..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Księżniczka Labiryntu



Ciepły, letni wiatr miękko objął w posiadanie przydrożny pył, unosząc go i skręcając w fantastyczne wstęgi. Późnym wieczorem, oświetlone światłem wysokich lamp, uliczki Vallindoru brzmiały specyficzną ciszą, na którą składało się wiele dźwięków – szmer rozmów, odgłosy kroków, śmiechu, szelestów, pisków radości...
Szczęku broni.
Światło latarni nie docierało już do dalszych ulic, do których zapuścić się mógł o tej porze tylko ktoś bardzo nieostrożny i lekkomyślny. Tu istniał inny świat – nie było okien przysłoniętych firankami, rozjaśnionych ciepłym blaskiem, za którymi migotałyby ludzkie cienie.
Nikt nie wiedział, gdzie przebiegała granica miedzy jednym i drugim światem – wyczuwało się ją instynktownie, tak samo jak to, że nie powinno się jej przekraczać. Nawet Oddziały Miejskiej Służby zapuszczały się tu rzadko i niechętnie – zwykle próbowały udawać, że nie ma czegoś, co ludzie nazywali „Ciemnym Labiryntem”. Należało się albo do jasnego świata, albo do ciemnego – i tak było od zawsze. Ciemna i Jasna strona Vallindoru. Niewidzialna granica. Dzielnica rządząca się własnymi prawami, której nie obchodziła władza ani Służba.
Niestety, chociaż udawała, że tak nie jest, tą ostatnią Labirynt obchodził. I to bardzo.

Szybki oddech. Niespokojne spojrzenie rzucone przez ramię. Czy coś się poruszyło?... Miękki skok w zbawczą ciemność bramy. Dwa blade światełka w mroku. Złote światełka płonące niespokojnym blaskiem.
- Gdzie ta mała? – Wrzasnął jeden z Miejskich Strażników, wbiegając ciężko na plac. – Pytam, gdzie zniknęła ta mała czarownica?!
- Nie wiem... nie wiem... – Wydyszał drugi, niemal wpadając na brzydką, obtłuczoną fontannę. Pierwszy odwrócił się w stronę kompana, łapiąc go za kurtę i gwałtownie nim potrząsając.
- Musimy ją znaleźć, słyszysz? Nie pozwolę żadnemu brudnemu bachorowi pałętać się po mieście! – Syknął. – Przeszukajmy bramy. – Odepchnął drugiego tak, że ten aż się zatoczył. – Nie mogła uciec daleko.
Zdenerwowanie. Skok. I jeszcze jeden. Strach, pęd, bieg... jak najszybszy, jak najcichszy. Z bramy, przez plac. Póki nie widzą, póki nie słyszą... szybko, szybko, szybko!
Amishya zatrzymała się dopiero kilka ulic od placu z fontanną. Drżała jeszcze ze zdenerwowania, podskakując przy najlżejszym odgłosie. Miała nadzieję, że już jej nie dogonią... Tylko tak mogła się ratować – ucieczką i lepszą znajomością Labiryntu. Tylko tak mogła się ratować przed złapaniem i oddaniem do Domu Opieki. Oddaniem do czegoś jeszcze gorszego niż Labirynt – o ile było to możliwe...
Wolnym krokiem przemierzała puste uliczki, starając się jak najbardziej wtopić w brudną czerwień ceglanych murów. Drobna, szczuplutka dziewczynka o zaciśniętych ustach i niepokojąco pięknych, złoto-niebieskich oczach. „W twoich oczach zostały zaklęte dwa kawałki słońca i nieba, kochanie” mawiała mama z czułym uśmiechem, kiedy jeszcze żyła. I Amishya wierzyła jej.
Nie pasowała tutaj, choćby nie wiadomo jak się starała. Niezwykłość jej oczu pogłębiało to, że patrzyły z wielką powagą, którą zresztą nacechowana była cała twarz dziewczynki. Ubiór, chociaż zniszczony, nadal odznaczał się dużym bogactwem barw i haftów. Mówiła cicho, spokojnie, bez widmowej dzikości czającej się w głosach innych małych uliczników. „Księżniczka” – mawiali o niej z przekąsem. Nienawidzili jej. Wiedziała o tym i nie próbowała nawet do nich dołączyć. Może było to głupie, może powinna przejść całkowicie na „Ciemną stronę”, ale coś zmuszało ją do ciągłego bycia na granicy, nie pozwalało zrezygnować z przeszłości... Może była to niegdysiejsza duma, wpojona jej przez rodziców? A może zwykła tęsknota za domem? Sama nie wiedziała.
W labiryncie mieszkała od niedawna, ale zaskakująco szybko pojęła jego główne prawo: przetrwanie. Chociaż była wychowana w zupełnie innym świecie, przystosowała się do życia na ulicy. Była jedną z nielicznych z „Jasnej strony”, którym udało się przetrwać w Labiryncie, zamieszkać w nim. Wyczyn tym większy, że miała raptem trzynaście lat. Pomogło jej to, że nigdy nie była rozpieszczoną damulką – oraz szybkie nogi.
Po kilkuminutowej wędrówce doszła do swojej kryjówki. Jak na razie było to jedyne miejsce, w którym czuła się w miarę bezpiecznie. Wiedziała, że zaraz zwinnie wdrapie się na wysoką ścianę, przejdzie kilka kroków przez małe podwórko i wślizgnie przez wąski, prawie niewidoczny otwór w murze do małego „pokoiku”, który odkryła przypadkiem całkiem niedawno. Tam czekały na nią jej skarby – kilka kawałków przeszłości. Zawsze sprawiało jej ból patrzenie na nie, ale nigdy nie mogła sobie tego odmówić... przyciągały jej wzrok i wabiły, chociaż przypominały spalony dom - spalone życie. Niebieska, muślinowa sukienka, stary zeszyt, gęsie pióro, mosiężny pierścionek, kolczyki jej matki, zdjęcie rodziców i jej, roześmianej, niewiele młodszej niż teraz.
„Jakie to wszystko... inne... niż kiedyś.” przemknęło jej przez myśl, gdy rozglądała się dookoła, gdy widziała brudne, zapuszczone podwórko. „Kiedyś... marzyłam o czymś innym...” myślała, wdrapując się na mur i przeciskając przez szczelinę. „Zawsze chciałam mieć przyjaciela... przyjaciela i własne zwierzątko. Takie, które by mnie rozumiało... może kota?”. Z cichym westchnieniem usiadła na kupce starych szmat nakrytych kocem i przeczesała palcami brudne, ale wciąż piękne, włosy. „Ale tyle się zmieniło... i to przez trójkę ludzi takich samych, jak ci żyjący tutaj... co za ironia... Trójka ludzi, ogień, krzyki...”
Łomot, szalona ucieczka, bieg, bieg bez końca, bez celu, przed siebie, byle dalej, byle prędzej, bez rodziców,
Wpatrujących się w płonący sufit pustymi oczami...
bez przyjaciół,
Których poznaje się w biedzie...
bez krewnych,
Roześmianych na wspólnej kolacji...
Bez nadziei i tamtych marzeń. Teraz były inne: jedzenie, woda, suche posłanie... Ale... wciąż tli się malutka, utajona iskierka, nadzieja na powrót do przeszłości...
Na... KOTA?
Amishya gwałtownie poderwała głowę. Zza muru dochodziło głośne, rozpaczliwe miauczenie, przeplatane wybuchami chłopięcego śmiechu.
- Ty, ty patrz jak się miota! – Usłyszała słowa, a po nich nową salwę obrzydliwego rechotu.
Dziewczyna ostrożnie wyjrzała na zewnątrz. Jej spojrzenie natychmiast padło na grupkę chłopców pochylonych nad czymś ruchliwym i miauczącym.
„Jak... oni... mogą!” w oczach Amishyi pojawiły się łzy. Spod łokcia jednego z chłopców widziała łebek kota, który na chwilę opadł na ziemię. Zwierzę utkwiło duże, niebieskie oczy w dziewczynce. Ona wiedziała jednak, że nie może stąd wyjść, że nie może się pokazać... Bo zobaczą, odkryją, zniszczą wszystko... Nie może...
Oczy kota rozszerzyły się, wrzasnął rozdzierająco.
Mali ulicznicy roześmiali się.
Muślinowa sukienka, zdjęcie rodziców, gęsie pióro, kolczyki...
Oczy kota
... jej matki, mosiężny pierścionek...
Koci wrzask
Co to znaczy, wobec życia żywej istoty?
Amishya wypadła ze szczeliny, korzystając z tej przewagi, jaką dawało jej zaskoczenie.
- Zostawcie go! – wrzasnęła tak, że z brudnego dachu poderwały się brudne gołębie i jeszcze bardziej brudne wróble. – Natychmiast! Przestańcie!!!
Widziała odbicie swojej wykrzywionej twarzy w oczach któregoś z nich, bezmyślnych i przerażonych.
Jej tęczówki były płynnym, pociemniałym ze złości złotem.
- Zostawcie go! Już! ZOSTAWCIE! – uklękła na ziemi, podnosząc bezwładnego kota. „Żyj, żyj, błagam, proszę...”
Pierwsze oszołomienie powoli mijało. Amishya wiedziała, że powinna już uciekać, ale nie mogła wstać, przygwożdżona niepokojem. Główka kota chwiała się z boku na bok, niebieskie oczy zgasły, przykryte powiekami. „Żyj... kotku, żyj, proszę... proszę... bądź moim przyjacielem. Oni nim nie będą. Nigdy.”
- Księżniczka... – Szepnął ten, w którego oczach zobaczyła swoją twarz. Przerażenie ustąpiło miejsca wściekłości i szyderstwu. – Księżniczka ratująca koty! A może chcesz poczuć się tak jak kot, co? Nie znaczysz więcej niż on, szmato! – Krzyknął, zły na siebie za swój strach. W Labiryncie nie można było się bać, kto się boi, jest słaby. – No to poczuj! Może wtedy przestaniesz wchodzić nam w drogę!... - Z każdym krzykiem w stronę dziewczyny leciał kopniak, uderzenie pięści. Inni chłopcy także się otrząsnęli, na ich ustach pojawiły się identyczne, okrutne uśmiechy.
Dziewczyna upadła, czując spadające na nią zewsząd ciosy. Upadła, przykrywając sobą kota. Zamknęła oczy czując, jak kolejny kopniak ląduje między jej żebrami. Straciła dech.
-Ty durna księżniczko!
Świat w tej pozycji jest taki duży... taki ogromny
-To nasz świat!
Nogi dłuższe, ludzie więksi... Jest się takim małym
-Nie bajka!!!
Więc to z takiej perspektywy widzi kot? Czy on też widzi...
Ciemność?
Ciemność
Ciemność...


Lorelai_.
komentarz[18] |

Komentarze do "Księżniczka Labiryntu"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.042517 sek. pg: