..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Zestaw Antystresowy



Wchodzisz do pokoju. W kącie, obok kominka, siedzi stara kobieta. Ma całkowicie siwe włosy i ledwie widoczne piegi, musiały kiedyś być bardzo wyraźne, na delikatnej, pomarszczonej skórze. Tylko oczy oparły się upływowi czasu, zieleń jest tak intensywna i tętni takim życiem, iż ma się wrażenie że oczy należą do osoby bardzo młodej. Starowinka, w delikatnych dłoniach porcelanowej lalki, trzyma malutką, czarną figurkę.
Podchodzisz, zielone oczy spoczywają na Tobie i przez chwilę masz dziwne wrażenie... Jednak staruszka uśmiecha się i wrażenie znika. Co raz bardziej ciekawi Cię co ona może trzymać w dłoniach. Nagle ze zdziwieniem słyszysz własny głos:
-Babciu co trzymasz w ręku ?
Kobieta ponownie się uśmiecha, jest jakby nieobecna.
-Ach, to mój totem... Wiesz, nie łatwo jest tak po prostu zapomnieć o tamtym życiu... Checsz zobaczyć ?- Wyciąga w Twoją stronę otwartą dłoń, lezy na niej figurka z czarnego matowego kamienia. Przedstawia kotka, jest mała, właściwie nie większa od Twojego kciuka.
Bierzesz ją do ręki. Błysk, przed Twoimi oczami wirują obrazy. Zwalniają... jesteś już gdzie indziej.

(*** - błysk, )



Ubrana w strój służącej starowinka z wielkim trudem, postękując i pojękując pięła się po schodach. Na jednym z podestów, niepewnie się jej przyglądając stał młody strażnik.
- Pomóc Ci babciu?
Staruszka spojrzała się na niego ze zdziwieniem.
- Jeśli byłbyś tak dobry młodzieńcze...- Wyskrzeczała
Chwilę później chłopak leżał z poderżniętym gardłem na schodach a staruszka w zaskakującym tempie znalazła się na ich szczycie. Tam zgarbiła się ponownie i lękliwie rozejrzała się dookoła i zdecydowanie zbyt szybkim krokiem jak na starowinkę ruszyła korytarzem. Doszła do dziwnie rzeźbionych drzwi, otworzyła je, wślizgnęła się do środka i z triumfalnym uśmiechem opierając się o drzwi przekręciła pierścionek na palcu.
W miejscu staruszki pojawiła się wysoka rudowłosa kobieta. Zaśmiała się perliście a jej wściekle zielone oczy zapłonęły w głębokim półmroku.
- To jest zbyt piękne, zbyt proste!
Poruszając się bezszelestnie, z kocią gracją podeszła do biurka i zapaliła lampkę. Światło uwydatniło miedziany kolor jej włosów i piegi na skórze. Z westchnieniem opadła w miękki skórzany fotel i zaczęła rozglądać się ciekawie po pokoju. Jej wzrok przykuły najpierw regały z książkami i dziwnymi buteleczkami (pokiwała przecząco głową) a potem stojaca pomiędzy innymi drobiazgami na półce figurka. Była wykonana z dziwnego, matowego, czarnego kamienia. Jej grubość i wysokość odpowiadały rozmiarom kciuka a przedstawiała siedzącego kota. Kobieta wstała i z ciekawością przyglądała się posążkowi. Kotek znajdował się dokładnie na wysokości jej oczu.
- Cóż, zakapturzeni nic nie mówili o kradzieży... – Wyszeptała wyciągając rękę po figurkę. Schowała ją za pazuchę, wyjęła sztylet i usiadła. Bawiąc się sztyletem czekała.
Cierpliwość się opłaciła po półgodzinie usłyszała kroki na korytarzu. Przywołała na twarz beztroski uśmiech i usadowiła się wygodniej. W tym momencie drzwi się otworzyły i stanął w nich dosyć przystojny mężczyzna ubrany w togę uczonego. W jego kierunku poszybował i z trzaskiem wbił się w drzwi, tuż obok jego ucha, sztylet.
Kobieta uśmiechnęła się jeszcze szerzej, kocim ruchem wstała i z pewną kpiną ukłoniła się
- Witaj mistrzu. Pozdrowienia od zakapturzonych.
Zanim mężczyzna zdążył zareagować odwróciła się i wyskoczyła przez okno. Miękko wylądowała na balkonie, piętro niżej i wbiegła do otwartego pokoju.
Mężczyzna drgnął, wypuścił głośno powietrze. Obrócił się i spojrzał na nóż. Był to pięknie zdobiony sztylet z czerwonego żelaza, pokryty dziwnymi runami i ornamentami. Oczy człowieka rozszerzyły się z przerażenia. Westchnął jednak tylko, wyrwał sztylet z drzwi i podszedł do regału. Odkorkował jedna z butelek, otoczyła go mgła i zniknął.


***


- Zrobiłam, co kazaliście - w mroku nagle pojawiły się wściekle zielone, pałające oczy. Postać w kapturze mimowolnie się wzdrygnęła. Podniosła ręce i szorstkim głosem wymówiła dwa słowa, zaułek wypełniło nikłe, (lecz pozwalające coś widzieć) światło.
- Mówiła Ci już, że to niebezpieczne- powiedziała cichym, miękkim głosem właścicielka zielonych oczu, schodząc z parapetu, na którym siedziała.
- Jesteś pewna, że to on?
- Wątpisz w to?- W głosie kobiety było coś takiego, iż jej zakapturzony towarzysz jeszcze bardziej niż zwykle zapragnął znaleźć się daleko od tego strasznego miejsca- Ja w przeciwieństwie do ciebie Mironie nie popełniam takich błędów- kontynuowała zimnym głosem- moja zapłata- zażądała wyciągając dłoń- daj i wynoś się stąd zanim zapaskudzisz spodnie.
Zakapturzony mężczyzna wyjął spod płaszcza tubę i podał ją kobiecie. Ledwie tuba dotknęła jej dłoni rudowłosa się odwróciła i niemal natychmiast zlała się z ciemnością zaułka.
-Przekaż Nauczycielowi, że dobrze się z nim robi interesy. Jeśli ma dla mnie jeszcze jakieś propozycje to chętnie Go wysłucham. Wie gdzie mnie szukać,
Cichy głos ponownie przyprawił młodego człowieka o dreszcze. Tak szybkim krokiem, na jaki się odważył oddalił się. Obserwowały go kpiące zielone oczy a wargi wygięły się w szyderczy uśmiech.


***


Dziewczyna wspinała się coraz wyżej po parapetach, aż dotarła do ostatniego okna posiadającego parapet. Tam chwyciła zwisającą linę i zręcznie wspięła się do małego pokoiku na strychu. Nie posiadała on drzwi. Kobieta weszła przez okno i z uśmiechem na twarzy zdjęła z pleców tubę, położyła ją na miękkim, rudym dywanie, usiadła i z roziskrzonymi oczami wysypała zawartość tuby na dywan.
Była tam mała ruda sakiewka, dziewczyna upewniwszy się, że jest wypełniona srebrem sięgnęła po następną. Jej intensywnie zielone oczy się zaświeciły była tam kolia i kolczyki do kompletu a wszystko ze szmaragdów. Bezwiednie dotknęła pierścionka na palcu. On także pasował do kompletu. Potrząsnęła jeszcze raz tubą i „wypłynęła” z niej długa, jedwabna sukienka w kolorze jej oczu. kobieta pogłaskała ją z wyraźną przyjemnością i sięgnęła po ostatni, długi pakunek. Były to dwie pięknej roboty katany z rękojeściami z tego samego jedwabiu, co sukienka. Wstała i wykonała kilka pchnięć i ciosów nową bronią. Potem zaczęła zbierać rzeczy z dywanu i chować je po różnych, przemyślnie zakamuflowanych skrytkach w ścianie. Schowała tam także małego czarnego kotka.. Szybkimi ruchami zdjęła z siebie dopasowane ubranie z czarnego zamszu, wskoczyła do zawieszonego pod sufitem łóżka i z westchnieniem rozkoszy zakopała się w pomarańczowej, jedwabnej pościeli.

***



Mag Irbin z widoczną irytacją przechadzał się po Sali balowej. Nie znosił przyjęć. Krępowały go, zresztą teraz nie mógł sobie pozwolić nawet na przyjemności nie mówiąc już o balach, które uważał za kompletną stratę czasu. W tym wypadku nie mógł jednak odmówić. To Tylko powiększało jego frustrację.
Nagle jego wzrok przyciągnęła oszałamiająca kobieta. Stała niedaleko, głośno się śmiejąc. Miała na sobie sukienkę z wściekle zielonego jedwabiu, była wysoką, rudowłosą i nieziemsko zgrabną kobietą. Miedziane włosy upięte w wytworny kok odsłaniały lekko szpiczaste uszy, ozdobione kolczykami ze szmaragdów. Pasująca do nich kolia zdobiła długą pokryta piegami szyję. Podobnie piegowate, ramiona i odsłonięty dekolt zdradzały ludzkie pochodzenie. Zielony makijaż dopełniał stroju.
Mag rozpoznał w niej kobietę, która włamała się do jego gabinetu i rzuciła w niego tym znienawidzonym nożem. Zawrzał w nim gniew, w kilku krokach znalazł się przy niej i potrącając jej towarzysza, brutalnie złapał ją za ramie. Kobieta spojrzała się na niego swoimi intensywnie zielonymi oczami głęboką urazą i oburzeniem.
- Irbin uspokój się! – syknęła – Jak Ty przeżyłeś do tej pory działając tak bezmyślnie?!- bez trudu oswobodziła rękę.- Są ludzie, którym nie należy się narażać, a w śród nich ja i zakapturzeni.... – Odeszła zostawiając maga w stanie kompletnego osłupienie i rosnącego przerażenia

***

Starszy mężczyzna, dobiegający pięćdziesiątki, z niepokojem przyglądał się swojej towarzyszce. Była to młoda, piękna kobieta. Długie rude włosy spływały jej na ramiona mocząc się w wodzie. Wyraz jej piegowatej twarzy był obrazem samozadowolenia i relaksu. Przypominała zadowolonego kota, choć ten nie byłby pewnie tak zadowolony w łaźni.
- Naprawdę nie podoba mi się, że zadajesz się z zakapturzonymi. To niebezpieczni ludzie i zawsze biorą więcej niż dają w zamian.- Dziewczyna westchnęła, otworzyła swoje intensywnie zielone oczy i spojrzała na opiekuna. Mężczyzna, jak zawsze, gdy na niego patrzyła, zdumiała się jak dziwnie wyglądają te oczy w młodej twarzy.
- Wiem. Tak naprawdę to nie mam wyboru i dobrze o tym wiesz.- Przerwałam, wydawała się być zamyślona- Cenie sobie życie, a obydwoje wiemy, co by się stało gdybym odmówiła.
-No tak, przecież jesteś Dzieckiem ulicy. Zawsze zapominam i zawsze uświadamiasz mi jak mało znam życie. Wiesz, czasem się zastanawiam czy będąc na Twoim miejscu, dożyłbym Twojego wieku...
Kobieta zaśmiała się.
-Co Ty gadasz?! Nawet jak na ludzkie standardy jestem młoda, nie mówiąc już o elfich.- Przez jej oczy przemknął cień, mówiła jakby wolniej, ze smutkiem – Nie znam półelfich standardów... Zresztą, co to znaczy „mój wiek„?!- Spytała powrotem żartobliwym tonem.- Jesteś ode mnie starszy ze 2 albo 3 razy!!
-No tak, ale ja miałam zupełnie inną sytuację...
-Daj spokój!- W jej głosie zabrzmiała złość i nuta histerii – Przeżyłam, mam się dobrze. Po co to roztrząsać?!- Gwałtownie wstała, wyszła z wanny i chwyciła ręcznik. Mężczyzna wstydliwie odwrócił oczy.
-Sam zresztą powtarzałeś, że życie to ciężki dzbanek wody i nikt nie obiecał, że łatwo będzie go nieść- stwierdziła już spokojniej wycierając się- Zresztą zrobiłam już, co chcieli. Miejmy nadzieję, że nie jestem na tyle ważna by interesować się mną dalej...- Z Tymi słowami wyszła

***


Koma.
komentarz[11] |

Komentarze do "Zestaw Antystresowy"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.036145 sek. pg: