Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Król Gerodon cz. I
W lesie trwała głucha cisza. Słychać było tylko szum drzew i świst wiatru. Było bardzo ciemno.
Las był przerażający i krył w sobie dużo tajemnic. Nie było kwiatów ani krzaków. Były tylko ciemne, suche, gołe drzewa. Na ziemi leżał człowiek. Jego imię to Gerodon. Był on wysoki i szczupły. Włosy miał porozrzucane na wszystkie strony, a twarz bladą. Jego oczy świeciły na czerwono. Nie miał na sobie ubrania, lecz tylko przepaskę na biodrach. Obok niego leżał duży miecz z klejnotem. Był on piękny niczym pegaz w lśnieniu słońca. Nagle mężczyzna przebudził się, wstał i poszedł przed siebie w ciemny las. Znalazł sobie kryjówkę i przemówił sam do siebie:
-Cóż się tutaj stało? Gdzie ja jestem?
Potem usiadł na pniu i rozmyślał. W końcu rzekł:
-Rano ruszę w podróż. Tak będzie najlepiej.
Poszedł spać.
Gdy słońce wstawało, a Gerodon obudził się, rozpalił ognisko i posilił się. Gdy zjadł wyruszył na wschód do Cizalis. Szedł w ulewnym deszczu i zmęczeniu. Deszcz padał, wiatr kołysał drzewami, pioruny błyskały i uderzały o wysokie rzeczy. Lecz Gerodon tego nie zauważał i szedł dalej. W końcu po długiej drodze upadł po raz pierwszy ze zmęczenia i ze strachu. Trochę odpoczął i poszedł dalej. Po deszczach nastąpił upał. Blask słońca oślepiał zagubionego wędrowca i grzał nie do zniesienia. Gdy słońce już zachodziło, a blask księżyca kwitł Gerodon rozpalił ognisko i poszedł spać.
Rano ruszył dalej i dotarł już na miejsce. Dotarł do Cizalis. Poczuł radość i pobiegł w stronę miasta. Biegł bardzo szybko. Nie patrzał pod nogi i przewracał się co kawałek drogi, ale w końcu dobiegł. Gdy wszedł przez bramę, całe miasto spojrzało na niego i szeptali: „to król, to król... ". Nagle jeden pracownik krzyknął:
- Witaj królu Gerodonie!
A cały tłum krzyknął:
- Witaj!
I całe miasto ukłoniło się Gerodonowi. Nagle jeden rzemieślnik krzyknął:
- Na co wy jeszcze czekacie!? Ubrać króla, dać mu jeść i napoić go!
I wszyscy ludzie robili jak kazano. Jeden rycerz rzekł do Gerodona:
- Tędy proszę wasza wysokość.
I zaprowadził króla do szatni, gdzie się ubrał. Później zabrali go do pięknie wystrojonej jadalni, gdzie najadł się do syta i napoił. Usiadł na swoim pięknym tronie i rzekł:
- A teraz wytłumaczcie mi, o co tutaj w ogóle chodzi.
Nagle w tłumie rozległy się podejrzane szepty. Jeden rycerz rzekł:
- To przez wojnę między ludźmi i orkami. Przez nią nic nie pamiętasz.
- Jak mam wam wierzyć? - zapytał z niedowierzaniem Gerodon.
- Musi król.
- Udowodnijcie mi to.
Rycerz przyniósł jakieś zwoje i czytał na głos:
"Jam król Gerodon Wielki V. Przyłączam się do wojny w obronie świata. Daję moje święte słowo, że nie zawiodę."
Gerodon na to:
- A co to mało było króli Gerodonów?
- A co król na to? - zapytał rycerz i zaczął czytać.
"Ja król Gerodon Wielki V Zapraszam mego brata Wiktora Guraber do zamku na ważną rozmowę."
Gerodon zamilkł i otworzył szeroko oczy. Po czasie odrzekł:
- Guraber to moje nazwisko, a Wiktor to mój brat. A więc to prawda. Jestem królem - powiedział z dumą Gerodon i mówił dalej - opowiedzcie mi jak doszło do tej wojny.
Rycerz zaczął natychmiast:
- Było to dawno. Kiedyś żył pewien starzec. Miał 80 lat, ale był zawsze w formie. Strzelał z łuku
jak elf, władał toporem jak krasnoludy, a mieczem - jak największy wojownik, Cantor. Były również
takie stworki - jak orkowie. I pewnego dnia szedł sobie drogą starzec i na swojej drodze
spotkał jednego orka, który rzucił się na niego. Starzec w obronie własnej zabił demona. Dokładnie tydzień później się okazało, że to był ich król. Król orków.
