Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Ulubieniec Śmierci
Są takie chwile, gdy człowieka nachodzi natrętna myśl o samobójstwie. Ta myśl wpadła właśnie Casprowi do głowy, gdy siedział na ziemi i przyglądał się swemu dogasającemu domostwu. W zasadzie nie wiedział, dlaczego tak rozpacza. To, co nazywał domem, było zwykłą norą, w której nawet najbrudniejszy szczur nie ośmieliłby się mieszkać. Nie żal mu było też psa, który został w środku. Szczerze mówiąc, nie lubił tego kundla (no, może do chwili, gdy go wyciągnął i okazało się, że pieczona psina nie jest wcale taka zła). Dobytku w środku nie zostawił żadnego, bo też żadnego dobytku nie miał. Doszedł do wniosku, że tak bardzo przygnębia go to, iż była to siódma "nora" z rzędu, która spłonęła (ewentualnie: wybuchła, zawaliła się, została zatopiona lub z której został wypędzony). Nie miał przy sobie już ani miedziaka. Cały majątek, jaki zarobił, wydał na kolejne domy (ma się rozumieć, za każdym razem coraz gorsze).
- Taaak. Nie pozostało mi już nic innego, jak się utopić - powiedział niby do siebie, niby do kości psa, którą właśnie obgryzał.
- Nawet o tym nie myśl. Nie mam cię na spisie - powiedział ktoś za nim.
Casper był wprawdzie przybity ostatnimi wydarzeniami, ale był też zwykłym człowiekiem i, jak każdy zwykły człowiek w takiej sytuacji, zerwał się z krzykiem.
- Myślałby kto, że jesteś taki strachliwy - powiedziała zakapturzona postać, stojąca teraz przed nim.
- Ty obwiesiu w dziuplę chędożony, ja ci po... - Casper przerwał w pół słowa, gdyż dostrzegł w ręce nieznajomego dosyć pokaźnych rozmiarów kosę. Zastanowił się chwilę i coś mu zaczęło świtać. - Kto jest wysoki i tak chudy, że czarna szata wisi na nim, jak na strachu na wróble? Kto kryje swoją, z pewnością ohydną, twarz pod kapturem i trzyma w ręku cholernie ostrą kosę? - zastanawiał się na głos i ciarki przebiegły mu po plecach.
- Jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś porównywał Śmierć ze strachem na wróble - zachichotał "przybysz".
Casperowi na te słowa szczęka opadła do samej ziemi. Jednocześnie ciarki, które wcześniej przebiegały mu po plecach, zmieniły się w regularne dreszcze.
- Co się tak trzęsiesz? Śmierci nie widziałeś? - spytała Śmierć, po czym zapadła kłopotliwa cisza. - No tak. Chyba palnęłam głupstwo. Cofam ostatnie pytanie.
- Czy ja aby na pewno przeżyłem ten pożar? - spytał człowiek, nadal trzęsąc się jak galareta.
- Tak. Nie rozumiem tylko, czemu się tak trzęsiesz. Przed chwilą byłeś prawie zdecydowany się utopić, a gdy już się pojawiam, to dostajesz rozstroju nerwowego.
- Że co?
- No trzęsiesz się cały ze strachu i zaczynasz panikować.
- To przez szok. Przynajmniej tak mi się wydaje. W końcu nie codziennie spotyka się Śmierć, gdy jest się jeszcze żywym.
- Jestem tu służbowo, a nie dlatego, że taki mam kaprys - odpowiedziała uprzejmie Śmierć.
- Wiedziałem! Zaraz umrę! - krzyknął Casper i usiadł ciężko na ziemi.
- Tylko spokojnie. Gdzie ci się tak spieszy - próbowała uspokoić go "ostateczna pocieszycielka”.
- Skoro mam żyć, to po jaką cholerę do mnie przyszłaś?
- Bo gdybym się nie zjawiła to byś się utopił kretynie, a ja, jak już powiedziałam, nie mam cię na dzisiejszym spisie - odwarknęła zirytowana Śmierć. - To Przeznaczenie znowu coś pokpił i zamiast żyć jeszcze we względnym spokoju, przeżyłeś kolejne pożary swych domostw, a to prawie doprowadziło cię do samobójstwa.
