Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Płomienie Przeszłości - Prolog
Pamiętał.
Pamiętał zapach, który mógłby być zapachem ognia, oraz mdlący odór. Odór śmierci. Słyszał krzyki. Wrzaski wszelakiej maści, dobywające się zewsząd, słyszalne przez ściany domu. Jego domu. Krzyki mieszały się z jękiem stali, uderzającej honorem i rozpaczliwą odwagą, iskrzącej gniewem i strachem. Klęczał nad ciałem wuja, którego szmaragdowe oczy zastygły w przerażeniu.
Nie...
...nie w przerażeniu...
...w spokoju....
...spokoju opuszczającej ciało duszy.
Patrzał, a jego myśli panicznie błądziły. "To nie jest prawda. To zły sen. Muszę się tylko obudzić. Muszę otworzyć oczy". Łudził się bezcelowo. Wiedział, że to dzieje się naprawdę, że życie jest koszmarem, a śmierć przebudzeniem. Wstał. Muszę uciec - przeszło mu przez myśl - Nie. Muszę tu zostać. Muszę walczyć. Muszę...
...Zginąć?
Toczył walkę z samym sobą. Walkę poczucia obowiązku i chęci przetrwania. Musiał się spieszyć. W każdej chwili mogą wrócić.
Oni.
One.
Potwory, bestie...MORDERCY!
Za oknem widział jedynie ogień, pożerający niemiłosiernie miasto. Pożerający jego życie. Blask płomieni padł na twarz mężczyzny. Nie płakał. Płakało jego serce, jego dusza. Płakał całym ciałem, lecz blade policzki pozostały suche. Wściekle szkarłatne włosy opadały mu na plecy w nieładzie. Krzyki zaczęły cichnąć. Usłyszał coś, co przypominało kroki żywego ognia. Po strachu i pustce nastąpił gniew. Nienawiść, której nie potrafił już stłumić. Nie potrafił i nie chciał. Zacisnął wargi. Usłyszał głos, brzmiący jak żwir i syk. Azdr’ril khenul! Garzh mohder duerz gvarznoh! Zdecydował. Podniósł miecz wuja. Rękojeść była przyjemnie chłodna w dotyku, klinga lekka. O wiele lżejsza od cierpienia jej nowego właściciela. Drzwi uchyliły się, skrzypiąc cicho. Mężczyzna poczuł mdlący smród, przypominający palone mięso i zgniliznę. Nagle krzyki ucichły. Czas jakby stanął w miejscu. Ścisnął mocniej miecz, wlewając w niego swój gniew. "Nigdy nie walczyłem naprawdę" pomyślał.
Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Ten raz oddziela tych, którzy giną za pierwszym ciosem i tych, którzy zginą od późniejszego. Skoczył. Klinga miecza błysnęła w blasku płomieni. Płomieni, które krzyczały.
***
Pamiętał głos.
Głos cichy, spokojny, kojący. Głos, który należał do sędziwego człowieka. Chodź, kazał mu. Pójdź ze mną, wskażę ci drogę. Powierzył swoje życie temu głosowi.
I poszedł.
***
Pamiętał ból.
Przeszywał jego skroń, gdy pozwolił na chwilę odpłynąć smutnym myślom, nie skupiając się na tekście, który miał przed sobą.
Patrzył na płomień dogasającej świecy, która leniwie topiła pszczeli wosk, płynący złotymi, gęstymi kroplami. Przeszłość była zawarta w tym niewinnym płomieniu. Przeszłość, która zatrutą igłą wbijała się w jego myśli. Nie mógł i nie chciał tego rozpamiętywać. Musiał skończyć naukę. Jaki był piąty objaw mithemoksy? Budowa układu nerwowego Izd’nyra? Neurony demona posiadają wysoko rozwinięte dendryty i neuryty, dzięki czemu szybciej reagują na bodźce zewnętrzne.... Powieki ciążyły mu niemiłosiernie, lecz wciąż rozbudzał go bolesny impuls w skroni.
Czytał dalej.
***
Pamiętał słony oraz metaliczny smak.
Smak potu, brudu i krwi, niemiłosiernie spływających mu na spierzchnięte wargi. Krew z nosa dokuczała mu coraz dotkliwiej. Unik, pchnięcie, wycofanie, znowu pchnięcie z doskoku. Równowaga! Równowaga, do cholery!
Ledwo odbił klingę przeciwnika. Uderzenie, mimo wszystko, było słabe i powolne, lecz w stanie, w jakim się znajdował, mogło być śmiercionośne. Wycieńczony pół piruet, cios, odskok. Dyszał jak szaleniec. Czoło pulsowało mu z częstotliwością ćwierci sekundy. Słońce zaczęło zachodzić, oblewając Movner Gynuer szkarłatnym blaskiem. Ręka mu drżała, lecz nie wypuścił ostrza. Przeciwnik zachwiał się, miecz wyzwolił się ze zlanej potem ręki i upadł na ziemię z głośnym brzękiem. Jego właściciel padł na ziemię nieprzytomny, lecz bez najmniejszego nawet draśnięcia. Obserwujący walkę mentor milczał. Szkarłatnowłosy czuł, że zaraz zwymiotuje, zemdleje lub wykrwawi się przez czerwony wodospad, płynący z jego nosa. Ruchem trwającym wieczność schował miecz do pochwy, cudem podniósł korbacz i odszedł, nie patrząc nawet na mentora. Taka była rutyna.
