..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Gdy odlatują gesi...



Od wysokich kolumn i ciemnego sklepienia korytarzy odbijał się echem odgłos kroków. Podbite metalem buty wybijały miarowy takt z siłą, w sposób charakterystyczny dla kroków ludzi dumnych i żołnierzy. Chłód przypominał wilgotny chłód katedry i nadawał tej chwili jakiś mistyczny wymiar. Wielkie wrota skrzypnęły, otwierając się na oścież na salę tronową. Wysocy wojskowi, nie zwalniając, ani nie zatrzymując nawet na chwile, przeszli do przodu sali. Buty stuknęły o siebie, gdy zasalutowali i dźwięk ten zadudnił jak grzmot w roztaczającej się ciszy.
Kobieta siedząca po prawej stronie tronu, mimo swej bardzo jasnej cery, zbladła jeszcze bardziej. Przymknęła oczy, wciągnęła cicho powietrze i szybko się opanowała. Nikt nie zauważył chwilowej zmiany w jej obliczu, tak jak nikt nie mógł poczuć, że dłonie – zawsze zimne – stały się trupio chłodne, będąc jedynym świadectwem jej przerażenia.
Jeńcy mieli związane jedynie ręce, jednak zniszczone szaty i brudne ciała bardziej od więzów ukazywały w jakim są położeniu. Dowódca oddziału podszedł do jednego z mężczyzn. Pchnął go przed innych, a następnie silna ręką zmusił, by klęknął i pochylił głowę. W klęczącej postaci nie było jednak pokory – oczy w szarej i wychudłej twarzy biły uporem i dumą, która ogarniała całą sylwetkę. Władca poswatał i zrobił krok do przodu. Szum czarnej szaty przypominał szum skrzydeł szybującego drapieżnika.
- Hadrian Bogreht – powiedział spokojnym, niskim głosem. Tylko tyle, a zabrzmiało jak wyrok…
Cisza zaczęła się przeciągać, nikt jednak nie śmiał przerwać milczenia. Władca, patrząc z podwyższenia oczyma pełnymi nienawiści, śledził rysy złapanych wrogów. Żaden mięsień jego twarzy nie drgnął nawet, upodabniając go bardziej niż zazwyczaj do posągu groźnego boga. Niespodziewanie kąciki jego ust uniosły się nieznacznie w uśmiechu jokera.
- Wyglądasz na silnego człowieka – powiedział, czy może raczej wysyczał. – Na groźnego człowieka. Cieszę się, że podczas naszego pierwszego spotkania, widzę Cię u swych stóp, gdyż widok twój z mieczem mógłby nawet mnie niepokoić. Obiecuję, że przy naszym kolejnym spotkaniu miecz będzie Ci towarzyszył. Moi kaci nie lubią toporów. Ale nim spotka Cię łaska śmierci, oddam Cię w ręce tej, której imię będzie od dziś dla Ciebie i twych … kompanów oznaczać: cierpienie.
Odwrócił się do towarzyszącej mu kobiety, podał jej rękę, gestem prosząc, by wstała.
- Pani, w twoje ręce oddaje ich życia. – szepnął.
Ona, unosząc wysoko głowę, omiotła spojrzeniem zebranych, a następnie zatrzymała wzrok na Bogrehcie. Dreszcz przeszył nawet tych, którzy nie mieli powodu do obaw, gdy dźwięcznie rzekła:
- Niech i tak będzie…

***

Szczupły mężczyzna biegł w górę, w stronę majątku jednego z królewskich dworzan. Wiadomości, które niósł napawały go lękiem, a ten uskrzydla nogi bardziej od szczęścia. Dostojnik dostrzegł go widać z okna, bo teraz wyszedł mu naprzeciw. Młodzieniec schylił się, oddając konwencjonalne grzeczności, a następnie rzekł:
- Panie, król wie.
Człowiek zamknął na chwilę oczy, zupełnie jakby liczył, że to przywidzenie, że gdy je otworzy, młodzieniec zniknie, a życie wróci do starej formy, którą właśnie nieodwracalnie straciło. Niestety – gdy je otworzył, niebo nadal było pochmurne, liście na drzewach złoto-czerwone, jak to jesienią, a oczy młodzieńca pełne łez.
- Wejdź do środka – nakazał.
W domu posadził chłopaka na krześle, dał mu kubek wody i poprosił, by spokojnie opowiedział, co wie. Przybyły uspokoił się odrobinę, wiec i jego słowa przybrały nieco inny kształt.
- Usłyszałem dziś, jak król mówi do swego doradcy, że Was podejrzewa, Panie. Uznał nawet, że jest pewny, że go zdradzacie i knujecie z buntownikami, ale nie może Was skazać, nie upewniwszy się ostatecznie. Zbyt wiele lat służyliście mu wiernie, by teraz, bez dowodów i sądu, wtrącał Was do lochu lub odbierał życie. Zresztą, jesteście Panie nieocenieni w roli ministra spraw zagranicznych, a w obecnej sytuacji strata takiego dyplomaty byłaby nieodżałowana. Ale kiedy wszelkie konflikty zostaną zażegnane… I pewno ktoś będzie Was śledził, jeśli już tego nie robi.
Chłopak zamilkł, czekając na reakcję ministra. Ten dumał przez chwile nad usłyszanymi słowami. Wiedział, że jest źle, bardzo źle, ale…
- Nie mogę sobie pozwolić na oddalenie od króla i spraw państwa… Nie teraz – powiedział bardziej do siebie, niż do swego informatora.
Westchnął i uśmiechnął się smutno. Wiedział już, co musi uczynić. Zbyt długo znał swego Władce, by mieć złudzenia – jeśli nie postawi wszystkiego na jedną kartę, przegra. Musi mu udowodnić, że jest mu wiernym, nie gubiąc towarzyszy. Musi go udobruchać. Znał tylko jedną drogę.
- Pójdź do Hadriana z tą wiadomością. Powiedz mu ode mnie, że – jak sam rozumie – muszę na jakiś czas przestać działać w ruchu. Jednak będę nadal dostarczał mu wieści i chronił ich, o ile będzie to możliwe. I niech pamięta, że cokolwiek robie, robię to dla wolności. I… Z wizytą u niego jest teraz moja córka. Powiedz jej, że ma natychmiast wracać. I niech się pożegnają…