- Rozumiem - westchnął człowiek, czując jednocześnie, jak kamień spada mu z serca i ląduje z cichym stukotem na ziemi.
- Gówno rozumiesz! - wrzasnęła na niego Śmierć, aż włosy stanęły mu dęba. - Moim obowiązkiem jest zabierać ludzi gdy przychodzi ich pora, a nie ratować ich nic nie warte życie i... - znów zapanowała kłopotliwa cisza.
- A więc to tak!! Musisz bardzo lubić swoją pracę. Dlaczego nie skosisz wszystkich za jednym zamachem?! To by dopiero była zabawa! - tym razem to Casper wrzeszczał, pokonując ostatnie bariery strachu.
- Gdybym skosiła wszystkich za jednym zamachem, to sama bym umarła - odrzekła już spokojnie Śmierć.
- Nie żartuj - człowiek prawie się roześmiał. - Jak Śmierć może umrzeć?
- Normalnie, może - padła odpowiedź. - Jeśli nie będzie miał kto umierać, to po prostu przestanę istnieć. Tłumacząc na twoje, umrę. Pocieszające w takiej sytuacji będzie chyba tylko to, że umrę ostatnia.
- Ale jaja - zauważył inteligentnie Casper.
- Ująłeś to w iście poetycki sposób... prostaku.
- No, no! Tylko bez takich! Skończyłem szkołę zbójectwa z wyróżnieniem.
- Tak, to faktycznie wszystko zmienia.
- Ejże! Nie kpij ze mnie. Ja ci nie wypominam, że jesteś kupą kości i rozkładającego się mięsa.
- Naprawdę tak o mnie myślisz? - spytała Śmierć i zdjęła kaptur.
- Ugh, ech, och - zdołał wykrztusić Casper, gdyż miał przed sobą nie jakąś rozkładającą się staruchę, ale kobietę nieziemskiej urody.
- Nieźle, co?
- Ale...
- Co ale? Tylko bogowie wiedzą, że Śmierć jest piękną kobietą.
- I w dodatku skromną - zauważył dochodzący do siebie Casper.
- Śmierć musi być skromna.
- Tak, tak. Oczywiście - potrząsnął głową. – Ten, kto wymyślił, że jesteś chodzącą kupą nawozu czy też zwykłym szkieletem, był strasznym debilem.
- Raczej debilką.
- Co??
- To ja stworzyłam sobie taki wizerunek, który jest znany wam, naiwnym ludziom.
- No tak, to wszystko tłumaczy - zadrwił Casper.
- O jejku! Czy tobie wszystko trzeba tłumaczyć? - jęknęła Śmierć. - Gdyby wszyscy znali moją prawdziwą twarz, to nikt by się mnie nie bał. Co gorsza, wszyscy nieudacznicy, którym nic w życiu nie wyszło, woleliby umrzeć i zamieszkać w moim królestwie, niż męczyć się na ziemskim padole.
- I co z tego? - spytał Casper. - Może wtedy wszystkim żyłoby się lepiej.
- Może - westchnęła Śmierć. – Niestety, każda rzecz we wszechświecie musi być uporządkowana, nawet zejścia ludzi, bo inaczej wszystko rozleci się na kawałki. Dlatego dostaję od "góry" listę na każdy dzień i według niej wykonuję swoją robotę.
- Kto by pomyślał, że u was też istnieje ta cała... ta cała... - Casper próbował sobie przypomnieć to mądre słowo, które mogłoby określić taki stan rzeczy.
- Biurokracja - podpowiedziała Śmierć.
- No właśnie. O to słowo mi chodziło.
- Tak to już jest, że wraz z porządkiem przychodzi biurokracja - pokiwała smutno głową Śmierć.
- Rozumiem, że gdybym się utopił, to narobiłbym wam nie lada kłopotu.
- Nie przejmuj się tym. To nie twoja wina. Ten cały mętlik powstał przez tego głupca Przeznaczenie. Nie pierwszy raz wykręca mi taki numer.
- Ładnie. Po prostu pięknie. Przez to, że jakiemuś kretynowi tam na górze najzwyczajniej coś się pomyliło, o mało co się nie utopiłem. Cholera jasna! Teraz to dopiero mam ochotę zrobić sobie krzywdę.
- Tylko spokojnie - zaniepokoiła się "dama ostateczna". - Nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze.
- Tak, oczyw... - nie skończył Casper, być może dlatego, że jakaś tam strzała utkwiła mu w klatce piersiowej.
Przez długą chwilę człowiek patrzył na kawałek drewna wystający z jego korpusu, po czym doszedł do wniosku, że coś jest nie w porządku . Nie chodziło bynajmniej o to, że w zasadzie jest martwy, ale o to, że przygląda się sobie leżącemu na ziemi.
- No nie! Niech tylko dorwę tego bezkształtnego skurczybyka w swoje ręce! - krzyknęła Śmierć.- Wybacz Casprze. To Przeznaczenie znów coś zepsuł.
Casper spojrzał na nią, na siebie (a właściwie na swoje martwe ciało), znów na nią i w końcu zaczął bezprzykładnie wrzeszczeć. Opanował się dopiero, gdy wykorzystał wszystkie przekleństwa we wszystkich znanych mu językach (a trzeba dodać, że starczyło ich na bity kwadrans).
- Rozumiem, że jestem martwy - powiedział już spokojnym głosem.
- Przyjąłeś to bardzo spokojnie.
- Po rozmowie z tobą człowieka niewiele może już wyprowadzić z równowagi.
- Nie musisz być złośliwy. Właściwie, to jeszcze nie umarłeś. Jesteś teraz w stanie przejściowym.
- Jak to?? Jeśli nie umarłem, do dlaczego oglądam leżącego na ziemi faceta, który ma wbitą w klatkę piersiową strzałę i wygląda jak mój brat bliźniak? - spytał Casper, na którym nic już nie mogło wywrzeć większego wrażenia.
- Czy coś czułeś, gdy trafiła cię strzała? - spytała Śmierć.
- To dziwne, ale nie. Właściwie to dopiero po chwili do mnie dotarło, że coś takiego miało miejsce.
- To dlatego, że w momencie, gdy zostałeś trafiony, nie dziabnęłam cię kosą. Gdy dany delikwent zostaje uszkodzony mechanicznie, na tyle poważnie by być gotowym do przejścia na druga stronę, ja muszę dziabnąć go kosą, by przerwać linkę życia łączącą ciało z duchem.
- A jeśli tego nie zrobisz?
- To nie będę mogła zabrać go ze sobą, a on będzie wegetował przy tym, co z niego zostało, w postaci ducha oczywiście.
- Pięknie. Dlatego, że tobie nie chciało się machnąć swoim kozikiem, ja mam tu wegetować przez resztę wieczności? Co ja ci takiego zrobiłem, że mnie tak potraktowałaś?
- To nic osobistego. Po prostu nie miałam cię na swojej liście. Gdybym zrobiła to, co powinnam w takiej sytuacji zrobić, to miałabym masę papierkowej roboty, a tak wszystko da się jeszcze wyprostować.
- Co przez to rozumiesz?
- Chyba niezbyt ci się podoba obecna forma egzystencji?
- Chyba nie. Nawet na pewno.
- Dlatego teraz udam się prosto do Przeznaczenia i pomogę mu znaleźć odpowiednie rozwiązanie.
- Nie prościej byłoby machnąć tym twoim kozikiem i zabrać mnie?
- Ty wciąż nic nie rozumiesz. Przecież ci już tłumaczyłam, że gdybym tak zrobiła to przez pół wieczności nie wyszłabym spod różnego rodzaju formularzy. Nie wspomnę, że gęsto musiałabym się tłumaczyć z tego szefom.
- Więc co się ze mną stanie? - spytał Casper.
- Będziesz żyć. To nie ulega wątpliwości.
- Aha.
- Wybacz mi, muszę cię teraz opuścić żeby przyśpieszyć to i owo - powiedziała Śmierć wsiadając na piękną, czarną niczym noc klacz, która pojawiła się nagle nie wiadomo skąd.
- Zanim odejdziesz, może byś jeszcze mi wytłumaczyła skąd wzięła się ta strzała?
- Ach tak. Wystrzelił ją jeden ze zbójów z zarośli na wprost ciebie.
- To gdzie teraz są ci dowcipnisie? Nie przypuszczam, żeby strzelili do mnie dla zabawy.
