Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
W cieniu, prolog
PROLOG
ROTH, Rond, rok 2786 Czwartej Ery
Był świt, choć moment ten nie wyglądał tutaj zwyczajnie; zdawało się być pochmurno, lecz niebo było czyste, jeszcze bardzo ciemne. Z przeciwnej do domu słońca strony błyszczały przyćmione gwiazdy. Wszyscy, którzy pierwszy raz mieli styczność z tym miejscem zastanawiali się, co przesłaniało ich światło, z przerażeniem wyobrażali sobie chwilę brzasku, jakoby lękali się, iż nie ujrzą wcale słońca, lecz wyłącznie połyskującą tarczę jak podczas pełni. Wreszcie, gdy nastał czas wschodu, każdy, spośród „nowych” zwrócił twarz ku słońcu. Ono istniało; ogromna ulga zagościła w sercach przybyszów. Ucieszyli się, iż mogli je ujrzeć, niestety przez siwą mgłę. Nie był to dym, albowiem była wiosna i w Rond nie palono w kominkach. To, co otulało zimne wieże to mgła.
Wielu młodych nimfów w różnym wieku siedziało na wozach, niektórzy spali, inni sapali i trzęsąc się ze strachu, przyglądali się czarnym basztom, długim murom ciągnącym się gdzieś z dali. Tam, bardzo daleko w ciemnościach piętrzyła się mroczna najwyższa wieża. Ci drżący spojrzeli nań tylko raz, gdyż usłyszeli wówczas głuchy jęk i szyderczy śmiech. Nimfowie rozglądali się wokoło, ażeby zoczyć właściciela owego straszliwego głosu, lecz widzieli te same mroczne postacie, co wczoraj, gdy najechali na Wielką Dolinę i porwali dzieci. Jedno z nich bacznie przyglądało się Mrocznemu Elfowi, który odziany był w czarny płaszcz, głowę zasłaniał mu kaptur i spojrzenie było nieuchwytne. Chłopiec miał niespełna siedem lat, jego małe dłonie ściskały dwie kości do gry, umorusana twarz była delikatna i bladziuchna jak mleko. Duże oczy zaś koloru nieba, bystro obserwowały okolicę, zmiany zachodzące na firmamencie oraz wojownika dojeżdżającego czarnego konia. Pomimo że chłopiec bał się jak pozostali niewolnicy, trząsł się i odczuwał zimno oraz gorąco na przemian, nie uląkł się, aby unieść wzrok ku potężnej i mrocznej osobie. Dzieciak spoglądał na Mrocznego Elfa całą drogę przez Rond. A ciągnęła się długo, między szarymi budynkami, ogromną fortecą z ową najwyższą wieżą, która zdawała się przemawiać do umysłów więźniów, do każdego oddzielnie oraz zamkiem. Przed nim zatrzymały się wozy. Wówczas mroczni wojownicy zegnali wszystkich na ziemię i kazali ustawić się w szeregu. Przemawiali w obcym twardym języku i nie było dziecka, które by go rozumiało. Rosły elf imieniem Depsuan popychał chłopców i starał się im wytłumaczyć, co znaczyły jego słowa. Gdy w końcu udało mu się wprowadzić porządek, wyciągnął zza paska bicz i strzelił nim w powietrzu. Dzieci naraz zadygotały, kilkoro się rozpłakało.
Mroczny wojownik odkrył swe oblicze i surowo popatrzał na wszystkich. Gdy ktoś głośniej załkał, ten zastraszył znów harapem i warknął. Wtedy nikt nie ważył się mruknąć. Elf przechadzał się wzdłuż szeregu, przyglądał się dzieciom i szeptał coś do swych towarzyszy. Nagle zatrzymał się i zajrzał w zapłakane oczy jednego z porwanych chłopców. Powiedział coś. Dzieciak wzdrygnął się i skulił, gdyż nie rozumiał.
- Imię! – Powiedział w znanym wszystkim języku. Chłopak drgnął znowu i zapłakał. Wówczas elf strzelił z bata i krzyknął: - Gadaj, jakie jest twoje imię, gówniarzu!
- Gother – wybełkotał przez łzy. Elf się wyprostował. Mówił ponownie ze swoim towarzyszem, poczym chwycili za kaftanik chłopca i pociągnęli gdzieś w mrok, ku zamkowi. Dzieci patrzały na głośno łkającego Gothera i już trzęsły się ze strachu na myśl o tym, co mogło się z nim dziać, gdy Desuan podszedł do kolejnego chłopaka, tego, który odważnie nań patrzył, podczas podróży.
Chłopak trzymał w pięściach kości i zaciskał wargi, aż krew się w nich wzburzyła. Mroczny Elf strzelił przy nim biczem i spojrzał na dziecko z góry. Chłopczyk spuścił głowę i zadrżał.
- Imię – rzucił hasło elf. Chłopak milczał. Desuan postraszył biczem, ale to nie pomogło. Dzieciak stał sztywno i nie poruszył nawet ustami. Wtedy wojownik wystawił go z szeregu i na widoku wszystkich porwanych uderzył harapem po plecach niedorostka. Chłopak ryknąłby płaczem, ale ściskał wargi, toteż wydał z siebie tylko głuchy jęk i warkniecie. – Mówię do was w języku, który rozumiecie, zatem odpowiadaj, zapytany! Jak masz na imię?!
- Nie powiem – bąknął cichutko pod nosem. Elf zmarszczył brwi i uderzył znów biczem. Chłopak zatrząsł się silnie i padł na ziemię.
- Już ja nadam ci jakąś godność – fuknął Desuan. Odwrócił się do drugiego elfa i szeptali do siebie w mrocznym języku. Chłopak lękliwie zerknął na obradujących i raptem uciekł odeń spojrzeniem. Mężczyźni chwycili go pod ramiona i pociągnęli w czerń zamczyska. Dzieciak przeraził się bardzo najbliższej przyszłości i począł się wyrywać. Desuan ścisnął jego pięści i silnie nim szarpnął. Chłopak syknął na niego i ugryzł mocarne dłonie. Elf warknął nań i trzepnął go po głowie, żeby przestał.
W pewnej chwili stanęli przed szerokimi wrotami zamczyska. Zapukali donośnie i w tejże chwili wyłonił się zza nich mężczyzna w czarnym połyskującym płaszczu. Zacisnął rękę na ramieniu dziecka i pociągnął ku sobie. Chłopaczek wyrwał mu się, lecz nie mógł zbiec, gdyż złapał go Desuan i rzucił na ziemię.
- Dopóki nie znajdę czasu, aby wymyślić ci imię, nazywać cię będziemy „Dzikusem”, gdyż sprawiasz wiele zawodu i gryziesz w obronie jak zwierzę z puszczy. Od dziś będziesz uczniem Zakonu Wojowników. Postaraj się udowodnić, żeś wart naszej łaski, gdyż darujemy ci życie za sprzeciwy i dajemy szansę poprawy. Czcij nas od tej chwili – powiedział elf i wycofał się.
Chłopak natomiast został wprowadzony do zamku przez elfa w jedwabnym płaszczu. Elf ten przekazał go innemu, już w innym, chropowatym odzieniu. Dzikus otarł się o twardą tkaninę i uczuł od mężczyzny chłód oraz zło. Przeraził się nieco, ale nie próbował ucieczek. Najpierw szli korytarzem i mijali ogromną jadalnię, potem zeszli po kamiennych schodach do podziemnej sali. W środku panowała ciemność, którą rozjaśniła nagle lampa, którą posiadał elf; było pusto, nie licząc leżących obok siebie na podłodze materaców. Dziecko usiadło na jednym z nich i ściągnęło zeń kocyk, którym się szybko okryło, gdyż było bardzo zimno. Mroczny Elf zdarł go z niego i począł rozpinać błękitny kaftanik. Kiedy mu go zdjął, chłopczyk zauważył, że był zakrwawiony na plecach. Elf nie przejął się tym (nie opatrzył rany gdyż zostały zadane „na życzenie” młodzika), wyszedł z ubrankiem i udał się po czystą koszulę, a przyniósł mu ją z ociągnięciem. Chłopczyk zmarzł, czekając na świeże ubranie, w dodatku za duże. Odział się wreszcie w czarną koszulę i skulił pod kocem. Zobaczył w kącie, po drugiej stronie pomieszczenia płaczącego Gothera. Dzieciak krył się pod nakryciem, bojąc się cienia i łkał tak głośno, że serce jego towarzysza krajało się z żalu i rozpaczy, którą zeń podzielał. Wkrótce dołączyło do nich paru innych chłopców. Przebrali się w czarne kaftany i ułożyli na wyznaczonych materacach. Nie odzywali się do siebie. Mroczny Elf kazał im wypocząć, ogrzać się i spać, pomimo że na dworze zaczynał się dzień. Każdy usłuchał i wykonał rozkaz. Elf zabrał lampę i wewnątrz zapanował mrok. Chłopcy poukładali się na materacach, pookrywali się kocami i zaciskali oczy, nie śpiąc, lecz wylewając łzy. Przez tych kilka mozolnych godzin nie zaznali spokoju, nie wypoczęli po długiej podróży do Roth, czasem przysypiali, ale po chwili znów się budzili i płakali. Dzikus nie mógł usnąć, choć bardzo tego chciał, aby nie słyszeć szlochu i nawoływań dzieci. A przywoływały one swych rodziców. Bały się i zatapiały materace łzami.
- Mamusiu kochana – jęknął któryś z chłopców. Dzikus większość z kompanów doli znał, lecz tego głosu nie kojarzył, albowiem był zachrypnięty i ktoś dławił się łzami. Chłopczyk powtarzał obietnicę i łkał pod kocem: - Przyrzekam ci, najdroższa mateczko, że już nigdy więcej nie pobiję Gothera, nie będę biegał po polanach bez ścieżek, aby nie deptać ukochanych kwiatuszków; tylko kilka razy mi się zdarzyło ich nie zauważyć. Przepraszam za wszystkie występki, za każdego psikusa zrobionego panu Dzwoneczkowi z Wielkiej Doliny, przestanę dokuczać braciom przyrodnim z Nimek. Proszę, zabierz mnie stąd. Tu jest strasznie... Boję się, mamusiu...
- Przestań błagać – fuknął Dzikus. – Nikt cię nie usłyszy. Nie ma tu naszych rodziców. Przepadli na zawsze. Myśmy przepadli dla nich...
- I nie przyjdą po nas? – Mruknął zaniepokojony i zawiedziony chłopiec. Reszta podniosła się z legowisk i nadstawili uszu, aby posłuchać tajnej pogawędki.
- Nie mogą – bąknął pod nosem i uczuł łzę na policzku. Wytarł ją czym prędzej i usiadł na materacu. – Jedyna nadzieja w nas... Może kiedyś zdołamy stąd zbiec...
- Głupi jesteś, Ekanie Łowco Przygód i problemów! – Zakrzyknął Gother do Dzikusa i buchając łkaniem, mówił głośno: - Ojciec mój opowiadał mi, gdy byłem niegrzeczny, że daleko od naszej pięknej krainy jest straszne miejsce, gdzie trafiają tacy nicponie, do których upodabniałem się złym zachowaniem. Straszył, że pewnego dnia mnie zabiorą!
- Sądzisz, że rodzice, których tak przywołujemy, dobrze wiedzieli, co z nami będzie? – Wymamrotał młodziutki chłopczyk imieniem Deryn i bardzo się przeraził.
- Nie wiem – wzruszył ramionami Gother. – Wiem, że starsi nimfowie znali tajemnicę północy, lecz nie mówili o niej dzieciom zbyt otwarcie. Straszyli nas tylko, abyśmy mieli pojęcie, iż tam coś istnieje. Tata mówił, że ze strasznego miejsca nie ma ucieczki...kto tam trafia, znika ze świata jak kamyk, który wrzucamy w głęboki staw.
- Myślisz, że jesteśmy w czeluści, która nas wkrótce pożre? – Zapytał młody Ekan i kilka razy przewrócił kości do gry w garści. – Jesteśmy w mrocznej krainie, złym miejscu, skąd nigdy przedtem nikt nie uciekł... Jesteśmy tam, gdzie nie chcieliśmy trafić... To świat, którego lękają się Plemiona Lądu. To tu mieści się siedziba potworów, duchów cienia i okrutnych wojowników, którymi nas straszono. Widzimy od wewnątrz to, czego lękali się wszyscy patrząc jedynie na zewnętrzne mury lub słuchając opowieści i wyobrażając sobie mroczne zamki.
- Przerażają nas twoje słowa – jęknął Deryn. – Nie chcę tu być. Boję się. Zabiją nas...
- Nie zabiją – odparł Ekan.
- Skąd możesz wiedzieć?! – Warknął Gother. – Żyjesz jedynie swoimi marzeniami. Zawsze byłeś dziwakiem! A teraz snujesz plan ucieczki, jakbyś myślał, że to kolejna przygoda, którą sobie wyobrazisz! Mroczna kraina naprawdę istnieje i nie zwiejesz stąd! Mogą tu z nami zrobić wszystko!
- To się jeszcze okaże – mruknął pewnie Ekan i ułożył się bokiem na materacu.
- Mówisz tak, jakbyś chciał udowodnić, że się nie boisz – fuknął Gother.
- Strach nie wypuszcza mnie ze swoich szpon tak jak was – szepnął Ekan. – Jednakże nie będę myślał o podporządkowaniu się tym potworom, abym i ja się nim nie stanął. Ja również trochę słyszałem od swojego ojca. Mówił, że trzeba się zawsze wystrzegać zła; milsza mi jest najsroższa kara za bitki w obronie niźli poddanie się bez walki.
- Jesteś odważny, Ekanie – mruknął Deryn. – Cieszę się, że dzielisz z nami celę.
- Chwila! – Warknął Gother. – Ekanie, myślisz, że potwory w skórze elfów będą od nas czegoś chciały? Co ci mówił ojciec?
Ekan zakrył się kocem i przymknął oczy.
- Uważam, że elfy cienia będą nas tu długo przetrzymywać, abyśmy oślepli od mroku i byli niezdarni, niezdolni do ucieczki. Potem utuczą nas jak świnie i każdego dnia będą zabierać po jednym chłopcu, ażeby karmić swoje zwierzęta naszymi ciałami. Nimfy są smaczne; to podobno ulubiony pokarm tutejszych poczwarek – zakpił nieco chłopiec. Gother narzucił na siebie nakrycie i podeń fuknął na kolegę oburzony oraz rozwścieczony.
Pozostali towarzysze zacisnęli oczy i starali się myśleć o rodzinie, aby nie dopuszczać do siebie możliwości, którą przedstawił im Ekan. Przerażeni, jak Deryn dygocący ze strachu, przysnęli, lecz męczyły ich straszne koszmary. Widzieli w nich ogromne potwory, były one takich rozmiarów, że nie potrafili określić ich wielkości. Poczwary połykały ich przyjaciół i zbliżały się ku nim, śliniąc się i rycząc z głodu. Dzieci szybko się budziły i lękały kolejnych prób odpoczynku. Ekan zaś leżał spokojnie. Czekając na sen, w ukryciu i nędznej nadziei, w którą już nie wierzył, uronił łzy gorzkiej rozpaczy i trwożnie zadygotał.
Silme. |
komentarz[10] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "W cieniu, prolog" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|