - A poza tym, polubiłam cię - uśmiechnęła się nieznacznie - Jestem gotowa puścić cię wolno.
-A nie boisz się, że cię zdradzę? - zapytał z trudem powstrzymując drżenie.
-Mogłeś to zrobić dawno temu. Poza tym nie sądzę, że byłbyś gotów mnie wydać - stwierdziła poważnie.
Zapadła chwilowa cisza.
-Jestem pewien - rzekł nagle Adam, odsuwając wampirzycę od siebie i patrząc jej w oczy - Jestem pewien... - szepnął
Nachylił się i pocałował ją. Tym razem wiedział, czego się spodziewać i nie zawahał się. Chwycił dłońmi jej pośladki i podniósł ją. Czuł jak błądzi dłońmi po jego plecach, wbijając w nie paznokcie. Nie przerywając pocałunku zrobił kilka chwiejnych kroków sadzając ją na pustym katafalku.
-Przyznam, że trochę mi tego brakowało - powiedziała szeptem, gdy ich usta rozdzieliły się.
-A ja marzyłem o tym od lat - wychrypiał, rozpinając jej dżinsowe spodnie. Kiedy skończył, podniosła się, pozwalając zsunąć je do kolan. Nie miała nic więcej pod spodem.
Spojrzała na niego z góry. Uśmiechnęła się nieznacznie i obróciła powoli, wypinając jędrne pośladki. Adam podniósł się i ściągną swoje spodnie. Pomimo strachu, który starał się tłumić ze wszystkich sił, był niesamowicie podniecony tą chwilą. Już od jakiegoś czasu czuł narastający uścisk w kroku, który osiągnął apogeum w chwili gdy wypięła się ku niemu.
Chciał tego, marzył o tym od dawna. Od chwili, gdy po raz pierwszy usłyszał o wampirach. Zanim postanowił, że kiedyś stanie się jednym z nich. To nie była chłopięca fantazja... Choć może na początku tak... Ale później... To już raczej obsesja. Pragnienie, do którego dążył całym sobą. Żądza, która napędzała go co dnia... Już tracił nadzieję, że kiedykolwiek mu się to uda... Jednakże w końcu dopiął swego. Był gotów na to, co za chwilę się stanie... A nawet jeśli nie, to i tak nie miało znaczenia...
Stanął za nią, przesuwając jedną dłonią po jej plecach, drugą naprowadzając się na jej szczelinę. Wszedł w nią powoli, rozkoszując się każdą chwilą zagłębiania się w jej lodowate wnętrze. Zaczął rytmicznie poruszać biodrami w przód i w tył z przyjemnością wnikając w nią raz za razem. Nawet jej chłód nie był w stanie ostudzić jego zapału. Pieścił biodra i pośladki Weroniki, wodził po jej plecach, piersiach. Gdzieś z oddali docierał do niego szept dziewczyny, czasem przerywany westchnieniem, krótkim, urywanym jękiem... Kochał się z trupem. Nieumarłą istotą, która fizycznie nie miała prawa istnieć. Otoczony emanującym od wampirzycy zimnem, wbijał się w nią raz za razem. Czuł napięcie w lędźwiach, które potęgowało się z każdym ruchem. Nagle, szybciej niż się spodziewał, wybuchł, gdy znajdował się głęboko w środku. Trawiący go wewnętrzny ogień znikł w jednej chwili, gdy mroczne ruiny wypełnił okrzyk jego ekstazy. Poruszył się jeszcze kilka razy, po czym odsunął od wampirzycy. Stał przez chwilę oddychając głęboko. Schylił się, by założyć spodnie.
-Całkiem miłe - stwierdziła z uśmiechem Weronika - Trochę szkoda, że nie robiłam tego wcześniej - pochyliła się, żeby się ubrać - Ale sądzę, że nie zabrnęłabym tak daleko z nikim innym. Brakło by mi cierpliwości... - uśmiechnęła się - Poza tym pewnie sama bym o tym nie pomyślała. Tyle lat tego nie robiłam... - mruknęła, patrząc w próżnię - A teraz - powiedziała zbliżając się do Adama - Moja kolej... - uśmiechnęła się czarująco, obejmując mężczyznę w pasie - To zajmie tylko chwilę - szepnęła zbliżając się do jego szyi.
Poczuł nieprzyjemny ból, gdy kły przebiły jego skórę. Chwilę później ciepła stróżka zaczęła płynąć ku klatce piersiowej i dalej w dół. Objął Weronikę, dociskając jej głowę do swojej szyi. Bardzo szybko odczuł upływ krwi. Nie wiedział, ile to jeszcze będzie trwało. Czytał o tym wiele, ale jak to się mogło mieć do rzeczywistości? Zaczęły opuszczać go siły. Z każdą kroplą czerwonego, życiodajnego płynu.
Życiodajnego... Jak może żyć coś, co jest martwe od kilkuset lat?
Tracił przytomność. Oczy przesłoniła ciemność.
Autor: Xaneth Nightcrow
Korekta: Liczna i różnorodna |
komentarz[8] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Pocałunek nocy" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|