Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Zilvren zabójca cz.I: W odmętach prawdy
Miasto Mezoar znajduje się 50 mil na południowy wschód od Gór zachodzącego księżyca. Jest to miasto do którego przybywają ludzie wyrzucani poza wszelaki margines społeczeństwa. Choć można tu spotkać wielu bogatych, zamożnych kupców. Całkowitą prawdą jest, że miasto to nieco izoluje się od całej krainy Burglandu. Tak przynajmniej twierdzi jeden z stałych bywalców gospody, Nervelis która znajduje się w ubogich dzielnicach tego miasta.
- Tak Zilvren przychodząc tu do mnie, pytając o prace chyba nie myślałeś, że będę udzielał ci informacji za darmo - Mówiący to mężczyzna nie był zbytnio przekonany, co do swego tonu głosu ani swych słów, bowiem oczy Zilvrena przeszyły go, ugodziły.
Zilvren jest mężczyzna wysokim szczupłym i przystojnym. Na sobie ma płaszcz z grubej skóry wykonany z wielu warstw, pod płaszczem znajduje się napierśnik jest on zdobiony wzorami, których w żaden sposób nie można odcyfrować. Jego skórzane buty są częściowo obite metalem. Twarz jego jest ponura blada, cera czasami trupia i ten przeszywający wzrok. Na jego głowie znajduje się czarny kapelusz z szerokim rondem, spod kapelusza po plecach spływają kruczoczarne włosy. Przy pasie zazwyczaj wypięte są topory rzucane i rapier.
Zilvren uśmiechnął się.
-Wiesz, kim jestem prawda Gruum, i zdajesz sobie sprawę, że ośmieszając mnie jesteś narażony na bolesną śmierć.
Gruum głośno przełknął ślinę.
-Do czego zmierzasz??
Zilvren wyciągnął za płaszcza zawinięty pergamin, poczym wręczył go mężczyźnie.
-Co to jest, na dziewięć piekieł??
Mówił, ostrożnie biorąc pergamin.
-Zlecenie, mam cię zabić Gruumie, ale biorąc pod uwagę dawną przyjaźń jesteś mi winny wyjaśnienia, dlaczego??
Zilvren mówił spokojnie, przyglądając się Gruumowi.
Gruum rozglądnął się po skromnym pokoju gospody, szczególnie przyglądając się oknom, tak jakby miał coś w nich zobaczyć, ściszył głos.
-Zilvren pomórz mi, ścigają mnie.
Mówił z przerażeniem, tak jakby miał za chwilę się rozpłakać.
A Zilvrena najwyraźniej rozbawiło to pytanie.
-Mam ci pomóc? Mam cię zabić!
Rapier błysną wbijając się w krtań Gruuma, pergamin jak liść na wietrze spadł na stuł przed wykrwawiającym się mężczyzną.
W gospodzie Nervelis mówiło się o tym zdarzeniu jeszcze przez długi czas. Nikt nie wiedział, dlaczego Garuum zginą, jedni mówili, że zabił go płatny zabójca, inni mówili, że zabił się sam.
-Zilvren Bladelord, płatny zabójca niemający żadnych skrupułów? Co ty pleciesz Argins przecież ten człowiek już dawno nie żyje, on nie może nawet istnieć! A ty mi mówisz, że jest w tym mieście? -Lord Warkland von Gischiden ciężko usiadł w swym skórzanym fotelu, w jego oczach zarysował się obraz przerażenia.
-Panie myślisz…Argins wyraźnie przestraszony chciał coś powiedzieć, lecz Lord przerwał mu uderzając pięścią w stuł, nagle wstając wydarł się na swego sługę.
-Nie wiem co myśleć Argins! Po prostu nie wiem, na bogów przecież musi być ktoś na tym parszywym świecie, kto nie bał by się tego człowieka.
W tym momencie obaj spojrzeli na siebie z wyraźnym błyskiem w oczach.
-Myślisz, że on jeszcze żyje? W końcu odezwał się Argins.
-Ciężko jest przeżyć sześć lat w Awaragnas Gerschi.
Zilvren wrócił do swojego pokoju w gospodzie Darkam. Usiadł na łóżku odkorkowując butelkę swojego ulubionego wina, wypełnił kieliszka delikatnie nim wstrząsając, po czym delektując się wypił co nieco z jego zawartości.
Zastanawiał się dlaczego tak poczciwy człowiek jak Gruum musiał zginąć i kto mógł to zlecić? Pierwszy raz zdarzyła mu się sytuacja w której przyszedł posłaniec z zleceniem i pieniędzmi, jak go odnalazł? Z początku wydawało mu się to bez znaczenia, ale teras go to irytowało. Czego bał się Gruum? Dlaczego tak pilnie potrzebował pomocy od niego, człowieka którego tak bardzo znienawidził. Te pytania Zilvren musiał zostawi bez odpowiedzi, czekał na noc u której zaczerpnie rady…
Cienie budynków powoli wydłużały się. Ulice miasta zaczęły pustoszeć, od czasu do czasu przez ulicę przemkną bezpański pies. W rynsztoku, który Zilvren widzi z okna, układa się do snu żebrak, pewnie modlący się do bogów, aby przeżyć kolejną noc. Miasto usnęło, zapadła noc.
