..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Legenda



Legenda mówi, że dawno temu - gdy góry Rilionu były jeszcze młode, rzeki czyste, a ludzie nie znali dobrze świata - na zielonych łąkach Derii rozegrała się bitwa między dobrem a złem: między Silith a Mirdael.
Ludzie od niedawna żyli w Simirdalii. Dopiero uczyli się siebie, nie wiedzieli, czego mogą dokonać - byli słabi, bezbronni, a przede wszystkim - nie znali jeszcze Zła ani Dobra.
Mirdael, Władczyni Zła, widziała to wszystko ze szczytów swej góry Siddith - zeszła więc na Ziemię, by pokazać ludziom swą potęgę. Złamała w ten sposób umowę między nią a Silith - umowę spisaną tuż przed tym, jak pierwszy człowiek spojrzał zdziwionymi oczyma na świat... Pani Mroku wniknęła w ciało przywódcy ludzi i pokazała ludziom Zło - zabiła człowieka. Pierwsza przelana krew sprawiła, że ludzi którzy poznali Ciemność, ale nie poznali Jasności ogarnął szał - zabijali siebie nawzajem, zabijali zwierzęta, niszczyli pierwotną puszczę - Deniris. Mirdael zaś opuściła ciało tego, którego wybrała na swą pierwszą ofiarę i z zadowoleniem patrzyła, jak w Simirdalii szerzy się jej Królestwo Mroku.
Wreszcie jęki i błagania tych, nad którymi Zło nie zdobyło jeszcze władzy, doszły do uszu Silith. Dobra Pani nie mogła jednak uwierzyć w to, co słyszy. Wsiadła do swego białego rydwanu, który ciągnęło dziewięć uskrzydlonych, srebrnych koni o złotych kopytach i odleciała ze swego świętego wzgórza Middith w miejsce, gdzie mieszkali ludzie.
Jaki smutny zastał ją widok, poprzedzony chmurami czarnego dymu! Opętani złem ludzie niszczyli wszystko wokół z imieniem Mirdael na ustach. Ci, których nie zdołała opętać Pani Mroku chronili się w jaskiniach niedalekich gór, drżąc i nie wiedząc, do kogo się zwrócić - nie znali bowiem innych bogów, niż ona.
Widząc cały ten obraz słabości, rozpaczy i nędzy ludzkiej Silith zapłakała - a tam, gdzie spadły jej łzy, ludzie zatrzymywali się i patrzyli w niebo na pędzący, świetlisty rydwan. Niektórzy padali na kolana i głośno wzywali Silith - tej, która otworzyła im oczy, błagając ją o łaskę.
A Bogini pędziła - złote kopyta koni krzesały iskry ocierając się o Aerdin - wszechmaterię nieba i wzniecając w Simirdalii niepowstrzymane pożary. Potężne skrzydła uderzały powietrze z głośnym hukiem, zrywając cyklony. Można było myśleć, że Świat się rozpada... A to Bogini Silith płonęła gniewem, pędząc do swej przeciwniczki.
Wreszcie doleciała do Krainy Cieni - góry Siddith. Biały rydwan Bogini świecił w niej niczym słońce, a przed jego blaskiem uciekały wszystkie stwory Mroku. Mirdael już czekała na Boginię Dobra - tak piękna jak ona, choć była całkowitym przeciwieństwem Białej Pani. Jej ciemne, ogromne, głębokie oczy, w których kryło się wszelkie możliwe zło, patrzyły drwiąco na Silith.
"Witaj, Pani Światła!" powiedziała, uśmiechając się do niej szeroko. "Cóż cię sprowadza w moje skromne progi?" Po chwili dodała cicho, a uśmiech zniknął z jej twarzy: "Nie jesteś tu miłym gościem, więc mów szybko".
Bogini Silith podeszła do Mirdael, trzymając w dłoni swe berło. Na policzkach było widać jeszcze ślady łez, ale jasne oczy płonęły niepowstrzymanym gniewem.
"Mirdael! Złamałaś swą przysięgę i nasz układ. Czyż nie zgodziłaś się na to, byśmy zostały w ukryciu nim człowiek sam odkryje co to Dobro i Zło? Czyż nie mówiłyśmy, że człowiek - istota tak słaba i bezbronna zbyt łatwo przyjmie tę, która pierwsza mu się ukaże? Zdradziłaś, Pani Zła! Zachwiałaś równowagę Wszechświata! W Simirdalii zbyt wiele przelano krwi niewinnych ludzi. Nie słyszysz ich wołania? Nie widzisz ich krzywdy? Zapłacisz za to wszystko, Mirdael!" Pani Światła ścisnęła mocniej swe berło, które zaczęło świecić jasnym blaskiem. Widząc to, Bogini Ciemności cofnęła się lekko, a jej czarne oczy zwęziły się.
