Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Nietypowi przyjaciele
Ghalad’enk tego dnia już od rana spacerował po lesie, albowiem pogoda była przepiękna. Z bezchmurnego nieba słońce przyświecało ciepłym blaskiem, nie doskwierając elfowi. Do jego długich uszu dolatywał śpiew tysiąca ptaków, niesiony przez przyjemny, chłodny wiatr.
Elf usiadł pod drzewem, bose stopy mocząc w małym strumyku. Para lekkich, pięknie skrojonych butów leżała obok niego. Opodal butów leżał również długi, refleksyjny łuk, kołczan pełen srebrzystych strzał i krótki miecz, którego blask jaśniał w porannym słońcu.
Ghalad’enk wylegiwał się tak w cieniu drzewa, na nic nie zwracając uwagi. Niestety, jego spokój został zburzony. Najpierw odległe wrzaski, z czasem coraz głośniejsze i bardziej denerwujące, powoli wytrącały elfa z równowagi. Założył buty, miecz wsadził do pochwy, a łuk i kołczan założył na plecy. Nałożywszy na głowę zielony kaptur wskoczył zwinnie za drzewo i wypatrywał źródła hałasu.
Po kilku chwilach wypatrywania okazało się, że spokój lasu zakłóca dziwna para. Niski (jak na swą rasę) ork o posągowych kształtach i mały, odziany w za dużą kolczugę i ogromny hełm, goblin. Szli tak sobie ścieżką wzdłuż strumienia, a ich głośna obecność płoszyła zwierzęta. Nie było jednak tych zwierząt dużo, albowiem szli oni ze wschodu, gdzie wielka puszcza miała swą granicę i tylko nagie równiny, gdzieniegdzie pokryte wątłą trawą, stanowiły olbrzymie pasmo terenu, aż do odległych gór. Z równiny wybijały się niczym małe zęby niemowlęcia dwa wzgórza, spomiędzy których tryskało źródełko wspomnianego strumienia.
Elf przysiadł na mocnej, nisko osadzonej gałęzi najbardziej wysuniętego na północ drzewa, rosnącego zaraz przy rozdrożu ścieżki biegnącej równolegle do rzeczki. Skrył się za masywnym konarem, ułożył dłoń na rękojeści miecza i czekał.
Ork i goblin zbliżali się powolnym krokiem. Byli znać bardzo zmęczeni, bo normalnie żadne z tych stworzeń nie porusza się powoli, a wręcz nieustannie biega. Komicznie wyglądający goblin raz po raz potykał się o długą kolczugę, bez przerwy zagadując orka. Ten jednak szedł niewzruszenie, nie zwracając uwagi na kompana.
Obojgu jednak słońce doskwierało i mieli zamiar jak najszybciej zagłębić się w lesie i schronić się przed jasnymi promieniami. Ani bowiem orkowie, ani gobliny nie cierpiały jasności dnia.
Przy rozdrożu ścieżki leżał masywny głaz, a o niego podparta była tabliczka z napisaną elfim alfabetem nazwą pobliskiego miasta. Kiedy przybysze zbliżali się do niej coraz bardziej, ork był na tyle blisko, aby zobaczyć tabliczkę; nie ujrzał wszakże jeszcze elfa.
Ku zdziwieniu Ghalad’enka ork zdołał przeczytać nazwę miasta, nie łamiąc języka na nazewnictwie elfów. Później rzekł już w języku orków do goblina, żeby ten się spieszył i dokładnie rozglądał, bo zbliżają się do sporej siedziby elfów.
Zdumiony Ghalad’enk poruszył się na gałęzi, lecz goblin zauważył jego ruch. Natychmiast dobył miecza, okropnie wyszczerbionego, poprawił hełm zasłaniający mu oczy (i opierający się wyłącznie na wielkim nosie goblina), po czym stanął w bojowej pozycji. Ork zrobił jeszcze dwa kroki i przystanął również. Przyjrzał się elfowi, a ten spojrzał na niego. Ghalad’enk zadziwił się po raz kolejny, bowiem ork wyglądał nad wyraz poważnie i stanowczo. Z reguły orkowie, którzy próbowali przybrać poważną minę, wyglądali bardzo śmiesznie, jednak w tym konkretnym nie było ni krzty śmieszności. Poważna twarz była jakby wpisana w jego byt. Poza tym wzbudzał w elfie respekt; ramię jego było bowiem większe niźli udo elfa, a całe ciało zdobiły liczne blizny, świadczące o waleczności orka.
Goblin krzyknął piskliwie, po czym niewyraźnie rzekł do elfa Wspólną Mową:
- Mówi jak się nazywa, abo Fiobri Elfożerca skróci o łeb! Nie wyni... wymini... wymiguje się, bo i tak zginie w cierpienie!
- Twój pan chyba nie kwapi się do walki, goblinie? – odrzekł mu elf.
- On sam tak siebie nazywa... – głębokim basem odparł ork, a w jego głosie znać było nutę ironii.
- Ach tak, wielki Fiorbi, wiedz zatem, że na imię mi Ghalad’enk – z wyraźnym sarkazmem odpowiedział Ghalad’enk.
- Nie wyśmiewa, bo umrze! – groził Fiorbi. – Zresztą... i tak zdechnie szybko!
To rzekłszy, goblin rzucił się na elfa, ale ten zdołał uskoczyć od wyszczerbionego ostrza przeciwnika. Fiorbi, ledwo utrzymawszy równowagę, jął raz jeszcze zbierać się do skoku, jednak niechybnie potknął się o długą kolczugę. Legł plackiem na ziemi, ale Ghlad’enk nie miał zamiaru go dobijać. Poczekał, aż goblin wstanie, po czym zaatakował gwałtownie. Pchnął mieczem w bok wroga, ale ten uniknął kontaktu z bronią. Fiorbi uniósł miecz i z wielce głośnym okrzykiem zaatakował po raz ostatni elfa. Po raz ostatni, albowiem elf uchylił się zwinnie i wykonał drugie pchnięcie, tym razem prosto w brzuch goblina.
Klinga zgrzytnęła głośno, ocierając się o pierścienie kolczugi, po czym przebiła goblina na wylot. Ghalad’enk wyciągnął z martwego ciała wroga miecz, po czym spojrzał na orka. Ten stał bez ruchu, a na jego twarzy nie znać było żadnych uczuć.
- Pewnie mnie teraz zabijesz, nie? – spytał w końcu Ghalad’enk.
- Nie mam zamiaru – krótko odparł ork.
- Nie masz do mnie żalu, że zabiłem twego kompana?
- Mam do ciebie żal, że odebrałeś mi przyjemność zabicia go. Od dawna mnie irytował.
- Jeśli nie chcesz ze mną walczyć, to może się chociaż przedstawisz? Chciałbym znać twoje imię; nie widziałem wszakże jeszcze orka, który mówi w języku elfów i jest tak inteligentny.
- Jestem Brond. Brond Wygnaniec, jak nazywają mnie inni orkowie.
- Dlaczego ‘Wygnaniec’?
- Bo nigdy nie chciałem tylko niszczyć i zabijać, jak to mają w zwyczaju moi współbracia. Oni nie tolerowali takich jak ja. Oni dali mi wybór – albo stanę się „normalny”, albo będę musiał odejść z plemienia. Wolałem odejść.
- Cóż za słowa z ust orka! Nie spodziewałbym się, że kiedykolwiek spotkam kogoś takiego! Opowiedz mi, proszę, o tym nieszczęsnym goblinie, któregom zabił.
- Fiorbi? Typowy przywódca plemienia goblinów, cierpiący na manię wielkości. Brał ongi udział w bitwie z krasnoludami, podobnie jak ja. Pokonaliśmy krasnoludów, jednak przeżyło jedynie kilku naszych. Fiorbi stracił cały swój klan. Zdarł z jakiegoś martwego krasnoluda kolczugę, gdzieś na pobojowisku znalazł hełm i miecz... i chodził tak, w poszukiwaniu zemsty. Całe jego życie opierało się na niszczeniu i mordowaniu, na miarę goblińskich możliwości. Kiedyś uratowałem go z opresji, a w zamian obiecał – niestety – służyć mi. Lepiej by było, gdybym go wtedy dobił... ale cóż, jak się stało, tak się stało. Na szczęście zabiłeś go teraz. Znowu jednak będę musiał podróżować sam.
- Hmm... chyba niekoniecznie. Ja już dawno obrałem drogę podróżnika i zawsze samotnie wędrowałem, szukając przygód. Może... zechciałbyś podróżować ze mną?
- Elf z orkiem w jednej kompanii? To brzmi cokolwiek dziwnie. Ale... ja zawsze wybierałem dziwne rozwiązania. Myślę, że i teraz mi nie zaszkodzi!
I tak oto Ghalad’enk stał się przyjacielem Bronda. Elf zawarł przymierze z orkiem, aby dać świadectwo, że nienawiść nigdy nie będzie trwała wiecznie.
Zawarł przymierze, aby przez długie lata podróżować ramię w ramię z kimś, kto wydawać by się mógł jego wrogiem.
Brutiks. |
komentarz[8] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Nietypowi przyjaciele" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|