***
Pamiętał chłód w dłoni.
Kule wciąż tkwiły pomiędzy jego palcami. Słuchał już trzeci raz tych samych słów.
- Skup się! Mówiłem ci, ściskasz mocno kule, składając palce, o tak, widzisz? Rzucasz jakby od niechcenia. Z obojętnością. Jak chcesz wykonać rzut Viorim trzymając pociski w ten sposób? Co najwyżej uwolniona magia może rozsadzić ci rękę. Spróbuj jeszcze raz. O, świetnie, teraz uwolnij magię. Nareszcie! Ćwicz, ćwicz, to niełatwe. Potem zabierzemy się za rzut Xyv. Nie patrz tak na mnie. Ofensywa chyba idzie ci lepiej?
***
Pamiętał spokój i duchową radość.
Widział tysiące osób idących w jasnobłękitnych szatach, z osłoniętymi przez obszerne kaptury twarzami. Osoby te śpiewały psalmy, działające jak dzban źródlanej wody dla spragnionego choć odrobiny życiodajnego płynu. Czuł, że taki dzban może także ugasić płomienie, tak niemiłosiernie wżerające się w jego wspomnienia. Stał i słuchał.
Amoen a'ln illierie,
illithinne mylinerie,
Mo’elv islan,
Mo’elv magven, Amoen
a'ln Illierieee...
Wszystko przestało dla niego istnieć. Był tylko on i ta pieśń.
Cisza...
Otworzył oczy. Zauważył, że wielu zebranych także odczuło skutki psalmu. Udał się wraz z Veneygarem w stronę Movner Gynuer, nadal słysząc śpiew cichnący w oddali...
Ale nie w jego duszy...
***
Pamiętał widok wielkiej bramy, przed którą klęczał na niebieskim aksamicie z symbolem płomiennego ostrza i dwóch kul wśród liści liryrenu. Wraz z nim klęczało dwadzieścia innych osób. Dwadzieścia nici, którym przeznaczone utrzymać cały ciężar Aenhvinu. Dwadzieścia obronnych murów zwanych pogardliwie „Ekipą porządkową”. Nie wiedział, co czuł. Czuł wszystko Szczęście, smutek, dumę, lęk, tęsknotę, pustkę, znużenie. Jednak jego twarz nie zdradzała nic.
Była jak kamień.
Patrzył na swych dawnych mentorów. Byli dla niego utrapieniem i podporą zarazem, poważni i znający śmiech, bezlitośni i opiekuńczy, wybuchowi i spokojni. Wiele zajęć i nauk było nienaturalnych, przerażających, wręcz szalonych, lecz mężczyzna wiedział, że tak musiało być. Że była to próba przed czymś jeszcze gorszym. Ta próba czyniła go Tnącym. Gdy rozpamiętywał czas spędzony w Movner Gynuer, słuchał przemowy i dostrzegł Gillidryera, elfa, który był mu ojcem i podporą. Mimo swej elfiej długowieczności, czas jego się kończył. Jakiż on jest stary...tak stary... – myślał, wypowiadając słowa przysięgi, która opadła na niego niczym płaszcz na znużonego długą podróżą. Drogą przez życie. Przyjął zdobioną sakwę. Wiedział, co w niej jest. Kolejny rozdział jego przeznaczenia. Sakwa była ciężka jak nowe obowiązki. Stał się Tnącym. Wiedział, co zrobi po przekroczeniu wrót. Wrót do nowych przeżyć, radości, cierpień i tajemnic.
***
Zbliżał się. Jechał leśną ścieżką, wśród złotych i szkarłatnych liści. Jesień...
Popędził kasztanowego ogiera do kłusu. Jak tam teraz jest? Co się zmieniło? Zapewne wszystko. Liście szeleściły pod kopytami kasztana. Mężczyzna usłyszał słowika. Wszystko było takie spokojne, ciche i...
Ogień.
Wstrzymał ogiera.
Ogień i krzyk.
Po co tam jadę? Nie mogę rozkopywać przeszłości. Przeszłość...przeszłość spłonęła wraz z tamtym dniem. Chcę zapomnieć. Wyrzucić ten koszmar z pamięci.
TERAZ!
Zapomniał. Płomienie zgasły, krzyki ucichły. Spokój. Szelest liści. Popędził konia w drugą stronę, uciekając od przeszłości. Niestety, przeszłość ma złośliwą tendencję do doganiania swoich ofiar, lecz na razie została zagłuszona przez słowa w umyśle mężczyzny:
Amoen a'n illierie,
illithinne mylinerie...
Autor: Ellander
Korekta: Nivienne |
komentarz[12] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Płomienie Przeszłości - Prolog" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|