"Silith, a czy nie mówiłyśmy, że nie będziemy ze sobą walczyć? Że człowiek sam ma zdecydować, którą z nas wybierze? Nie łam tego prawa Silith, nie upodabniaj się do mnie..." Pani Mroku uśmiechnęła się szyderczo.
"Mirdael, twoja zdrada to złamanie wszystkich praw. Sama o tym wiesz. Już za późno, Władczyni Zła, za późno!" Pani Światła uniosła swe berło, które błysnęło silnym blaskiem, raniąc oczy jej rywalki. Nadszedł czas walki miedzy Dobrem a Złem. Pani Mroku wiedziała jednak, że kiedyś ona nadejdzie - nie na darmo złamała prawo, które sama ustanowiła. Wiedziała, że żeby wygrać, musi być jak najbliżej tych, którzy dadzą jej siłę - tych, których opętała.
Ludzie z przerażeniem patrzyli, jak na łąkach Derii pojawiła się najpierw czarna, a potem biała postać - obie były kilkakrotnie większe od nich i trzymały w dłoniach misternie zdobione laski zakończone błyszczącymi, pięknymi kulami - czarną i białą. Gdy niebo w całości przysłoniły czarne chmury, z krzykiem zaczęli uciekać, by schronić się we wnętrzach swych chat - tylko co odważniejsi wychylali głowy zza drzwi.
"Nie uciekaj, Mirdael... nic ci to nie da"
"Zawsze byłaś pewna siebie, Silith... pewna swego bezwartościowego dobra, swej mocy - nawet jeśli wygrasz, i tak mnie nie zabijesz - obie to wiemy. A taka wygrana to nie wygrana - bo ja zawsze powrócę".
Na pięknej twarzy Bogini Światła widać było spokój, gdy kierowała kulę iskrzącą się wszystkimi kolorami w stronę Mirdael. Wystrzelił z niej biały promień, jednak Pani Mroku niemal od niechcenia uniknęła go.
"Nic nie mówisz, bo wiesz, że mam rację. I co ci da to twoje Dobro? Nie zwyciężysz!"
Czarny promień ze świstem przeciął powietrze. Silith z trudem odbiła go, w jej oczach błysnęło zaskoczenie.
"Widzisz, moja droga? Jestem od ciebie potężniejsza... Zło mnoży się tak szybko, że nie potrafisz sobie tego wyobrazić... Nawet w tej chwili się rozprzestrzenia. Dobro jest przy nim niczym!"
"Nieprawda, Mirdael. Nawet jeśli jest go mniej, to jest potężniejsze od zła."
Biały promień zderzył się z czarnym. Wybuch był oślepiający, jednak obie Boginie nie zwróciły wcale na to uwagi.
"Spójrz, Władczyni Światłości! Twoja Światłość zgasła, przesłonięta MOJĄ Ciemnością! Dobro się nie ostanie. Przegrasz!"
"To nie ciemność, Mirdael, to moje konie... Nie słyszysz łopotu ich skrzydeł?"
"Przybyły tu, by oglądać twoją śmierć"
"Raczej twój upadek"
"Przegrałaś, Silith... Nawet twe konie są już czarne..."
"Twoje okrucieństwo nie ma granic... jak mogłaś to zrobić!?"
"Zamieniłam je tylko na żywy pomnik mej siły... jak podobają ci się twe ulubione zwierzęta w innym kolorze?..."
Białe promienie były coraz bardziej nikłe, jednak Silith nie poddawała się. Walczyła w obronie człowieka... Tylko... czemu jest... coraz słabsza?
Władczyni Zła z tryumfalnym uśmiechem wycelowała... czarny promień, pochłaniający wszystkie kolory w całkowitej ciszy przeszył ramię Silith. Bogini osunęła się na ziemię; kula jej berła zmętniała.
"Pochłonę cię, właśnie teraz. Na świecie zapanuje Mrok, ale nie martw się, nie będziesz już tego widzieć..."
"Nieprawda! Mrok... mrok? Czemu tu... tak... ciemno?..."
Próbowała wstać, nie przestawała walczyć z narastającą w niej samej ciemnością. Usłyszała kroki Mirdael.
"Widzisz, Silith? Och, przepraszam, już nie widzisz..."
Pani Światła bezradnie cofała się, wpatrując ślepymi oczyma w miejsce, z którego dochodził głos. Nie podda się... jej dłonie rozjarzyły się białym światłem, które zaraz jednak zgasło.
"Nie, nie... Nie broń się już. Leż spokojnie, dotknę cię i wszystko się skończy..."
Szła w kierunku Silith powoli i nieustępliwie. Czarne berło pulsowało coraz szybciej... i szybciej... i szybciej...
Nie doszła jednak. Jej nogę przeszył powalający spazm bólu - odwróciła się i jej wzrok padł na człowieka stojącego u jej stóp. Ściskał w dłoniach śmieszny, kruchy kij z drewna i choć drżał ze strachu, ponownie mierzył w kostkę Pani Mroku.
"Jak Materia uderzyła Ducha..." Mirdael, piękna Bogini Zła zmarszczyła brwi, mierząc berłem w zuchwalca, nie ważniejszego dla niej od robaka pełznącego w trawie... kąśliwego robaka.
Silith poznała, kim był ten człowiek - dla niej wyjątkowy i ważny jak żaden. To on jako pierwszy zawołał ją, gdy na ziemię spadły jej łzy... Pierwszy oddał się pod jej opiekę...
Tak samo jak Mirdael była silniejsza, gdy blisko niej byli wyznawcy Mroku, tak samo Pani Światła poczuła przypływ mocy, dobra, odwagi, które były w tym człowieku. Poczuła, jak wracają jej siły. Otworzyła oczy... Obrazy, nadal jeszcze zamglone i niewyraźne powoli przedzierały się do jej umysłu.
Tylko jeden promień...
Gdy usta Mirdael wykrzywił okrutny uśmiech, gdy już miała zgnieść człowieka, który tak zuchwale ją zaatakował, Bogini Światła wymierzyła w nią i wystrzeliła. Łąkę rozświetlił niebywały blask. Władczyni Mroku jakby zdziwiona spojrzała na Silith. Przekazała jej swą ostatnią myśl, zanim promień, który przeszył serce, rozświetlił jej postać, zamazał kontury... Berło wypadło ze zmartwiałej dłoni, upadło na ziemię. Drzewce rozpadło się w pył, a z kuli błysnął strumień czarnego, idealnie czarnego światła, który padł na coraz bardziej zamgloną Mirdael... Strzęp ducha Władczyni Ciemności uniósł się w powietrze i wpłynął przez promień do wnętrza kuli, która natychmiast zgasła.
Silith powoli odwróciła się na bok. W jej umyśle wciąż kołatały się ostatnie słowa jej przeciwniczki... Spojrzała na kulę - pozornie wygasłą, jednak dla osoby umiejącej nie tylko PATRZEĆ, ale i WIDZIEĆ, nie do końca zniszczoną... Głęboko, głęboko w środku jarzył się maleńki punkcik uwięzionego ducha. Przez chwilę Białej Pani wydawało się, że punkcik rozjarzył się mocniej, jakby wiedział, że Bogini go obserwuje. Ale mogło to być tylko złudzenie.
"Może miałaś rację, Mirdael... może masz rację. Ale tylko ONO wie, jak to się zakończy, tylko ONO wie, co się stanie."
Bogini chwyciła swoje berło i podparła się na nim, z trudem się podnosząc. Jej spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem człowieka, któremu tyle zawdzięczała... I nie tylko ona. Pod jej wzrokiem śmiertelnik spuścił głowę i padł twarzą na ziemię.
Silith uśmiechnęła się i podniosła go jak najdelikatniej umiała.
- Wstań. Wstań, wojowniku, bo to nie ty masz tu dług... Jesteś odważny, dzielny i gdyby nie ty, świat pogrążyłby się w Mroku... - Bogini spojrzała człowiekowi w oczy i z łatwością przeniknęła do jego umysłu. Znalazła tam mądrość i sprawiedliwość, odwagę i siłę.
- Meriador... - szepnęła, gdy poznała jego imię. - Dam ci dar, wielki dar - dar nieśmiertelności. Będziesz pierwszym prawdziwym rycerzem dobra. Oprócz daru daję ci jednak zadanie - nie będzie ci przeznaczona zbroja ani miecz, lecz słowo - sław i opowiadaj innym o tym, w co wierzysz, by Dobro szerzyło się na cały świat. To nie jest proste zadanie, ale wiem, że wytrwasz... Każdy człowiek jest cenny i zawsze przynajmniej jeden cię wysłucha, Meriadorze. Jeśli jednak kiedyś zmęczysz się swym darem, poczujesz, że nie możesz już dłużej wypełniać zadania - zawołaj mnie, a wezmę cię do siebie, gdzie będziesz najwyższy ze wszystkich...


