Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Nienawiść
Siedział w karczmie na rozstaju dróg, które prowadziły do trzech potężnych miast Heliru: Ermy, Ilmy i Terawia, wspominał dzień, gdy w ślad za nim podążył Werti, jego wróg najzacieklejszy. Równo tydzień wcześniej zabił Wertiemu brata, zadał mu cios okrutny, zapewne zbyt okrutny. Musiał uciekać, bo po czyjej stronie mógł być sąd? Czy miałby stanąć w obronie mordercy czy ofiary? Odpowiedź była nad wyraz oczywista....
***
Nieogolony dłuższy czas lekko siwy człowiek jechał na swojej klaczy, wciąż mając jedną myśl: dopaść mordercę. Wiedział kim morderca ów jest, znał Temila za długo i za dobrze. Od zawsze się nienawidzili. ,,Zatłukę gówniarza. Wreszcie go zabiję!’’ myślał ze złością. Różnica wieku między nimi była znacząca – trzydzieści cztery zimy. Skrócił wodze, przyspieszył.
- Panie... – słychać dało się strachliwy głos za nim.
- Czego? – odburknął gniewnie Werti.
Głos adepta, którego teraz uczył na łucznika stał się jeszcze bardziej strachliwy. Adept ów miał ledwie piętnaście lat. Młody chłopak podziwiał swojego nauczyciela za nieugiętość i niesamowite zdolności, przepełniała go duma, że uczy go osławiony dzięki swojej walce Werti, który był czasami pewnie za ostry, jednak wciąż powtarzał, że to jedyna droga do celu – hartowanie ducha i ciała.
- Już ciemno... Może zatrzymamy się na noc?
Wojownik odwrócił konia tak gwałtownie, że adept przestraszył się.
- Muszę dorwać tego mordercę, rozumiesz? – powiedział przez zęby.
- Rozumiem... – chłopak spuścił wzrok.
Pojechali dalej.
***
Kiedy poszedł do gildii uczyć się kunsztu wojownika jako mały smarkacz, nie spodziewał się, że spotka tam nauczyciela, który stanie się dla niego przeciwnikiem na śmierć i życie. Nie chciał przywoływać wspomnień, które tak potężnym piętnem odbiły się na jego życiu… Nie chciał przywoływać wydarzenia, które było bezpośrednim powodem zaciekłości... Nie zrobił tego.
Miał dość ucieczki, czekał tu na dawnego nauczyciela, na walkę. ,,Koniec niepewności’’ – pomyślał. Wstał, podszedł do lady.
- Pokój, balię z gorącą wodą – popatrzył na barmana wymownie.
- Niech pan chwilę zaczeka. Jak balia będzie u pana w pokoju powiem panu. – podał mu kluczyk.
***
- Teraz możemy się zatrzymać – powiedział koło północy. – I tak go dziś nie dogonimy. Pewnie jutro.
Wiedział, że Temil ma nad nim przewagę kilku godzin, ale odrabiał ją wciąż. Domyślał się też, że w końcu da za wygraną, zatrzyma się. W szkole go poznał na tyle, by wiedzieć o nim dwie rzeczy: brak mu było wytrwałości i był mądrze odważny – Temil wiedział, że musi Wertiego zaskoczyć. Obie te cechy młodzieńca działały na korzyść polującego.
Mlody adept o imieniu Jun już rozpalił ognisko i przygotował szałas. Odłożył łuk. Piekli prowiant i myśleli o swoich sprawach. Żaden nie odezwał się już ani słowem.
***
Gdy wszedł do swojego dużego dość pokoju z numerem 17 zobaczył tam zgrabne łóżku, biurko z krzesłem, szafkę, a także balię, w której lezała przodem do niego zamówiona przez niego panienka. Była zgrabną, ładną brunetką, o kształtnych piersiach i dużych ustach, a także zielono – szarych oczach, jak się później przekonał. Od barmana dostał zapewnienie, że to najlepsza jaką może mu zaoferować. Było to wielce prawdopodobne.
Rozebrał się powoli i zanurzył w gorącej wodzie. Zaczęli się pieścić, tak dłońmi, jak i ustami, i językiem. Kiedy wszedł w nią byli już bardzo pobudzeni. Kochali się długo, aż przeżyli orgazm.
- Było cudownie – szepnął i zasnął.
O tym, że został okradziony dowiedział się po przebudzeniu, gdy okazało się, że nią ma żadnych kosztowności. Westchnął, wiedział, że jakoś nadrobi, nie miał wtedy w końcu dużo. Był ranek. Wiedział, że dziś nadejdzie rozstrzygnięcie.
Wstał i zaczął się przygotowywać. Założył skórzaną kurtkę, na to koszulkę kolczą, nagolenniki i naramienniki. Zapiął pas i wyjął powoli z pochwy swój miecz, aby obejrzeć go przed walką. Nie miał już dawnego błysku, ale wciąż był bardzo groźnym orężem. Schował go z powrotem. Zszedł na dół i opuścił karczmę, nie chciał rozstrzygać swych porachunków na oczach wszystkich. Wiedział, że najbardziej zaskoczy Wertiego walcząc z nim otwarcie. Zabrał konia ze stajni, wsiadł nań, założył hełm i zarzucił sobie tarczę na plecy.
Pojechał.
***
Jechali pół godziny, gdy zobaczyli jeźdźca. Werti rozpoznał go po charakterystycznym hełmie – miał on dwa orle pióra sterczące w górę.
- Schowaj się, nie wtrącaj – rzekł stanowczo do Juna. – To moje porachunki. – jego głos zabrzmiał ostrzegawczo.
- Dobrze panie. – chłopak odjechał w prawo i schował się w potężnych krzakach malin.
Jeźdźcy zbliżali się do siebie, a gdy byli na odległość stu metrów Werti krzyknął:
- Konno czy pieszo? – wiedział co odpowie Temil.
- Pieszo. – młodzieniec zeskoczył z konia i zaczął szybko iść w stronę wroga.
To samo uczynił jego były nauczyciel. Zaczęli biec. Starli się z impetem zdolnym powalić wielu wojowników, ale nie ich niesionych nienawiścią. Zaczęła się szaleńcza walka. Jun, patrzący przez gałęzie był świadkiem wspaniałych rekontr i ciosów, które parując je wykorzystywały ich siłe przeciwko wrogowi.
Dostał cios w kostkę. Upadł na kolana. Nad sobą ujrzał twarz Temila.
- Pokonałem Cię, tak jak Twojego brata, gdy mnie zaatakował. – uśmiechnął się szyderczo Temil.
- Czemu to zrobiłeś? – przez zęby zapytał Werti.
- On mnie zaatakował, musiałem się bronić – powiedział z prawdziwym smutkiem chłopak. – Nie chciałem tego robić.
- Nienawidzę Cię! – krzyknął Werti i ostatkiem sił zaatakował Temila w podudzie. Młodzieniec sprawnie odskoczył i odbił miecz. Wygrał.
- Pamiętam jak przed Tobą klęczała tak moja matka, przed tym jak ją zgwałciłeś. Prosiła Cię, byś pozwolił mi odejść. Krzyczałeś, że sama Tobie mnie dała. – wygrany splunął mu w twarz – Za to Cię nienawidzę. – rzekł płaczliwym tonem.
Wszystkie wspomnienia nagle wróciły. Zobaczył swój rodzinny dom, matkę i co najgorsze gwałt dokonany na jego oczach na niej. Rozpłakał się.
– To ja jestem ofiarą! – wrzasnął chłopak. Dostał natychmiastowy cios w łydkę. Upadł.
– Role się odwróciły gnoju. – Werti wstał. – Teraz cię zatłukę! – ryknął i miał już wymierzyć pierwszy cios, gdy między jego łopatkami utkwiła strzała wystrzelona ze strony krzaków. Chwilę później poleciała druga, która utkwiła w jego szyi. Padł na brzuch, a z lasu wyszedł Jun trzymając łuk.
Temil nie miał siły mu podziękować.
Jun bez słowa wsiadł na konia i odjechał... Po jakimś czasie to samo zrobił Temil.
Dudek. |
komentarz[4] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Nienawiść" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|