- Bo przyszedł list od demonów. W liście także było zdanie o wojnie. Napisali tak: „Jeśli nie
wydacie nam tego co zabił króla, wytoczymy wojnę." Lecz starzec nie chciał tam iść i zaczęła się
wojna. Rzeki krwi i płomieni sunęły po ziemi. Świat dzień po dniu stawał się coraz gorszy. Z
dnia na dzień wojna stawała się gorsza, straszniejsza i potworniejsza. Ludzi już było niewiele.
Ludzie już wiedzieli, że nie mają szans z taką armią, ale nagle - z oddali nadciągnęła na koniach
armia elfów, krasnoludów i wielkich czarodziei takich jak Małgorzata, czy Harocan. Małgorzata
była piękną, potężną czarodziejką. Natomiast Harocan to Niski, szczupły czarodziej, ale jego moc
była również potężna. Cała armia wbiła się w orków i zgładziła te siły nieczyste.
Po wojnie ludzi już nie było, więc armie zjednoczyły swoje siły i odnowiły ludzi. I tak dotąd
żyjemy. A teraz krążą pogłoski, że demony odnawiają się i to z dużą szybkością. Módlmy się żeby
to nie była prawda. Bo jeśli tak - marny będzie nasz los.
- To teraz wiem co się naprawdę zdarzyło. A co ze mną gdzie ja byłem?
- Króla nikt nie odnalazł. Prawdopodobnie zabili króla już na początku walki.
Potem Gerodon zamilkł na jakiś czas, a później rzekł:
- No to ja już pójdę spać.
I ruszył ku wyjściu z sali tronowej i zmierzał w kierunku sypialni. Gdy przebrał się w nocną szatę,
położył się do łóżka i rozmyślał o czymś. W nocy miał dziwne sny o odnawianiu się sił demonów. Śniło
mu się, że orkowie stworzyły nową potężniejszą armię i zaczęły znów wojnę. Tym razem zwycięstwo
ludzi i innych nie powiodło się. Ludzi wieszano, rozcinano na pół. Cały świat pogrążył się w
płomieniach, rozpaczy i żałobie. Gerodon w śnie widział także siebie na stole z kolcami. Nagle
Gerodon w śnie słyszał głos mówiący: „Ocal nas i ocal świat, a teraz obudź się.” I Gerodon obudził
się z krzykiem, cały zalany potem. Gerodon czuł wielką rozpacz i strach. Do sypialni wpadł rycerz
z gwardią i zobaczył Gerodona całego roztrzęsionego. Rycerz zapytał:
- Co się stało królu?
Gerodon tylko spojrzał swoimi wielkimi, czerwonymi oczami na rycerza i rzekł:
- Nic. To tylko zły sen. Wracajcie na straż.
Gerodon położył się i spał dalej. Ten strach pozostał w nim na całą noc. Bał się zmrużyć oko, ale w
końcu zasnął.
Rano Gerodona obudził rycerz i mówił z rozpaczą:
- Mój Panie, musisz to zobaczyć.
Gerodon szybko ubrał się w dzienną szatę i poszedł za rycerzem. Na dworze było duże skupisko ludzi. W środku tłumu leżał trup - zwłoki rzemieślnika Hilarego. Gerodon to zobaczył i zniesmaczył się. Po chwili powiedział:
- Rozejść się, trupa pochować!
I wrócił do zamku, a za nim cała gwardia. Król usiadł na tronie i rozmyślał. Przed nim stał rycerz ze
smutną miną. Gerodon zapytał:
- Co Cię tak smuci? Pewnie nieraz widywałeś takie zwłoki.
Zaś rycerz z płaczem odpowiedział:
- To nie był byle kto. To był mój brat!
I rozpłakał się marnie. Gerodon powiedział ze współczuciem:
- Tak mi przykro. Wiem, co czujesz - smutek, tęsknotę, żałobę. Znam to. Teraz się uspokój. Tak,
w ogóle, skoro służysz mi już 2 dni - jak masz na imię?
- Daramed.
- A więc Daramedzie nie smuć się. Bądź silny. Jutro wyruszam w podróż. Coś złego się dzieje.
Daramed spojrzał gwałtownie na Gerodona i wykrzyknął:
- Nie! Nie możesz!
- Muszę - odpowiedział przekonująco Gerodon.
- Jeśli idziesz, ja będę tobie towarzyszył.
