Kiedyś było tak
Ale to już skończyło się
Więc czemu
Wygrzebujesz ten brud
Choć może to nie brud
Kiedyś uczucie było to
Choć rangę swą zmniejszyło
Coś pozostało
Ale to nie to
Mniejsze o wiele
To jest
To co powiedziałaś
Śmieszyło mnie
Teraz boli
Ciśnie serce me
Nie wiem czemu
Przecież kiedyś
Myślałem tek
I nie wiem co bardziej
Zabolało
Czy wykryty brud
Czy to że chyba
Odtrąciłaś mnie
Ach nie wiem nic
Tak tylko chodzę
Tu i tam
Tyle pytań
W głowie mam
Chcę zadać je
Nie wiem jak
Okazję ku temu
Będę mieć
Czy wykorzystam ją
Czy też ucieknę
Jak tchórzliwy pies
Ach nie wiem nic
To chyba mój był błąd
Ja nie chciałem źle
Bo to co złe
Z serca wyrzuciłem już
I nie wiem co robić mam
Przecież ja
Nie chciałem źle
To ty wyciągnęłaś
Ten brud
Którego ja
Nie chciałem
Znać ani pamiętać
Proszę cię
Ja do starych czasów
Wrócić chcę
Nie chcę tego brudu
Między nami
Było tak dobrze
Ach czemu wszystko to
Poszło gdzieś
To oburzenie twe
Zaskoczyło mnie
Ach czemu
Jest już źle
Ja tego nie chciałem
Uwierz mi
Brud ten zmyłem z siebie
Zapomniałem
Czym innym
Zastąpiłem go
Jakoś lepiej
Było mi bez
Choć przyznam
Wcześniej chciałem
Znać ten brud
Tak ładny
Wydawał mi się
Lecz gdy zobaczyłem
Że może przeszkadzać
Wyzbyłem się go
Wyrzuciłem
Umyłem
Zapomniałem
Źle mi jest
Gdy wyciągnęłaś brud
Na świat
A ja go tak
Ukryć chciałem
Teraz jakoś
Głupio mi
Przecież nie pamiętałem
Umyłem
Zastąpiłem
Zapomniałem
A ty pokazałaś mi go
A ja nie chciałem go znać
Czemu zrobiłaś mi to
Ja nie chciałem
Nie wiedziałem że tak
To skończy się
Ten kwiat
To miał być żart
Chociaż może nie
Kwiat
Gdy zrywałem go
Był dla ciebie
Potem zdanie zmieniłem
Ale gdy mówić nie chciałaś
Ze zwykłej głupoty
Wyciągnął go
Ach gdybym wiedział
Że to skończy się tak
Nie zrobił bym tego
Ach dzisiaj był zły dzień
Choć pięknie tak
Zapowiadał się
Wiedziałem że sama
Przez życie nie idziesz już
Więc mój brud zostawiłem gdzieś
Nie potrzebny wydał mi się
Ale ty wyciągnęłaś go
Nie wiem skąd
Wiedziałaś że on jest mój
Wiedz że ja wyrzuciłem go
Ja nie znałem go
On nie znał mnie
I obaj nie chcieliśmy
Widzieć się
Ale popsułaś to
Kazałaś mi bronić się
Słyszałaś
Dwie obrałem drogi
Gubiłem się
Jedną szedł brud
Drugą podążałem ja
Ale dwiema ścieżkami
Nie da się iść
Więc gubiłem się
Wiele był dał
By wiedzieć
Co teraz
W twej głowie tkwi
Jakie myśli twe
Czy w ogóle któraś z nich
Wokół sytuacji tej
Krąży i ją drąży
Rym wyszedł mi
Nie chciany
A jednak wplątał się w tekst
Chociaż nie
Myśli twych
Nie chcę znać
Może tylko cząstkę
By wiedzieć
Skąd wiedziałaś to
Po co pytałaś
I co teraz w twej głowie
Tkwi
„Płacz”
Chwila smutku
Już pierwsza łza
Żłobi kanał w policzku
Makijaż satyra rozmazany
Za łzą podąża
W białym
Czarne zostawiając plamy
Ta pierwsza jest za miłość
Bo to rzecz najważniejsza
I uczucie największe
Druga
Ta co z lewego wypływa oka
Kanału bieg
U ust kończąc
Czerwień szminki z nich zmyła
I płynąc dalej
W kroplę krwi się zmieniła
Ta jest za przyjaźń
Z dobrymi ludźmi
Spędzone lata
Trzecia i czwarta
Za jednym wypłynęły razem
Kanałami nowopowstałymi
Płynąc
Makijaż ciągnęły za sobą
Potem same w nim skąpane
W białe perły się zmieniły
One są za rodzinę
Za matkę za ojca
Za ich wspólną krwawicę
Piąta
Szybko spłynęła
Samą czerń zabrała
Wyglądając niby cień
Na białym
Tle policzka
Ta jest za wrogów
I im coś od satyra się należy
Toć lat już tyle
Z nienawiścią do niego żyją
Szósta
Ta co wolno płynęła
Za różę była
Kwiat ten
Przecudnej urody
Niegdyś co noc
Pięknem swym kwitnący
Dziś już tylko
W dłoniach satyra
Zwiędłe pozostawił liście
Siódma
Ta która cały strumień
Z sobą zabrała
Jest za satyra
Siódma
Ta biała ta czarna
I ta co czerwień
Z ust zmyła
Ona jest za satyra
I on bez winy nie jest
Bo ja jestem łez owych panem
Kimś kto może wszystkie wstrzymać
Uśmiech i makijaż
Na twarz przywrócić
Zrobić tak
By żadna łza już go nie zmyła
Ale ja też mogę
Nowemu ich strumieniowi
Określić czas początek i przeznaczenie