- Nie. Myśleli, że może coś przy tobie znajdą. Nie przejmowałabym się jednak nimi. Idą ze mną.
- Co? Jakim cudem? - Casper jakoś nie mógł uwierzyć, że ci, którzy go w zasadzie zabili, odejdą wcześniej od niego.
- Byli w moim spisie. Według mojej dokumentacji, to ty powinieneś ich zabić. Niestety, przez nieudolność znanej ci już, oczywiście ze słyszenia, persony oni dopadli ciebie. Całe szczęście, że Przypadek jest bardziej kompetentny.
- Myślałem, że nie ma czeg... kogoś takiego jak (p)Przypadek.
- To źle myślałeś. Zresztą, nie ważne, co myślałeś. Ważne jest to, że ci dwaj delikwenci poskręcali sobie karki, a ja będę mogła ich zabrać. No! Teraz już naprawdę muszę się zbierać. Jest strasznie późno, a ja muszę jeszcze załatwić wiele spraw.
- Tak, ale... – Casper próbował jeszcze o coś zapytać, ale Śmierć już gnała na swej klaczy. - I w ten oto sposób zostałem sam. Nie żywy, nie martwy. Poczekam i zobaczę co będzie dalej. Najwyżej będę czekał bardzo długo (oczywiście znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że reszta wieczności to wcale nie tak długo) - powiedział do przechodzącej właśnie mrówki.
Tak więc nasz zbój siedział sobie na kamieniu, myśląc o wszystkim i o niczym. Choć wydawało mu się, że upłynęły wieki, to po zaledwie jednej ziemskiej godzinie stwierdził, iż coś jest nie w porządku. Ostatnio dochodził do takiego wniosku dosyć często.
- Co to może być? - spytał sam siebie. Tak ciężko nad tym myślał, że aż zaczął się pocić. Nie mógł jednak odpowiedzieć na to pytanie. Zirytowany, postanowił przespać się z tym problemem. I gdy chciał przyjąć najlepszą do wykonania tej czynności pozycję (nieuświadomionych informuję , że chodzi o pozycję horyzontalną), doszedł do wniosku, że nie może tego zrobić, gdyż już leży.
- Co jest do cholery? Myślałem cały czas, że siedzę - zdziwił się Casper i podrapał się brudną od ziemi ręką po głowie. - Ugh - wyrwało mu się z ust, gdy próbował usiąść.
- Jeśli jeszcze do tego nie doszedłeś, to informuję cię, że znów jesteś żywy - powiedział ktoś znajomym głosem.
- Niech cię diabli - przywitał Śmierć były nieboszczyk, rozmasowując zesztywniałe członki.
- Nie mam pojęcia, dlaczego jesteś taki zły. Przecież żyjesz ... znowu. Może humor poprawi ci to, że na „górze" postanowiono ci zrekompensować poniesione straty.
- Och! Cudownie! Czy to znaczy, że będę mógł dokopać Przeznaczeniu?
- Co??
- Taka rekompensata mogła by mnie zadowolić.
- Nie przesadzaj. Zostałam upoważniona do przekazania ci, że pod twoim domem, a raczej tym, co z niego zostało, znajduje się niewielki skarb.
- Jak niewielki? - zainteresował się Casper.
- Wystarczy, żebyś mógł zacząć wszystko od nowa.
- Doskonale! Czy mogłabyś jeszcze coś dla mnie zrobić?
- Słucham.
- Nigdy więcej do mnie nie przychodź.
- Nie bądź dzieckiem. Każdy kiedyś musi umrzeć. Mogę ci jednak obiecać, że będę wpadać do ciebie od czasu do czasu na pogaduszki. Bardzo cię polubiłam - ostatnie słowa Śmierć wypowiedziała w irytująco ciepły sposób.
- Co??!!
- To na razie - Casper usłyszał już tylko głos, bo Śmierć dosłownie rozpłynęła się w powietrzu.
Przez następne kilka minut trwał w bezruchu próbując przetrawić to, co powiedziała mu "ostateczna pocieszycielka".
- O kurwa - stęknął wreszcie i ruszył odkopać swój skarb.
Koniec (ale czy na pewno?)
Autor: Cazpian
Korekta: Lorelai
|
komentarz[7] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Ulubieniec Śmierci" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|