Gerodon spojrzał groźnie na Darameda i rzekł:
- Nie! Zostaniesz tu. To zbyt niebezpieczne!
- Za tobą pójdę, choćby i do piekła - zabrzmiał groźnie Daramed.
Gerodon nie miał wyjścia i rzekł:
- No dobrze.
Nagle do sali wleciał jakiś krasnolud i powiedział:
- Ja idę też.
- I ja - powiedział czarodziej wchodząc do sali.
- I my - nagle do sali wbiegli wszyscy rycerze i wojownicy.
Gerodon poczuł radość, a także strach o to, że straci ich wszystkich po drodze. Na następny dzień, gdy
Gerodon wyszedł z zamku ze swoimi wiernymi towarzyszami, ludzie wiwatowali, krzyczeli z radości. I tak rozpoczęła się podróż Gerodona. Szli przez ulewne deszcze, upały. Gerodon, wraz z
towarzyszami odczuwał strach, tęsknotę, smutek i rozżalenie. Po drodze upolowali dzika i był on
kolacją dla zmęczonych mędrców. Noce były straszne. Co chwilę słychać
było wycie wilka i inne straszliwe szmery. Las był tak ciemny, że ludzie musieli trzymać się za ręce,
żeby się nie zgubić. Gdy się zatrzymali, Gerodon przemówił do elfa:
- Jak cię zwą?
- Karzen. Moją specjalnością jest strzelanie z łuku, jak to u innych elfów. Znam też dużo języków i
władam dobrze mieczem.
- Z jakiego kraju pochodzisz?
- Pochodzę z krainy, która nie ma nazwy, ale powiem jedno, że jest tam pięknie. Późno już. Idę spać.
Gerodon odszedł i zobaczył krasnoluda, który ostrzył sobie topór. Podszedł do niego i spytał:
- Witaj przyjacielu! Jak cię zwą?
- Morken - odpowiedział krótko.
- Co ciebie zmusiło do wyprawy wraz ze mną?
Nagle Morken posmutniał i zaczął opowiadać:
- Rok temu miałem rodzinę. Żonę i dzieci. Pewnego dnia straszliwy demon Karefon napadł na nasz dom i
zabił mi rodzinę. Wszelkimi siłami próbowałem powstrzymać go przed jej zniszczeniem. Lecz mi się nie
udało - pokazał nogę i mówił dalej - tę bliznę mam po jego ostrzu. Idę wraz z wami dokonać zemsty.
- Tylu ludzi i innych cywilizacji ginie. Gdyiż ten świat okrutny - powiedział ze współczuciem Gerodon.
Zasmucony Morken, położył się bez słowa i zasnął. Gerodon również poszedł spać. W nocy zastanawiał się, w jakim czasie dotrą do królestwa ciemności. Najpierw mijają wieś Panter. Później dotrą do Taremne i do królestwa ciemności. Gerodon zasnął.
Wszyscy spali. Nagle, Gerodon się przebudził i zobaczył przed sobą postać. Był to zabity Hilary. Gerodon
poczuł wielki strach i niepokój. Hilary przemówił do Gerodona:
- Nie bój się. Jestem posłańcem od starca o którym opowiadał Ci mój brat Daramed. Przybyłem, aby udzielić tobie porad i talentu starca.
Gerodon z niedowierzaniem zapytał:
- Kto cię zabił?
- Orkowie. Nie mogłem uwierzyć, że oni istnieją. Twój sen był obrazem przyszłości.
Masz tu swój miecz. Teraz nie jest on zwykły. Teraz jest magiczny. Zwykłym mieczem musiałbyś uderzyć
w demona około 5 razy, żeby zginął, a teraz - wystarczy tylko raz. Posiadasz teraz potężne czary.
Wkrótce dostaniesz pomocnika czarodzieja. Niech Bóg ma cię w swojej opiece.
Po tych słowach duch zniknął. Gerodon wziął do ręki swój miecz i powiedział:
- Demony uciekajcie, bo ja nadchodzę.
I położył się spać.
Rano obudził się jako pierwszy i rozpalił ogień za pomocą czarów. Widział to Daramed, który właśnie się
obudził i rzekł ze zdziwieniem:
- Na Boga ja chyba jeszcze śpię.
I spał. Gerodon parsknął śmiechem. Później całe wojsko zaczęło powoli się
budzić. Nagle Daramed wstał i krzyknął:
- To czary! To czary!
Wszyscy spojrzeli na Darameda jak na wariata. A on rzekł z zawstydzeniem:
- To tylko sen.