- Kupa starych bajek. - oświadczył głośno barczysty, kompletnie łysy mężczyzna, odstawiając z hukiem kufel na blat stołu. Piwo wylało się, jednak nikogo to specjalnie nie obeszło - stół w tej karczmie był już tak lepki od brudu, że niektórzy czasem zastanawiali się, czy ich kieliszki dadzą się podnieść po odstawieniu - czy się po prostu do niego nie przykleją. Szybko jednak zapominali o tym, co pomyśleli - że w ogóle myśleli... - zbyt zajęci poklepywaniem krągłych tyłeczków dziewek służebnych i wszczynaniem hałaśliwych awantur.
- Kupa starych bajek, bredni i bzdur! - wypowiadając każde kolejne słowo głośniej, mężczyzna przysunął swą szeroką, czerwoną twarz do spokojnego oblicza gawędziarza. - Wielka, śmierdząca, smrodliwa kupa. A jak zaraz nie opowiesz czegoś sensowniejszego, to cię stąd wywalę na zbity pysk! - ryknął, wstając i chwiejąc się lekko.
Gawędziarz milcząc wstał i zebrał swój tobołek, wychodząc z karczmy. Zamykając drzwi poczuł jeszcze, jak coś się o nie rozbija. Chyba był to kufel, bo spod drzwi leniwym strumyczkiem zaczęła wypływać brudna, piwna kałuża.
Starzec zarzucił tobołek na plecy i powoli, bardzo powoli wszedł na gościniec, kierując się w stronę lasu. Był tylko wędrownym bajarzem. Miał czas i nigdzie się nie spieszył.
Derick, na oko siedmioletni syn karczmarza, zerwał się z miejsca, gdy tylko trochę się uspokoiło. Przez cały czas słuchał staruszka, oczarowany jego opowieścią, dopóki mu nie przerwano. To była cudowna opowieść, jedna z najlepszych, jakie słyszał - naprawdę WIDZIAŁ walkę między boginiami, SŁYSZAŁ rozmowę Silith z człowiekiem... Jedno tylko nie dawało mu spokoju... Wypadł z karczmy, przeskoczył bajorko pod drzwiami i biegiem rzucił się za odchodzącą, przygarbioną postacią.
- Dziadku! Dziadku! - zawołał wysokim, dziecięcym głosikiem. Gawędziarz zatrzymał się i odwrócił do niego z łagodnym uśmiechem.
- Dziadku... - wysapał chłopiec, nie umiejąc złapać tchu. - A co... co...
- Spokojnie, mój mały. Spokojnie.
Derick odczekał chwilkę, po czym podniósł wzrok i spojrzał na staruszka.
- Dziadku... co powiedziała Mirdael do Silith, zanim umarła?
- O nie, mój mały, ona nie umarła... Właśnie to jest najważniejsze. - starzec westchnął. - Chodź tutaj. - usiadł na jakimś sporym kamieniu i wziął małego na kolana. - Co powiedziała Mirdael... - spojrzał w niebo, gdzieś poza horyzont, widząc coś, czego chłopiec nie mógł zobaczyć. Derick wstrzymał oddech.
- Powiedziała, że Silith jej nie pokonała. Że wróci. Że Zło nawet bez niej będzie się rozrastać... - spojrzał na rozemocjonowaną buzię chłopczyka - i miała... ma rację.
- A człowiek? Co się z nim stało? Czy nadal żyje? Czy opowiada o Silith?
- Meriador... czy żyje? Sam chciałbym to wiedzieć. - starzec uśmiechnął się figlarnie. - Ale jednego jestem pewien - dopóki żyje, nie przestaje głosić chwały Silith. No, mały, teraz musisz już iść. Zaraz zaczną cię szukać. - postawił chłopczyka na ziemi i wstał, podpierając się kosturem. - Chyba wiesz już wszystko co chciałeś, co? - puścił mu oko.
- Taak... - uśmiechnął się chłopiec. Starzec już się odwrócił, kiedy malec złapał go za płaszcz.
- A gdzie teraz idziecie, dziadku?
Gawędziarz wrócił i przyklęknął przy nim. Derick spojrzał mu w oczy... dziwne oczy. Były zaskakująco jasne, przenikliwe i mądre, bardzo mądre... Mądre mądrością wieków. Dziecko z wrażenia aż wypuściło z ręki bury płaszcz.
- Przed siebie, mój mały... przed siebie, Dericku. - mężczyzna pogłaskał chłopca po policzku, który spytał po chwili poważnym, nieco błagalnym tonem:
- Czy jeszcze kiedyś pana spotkam?
- Może... może. To wie tylko ONO. - starzec uśmiechnął się po raz ostatni i powoli odszedł w stronę lasu. Derick patrzył za nim tak długo, póki nie zniknął całkiem wśród drzew.

"Każdy człowiek jest cenny i zawsze przynajmniej jeden cię wysłucha, Meriadorze..."

Lorelai_.
komentarz[15] |

Komentarze do "Legenda"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.038311 sek. pg: