Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Ogień Zmian cz.2
"...Gwar, tłum ludzi. Całe mnóstwo kolorów, zapachów, odgłosów. Specyficzna atmosfera, którą można było wyczuć tylko w tym mieście. Ogólna równowaga tu panująca była niespotykana w jakiejkolwiek innej metropolii poza tą. Każdy miał tu swoje miejsce. Nie było tu żebraków, nędzarzy, każdy miał dach nad głową, każdy mógł liczyć na pomoc ze strony Rady miasta. Nikt nie głodował, nie umierał z chorób, z nędzy, z zaniedbania. Nie w tym mieście.
Apyosemion zdobył sobie opinię miasta doskonałego. Prawie od początku jego istnienia nie wybuchł tu żaden bunt przeciwko panującej władzy. Sławna równowaga Złotego Miasta nie wzięła się sama z siebie. Była poparta faktami, autentycznymi i niepodważalnymi. Swój udział w jej tworzeniu mieli również Bogowie ingerujący w świat, który stworzyli. Pragnęli oni by ich miasto było oazą spokoju, miejscem ich kultu. I ich pragnienie, jak każde inne, się spełniło..."
Quar anonim
"Złoty wiek Złotego Miasta"
***
Noa i Athan powoli przechadzały się po ulicach handlowych Apyosemionu. Był to ich ulubiony sposób spędzania czasu po skończeniu zajęć i po załatwieniu wszystkich spraw dotyczących ich nauki. Obydwie uwielbiały robić zakupy, przymierzać suknie, wybierać ozdoby i materiały na przyszłe kapłańskie szaty. Athan, która pochodziła z jednej z najbardziej zamożnych i wpływowych rodzin w całym mieście, każdego dnia kupowała sobie coś nowego, gdyż rodzice nie szczędzili pieniędzy na zachcianki swojej najmłodszej córki. Przecież miała ona dostąpić zaszczytu zostania kapłanką, przynosząc w ten sposób rodzinie powód do dumy i jeszcze większą sławę, więc dlaczego mieliby zabraniać jej czegokolwiek. Natomiast Noa zakupy robiła raz na jakiś czas. Pieniędzy zawsze jej starczało i nigdy nie narzekała na ich brak. Jej rodzina wspierała ją finansowo, pomimo że zdawała się nie interesować losami córki. Nikt nie wiedział z jakich stron dziewczyna pochodziła ani też kim byli jej rodzice.
Dzisiejszy dzień był dla obu adeptek wyjątkowy, gdyż obie dowiedziały się, że już za dziewięć dni podczas ceremonii zostaną wcielone do Zakonu Bogini Athadale. Tak więc ich zakupy były nastawione na kupno materiałów i znalezienie odpowiedniego krawca, który uszyłby dla nich wspaniałe szaty na ceremonię.
Stały właśnie przy sklepie Miriama Sart, ich ulubionego krawca i dostawcy materiałów i rozmawiały z właścicielem, ustalając szczegóły dokonanego zamówienia, gdy nagle Noa poczuła, że czyjaś ręka odpina jej od pasa sakiewkę z pieniędzmi. Zwinnie odwróciła się i chwyciła niedoszłego złodziejaszka za nadgarstek wyciągniętej ręki. Jej zdumienie nie miało granic gdy ujrzała młodą dziewczynę, wyglądającą na jakieś czternaście, piętnaście lat, z wyrazem twarzy odzwierciedlającym jej własne zaskoczenie.
***
Ian lubiła takie dni jak dzisiejszy. Miała nie dość, że dużo szczęścia, to na dodatek wiele okazji, co zaowocowało sporymi zbiorami. Z zadowoleniem przejrzała swoje zdobycze. Złoty, grawerowany pierścionek, cieniutki, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie lecącej jaskółki, broszka z jaspisami i kilka innych drobiazgów. Łańcuszek i broszka przeznaczone były dla Netty. Ian wiedziała, że rano zachowała się źle, że była niegrzeczna i że trzeba przeprosić opiekunkę. Dlatego miała dla niej prezenty. Teraz potrzebuje tylko pieniędzy, pomyślała, nie wolno przecież zaniedbywać swojej skarbonki!
Dziewczyna rozejrzała się. W uliczce biegnącej na wschodnie krańce miasta ujrzała zakapturzoną postać drobnego mężczyzny, siedzącego pod ścianą jakiegoś domu. Pospiesznie udała się w jego kierunku. Kiedy mężczyzna ujrzał ją podniósł głowę i zsunął kaptur tak, że było widać jego oczy i twarz. Był to człowiek, którego rysy nie zapadały w pamięć. Był typem, którego się albo nie zauważa, albo bardzo szybko zapomina. Dlatego Gildia Złodziei i Gildia Najemników płaciła mu za obserwowanie wyznaczonego obszaru i udzielanie informacji każdemu, kto wykona ściśle określony gest rozpoznawczy.
Ian bez obaw podeszła do niego i wykonała dłonią umówiony znak. Znała go aż za dobrze. Fariann Hath w kręgach złodziei nie cieszył się zbyt dobrą sławą. Nie dlatego, że nie spełniał swojego zadania, (to robił doskonale) ale dlatego, że czasami "zapominał" dodać do informacji jakiegoś drobnego szczegółu, który z reguły dawał szansę uniknięcia sporych kłopotów. Nikt nie wiedział dlaczego tak było, ale każdy poważnie rozważał wykorzystanie informacji, zanim przystąpił do zaplanowanej czynności.
Mężczyzna uśmiechnął krzywo, kiedy Ian podeszła bliżej.
- Czego sobie życzysz, skarbie?
- Daruj sobie te fałszywe uprzejmości. Przejdźmy do interesów. Potrzebuję pieniędzy.
- Dużo?
- Zależałoby mi na dość zamożnym celu, który jeszcze nie zaczął wydawać swojego bogactwa.
Informator zastanawiał się przez chwilę, po czym ponownie się uśmiechnął. Jednak ten uśmiech nie wróżył nic dobrego, gdyż nie dość, że był krzywy, to na dodatek wyjątkowo złośliwy.
- Dwie adeptki Athadale są na zachodnim krańcu targu, blondynka z czarnulką, wybierają materiały u Sart'a. Są tam już od dłuższego czasu i nie wygląda na to żeby szybko miały stamtąd odejść.
Dziewczyna przyjrzała się swemu rozmówcy podejrzliwie.
- Czemu mam wrażenie, że o czymś mi nie powiedziałeś? Co Fariann? Co, na Bogów, przede mną ukryłeś?!
- Nic mój skarbie. Absolutnie nic - odparł mężczyzna, po czym nasunął kaptur na oczy i przesunął się głębiej w cień. Dla Ian był to znak, iż nie ma już nic więcej do powiedzenia i że dziewczyna ma się jak najszybciej oddalić.
Dwie adeptki, pomyślała Ian, idąc na zachodnią stronę placu i rozglądając się ciekawie po wystawach sklepów. Mam dziwne wrażenie, że coś jest tutaj nie w porządku. Fariann coś przede mną ukrył, ale pojęcia nie mam co. Ile razy się już przecież zdarzało, że okradałam adeptów i jeszcze nigdy nie miałam z tego powodu kłopotów. Tu musi być ukryty jakiś haczyk.
Przez krótką chwilę w umyśle Ian zaczął brać górę zdrowy rozsądek i dziewczyna już miała zamiar zrezygnować z zamiaru okradzenia przyszłych kapłanek, kiedy nagle ujrzała je tam gdzie powiedział informator: przy sklepie Sart'a. Jednak byłaby jeszcze gotowa się wycofać, gdyby nie widok wypchanych sakiewek, przy ich pasach.
To przeważyło. Chęć zysku zagłuszyła zdrowy rozsądek. W przeciągu króciutkiej chwili, Ian była już przy adeptkach i po upływie kolejnej odpięła jedną z sakiewek od pasa blondynki. Teraz sięgnęła po kolejną i już miała ją zagarnąć, kiedy przyszła kapłanka zrobiła lekki ruch do przodu. Ian nie zdążyła wypuścić sakiewki i dokładnie poczuła szarpnięcie, które bez wątpienia zaniepokoiło adeptkę. Jednak złodziejaszek nie spodziewał się, że dziewczyna zareaguje tak szybko i zwinnie. Już miała odskoczyć kiedy smukła dłoń zacisnęła się w żelaznym uścisku na jej nadgarstku. Ian zobaczyła zdziwienie przyszłej kapłanki i wiedziała, że na jej twarzy maluje się to samo uczucie. Jednocześnie uświadomiła sobie wymiar kary za swój uczynek i w przypływie paniki szarpnęła ręką, wydobywając drugą sztylet. Adeptka jednak nie dała się zaskoczyć. Dziwnym trafem udało się jej uniknąć pchnięcia. Dał się słyszeć krzyk jej towarzyszki. Potem Ian zapamiętała tylko szybki ruch i ból w skroni, po czym znalazła się w silnym uścisku złotowłosej dziewczyny.
To był ten haczyk, pomyślała i poczuła jak wzbiera w niej wściekłość. Wiedziała, że ma jeszcze szansę ujść z tej opresji cało, jeżeli tylko uda jej się uciec zanim przybędzie oddział gwardii. Spróbowała się wyswobodzić, ale bez skutku.
- Puść mnie! - krzyknęła, a w jej głosie brzmiała ta nuta, która zawsze bardzo niepokoiła Nettę - Puszczaj, bo nie ręczę za siebie!!!
- Nie trzeba było kraść - odparła na to adeptka. Jej głos był miękki i melodyjny, nie było w nim słychać nic prócz spokoju.
- Noa, nic ci nie jest?
- Oczywiście, że nie Athan. A co do ciebie, to poczekamy aż przybędzie oddział gwardii i wtedy...
- Nie będziesz musiała długo czekać, adeptko - dobiegł ich kobiecy głos. Gapie rozstąpili się i oczom trójki ukazał się mały, bo liczący zaledwie piętnaście osób, oddział gwardzistów z kobietą, a może lepiej byłoby powiedzieć wyrośniętą dziewczyną, na czele.
- Dziękujemy za jej schwytanie. Długo już jej szukamy.
- Czyli się znacie? - Noa nie spuszczała wzroku z dowódcy.
- Znamy aż za dobrze. Prawda, Ian Aldro?
Nie mogłam gorzej trafić, ta myśl była bez wątpienia ostatnią, która przebiegła przez umysł dziewczyny zanim opanowała go całkowicie panika i wściekłość. Potem Ian nie panowała już nad tym co robi, ani czuje. Potem pozwoliła by zawładnęła nią jej druga część świadomości. Potem zapadła się w ocean beztroski i nic jej już nie obchodziło.
***
- Co za udany dzień – szepnął jeden z gwardzistów, kiedy jego towarzysze podchodzili do adeptki trzymającej złodziejaszka – Mamy niesamowite szczęście, że udało nam się na nią natknąć.
- Będę się cieszyć w momencie, kiedy ta mała znajdzie się w areszcie. Dopóki tam nie jest może uciec albo wywinąć jakiś inny numer, tak jak to bywało wiele razy wcześniej. Pamiętasz, staruszku?
- Pamiętam Lamir. Ale teraz pomoże nam ta kapłanka...
- Jaka kapłanka?! To przecież tylko adeptka! Wątpię, czy jest w stanie pomóc w czymkolwiek!
Zanim gwardzista zdążył ją uciszyć, adeptka spojrzała na nich tak, że mężczyzna poczuł się paskudnie. Przyszło mu nawet do głowy, że może powinien przeprosić. Spojrzał niepewnie na Lamir, ale ona tylko wpatrywała się w adeptkę. Zanim którekolwiek z nich zdążyło cokolwiek powiedzieć, adeptka uśmiechnęła się ironicznie i spokojnym, melodyjnym głosem wyraziła swoje zdanie na temat dobrego wychowania Lamir oraz jej szacunku dla wybrańców Bogów. Ku wielkiemu zdziwieniu gwardzisty, wojowniczka zaczerwieniła się.
- Jesteś niezwykle bezczelna, jak na adeptkę.
- Coś ty powiedziała?! - nie wytrzymała Athan - To raczej ty nie należysz do najgrzeczniejszych!
- Doprawdy?
- Athan ma rację. Powiedziałabym, że jesteś niezwykle bezczelna jak na gwardzistę.
- Nie wydaje mi się. Poza tym nie jestem zwykłym gwardzistą! Jestem najemnikiem na usługach Gwardii Apyosemiońskiej i pełnię rolę...
- I jeszcze się chwali swoją profesją! – Noa przerwała jej i ponownie uśmiechnęła. Chciała coś jeszcze dodać, kiedy niespodziewanie, jakby pod dotykiem jednego z gwardzistów, dziewczyna, którą trzymała, silnie szarpnęła się i wyrwała jej z rąk.
Lamir wyszarpnęła zza pasa sztylet i rzuciła w kierunku złodziejaszka. Niespodziewanie wokół jego postaci pojawiła się lśniąca czerwienią kopuła, która sprawiła, że sztylet po zetknięciu z nią rozpadł się na drobne okruchy czerwonej materii. Lamir zaklęła.
- Znowu to samo!!! Mówiłam ci Toefel, że znowu wytnie jakiś numer!!!
Ian spojrzała na nią jarzącymi się, pomarańczowymi oczami i uśmiechnęła się, ukazując wszystkim wkoło rząd ostro zakończonych zębów z dwoma wystającymi kłami. Po czym, nim ktokolwiek zdążył zareagować, rzuciła się na Noę z głośnym sykiem. Adeptka cofnęła się o krok, ale niefortunnie potknęła się i upadła na ziemię. Bardziej wyczuła niż zobaczyła dziewczynę, która pochyliła się nad nią i mocno przycisnęła jej ramiona do ziemi. Jakaś dziwna siła ani nie pozwoliła jej uczynić najmniejszego ruchu, ani odwrócić głowy i spojrzeć co też ta dziwna istota zamierza zrobić. W jej zamiarach zorientowała się dopiero w momencie, kiedy poczuła gorący oddech na szyi i usłyszała cichy, zniekształcony dziwną nutą szept.
- Miłej podróży na TAMTĄ STRONĘ. Pozdrów od mego PANA swoją Boginię.
W przypływie paniki, Noa wyszeptała zaklęcie wyswobadzające z niewidzialnych pęt i innych dezorientujących czarów, którego dawno temu nauczył ją ojciec. Paraliż ustąpił dokładnie w tym samym momencie, kiedy ostre kły przebiły jej skórę na szyi. Adeptka spróbowała osunąć od siebie dziewczynę, ale ta okazała się o wiele silniejsza. I jej siła ciągle wzrastała, wraz z każdą kropelką krwi opuszczającą ciało Noy.
Przyszła kapłanka doskonale zdawała sobie sprawę co się za krótką chwilę stanie. Czuła się coraz słabsza, jak przez mgłę słyszała krzyk Athan wyzywającej gwardzistów za ich nieudolność, niewyraźne rozkazy najemniczki i jeszcze mniej zrozumiałe pomruki i krzyki gapiów oraz coś jeszcze... Jednak to bardziej wyczuła niż usłyszała. Było to coś dziwnego, bez wątpienia podobnego do uczucia, którego doznała, kiedy objawiła jej się Athadale. Uczucia dziwnego wewnętrznego spokoju i pewności, że wszystko będzie dobrze, że nic złego nie może się już stać. I z tym błogim przeświadczeniem Noa powoli zapadała się w aksamitny świat obojętności o dalszy los. Była pewna, że nic nie może już jej z niego wyrwać. Myliła się.
Nagłe szarpnięcie i niewyraźny ból sprawił, że przyjemny, aksamitny świat rozpadł się w miliony drobnych okruchów, a zastąpiły go gwar i nieznośnie jasne światło zachodzącego słońca.
Ktoś delikatnie uniósł ją z ziemi i wziął w ramiona. Otulił ją intensywny zapach ambry. Na policzku poczuła przyjemne ciepło bijące spod gładkiego jedwabiu, a na szyi dotyk delikatnej dłoni, tamującej kawałkiem materiału upływ krwi.
- Już dobrze. Jak się czujesz? – ciepły głos wypowiedział te słowa prosto do jej ucha.
- Nie najgorzej - wyszeptała i otworzyła oczy, którym ukazała się twarz jej wybawcy.
Osoba, która trzymała ją w ramionach była bezsprzecznie elfem i to niezwykle przystojnym elfem. Miał długie do pasa, czarne włosy, którym słońce nadawało delikatny granatowy połysk, równie czarne, duże oczy w kształcie migdałów, bardzo jasną skórę, delikatne rysy twarzy, ale nie pozbawione dość mocno zarysowanych kości policzkowych. Jego spojrzenie było ciepłe i serdeczne, tak jak jego uśmiech będący tylko lekkim grymasem, nie pozbawionym jednak swojego uroku. Był szczupły, ale dobrze zbudowany, co doskonale podkreślały idealnie czarne spodnie i lekko rozpięta koszula w tym samym kolorze. Niewątpliwie był typem mężczyzny, za którym kobiety szalały i który doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- To dobrze. Cieszę się, że zdążyłem. Szkoda by było tak uroczej dziewczyny jak ty - dodał pomagając jej wstać. Noa odniosła nieodparte wrażenie, iż się zarumieniła. Elf puścił ją, lecz ona zachwiała się i, udając, że był to przypadek, oparła się o mężczyznę. Podtrzymało ją jego silne ramie. Adeptka uniosła głowę, chcąc spojrzeć wybawcy w oczy, po czym uśmiechnęła się najładniej jak umiała.
- Przepraszam. Chyba jestem bardziej osłabiona niż myślałam. Dziękuję ci bardzo za pomoc. Gdyby nie ty... - zawiesiła głos i uśmiechnęła się szerzej.
- Powoli dochodzę do wniosku, że aparat Straży Miejskiej nie spełnia stawianych mu zadań. Albo wymagamy od was zbyt wiele i wasze słabe wyszkolenie nie jest wystarczające, albo jesteście zbyt leniwi by cokolwiek zdziałać! – wybuchnęła Athan, kiedy najemniczka podeszła do nich. Lamir nawet na nią nie spojrzała.
- Athan ma rację – odezwała się Noa, odrywając wzrok od elfa – Gdyby nie jego pomoc z pewnością musiałabyś się grubo tłumaczyć, dlaczegóż to pozwoliłaś na to, by jakiś demon zabił adeptkę.
- Nikomu bym się nie musiała tłumaczyć! – Lamir schowała miecz i spojrzała wyjątkowo wrogim wzrokiem na mężczyznę – Wystarczyła jeszcze chwila a zneutralizowałabym barierę, a następnie na zabilibyśmy tego złodziejaszka za napaść na adeptkę – tu dziewczyna spojrzała lekko pobłażającym wzrokiem na Noę – Ale dzięki tej twojej akcji – ponownie przeniosła wzrok na elfa – to małe COŚ znowu nam uciekło! I najprawdopodobniej znowu jej nie znajdziemy!
- Bardzo mi przykro, że wszedłem ci w paradę. Miałaś przecież wszystko tak doskonale zaplanowane - elf obdarzyła ją ironicznym uśmiechem - Ale widzisz, ta drobna chwila, potrzebna ci, dziewczyno do zneutralizowania bariery tego demona, bez wątpienia okazałaby się brzemienna w skutki i rzeczywiście miałabyś wiele nieprzyjemności związanych ze śmiercią adeptki. Zakładając, że w ogóle byś ją zneutralizowała, bo o ile się orientuję wymaga to pewnych umiejętności magicznych, a szczerze wątpię czy je posiadasz.
Lamir spiorunowała go wzrokiem, ale elf się tym nie przejął. Zamiast tego ponownie uśmiechnął się do dziewczyny, którą trzymał w ramionach.
- Zawroty głowy minęły?
- Tak dziękuję bardzo.
- Niezmiernie mnie to cieszy. Pozwolą panie, że się przedstawię. Miyander Hariath.
- Dobrze wiedzieć komu zawdzięcza się życie. Athan ars Corsel - dziewczyna wskazała na towarzyszkę, która uśmiechnęła się lekko i skinęła głową. Nie była przyzwyczajona witać się inaczej z najemcami i nawet fakt, że ten mężczyzna uratował życie jej przyjaciółki nie mógł tego zmienić. Miyander skłonił się nisko okazując cześć należną tak znakomitej osobie. Athan uśmiechnęła się zadowolona.
- Lamir, módl się żeby nie była córką z TYCH ars Corsel, bo z nami koniec - szepnął za plecami dowódcy Toefel - Wiesz kim oni są?
- Wiem! - syknęła w odpowiedzi Lamir, klnąc w duchu swoją nieuwagę. Jak mogłam jej nie rozpoznać, wyrzucała sobie w myślach.
- Noa Quasvere - powiedziała adeptka, po czym podniosła dłoń, jak to było w zwyczaju elfów. Mężczyzna ujął ją i złożył na niej, również zgodnie ze zwyczajem, delikatny pocałunek.
- Cieszę się, że mogłem cię poznać... szkoda tylko, że w tak nieprzyjemnej sytuacji - powiedział Miyander, po czym posłał jej jeszcze jeden uśmiech - Proszę jednak o wybaczenie, ale naglące sprawy zmuszają mnie do opuszczenia tak miłego dla mnie towarzystwa pań. Żegnam - elf skłonił się nisko, po czym odwrócił się i poszedł w stronę Zachodniej Bramy.
- Wredny typ - mruknęła Lamir i podeszła do adeptek – Po ranie nie powinno zostać śladów, a siły odzyskasz bardzo szybko.
- Już odzyskałam, a po ranie - Noa dotknęła dłonią szyi i szepcząc jakieś słowa przesunęła palcami wzdłuż skaleczenia - już nie pozostał żaden ślad.
- To bardzo dobrze.
- Dziękuję za troskę. Nie spodziewałam się jej co prawda z twojej strony, ale zawsze miło jest wiedzieć, że komuś zależy na twoim bezpieczeństwie - Noa uśmiechnęła się słodko.
- Coś mi się wydaje, że złośliwość leży w twojej naturze - Lamir zaśmiała się rozumiejąc aluzję. Miała tylko nadzieję, że w jej zachowaniu nie można było zauważyć jak bardzo jest zdenerwowana.
- Nie dorównuje jednak twojej bezczelności –tym razem uśmiech adeptki był krzywy.
Athan spojrzała na nią, zastanawiając się czemuż to zawdzięczają to uprzejme traktowanie. Nagle ją olśniło.
- Idziemy, Noa. Już czas byśmy wracały do Athelium – Athan wzięła towarzyszkę pod rękę i uśmiechnęła się uroczo do Lamir - A o tobie będę pamiętać, najemniczko. Możesz być pewna.
- Do zobaczenia Lamir Laiyborn.
Dziewczyna ukłoniła się zdawkowo i zaklęła kiedy adeptki oddaliły się wystarczająco by jej nie usłyszeć.
- Ten dzień nie mógł się gorzej skończyć!!!
- Mógł Lamir. A teraz zbierajmy się do koszar. Trzeba złożyć meldunek i przekazać wartę.
- I wysłuchać swoje od komendanta - mruknęła niechętnie najemniczka.
cdn.
Haruka. |
komentarz[3] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Ogień Zmian cz.2" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|