Mała twarzyczka Amaret była skupiona, kiedy słuchała ojca, a z każdym kolejnym jego słowem radosne iskry gasły w jej mądrych oczach. Wróciła do domu niedawno, wykształcona i wychowana na damę i żonę. Miała nadzieję na kilka lat radości i beztroskiej zabawy, których pozbawione było jej dzieciństwo. Teraz jednak, obserwując przez okno wieczorne niebo i odlatujące w nieznane dzikie gęsi, wiedziała, że wraz z nimi może pożegnać te płoche nadzieje. Ciepła, duża dłoń ojca dotknęła nieporadnie jej policzka. Wtuliła się w nią, jak zwykła to czynić, gdy była dzieckiem.
- Możesz odmówić – rzekł ojciec.
- Nie, nie mogę, tatusiu – odparła ze spokojnym uśmiechem. – Ale nawet gdybym mogła, nie zrobiłabym tego. Zbyt mocno Cię kocham. Zbyt mocno kocham was obu…

Bale na zamku odbywały się regularnie, a większość gości znała się doskonale. Nowa twarz musiała więc wzbudzić niemałe zainteresowanie. Szczupła dama, która weszła w towarzystwie ministra, była ponadto piękna, stała się zatem obiektem złośliwych uwag pań i bardziej pochlebnych rozmów panów. Również król, oderwany od rozmowy szumem, jaki zapanował w sali balowej, zwrócił swe oczy w stronę wejścia. Zaskoczony, pozostawiając swego rozmówcę w pół słowa, ruszył ku nowoprzybyłym. Gdy dotarł do nich, minister i jego towarzyszka ukłonili się nisko. Goście z ciekawością i pewnym niepokojem obserwowali scenę. Władca poprosił, by się wyprostowali i przemówił:
- Od dawna miałem nadzieję, że na którymś z moich bali spotkam piękność tej urody, lecz nie sądziłem, że stanie się to za Twoją sprawą. Kim jest przybyła z Tobą dama?
- To moja córka, Mój Panie. Po śmierci żony wysłałem ją na naukę. Teraz powróciła do mnie i postanowiłem, że odważę się przyprowadzić ją tu ze sobą w nadziei, że zechcecie Panie zamienić z nią słów parę. Musicie bowiem wiedzieć, że mimo młodego wieku, jest niezwykle światłą kobietą, która monarchię i wasze rządy ceni niezwykle wysoko. Tak zresztą, jak jej ojciec…
Król nic nie odrzekł, zmierzył jedynie swego dostojnika ironicznym spojrzenie, a następnie, słysząc, że orkiestra zaczyna grać, poprosił przerażoną Amaret do tańca. Dziewczyna okazała się nie tylko świetną tancerka, ale równie udaną towarzyszką rozmowy. Jej osoba bawiła króla cały wieczór, budząc zazdrość dam. Jej mądrość i uroda oczarowały króla, jej szacunek, oddanie i uwielbienie, które wyrażała także w gestach, schlebiały jego dumie, a namiętność i pasja z jaką mówiła o sprawach kraju i niechęć do buntowników sprawiły, że nawet pewny swych sądów władca zawahał się, czy rzeczywiście słusznie oceniał ministra. Ten starzec nie mógł przecież wychować córki w sposób niezgodny ze swymi przekonaniami, a ona nie mogła być aż tak świetną aktorką…

Kolejne dni potwierdziły obserwacje sług i dworzan – król wzywał wielokrotnie po Amaret. Im częściej ją widywał, tym mniej myślał o swoich obawach i zarzutach jakie miał wobec ministra. Zmieniał się również stosunek Amaret do niego. „Oswojona” z władcą, pozwalała sobie na dość ryzykowne uwagi oraz osobiste wypowiedzi. Mijały tygodnie, Amaret już niemal codziennie przebywała w pałacu. Rozmawiała z królem, czasem była po prostu jego cichą towarzyszką, czasem pytał ją z ciekawości o sąd czy radę, kiedy indziej dostarczała mu jedynie rozrywki. Opowiadała o tym, czego nauczyła się w czasie pobytu na dalekim dworze z którego pochodziła jej matka. Wśród tych opowieści były i te o niezwykłej skuteczności, jaka miały tamtejsze tortury, dzięki którym otrzymywało się od więźniów upragnione informacje. Bardzo zaintrygowało to króla. W więzieniu znajdował się właśnie człowiek, który i tak miał umrzeć, a który nie chciał wyjawić, gdzie ukrył skradzione jednemu z szlachciców pieniądze. Okrutny władca, mając w pamięci jeszcze ciągle niepewność wobec dziewczyny i jej ojca, postanowił wystawić ją na próbę. Nie od dziś wiadomym było, że człowiek ten popierał działanie buntowników, choć chyba niewiele o nich wiedział. Jeśli wiec znane jej tortury wykorzysta przeciw jednemu z - być może - swoich…
Amaret, usłyszawszy prośbę króla, poczuła, że tracić równowagę. Przed oczyma zobaczyła ciemność… Była jednak świadoma, że oto chwila próby i być może ostatecznego ratunku dla jej ojca i… Poza tym władcy nie proszą, władcy – niezależnie od tego, co mówią – wydaja rozkazy. A ona potrafiła być twarda, jeśli było trzeba… Powiedziała żołnierzom, co mają robić. Znana jej metoda torturowanie nie wymagała użycia siły czy przelania krwi. Łamała nie kości, a ducha. Niszczyła najsilniejszą nawet psychikę, gdy pozbawione jedzenia i wody ciało, zaczynało tworzyć przynoszące ulgę iluzje. Znany na wschodzie sposób, był nad wyraz skuteczny. Szczególnie, że gdy cierpienie umysłu i ciała stawało się nie do zniesienia, torturowani z autentyczna wdzięcznością przyjmowali możliwość zakończenia życia. I zwykle – ku uciesze znęcających się nad nimi – w akcie desperacji odbierali je sobie własnymi rękoma…

Wilgotne, cuchnące lochy rozświetlały dymiące pochodnie. Zapach choroby i brudu nie pozwalał swobodnie oddychać. Amaret weszła do wskazanej jej celi. Człowiek, który w niej leżał, był skrajnie wyczerpany. Zadała mu krótkie pytanie, a on łamiącym się głosem odpowiedział. Amaret powstrzymała łzy i krzyk rozpaczy. Nie potrafiła patrzeć, jak ludzie cierpią. Zagryzła wargi i złapała oddech. Wyciągnęła malutką, szczupłą dłoń i podgala człowiekowi srebrny sztylet o ciemnoczerwonej rękojeści, po czym wyszła. Poczekała chwilę przy wejściu. Dał się słyszeć głuchy łoskot. Odwróciła się na pięcie i weszła po raz drugi do celi. Z piersi leżącego mężczyzny, bez mrugnięcia okiem, wyciągnęła swój piękny kordzik, wytarła go w białą chustę i schowała za pas. Ciemny, wysoki cień, który jej towarzyszył, uśmiechnął się jak najedzony kocur.

Amaret szlochała całą noc. Ojciec nie pocieszał jej nawet. Starał się jedynie utulić jej żal.
- Zabiłam człowieka – powtarzała białymi ustami.
Gdy nastał świat i chyba wszystkie łzy się jej skończyły, Amaret wstała i obmyła twarz w lodowatej wodzie. Wspomnienia wczorajszego dnia nie chciały jednak minąć jak nocne cienie. Loch, śmierć, krew, sztylet. Królewskie oświadczyny. Cierpiała. Ale postanowiła nigdy już nie uronić nawet jednaj łzy. Oto ich szansa – mogła być blisko tyrana. Śledzić każdy jego krok. A gdy urosną w siłę i będzie pewnym, że przewrót się powiedzie, wyjąć czerwony sztylet ostatni raz… Postanowiła, że już nigdy nie okaże się słaba. Nigdy już nie będzie płakać.

Ślub króla i córki ministra był wielki i huczny. Godny potężnego władcy i pięknej oblubienicy. Dzwony biły ogłaszając nowinę. Oto był jego dzień. Od tego dnia Amaret nigdy już się nie uśmiechnęła. Nigdy też nie zapłakała. Od tego dnia wszystkie jej szaty miały barwę czerwoną. Jak krew, której przelewaniem obarczył ją już na zawsze jej mąż, nadając jej przydomek Krwawej Pani. Pani marzącej o krwi. Jedynej krwi, której nie może zdobyć. Jego krwi…

Cdn.


Misteric.
komentarz[13] |

Komentarze do "Gdy odlatują gesi..."



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.045548 sek. pg: