Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wybraniec Aradrinów: Rozstanie (1)
Co do Języka:
Wszystkie nazwy i zdania w języku Ildirith są zaznaczone gwiazdką (*) po ich lewej stronie, a obok w nawiasie kwadratowym [] znajduje się ich tłumaczenie. Zasady Kryształowej Mowy (czyli Ildirith) zostaną opisane i opublikowane.
Co do tytułu:
Na początku może się wam wydawać iż tytuł nie pasuje do treści. Jednakże z czasem, gdy przeczytacie tą i nowe części, myślę, że zrozumiecie dlaczego nadałem akurat taki tytuł.
Co do wieku elfów:
16 lat elfickich to dokładnie 92 lata ludzkie. Liczenie lat wygląda tak:
Przez pierwsze 12 lat ludzkich u elfów liczy się tak samo. Natomiast dalej, jeden rok elficki to 20 lat ludzkich. 16 lat jest tutaj okresem pełnoletności, teraz, elf musi zdecydować się na swoją dalszą drogę i wyruszyć z domu rodzinnego. Dokładny kalendarz zostanie opisany i opublikowany w najbliższym czasie.
„Arrintiaer neo teolto,
ariaen poego sa’pesto.
Dithrin nae arrinti.
Nen’tea Tirini allone,
Practi’po goe’nnor.
Arrintiaer on’re tidhiro.”
[tłumaczenie na końcu opowiadania]
Laorthin (czytaj „Lardin”) obudził się, jak zawsze, przed wschodem słońca. Ciemność jeszcze trzymała się w lesie, ale ptaki zaczynały już swój codzienny koncert. Chłopiec wstał z łóżka i wyszedł przed domek. Czuł się nadzwyczaj wesoło...
- O czym to ja zapomniałem... – powiedział do siebie
Przeliczył w myślach kartki kalendarza i zatrzymał się na 49 *Inniael [ptasi miesiąc].
- Dziś 49! Moje 16 urodziny! – krzyknął.
W gałęziach pobliskiego drzewa niespokojnie poruszyła się wiewiórka. Elf, (bowiem jest On elfem) wrócił do sieni, usiadł na taborecie i zanucił starą piosenkę.
„Enno praestari,
lenne neo’vari,
are tre’oet!
Ilidi feo tin!
Deo neaio pento,
Laone erte nai!”
Laorthin’owi przerwał inny, melodyjny śpiew. Był to z pewnością głos kobiety. Dziewczyna śpiewała w innym języku jednak chłopiec i tym świetnie władał. Brzmiało to mniej więcej tak:
„Gwiazdy świecą na skłonie nieba,
liście szumią, w koronach drzew.
Święta nad światem mgłę rozpościera,
A życie niesie, wesoły śpiew!
O Pani! Pani srebrzysta!
Pokaż nam drogę, pokaż nam cel.
Niech sługi, twoje przeczyste,
Dbają o rosę, o wiatru zew.
Śpiew unosi nasze serca,
Do Ciebie, do zamku z pereł.
A światło gwiazd, w sali twej
Za świece robi dla nieba.
O Pani! Pani srebrzysta!
Pokaż nam drogę, pokaż nam cel.
Niech sługi, twoje przeczyste,
Dbają o rosę, o wiatru zew.
- Alithin! Alithin! – zawołał opiekunkę chłopiec.
Elf zerwał się z krzesła i wybiegł zostawiając za sobą otwarte drzwi. Wraz z przyjaciółką do lasu zawitał świt. Alithin tańczyła z koszykiem owoców w ręku, dotykając to młodych listków drzew, to kwiatów *Enaerima [drzewiastego ptaka]. Kiedy ujrzała swego podopiecznego postawiła koszyk wśród mokrej od rosy trawy i otworzyła ramiona. Laorthin wpadł między nie i wtulił się głęboko w fałdy zielonej sukni. Poczuł delikatny zapach fiołków i róż. Milczeli oboje, wsłuchując się w odgłosy lasu o poranku, i rozkoszując się swoim szczęściem. Ciszę przerwały ciche słowa Alithin:
- Już się obudziłeś?
Zapytany, wolno podniósł głowę i w lekkim uśmiechu rzekł:
- Dziś moje 16 urodziny!
Towarzyszka nagle posmutniała. Twarz nabrała troski, a jej delikatne rysy wypełniła niepewność. Chwyciła prawą ręką koszyk z owocami, drugą ujęła dłoń Laorthin’a. Ruszyli dalej, wąską, leśną ścieżyną na końcu której znajdował się mały domek, w którym mieszkali.
Kiedy doszli Alithin posadziła przyjaciela na ławie, a sama skierowała się w stronę półek. Wyjęła miski, na których ułożyła leśne owoce. Chwyciła za kubki i nalała do nich zimnego, przeźroczystego płynu. Postawiła naczynia na stole i usiadła naprzeciwko chłopca. Elf wyciągnął rękę po jagodę, jednocześnie chwytając za kubek z cieczą, nadzwyczajnie przypominającą wodę, jednak pachnącą lasem. Zatroskana przyjaciółka patrzyła się na każdy jego ruch, tak, jakby miał być ostatnim. W końcu nie wytrzymała.
- Dlaczego się tak cieszysz?
- A Ty byś się nie cieszyła?
- Z czego? – zerwała się z krzesła i odsunęła o kilka kroków, wpadając na szafkę.
- Z szesnastych urodzin. – spokojnie dodał Laorthin.
Opiekunka spojrzała teraz na podopiecznego z nieukrywanym już wyrzutem. Sięgnęła po czarę i wychyliła z niej kilka dużych łyków. Spojrzała jeszcze raz swymi czystymi, niebieskimi oczami na wychowanka, po policzku spłynęła Jej łza. Na twarzy leśnej Pani widoczne były teraz wszystkie udręki i smutki, które od tylu lat kłębiły się w Jej czystym, zazwyczaj umyśle.
Podeszła do młodziana i zaczęła gładzić jego policzek ręką.
- Laorthin... Mój mały...
Elf zaczął płakać. Wtulili się w siebie i siedzieli tak w milczeniu, pogrążeni w smutku. Laorthin ze zmęczenia zasnął wreszcie w ramionach swej przybranej matki. Alithin ruszyła ręką i wypowiadając cicho jakąś formułkę, przeniosła ich oboje na łoże. Zaczęła przypatrywać się chłopcu. Jej oczy wodziły od stóp, przybranych w skórzane, łucznicze buty, aż do głowy, złożonej na piersi Pani lasu. Kiedy młodzieniec zbudził się, było już popołudniu. Alithin kręciła się w kuchni, to wypowiadając jakieś niezrozumiałe słowa, to podśpiewując sobie pod nosem. Założył szybko, zdjęte wcześniej buty, narzucił pelerynę i wyszedł z izby sypialnej.
- Witaj!
- O, obudziłeś się wreszcie! – odwróciła się na pięcie i patrzyła już weselej na świat.
Delikatny uśmiech rozjaśnił ich twarze, a po chwili śmiali się w najlepsze. Leśna Pani, czystym, melodyjnym głosem, a dorosły już młodzieniec dojrzałym, lecz równie czystym. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Gospodyni jeszcze pełna uśmiechu otworzyła drzwi bez wahania. W progu stał rosły mężczyzna, z mieczem zawieszonym u pasa, w czarnej pelerynie i wysokich butach. W ręku trzymał długi pakunek, a na plecach wisiał tobołek. Na plecy zwisały mu długie, złote włosy. Radość, która jeszcze przed chwilą widniała na twarzy opiekunki chłopca zniknęła, a zastąpiła ją trwoga, lecz wyglądało to tak, jakby spodziewana.
- *Thati, ellaone’prie [Więc stało się]
- *Anne, dronth piri enno [Owszem, On jest już dorosły]
Alithin przesunęła się trochę w bok i ustąpiła miejsca przybyszowi. Ten obrzucił izbę podejrzliwym wzrokiem, i czekał na gest gospodyni. Pani lasu, ruszyła dłonią, wskazując na krzesło, cały czas świdrowała wędrowca wzrokiem. Mężczyzna, usiadł zdejmując z pleców tobołek i postawił pakunek obok siebie. Spojrzał na chłopca i przemówił.
- Dziś twoje 16 urodziny? – spytał, chociaż świetnie znał odpowiedź.
- Tak. – skwitował Laorthin.
- Wybrałeś już drogę?
- Nie.
- Czy wiesz wogóle co Cię czeka?
Elf miał już odpowiedzieć kiedy zatrzymał wzrok na zawiniętym w czarną płachtę pakunku. Spojrzał pytająco na Alithin, a kiedy otrzymał odpowiedź w gestach, która miała znaczyć „Nie wiem! Spytaj się Jego!”, powiedział.
- Co to?
Mężczyzna uśmiechnął się i potakując głową odrzekł:
- Jesteś taki sam jak twój ojciec...
- Ale Ja nie mam ojca... – odparł Laorthin i zaczął przypatrywać się przybyszowi z większą jeszcze niż przed chwilą ciekawością.
- *Alithinia’noe’on! [jest to pełna wersja imienia Alithin] *Dranth he’riae poel nonthe?? [Dlaczego mu nie powiedziałaś??] – wędrowiec krzyknął, i zerwał się jednocześnie z krzesła. – Zabieram Go, i wyjaśnię chłopcu jak się sprawy mają!
Chwycił Laorthin’a za rękę i wyprowadził z chatki. Szli przez las i choć była pełnia dnia, to im dalej odchodzili tym ciszej było wokoło. Tak, jakby zwierzęta, a nawet szum wiatru obawiał się czarnego mężczyzny. Dotarli wreszcie na skraj lasu, stał tutaj koń, cały czarny, oprócz grzywy, która była biała. Obok wierzchowca uganiał się jakiś chłopak. Był młody, wyglądał na 16 lat ludzkich, był człowiekiem. Laotrhin schował się za swego przewodnika jakby przed nim stało jakieś wielkie zwierze a nie człowiek. Postać wychyliła się zza konia i powiedziała do swego pana.
- Deolthinie, koń wyczyszczony. – rzekł, po czym zauważył elfa ukrytego w połach płaszcza Deolthina. – A to, to kto jest?
- Laorthin’ea’por rodu Numilien, ostatni z Aradrinów, nasz nowy towarzysz.
- Aradrin? Ale Oni...
- Przecież mówię że ostatni! – żachnął się Deolthin.
Laorthin wychylił się zza elfa, który przewodził nim, i jak się okazało, nastolatkiem. Nieśmiało, z jeszcze spuszczonymi oczami wyszedł naprzeciw chłopcu. Wyciągnął rękę i rzekł:
- Jestem Laorthin, a Ty?
- Pelios , syn Atenosa
- Jesteś człowiekiem?
- Oczywiście, a Ty?
- Ja.... – westchnął Elf – Ja sam nie wiem kim jestem...
Pelios nie zrozumiał o co chodzi nowemu towarzyszowi i cofnął się z widocznym zmieszaniem na twarzy. Deolthin zasiadł w siodle, i zawołał do siebie Laorthin’a. Wciągnął go i usadowił na wierzchowcu, tuż przed sobą. Młody przyjaciel starszego elfa, wyprowadził z lasu swojego kuca i usiadł na nim czekając na polecenia. Deolthin zacisnął nogi i pociągnął za uzdy. Ruszyli tak szybko, jakby koń wypoczywał długie dni, a nie przebył wiele kilometrów podróży. Dopiero po kilku minutach chłopiec uświadomił sobie iż oddala się znacznie od miejsca w którym się wychował, zdał sobie sprawę, że jego nowy przyjaciel wcale nie ma zamiaru odwozić go spowrotem. Jednak milczał. Siedział w siodle i nic nie mówił. Po raz pierwszy ujrzał wieżę, górującą nad miastem. Po raz pierwszy ujrzał miasto...
Wjechali przez Białą Bramę, wykonaną całą z marmuru. Była największą bramą Nendoraith, najbardziej wystawionej na północ twierdzy Ennoram, państwa północy.
W mieście panował ruch, jak w każdą ludzką niedzielę. Laorthin pokazywał zabawnie ubranych urzędników, śmiał się razem z Peliosem i wypytywał o zwyczaje ludzi. Tak upłynęła im godzina jazdy przez twierdzę. Słońce uciekało już za horyzont kiedy zatrzymali się obok wysokiej wieży. Deolthin zsiadł ze swego ogiera, zbudził towarzysza, którego uśpiło kołysanie konia. Gdy Laorthin zszedł na ziemię, poczuł potworny ból w udach. Jęknął cicho, i osunął się na ziemię. Mężczyzna wziął go na ręce i wszedł do wieżycy. Za drzwiami, zamiast schodów pnących się wzwyż, ujrzeli wąskie przejście prowadzące w dół. Nie były to schody lecz płaska powierzchnia. Przeszli tak kawałek, i ujrzeli światło, światło które migotało w oddali. Wędrowcy przyspieszyli kroku, ścieżka jeszcze bardziej się zwężyła i obniżyła, tak, że szli coraz bardziej w dół. Światło miarowo powiększało się, aż wreszcie doszli do wielkiej sali, w której stało tysiące półek, każda, wypełniona księgami. Przeszli przez rzędy książek, ksiag i książeczek aż trafili na drzwi. Deolthin przekręcił klamkę, były zamknięte. Z tyłu rozległo się stukanie laski i ciche pojękiwania. Wędrowiec postawił chłopca na ziemi, Laorthin odzyskał już siły i przysłuchiwał się, tak jak pozostali towarzysze, stukaniem. Zza jednej z półek wyłonił się starzec, starzec w turkusowym płaszczu, z kosturem w prawej dłoni i opasłym tomem w lewej ręce. Zatrzymał się o kilka kroków przed nimi i zaczął wodzić wzrokiem po półkach pełnych ksiąg. Zatrzymał się na ludzkiej literze „d” i włożył tom między inne książki. Odwrócił się w stronę z której przyszedł i miał już iść, lecz Deolthin zawołał:
- *Rainne, peoleos caorthe! [Rainie, otwórz nam drzwi!]
- *Toi dranth orh’estre, lotr’eadae? [Do mnie mówisz, młodzieńcze?] – na twarzy starca odmalowała się przekora.
Elf i starszy człowiek zaśmiali się szczerze i głośno. Rainn zrzucił z siebie turkusową płachtę. Pod nią widniała czerwona szata, kostur zmienił się w wysoką laskę, na której szczycie widniała figurka jastrzębia z szeroko rozpiętymi skrzydłami. Teraz głos maga, zmienił się, był głęboki, i dumny, pełen wigoru pomimo wielu lat. Skłonił się nisko i przemówił:
- Witaj Laorthin’ea’por’ze rodu Numilien, witaj w Zakonie Aradrinów!
------------------------------------------------------------
Tłumaczenie ** :
"Wybraniec wiecznych władców,
dziecko panów nieboskłonu.
Następca już wybrany.
On jeden Zło pokona,
obali cień jego.
Wybraniec spośród wielu."
Eldaron. |
komentarz[19] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Wybraniec Aradrinów: Rozstanie (1)" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|