Zilvren próbował sobie przypomnieć jakieś znaki szczególne posłańca, który przyszedł z zleceniem. Posłaniec był bogato ubrany, bransoletki pierścienie - pierścień to jest to, znak rodu Wrim! Dwie pumy skaczące sobie do gardeł na tle purpurowego nieba, każdy by go rozpoznał, rud Wrim ma to do siebie, że nawet posłaniec musi nosić ten pierścień.
Uśmiechając się szyderczo, (czego nie robi zbyt często) powiedział głośno.
- Więc złóżmy im wizytę. Też chce mieć taki pierścień.
Przechodząc przez brukowane ulice miasta Zilvren zauważył, że nocą te miasto jest za bardzo spokojne, wyczuł wszechobecny strach nękający tutejszą ludność, poczuł to przybywając tu i czuje to teras, ale dlaczego?? Nie znał odpowiedzi.
W końcu staną przed domem rodziny Wrim, potężny gmach z wieloma witrażami ze strzelającymi w górę wieżami. Imponujący widok. Najpiękniejsza budowla w tym mieście należy do tak ohydnej rodziny.
Zilvren miał szczęście, trafił na bankiet. Rodzina Wrim właśnie z tego słynęła huczne zabawy, to co uwielbiali wręcz ubóstwiali. Lecz Bladelord znał mroczną tajemnicę tych zgromadzeń, narkotyki, orgie i wszystko to, czego nie można spotkać w normalnym gronie rodzinnym. Wyżsi urzędnicy, szlachta, straż ich wszystkich tu można spotkać. Zilvren wiedział, że nie wejdzie do domu bez żadnych podejrzeń straży, więc będzie to musiał zrobić po cichu, właśnie tak jak lubił.
Argins jak zwykle trzeciego dnia tygodnia przybył na bankiet rodziny Wrim, lecz tym razem bez swojego pana który za bardzo przejął się słowami na temat zabójcy.
-Głupiec co może się stać w takim miejscu jak dom rodziny Wrim, dom dobrze strzeżony, że nawet szczur się nie przeciśnie, a już na pewno nie ten parszywy sukinsyn Zilvren. Argins głośno myślał jadąc karocą do gmachu rodziny nie przejmując się tym, że woźnica rugby coś usłyszeć.
U progu gmachu przywitała go Lejdy Ersis, najmłodsza z córek Pani domu Ivmir.-
-witaj, Argins gdzie jest twój pan. Czemuż nas tak rzadko odwiedza w ostatnich czasach??
Ersis mówiła powoli, kuszącym głosem.
-mój Pan Warkland von Gischiden nie może was zaszczycić swą obecnością, ma bowiem sprawy na głowie które nie mogą zwlekać. Kazał mi przeprosić w jego imieniu i zapewnić, że na pewno kiedyś jeszcze odwiedzi rodzinę Wrim.- Mówiąc to wykonał pełen gracji ukłon.
-a więc dobrze, wejc i rozgość się.
Do Arginsa podbiegła służąca, która zaprowadziła go do głównej sali. Sala ta jest największym pomieszczeniem w tym gmachu, jej strop sięga dziesięciu metrów, jest łukowaty z niego zwisają złote lampiony, które oświetlają długi szereg stołów, które są ustawione wokół parkietu, na którym zaś tańczą liczne pary wykwintnie ubranych gości
. Argins szybko znalazł to czego chciał, narkotyki. Chciał jak najszybciej zapomnieć odłączyć się rozluźnić w ramionach pięknej kurtyzany. I tak też się stało. Argins nigdy nie lubił orgii zawsze go brzydziły, choć nie raz kusiły. Lech mimo wszystko zawsze wracał do swej ulubionej kurtyzany, miała na imię Sterina. Zawsze umiała doprowadzić Arginsa do stanu pełnego zachwytu.
Zilvren bez żadnych problemów miną dwie grupy strażników których jedna miała co innego do roboty niż pilnowanie okolicy, strażnicy zabawiali się z dziewkami, klepiąc je po pośladkach, te zaś śmiały się sztucznie czekając na zarobek.
Wspiął się na drugie piętro wieży, lekko uchylił okiennice. W pokoju było ciemno Lech dochodziły z jego wnętrza odgłosy pełne zachwytu i podniecenia. Zilvren wpełzł przez okno do pomieszczenia zdobionego drogimi dywanami, obrazami. Meble są wykonane z przedniego drewna. Na jednym ze stołów Zilvren zauważył sakiewkę, która jest otwarta i przewrócona. Wysypują się z niej zioła Nobanu bardzo mocno pobudzającego narkotyku. Para za płóciennym parawanem zbawiała się doskonale, nie zauważając postaci kroczącej po pomieszczeniu. Zilvren miał już wychodzić kiedy to kobieta wymówił imię mężczyzny, najwyraźniej tego z którym się zabawiała. To imię brzmiało Argins.
Zamiast wyjść Zilvren przekręcił klucz w zamku zamykając drzwi, po czym zrzucił klucz na ziemie. Podszedł do łoża, gdzie zabawiała się para i energicznym ruchem odsłonił parawan. Kobieta podskoczyła i z wybałuszonymi oczyma przyglądała się Zilvrenowi. Argins zaniemówił ze strachu, na początku najwyraźniej chciał coś zrobić, być może uciekać lecz zrezygnował z tego zamiaru, tak szybko jak na niego wpadł. Kurtyzana zaczęła krzyczec. Zilvren spokojnie popatrzał na nią i powiedział.
-wiesz dobrze, że nikt tu nie przyjdzie, tego typu odgłosy są tu przecież bardzo częste.
Sterina uciszyła się odsuwając od suwając jak najdalej od Zilvrena.
-proszę proszę, kogo tu mamy, Argins nie wiedziałem, że lubisz tego typu zabawy.
Zilvren mówił spokojnie powoli podchodząc do kobiety. Ta zaś coraz bardziej przerażona, rozpłakała się.
-cze…cze…go chcesz Zilvren. Z nie wyobrażalnym trudem wymówił te słowa Argins po czym zwiesił głowę na duł.
Zilvren popatrzył z pogardą na przerażonego mężczyznę.
-taka piękna, delikatna. –mówił do kobiety delikatnie gładząc ją po policzku, szyi, piersi.
Kobieta momentalnie została czarowana przez niego pobudzona narkotykami, zaczęła tulić i całować rękę Zilvrena.
On zaś zwrócił się do Arginsa.
-ile tego wziąłeś??
Argins nic nie odpowiedział, pocił się i unikał jego wzroku tak jakby parzył. Oczy zrobiły mu się duże, podkrążone.
-zażyj więcej Argins słyszysz? Albo sam ci tego nawpycham, a potem cię zabije. Czy tego chcesz, wybieraj lecz musisz wiedzieć, że moja cierpliwość dla takich jak ty jest bardzo krótka.
Argins z przerażenia zaczął łapczywie lecz z pewną obawą mocny narkotyk, zaczął go wpychać garściami do ust.
-a teras Arginsie powiem ci co się z tobą stanie za kilka minut. Będziesz się zachowywał jak źrebię pomiędzy rozjuszonymi, głodnymi wilkami , będziesz tak pobudzony, że sam siebie okaleczysz. Kiedy ten stan minie, kiedy twój organizm dalej tego nie wytrzyma w końcu udusisz się własnymi wnętrznościami. Będzie się to działo oczywiście dla ciebie, bardzo powoli, twoje męki będą niewyobrażalne ból nie do wytrzymania dla człowieka a mimo to będziesz przytomny. A najgorsze jest to, że będziesz posłuszny każdemu, będziesz robił to co ci rozkaże mimo iż nie będziesz chciał tego zrobić.
Mężczyzna płakał przerażony następnymi minutami. Nagle zaczął wyrywać sobie garście włosów, następnie uderzał głową, twarzą o kamienną posadzkę, jego twarz zmieniła się makabrycznie, kości na czaszce popękały tak jak i skóra na posadzce zrobiła się kałuża krwi. Mężczyzna krzyczał, wył z bólu a kobieta z przerażenia.
-Argins zabij ją.- Zilvren zwrócił się jak do przyjaciela, rzucając mu nóż do otwierania listów.
Argins rzucił się na przerażoną kobietę, wbijając jej nóż w okolice oka, które się wylało. Trysnęła krew, kobieta wydała z siebie donośny krótki krzyk, po czym momentalnie krzyk się urwał. Kobieta umarła z szoku. Argins wbijał nóż w jej ciało dopóki nie zmieniło się one w niekształtną breję mięśni i poszarpanej skóry. Całe łoże było zalane krwią.
W między czasie Zilvren poszukał w pokoju wina i ku swej uciesze znalazł swoje ulubione. Usiadł w fotelu i zaczął się przygląda scenie.
Kiedy Argins skończył z kobietą zaczął znowu okalecza siebie, wbijając nóż w uda krew bryzgała na wszystkie strony mężczyzna krzyczał rozpaczliwie w agonii bólu.
-zapomniałem ci powiedzieć Argins, możesz mieć też halucynacje i pamiętaj potrwa to jeszcze sporo czasu.
Mężczyzna i tak nie rozumiał, słysząc czyjś głos momentalnie rzucił się w tamtą stronę kuląc się jak pies przed Zilvrenem.
Zilvren przywiązał jeden koniec liny do nogi od dużego, solidnego stołu a z drugiego końca zrobił pętle, po czym rzucił ją w stronę Arginsa.
-załóż na szyję, wcześniej poderznij sobie gardło i skocz z okna a nie będziesz dłużej cierpiał.
Argins wahał się przez chwile walcząc sam ze sobą lecz po chwili bryzgnęła krew, mężczyzna założył pętle na szyje i z przeraźliwym krzykiem wyskoczył przez okno. Pod wpływem ciężaru stół został porwany, lecz zatrzymał się na zbyt małej framudze okna.
Nim jeszcze krzyki Arginsa ucichły, Zilvren był poza murami gmachu.
Myliłem się, że ukróci to twoją mękę biedaku. Krzyki Arginsa bowiem trwały do momentu kiedy jego głowa nie oderwała się od reszty ciała.
Zilvren popatrzył na zbiorowisko ludzi wokół ciała Arginsa i odszedł.
Po co mnie uwolniłeś Warklandzie, po co ci jestem potrzebny.- mężczyzna miał głos gruby donośny i bulgoczący. Siedział w kącie jakiegoś obskurnego pomieszczenia. Na prawą stronę jego twarzy padał cień zaś druga strona była tak jakby wielokrotnie cięta jakimś ostrym narzędziem.
Lord stojący przed nim z pewną ostrożnością zaczął mówić.
-Zostałeś zamknięty w lochach Awaragnas Gerschi „aż w nich zdechniesz” tak ci powiedziano prawda? Mężczyzna popatrzał na Lorda wymownie.
-Więc ja ci mówię, jeśli zabijesz dla mnie Zilvrena Bladelorda będziesz wolny.
Mężczyzna poruszył się nerwowo słysząc słowo „wolny”.
-wolny? wolny? Kto to jest Bladelord i dlaczego sam go nie zabijesz? Mężczyzna popatrzał na Lorda w pytającym geście.
-Zilvren to płatny Zabójca, powiada się, że kiedy dostaje zlecenie wykonuje je choćby miał zabić samego Boga Mordu. Jest on chodzącym demonem, na którego zawsze pada podejrzenie zabójstwa i zawsze tam gdzie się pojawi ktoś ginie w okrutny sposób. Nigdy jeszcze nie udowodniono mu, że to właśnie on zabija, jest on na listach przestępców, ale nikt go nie ściga, bo nie mają za co. Ten człowiek nie ma żadnych skrupułów, opowiada się że zabił swoją matkę bo dostał właśnie na nią zlecenie, mówiono się również kiedyś, że w bardzo okrutny sposób zabił swoją siostrę. Później Zilvren znikną, rozpłyną się na wiele lat, bajarze mówili, że końcu dostał zlecenie na samego siebie. Teras wrócił i znów morduje.
-A dlaczego ty chcesz go teras żabć? Czyżbyś się bał, że końcu przyjdzie on po ciebie?
-On już przyszedł po mnie. Było to 4 lata temu, wówczas znałem go ze strony innej, moim rozumieniu był on zwykłym poszukiwaczem przygód, który przychodząc do mnie chce ofiarować swoje usługi. I na początku tak było, Zilvren zatrudnił się u mnie jako ochroniarz. Nigdy nie miał okazji pokazać swych umiejętności.
Po jakimś czasie dowiedziałem się, że jest on płatnym zabójcą, postanowiłem bardziej przyglądnąć się jego osobie. Wśród jego rzeczy znalazłem dwa zlecenia, jedno na mnie a drugie na mojego wiernego sługę Arginsa. Końcu chciałem się dowiedzieć dlaczego mnie jeszcze nie zabił. Uwierz mi dociekałem prawdy o nim przez wiele miesięcy, dowiedziałem się tylko tyle, że wyznaje on jakiegoś złego boga, czego można było się spodziewać biorąc sposób w jaki się ubierał. Wyznawał on tego boga na swój sposób inny niż wszyscy niż każdy…
Końcu zrozumiałem dlaczego nie zabił nas, to znaczy mnie i mojego sługę. Po prostu Zilvren chciał się dowiedzieć dlaczego ma nas zabić, przyjrzał się nam dokładnie i nie zauważył nic co mogło by skłonić go do uśmiercenia nas. I nie znalazł tego powodu.
- to więc dlaczego chcesz abym go zabił, Lordzie? Mężczyzna zapytał trochę nie rozumiejąc.
- a co się stanie Mornie Scherridzie jeśli znajdzie ten powód?
Zilvren. |
komentarz[3] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Zilvren zabójca cz.I: W odmętach prawdy" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|