Potem wszyscy wrócili do swojej pracy. Daramed podbiegł do Gerodona i powiedział:
- Panie czy ty potrafisz czarować?
Na to Gerodon mu odrzekł:
- Tak. Te talenty dał mi twój brat.
- Mój brat!- krzyknął Daramed, po czym ciągnął dalej - On nie żyje to niemożliwe!
Gerodon nie wiedział, jak mu to udowodnić, więc rzekł:
- Twój brat znał tego starca, co zabił króla demonów.
Daramed zamilkł i poszedł się ogrzać przy ogniu. Gerodon podszedł do niego i zapytał:
- Teraz mi wierzysz?
Daramed spojrzał na Gerodona i odpowiedział mu:
- Tak Panie, zawsze wierzyłem.
I objął Gerodona swoimi wielkimi rękoma. Potem go puścił i zapytał:
- Czy będę się mógł z nim zobaczyć?
- Nie wiem. Musiałbym go spytać. Duchy pokazują się tylko tym osobom, którym chcą.
Daramed odrzekł z radością:
- To ze mną będzie chciał. Na pewno...
- Dobra, dobra nie rozpędzaj się za bardzo. Póki co musimy wyruszyć dalej.
Po jedzeniu wyruszyli w dalszą podróż. Kolejne godziny zmęczenia, upału, pragnienia. Po upałach znów
wrócił mróz i ulewne deszcze z burzami. Podróżni czuli strach, tęsknotę za rodziną i głód. Szli po
mokrej, zimnej glebie. Po kałużach, które były jak duża rozlana rzeka. Drzewa kołysały się na wszystkie
strony. Uciążliwy wiatr przeszkadzał podróżnym i wyrywał drzewa razem z korzeniami. Oprócz świstu wiatru i grzmotów, słychać było jakieś krzyki – piszczenie i buczenie jednocześnie. Nagle, z ciemnego lasu wyszedł ogromny wąż. Był on wielki na dwa słonie, a długi
jak dwa razy miasto Cizalis. Kolor jego był czarny, a oczy czerwone z domieszką zieleni. Całe wojsko zaczęło uciekać w las. Lecz Gerodon z Daramedem, Karzenem i Morkenem próbowali zwalczyć bestie. Karzen strzelił z łuku i trafił w łeb węża, ale z tego, co było widać, węża to tylko „zaswędziało”. Morken wyskoczył i jednocześnie wirował ze swoim toporem. I ugodził węża w brzuch. Wąż pisknął i łbem odrzucił Morkena na dużą odległość. Natychmiast pobiegł do niego Karzen. Morken powiedział:
- A niech go diabli!
Gerodon z Daramedem ruszyli do ataku. Gdy Daramed wbił miecz w ciało węża, coś go odrzuciło, jakaś moc, która wzięła się znikąd. Gerodon wskoczył na oszalałego węża i wbił w miecz w szyję bestii. Mówił coś tak szybko, że nikt nie mógł go zrozumieć. Nagle z miecza zaczął rozchodzić się jakiś blask. Wszędzie zrobiło się tak jasno, że nie było nic widać. Po tej wielkiej jasności wszyscy zobaczyli, że Gerodon poskromił potwora. Potwór bezwładnie leżał na ziemi. Nagle Morken zawołał:
- Królu to było zadziwiające! Jak to zrobiłeś?
Gerodon spojrzał na Morkena i powiedział:
- Jeśli pozytywnie wykorzystasz energię...
Nagle z lasu wyjechał mały i szczupły człowieczek na koniu i rzekł:
- Jam jest wojownik Harocan, a ten wąż to mój nowy czar. Przepraszam za niego, że tak bezmyślnie wtargnął na was. Został on zabity potężnym czarem Nokturnu. Kto go rzucił?
Gerodon wyszedł z tłumu i rzekł:
- Ja jestem tym człowiekiem, co zabił węża.
- Więc nie jesteś człowiekiem, lecz wielkim czarodziejem.
Z lasu wyjechała piękna, wysoka kobieta, która również była czarodziejką. Kobieta powiedziała:
- Witaj Gerodonie. Jestem Małgorzata. Pewnie już mnie nie pamiętasz, przez tą wojnę...
Gerodon spojrzał na Małgorzatę i powiedział:
- Ja przez wojnę nic nie pamiętam.
Małgorzata odrzekła:
- A czy nie pamiętasz krzyków twych żołnierzy? Jak się wsłuchasz dobrze, to usłyszysz.
Harocan wtrącił:
- Jeśli już się spotkaliśmy to pomożemy wam dojść do królestwa ciemności i zgładzić to zło.
- Jeśli chcecie to chodźcie.
I poszli w dalszą ciężką drogę.
Wieczorem byli niedaleko miasta Edacard. Na wzgórzu rozpalili ognisko i pożywili się zwierzyną
upolowaną przez Harocana. W ciemnym lesie Gerodon zobaczył postać Hilarego, szturchnął Darameda i poszli do niego. Gdy Daramed ujrzał swojego brata, rzekł z niedowierzaniem:
- Bracie, czy to naprawdę Ty?
Zaś Hilary odpowiedział:
- Tak Daramedzie, to ja.
Daramed ukląkł przed bratem i próbował go objąć, ale bez skutków. Hilary z rozśmieszeniem rzekł:
- Bracie nie próbuj mnie objąć, bo teraz jestem duchem. I w twym życiu pojawi się jakaś kobieta.
Gerodon spytał Hilarego:
- A gdzie jest ten pomocnik czarodziej.
- Jest to Małgorzata, ale jej pomocnik się uparł, że on też musi iść. A przez dalszą drogę
uważajcie. Gdyieś zło czyha na was w tym tajemniczym lesie. Więcej nie wiem. Żegnajcie! Żegnaj bracie!
Duch zniknął, a Gerodon i Daramed wrócili do ogniska. Daramed odczuł wielką radość, że zobaczył jeszcze swojego brata i czeka go miłość. Gerodon obawiał się czyhającego na nich niebezpieczeństwa. Wszyscy, prócz Gerodona i Małgorzaty, poszli spać. Obydwaj rozmyślali nad czymś. Małgorzata przemówiła do Gerodona:
- Rozmyślasz nad tym, co ja. Nad niebezpieczeństwem.
- Skąd wiedziałaś?- zapytał Gerodon sennym tonem.
Zaś Małgorzata odpowiedziała z uśmiechem:
- Wyższa szkoła magii.
Gerodon powiedział:
- Późno już. Idę spać.
I się położył. W nocy czuł strach o swoja armię. Bał się, że coś złego się stanie i to będzie duże
niebezpieczeństwo. Z rana, jak Gerodon się obudził, czuł już zapach pieczonego dzika. Wstał jako ostatni. Uczepił swój miecz do pasa i ruszył ku swojej armii. Daramed podał mu dużą część pieczonego mięsa. Rycerz był bardzo szczęśliwy. Małgorzata ostrzyła swój miecz. Karzen i Morken walczyli ze sobą, aby sobie potrenować, a Harocan wymyślał jakieś nowe czary. Po śniadaniu ruszyli dalej ku miastu Edacard. Był słoneczny dzień. Na niebie nie było żadnej chmury. Morken powiedział:
- Za dni trzy będzie straszliwa burza.
Gerodon podszedł do niego i zapytał:
- Skąd wiesz?
- Bo kruk zakrakał trzy razy w blasku słońca.
Faktycznie, w blasku słońca ukazał się kruk i wcześniej zakrakał trzy razy. Gerodon zobaczył jakąś bliznę na ręce Harocana i z zapytał:
- Skąd masz tę bliznę?
Harocan zaś spojrzał na rękę i odrzekł:
- Walka z wilkołakiem.
- Z wilkołakiem?- zapytał ze zdziwieniem Gerodon.
-Jest taki jeden czarodziej który się zamienia w wilkołaka. Kiedyś nad nim nie mógł zapanować, ale teraz
już powinien potrafić. Harocan spojrzał na Gerodona z lekkim uśmiechem i ruszył przodem. Gdy szli tak leśną drogą, to Małgorzata się zatrzymała i wykrzyczała:
- Przygotować się do walki!
Całe wojsko ustawiło się w długim rzędzie. Nagle, z nad wzgórza widać było jakąś armię. Była to armia Orków jadących na wilkach i było tam około dziesięciu smoków. Całe wojsko zadrżało ze strachu. Zaczynali się powoli wycofywać, gdy nagle Gerodon do nich przemówił:
- Towarzysze nie odchodźcie! Nie lękajcie się! Damy sobie radę! Czy jesteście sługami dobra? Jeśli tak, to walczcie o to! Walczcie o dobro! Jeśli pójdziecie stąd, to będziecie za kilka lat cierpieli! Bo ta armia,
która stoi przed nami, napadnie na was ,jeśli ich tu i teraz nie zabijemy! Macie moje szlachetne słowo, że
nikt z naszej armii nie ucierpi! Nie bójcie się, bo jako wasz król jestem tu z wami!
Żołnierze wydali z siebie okrzyki bojowe. Wszyscy wyjęli swoje miecze i czekali na wrogów. Armie ruszyły
ku sobie. Po chwili biegu armie rozbiły się o siebie. Pierwsza krew popłynęła od Orków. Nie zginął żaden
człowiek. Jedynie ludzie mieli drobne rysy na ciele. Harocan użył swojego nowego czaru. Wielki wąż wyszedł z ręki czarodzieja i zaatakował smoki. Gerodon radził sobie z kulami ognia i z czarem zamrażania. Daramed swój miecz podpalił i wtedy zabijał. Małgorzata używała tylko czaru zwanego "Nocturna". Morken miał dużo szczęścia podczas walki. Zawsze umykał wrogowi, by wbić swój topór w jego plecy. Karzen wdrapał się na drzewo i atakował z łuku. Nagle Gerodon zobaczył, że Harocan dostał i padł na ziemię. Po Małgorzacie widać było już zmęczenie. Nagle Gerodon zobaczył przed swoją twarzą maczugę, którą dostał mocno w głowę. Zaczęli go okładać po twarzy. Wojownicy, aby przeżyć udawali martwych. Nagle Gerodon wstał, a jego oczy zrobiły się czerwone.
Jego twarz przeistaczała się w twarz wilka. Wyrosły mu długie pazury i ostre zęby. Zamienił się w wilkołaka.
Armia orków cofnęła się przed olbrzymim wilkołakiem. Małgorzata, Harocan i inni patrzeli na to ze strachem i radością. Gerodon zawył głośno i ruszył do ataku. Kazał się wycofać wojsku, ale oni nie posłuchali i zaczęli walczyć dalej. Gerodon zabijał około dziesięciu orków na raz. Orki ginęły jeden za drugim. Gdy orków już nie było, Gerodon zaczął walczyć ze smokami. Harocan wyczarował więcej węży i zaczęli atakować dalej. Uderzyli z wielką siłą. Smoki padły lada moment. Nie było już żadnego Orka ani smoka tylko cała armia Gerodona. Gdy Gerodon się odmienił, uniósł swój miecz ku górze i wydał radosny okrzyk zwycięstwa. To samo zrobiła armia.
Na wieczór zrobili ucztę z okazji zwycięstwa. Wszyscy ufali od tamtej chwili Gerodonowi. Małgorzata podeszła do Gerodona i powiedziała:
- Dziękuję ci Gerodonie. Gdyby nie ty, to bym zginęła.
Gerodon uśmiechnął się i odrzekł:
- Nie ma za co. Obiecałem całej armii, że nikt nie zginie. A tak w ogóle, to jesteś bardzo utalentowaną
czarodziejką. Harocan twierdzi, że "Nocturna" może wyczarować tylko potężny czarodziej.
- To jest tylko jeden czar potężny. Tych czarów jest o wiele więcej, a ja umiem tylko ten jeden.
Ty potrafisz je wszystkie, tylko musisz je sobie przypomnieć. Późno już. Pójdę spać. Dobranoc.
- Dobranoc.
Gerodon wypił jeszcze jeden kielich wina i również poszedł spać.
W nocy śnił mu się jakiś demon, który masakrował jego armię i wioskę. Demon podpalał domy i zabijał mnóstwo ludzi. Gerodon był bezsilny. Nagle demon odwrócił się w stronę Gerodona i zaśmiał się głośno. Wtedy Gerodon się obudził. Przed nim stała uśmiechnięta postać Darameda. Rycerz powiedział:
- Dzień dobry królu. Jak się spało?
Gerodon, prawie jeszcze przez sen, odpowiedział:
- Niezbyt dobrze.
- Na zły sen proponuję pieczonego zająca - doradził Daramed.
Gerodon wstał, uczepił do pasa swój miecz i poszedł do armii. Wszyscy jednocześnie się mu ukłonili. Gerodon odwzajemnił się tym samym i podszedł do swoich najwierniejszych towarzyszy, czyli do Małgorzaty, Harocana, Darameda, Morkena, Karzena. Powiedział im:
- Dziś dotrzemy do miasta Edacard, a jutro do wsi Panter.
- A więc chodźmy - rzekł Morken.
I wyruszyli w dalszą podróż. Dzień znów był upalny. Czasami powiewał lekki wiatr. Trawa była wyschnięta i żółta.
W pobliżu nie było żadnego zwierzęcia, nawet ptaki się rzadko widywało. Armia odczuwała ogromne pragnienie.
Tęsknili za swoimi rodzinami, odczuwali strach. Daramed podbiegł do Gerodona i zapytał:
- Mój panie! Ile jeszcze do tego miasta?
- Około godziny marszu.
- A może jakiś odpoczynek? - zaproponował Daramed.
- Dobrze. Niech będzie.
Armia się zatrzymała. Wszyscy byli bardzo zmęczeni. Napełnili swoje bukłaki wodą i ruszyli dalej. Słońce nadal piekło, a wiatru nie było wcale. Po długiej wędrówce weszli na wzgórze, z którego widać było miasto Edacard. Uradowani wojownicy ruszyli szybkim marszem ku miastu. Gdy przeszli przez bramy zauważyli, że miasto jest zupełnie puste. Dopiero w oddali zobaczyli duże skupisko ludzi. Podkradli się tam i zobaczyli, że właśnie wieszają jakąś dziewczynę. Powodem miało być uprawianie czarnej magii. Małgorzata rzekła do Gerodona:
- Gerodonie. Trzeba ją ratować. Ona jest niewinna.
- Też tak sądzę - odrzekł Gerodon, po czym mówił dalej do Karzena - Karzenie przestrzel linę, która ciąży na szyi tej kobiety.
Karzen wziął swój łuk do ręki, naciągnął strzałę i ją puścił. Strzała przeleciała przez linę i ją przecięła. Tłum spojrzał w stronę łucznika ze zdziwieniem i zachwytem. Kobieta zaczęła uciekać, a armia toczyła walkę z rycerzami pilnującymi dziewczynę. Pilnujących było około dwudziestu, a rycerzy z armii Gerodona pięćdziesięciu. Armia Gerodona tylko obezwładniła pilnujących. Sędzia krzyknął do Gerodona:
- A więc Gerodonie znów się spotykamy!
Sędzia nagle zamienił się w jakiegoś ogromnego stwora. Miał dwa duże kły, czerwone, duże oczy i był blady. Nagle zniknął i znalazł się za Gerodonem. Stwór uderzył go mocno w plecy, tak mocno, że ten przeleciał kilka metrów. Król zamienił się w wilkołaka i rzucił się na kreaturę. Zaczęła się walka. Stwór był większy od Gerodona. Ludzie z miasta patrzeli z przestraszeniem na tą scenę. Gerodon przez moment przegrywał, ale po jakimś czasie zranił twarz bestii. Stwór warknął głośno i zaczął biec ku niemu. Wilkołak wystawił pazury przed siebie i, miast uderzyć króla - nabił się na pazury wilkołaka. Patrzeli sobie w oczy gniewnym spojrzeniem. Stwór padł na ziemię i powiedział Gerodonowi:
- On cię zabije. Zabije was wszystkich.
I umarł. Jego ciało szybko wyschło i zostały tylko kości. Gerodon się odmienił i zaczął mówić głośnym głosem do mieszczan:
- To był sługa diabła. Oskarżył tamtą niewinną dziewczynę, aby mógł popatrzeć jak ktoś cierpi.
Dziewczyna wyszła z kryjówki, podeszła do Gerodona i powiedziała do niego:
- Dziękuję ci, kimkolwiek jesteś.
- Jestem Gerodon, a to moi towarzysze - wskazał na swoją piechotę.
Kobieta zwróciła się do mieszczan z krzykiem:
- Dzisiaj zrobimy wielką ucztę!
Tłum zaczął radośnie krzyczeć. Natychmiast zaczęli zbierać drewno na ognisko. Gerodon zapytał dziewczynę:
- Jak cię zwą?
- Alicja.
Gdy Alicja odeszła, do Gerodona przyszedł Daramed i powiedział:
- Ależ ona piękna. Chyba się zakochałem.
Gerodon z rozbawieniem powiedział:
- Hilary miał rację, co do twojej miłości.
Wieczorem, gdy odbywała się uczta, Daramed ciągle rozmawiał z Alicją. Morken szepnął do Karzena:
- No to w armii mamy jednego zakochanego.
Małgorzata zapytała Gerodona:
- Kiedy dojdziemy do wioski Panter?
- Pojutrze z rana.
Harocan zaczął puszczać sztuczne ognie za pomocą magii. Jedno skinienie ręką starczyło by na niebie ukazał się czerwony smok. Za drugim razem wyszedł biały wilkołak na cześć Gerodona, a za trzecim czerwona czaszka. Wszyscy spojrzeli na to ze strachem. Harocan wykrzyczał:
- To nie ja to zrobiłem!
Małgorzata do niego podeszła i powiedziała:
- Wiem. To zrobił czarny demon. Ten znak oznacza zemstę.
Ludzie zamilkli i poszli do swoich domów. Gerodon rzekł:
- Nie możemy stąd odejść.
- Że co? – zapytał Daramed.
-Zaatakują tą wioskę, bo tutaj zabiłem sługę demona, a jeśli odejdziemy - to zabiją wszystkich.
Małgorzata odwróciła się w stronę Gerodona i powiedziała:
- Masz rację Gerodonie. Musimy zebrać jak największe wojsko. Zaatakują w pochmurny dzień. Słońce czyni ich słabszymi. Morken mówił, że za trzy dni będzie ogromna burza. Wtedy zaatakują.
- Mamy jeden dzień na przygotowania - dodał Morken.
- A więc zaczynamy jutro z rana - powiedział Gerodon.
O świcie wojownicy obudzili całą wioskę i ogłosili wojnę. Zebrali chętnych do walki i zaczęli trening. Trzecia część całej armii ćwiczyła strzelanie z łuku, a reszta ćwiczyła władanie mieczem i toporem. Karzen trenował łuczników. Morken uczył walki toporem, a Gerodon i reszta władania mieczem. Z początku szło im bardzo słabo, ale po jakimś czasie nauczyli się wszystkiego. Większość mieszczan była już bardzo dobrze wyszkolona.
Gdy treningi trwały, do wioski wpadła jakaś kobieta i zaczęła krzyczeć do Gerodona:
- Królu! Morn utrzymuje kontakty z diabłem! Widziałam na własne oczy jak z nim rozmawiał!
- Kim jest Morn?
- Idzie tam!
Z lasu wyszła szczupła niska postać. Czarne długie włosy rozwiewał wiatr. Miał na sobie stare podarte ubranie. U pasa miał uczepiony mały nożyk. Miał zielone oczy i jastrzębi wzrok.
Podszedł z pośpiechem do Gerodona i zaczął krzyczeć do kobiety:
- Łżesz babo! Z nikim nie rozmawiałem! - potem się zwrócił do Gerodona i mówił dalej - Ona kłamie! Ja tylko spacerowałem po lesie.
Gdy mieszczanie uspokajali kobietę, zdążyła jeszcze wykrzyczeć:
- Panie uważaj na niego, on coś knuje przeciw tobie!
- Bredzi - powiedział Morn - przepraszam panie za awanturę - dodał.
I w pokłonie odszedł. Wszyscy się rozeszli i wrócili do swoich zajęć.
Nazajutrz z rana zaczęły się zbierać chmury. Wszyscy zaczęli przygotowywać się do walki. Każdy otrzymał zbroję i odpowiednią broń. Łucznicy, skryci w drzewach mieli otoczyć wroga. Chłopi mieli zajść go od tyłu. Gdy Gerodon ubierał swoją zbroję, przybiegł do niego zwiadowca i mówił:
- Królu! Idzie tutaj cała armia orków! Będą tu już po południu! I jest jedna ważna rzecz! Zmasakrowali naszych chłopów! Na szczęście nie zauważyli łuczników!
- Jak to wymordowali chłopów? - zapytał z niedowierzaniem Gerodon.
- Widziałem na własne oczy!
Gerodon podszedł pośpiesznym krokiem do swoich towarzyszy i powiedział:
- To koniec. Nie mamy wsparcia. Musimy zmienić plan.
- Nie mamy czasu - rzekł Morken.
- W innym razie przegramy. Na pewno będą mieli łuczników. Harocanie, poprowadzisz część armii przez las i zajdziesz ich od tyłu. Zabijesz wszystkich łuczników. Bez łuczników będzie im trudniej.
Harocan skinął głową. Morken wykrztusił groźnym głosem:
- Idziemy pomachać toporami.
- Harocanie, zaczynaj - powiedział Gerodon.
Armia ustawiła się przed wioską i czekała na bitwę. Zaczął padać deszcz. Niektórzy wojownicy modlili się, inni żegnali z rodzinami. Była to bardzo wzruszająca scena. Kobiety i dzieci uciekły do najbliższej wioski.
Autor: Peterson
Korekta: Lord de Seis |
komentarz[13] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Król Geodon (cz. 1)" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|