Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Cain cz. II-IV
-II-
W środku, przy ścianach stały drewniane skrzynie aż do sufitu gdzie niegdzie przykryte płótnami, które były już wysłużone. Na środku pomieszczenia stał niewielki stolik, przykryty kawałkiem materiału który zwisał na brzegach. Obok stała postać, układała na stole jakieś narzędzia i inne graty, ale jeśli się przyjrzeć uważnie można było spostrzec, że leżą tam różnych rodzajów i kształtów noże, sztylety, małe miecze, zdobione buławy i duże ilości najróżniejszych wytrychów, pilników i łomów.
Idąc dalej można było dostrzec szereg ustawionych drzwi które były oparte o ściany tego pomieszczenia, prawdopodobnie służyły one do ćwiczenia w otwieraniu zamków. A zamki były tak różnorodne jak drzwi. Od bardzo prostych umocowanych w drewnianych drzwiach do bardzo wymyślnych w drzwiach ze zdobionego metalu. Zamki różniły się wielkością, położeniem, dekoracją a co poniektóre miały bardzo niespotykanie kształty.
Nieznajomy prowadził przyjaciół na spotkanie z ich „informatorem”, lecz Cain dobrze wiedział że informacje tego typu nie będą za darmo, mógł sobie tylko wyobrazić ich cenę. Albo nie... .
Weszli po drewnianych i krętych schodach na których czas odznaczył już swe piętno. Znaleźli się na poddaszu. Na górze było duszno a zapach zgnilizny, pleśni, potu i bóg wie jeszcze czego przyprawiał o mdłości i mówił co nie co o właścicielu tegoż budynku. Większość pomieszczenia była zastawiona dużymi skrzyniami, najprawdopodobniej z towarem na sprzedaż. Część miała namalowane godła miast z których przybyły, lecz większość nie zdradzała swego pochodzenia. Na ścianie było tylko jedno okno, duże, lecz tak brudne, że ledwo wpuszczało światło do środka. Całe wnętrze było oświetlane świecami. Po drugiej stronie pokoju stał mały drewniany stolik i dwa krzesła. Na jednym siedział mężczyzna z czerwonymi włosami. Za nim stało 5 osób, najwyraźniej jego ochroniarze.
- Witaj! Spodziewałem się ciebie.
- Przysłał mnie...
- Wiem kto cię przysłał. Miał rację że to zrobił, bo któż inny może wiedzieć więcej o tym co się dzieje w mieście niż ja! – odpowiedział z wyraźną nutą sarkazmu mężczyzna. – Proszę usiądź, porozmawiajmy. Jestem Zorak, przywódca Zakapturzonych Złodziei.
Cain niepewnie postąpił krok do przodu i usiadł. Światło świeczki, która stała na stole rzucała trochę światła na twarz jego sąsiada. Miał wyraźną bliznę ciągnącą się od ust do rogówki oka. Jego oczy, zmęczone oczy, które zapewne widziały już dużo niezwykłych rzeczy, nie wyrażały nic, jakby patrzyły się w wieczną pustkę.
- Jeśli wiesz kto nas przysłał zapewne wiesz także czego, a raczej kogo szukamy.
- Bystry jesteś – zaśmiał się mężczyzna.
- A więc, wiesz coś co może nam pomóc czy będziemy tak siedzieli cały wieczór.
- I konsekwentny – dodał, ale jego mina przybrała już poważny wyraz. – Tak, posiadam informacje, które mogą się wam przydać, ale nic za darmo. – grymas który przypominał uśmiech, wykrzywił jego twarz.
- Nie wątpię, co mamy dla ciebie zrobić żebyś je zdradził?
- W porcie jest mój człowiek, ma przy sobie informacje, które są dla mnie niezbędne. Eskortujcie go tutaj a wtedy porozmawiamy o Imoen.
- Skąd znasz... Nieważne. Tylko tyle mamy zrobić?
- Tak. Wróćcie tu z moim człowiekiem.
Cain wiedział, że tą „eskortą” kryje się coś więcej niż mówił im Zorak, ale to była cena którą trzeba było zapłacić za pomoc w odnalezieniu Imoen.
Wyszli z budynku. Już się ściemniało. Minsc miał posępną twarz tak samo Jaheira.
- Nie podoba mi się to – powiedział wojownik.
- Mi też nie ale musimy to zrobić – odparł Cain
- Nie możemy dowiedzieć się gdzie ukrywają Imoen w jakichś bezpieczniejszy sposób? – Zapytała Jaheira.
- Podaj chociaż jeden. – Odpowiedź Caina lekko zbiła z tropu jego towarzyszkę, lecz miał rację, nie znali żadnego innego źródła informacji. – A zresztą, jak trudna może być eskorta jednej osoby. – odparł, starając się uśmiechnąć, ale nie bardzo wierzył, że będzie to takie proste jak się zdaje.
Bohaterowie doszli do doków. Przy łodzi stała plecami do nich postać i grzebała w środku. Zważywszy na to że wokół nie było ni żywej duszy, towarzysze uznali, że to musi być ten człowiek, którego mają eskortować. Człowiek....hmmm.... Zorak nigdy nie powiedział, że będzie to człowiek.....
Zbliżając się Cain coraz wyraźniej słyszał dziwny odgłos. Z początku nie wiedział co to jest, lecz po chwili wszystko się wyjaśniło.
W łodzi ujrzał poćwiartowane ciało kobiety, a ów „człowiek” zajadał ze smakiem jej nogę.
- Ghul! – krzyknął ze zdziwienia i obrzydzenia tym widokiem Minsc, który także dostrzegł tę krwawą ucztę.
Stwór odwrócił się od łódki i z grymasem na twarzy zaczął przyglądać się Minscowi. Nie był uzbrojony, wyglądał całkiem niegroźnie, pomijając fakt że miał zakrwawione ręce i twarz.
- Nie jestem żadnym Ghoulem, to niższa forma życia nie zasługująca w ogóle na istnienie. Ja jestem wampirem! – odpowiedział oburzony.
- Czy ty jesteś „człowiekiem” Zoraka? – zapytał Cain
- Heh, jeśli chodzi o moje człowieczeństwo to straciłem je dawno temu, ale tak pracuję dla Zoraka. Wy jesteście moją eskortą.? – zapytał.
- Tak, mamy cię...
- Hahaha – zaśmiał się gardłowo wampir.
- Co cię tak śmieszy?! – wtrąciła Jaheira.
- Chyba jesteście nowi w naszej „rodzinie”. – ciągnął dalej wampir a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Nie mogło to wróżyć nic dobrego.
- Wykonujemy tylko to zdanie a potem idziemy w swoja stronę.
- A kto wam powiedział, że ja tak łatwo dam się „eskortować”, co? A tak w ogóle to Zorak wam mówił po co jestem mu potrzebny? – powiedział wampir a jego głos stał się już bardziej gardłowy.
Minsc napiął mięśnie aby na wszelki wypadek szybko unieszkodliwić wampira.
- Nie wiem po co cię potrzebuje i nie obchodzi mnie to, mamy cię tylko dostarczyć i nasza znajomość się na tym skończy.
- Hahahahaha, to będzie ciekawa walka...
Mówiąc ostatnie słowo rzucił się na Caina., lecz on już wcześniej przewidział taką sytuację i przygotował czar. Zanim jednak zdążył wyciągnąć ręce przed siebie, Minsc był już na długość miecza od przeciwnika.. Wampir dostrzegł go kątem oka i zrobił nadnaturalnie szybki unik przed śmiertelnym cięciem. Minsc szybko cofną klingę i zaczął dalej szarżować na wampira. Mimo, że jego miecz był duży to poruszał nim z wielką wprawą i każdy ruch był śmiertelny. Nosferatu unikał ostrza dzięki swej nadnaturalnej sile i szybkości, lecz gdyby był człowiekiem zginąłby zapewne pod takim gradem wymierzonych z precyzją ciosów. Jaheira chwyciła swój sejmitar i podbiegła aby pomóc przyjacielowi.
Jaheira umiała czarować ale tylko dlatego, że wynikało to z wrodzonych umiejętności jej rasy. Walka mieczem sprawiała jej więcej przyjemności niż czarowanie, mimo, że umiała więcej czarów niż większość jej rodaków. Jako elf miała magię we krwi, lecz nie poświęciła tej dziedzinie więcej uwagi niż byłoby to potrzebne.
Biegnąc z mieczem w ręku znalazła się za plecami Minsca, wzięła swój miecz w obie ręce.....w mgnieniu oka puściła go lecz miała już dwa ostrza. Zaczęła wymachiwać mieczami półokręgi, a jej ruchy były płynne i bardzo szybkie. Minsc wycofał się trochę widząc pokaz szermierki Jaheiry, pozwolił jej aby „zabawiła się” trochę z wampirem. Jej sejmitary poruszały się po idealnie wyznaczonych trajektoriach z taką szybkością, że można było tylko dostrzec rozmazane kształty dwóch mieczy. Dla niej walka była tańcem w którym partnerem była klinga. W jej rękach broń wykonywała śmiercionośny taniec przed którym nie było ucieczki.
Cain zatrzymał się na chwilę widząc swoich przyjaciół w walce. Tyle już razem przeszli, tyle już razem bitew stoczyli, a jednak za każdym razem gdy widział z jaką łatwością Jaheira i Minsc posługują się swą bronią był pod wrażeniem ich umiejętności. Mało kto widział szermierzy takiej klasy w walce a jeszcze mniej osób z takiej walki wychodziło cało.
Cain otrząsnął się z tych myśli i podniósł ręce aby zacząć inkantację. Przed nim zaczęła zbierać się niewidzialna energia, lecz można było wyczuć jej ciepło. Dłońmi wykonywał różne gesty, niezbędne do przywołania tego czaru. Gdy skończył popatrzył na wampira. Czar nie zadziałał. Wampir dalej się ruszał a przecież jego czar powinien go unieruchomić. Mag wytężył wzrok w poszukiwaniu jakiegoś artefaktu lub amuletu dzięki któremu stwór był odporny na magię. Nic jednak nie odnalazł mimo, że wróg miał na sobie tylko spodnie i lekko rozdartą koszulę, co było jednak wynikiem pracy mieczy Jaheiry.
Elfka nacierała na niego z ogromną szybkością, i każdy cios był zadany z zabójczą precyzją, lecz wampir był szybszy niż jakikolwiek człowiek i unikał tych ataków z uśmiechem na twarzy.
- Nie pokonacie mnie tą bronią – powiedział drwiąco do swoich przeciwników
- To się jeszcze okaże – powiedział Minsc i zaatakował Nosferatu z boku w tej samej chwili gdy Jaheira cięcie w szyję. Chybiła.
- Jestem dla was za szybki – powiedział śmiejąc się – Musicie się bardziej postarać jeśli chcecie mnie dostać.
Mag myślał jaki czar może mu zaszkodzić na tyle aby go nie zabić, lecz na tyle żeby mogli go zanieść(bo w tej chwili eskorta nie wchodziła w grę)do Zoraka. Żadne ze znanych mu czarów nie był użyteczny w takiej sytuacji.
- Jakiż ja jestem głupi – wyszeptał do siebie.
Skoncentrował się.
- Jaheira musisz go ogłuszyć, Minsc jeśli będziesz mógł to jej pomóż. – powiedział do obu przyjaciół w myślach.
Niegdyś Cain, gdzy już ukończył naukę w szkole jako najlepszy mag dostał od swego Mistrza trzy pierścienie, które łączyły telepatycznie osoby które miały je na palcu. Ten podarunek już wiele razy ocalił im życie i znów dowiódł swojej przydatności.
- Dobrze, spróbuję, ale Minsc musisz go zająć na chwilę, musze się skoncentrować.
- Nie ma sprawy, elfko, cała przyjemność po mojej stronie.
Jaheira dostrzegła kątem oka uśmiech na twarzy przyjaciela gdy odpowiedział jej w myślach.
Minsc ruszył do przodu wykonując swym mieczem zamaszyste ruchy które mogłyby bez problemu przepołowić człowieka. Wykonywał serię pchnięć, obrotów i cięć lecz tym razem nie po to aby zabić przeciwnika lecz aby go zdekoncentrować.
Już nieraz Jaheira używała tej techniki ataku i wiedziała, że musi być on precyzyjny, dodatkowe niebezpieczeństwo wiązało się z tym, że Minsc znajdował się blisko jej celu i mogła przypadkowo trafić jego. Raz już tak się stało...
Opuściła miecze i zamknęła oczy koncentrując w sobie energię do psychicznego ataku który oszołomi wroga na tyle aby mogli go dostarczyć na miejsce.
- Minsc odsuń się! – krzyknęła do towarzysza
Nie trzeba mu było powtarzać dwa razy. Jak tylko odskoczył na bok, wampir zorientował co się dzieje, ale było już za późno na reakcję. Atak psychiczny odrzucił go do tyłu. Elfka ponowiła atak jeszcze trzy razy i dopiero wtedy wampir padł na ziemię.
- Dobra robota – powiedział Cain
- Jak zwykle się udało, nie licząc tego jednego razu... – powiedział z lekkim smutkiem Minsc.
- To nie było moja wina, że odsunąłeś się w prawo, jak ja ci kazałam w lewo – odpowiedziała z lekkim uśmiechem Jaheira.
Minsc odwzajemnił uśmiech towarzyszki i podszedł do leżącego na ziemi „człowieka” Zoraka. Podniósł go i przerzucił przez ramię.
- Chodźmy, przecież nie będzie spał wiecznie.
Zjawiwszy się na miejscu, udali się na poddasze i położyli wampira na podłodze koło Zoraka.
- Proszę, dostarczyliśmy twojego „człowieka” – powiedział Minsc – A teraz powiedz nam co wiesz o Zakapturzonych Czarodziejach.
- Jestem pod wrażeniem, nie sądziłem, że poradzicie sobie z nim tak szybko, nawet moi najlepsi ludzie walczyli z nim dwa razu dłużej.
- My nie jesteśmy twoimi ludźmi -warknęła Jaheira
- Słuszna uwaga – przytakną Przywódca Złodziei Cienia
- To był test?! – zapytał z oburzeniem Minsc
- Tak, nie mogłem udzielić tak poufnych informacji pierwszej lepszej grupie poszukiwaczy przygód. Musiałem sprawdzić wasze umiejętności i udowodniliście, że jesteście warci mojego czasu – powiedział z uśmiechem Zorak.
Przez około następną godzinę rozmawiali o tym jak się dostaną do Czarowięzów, o tym jak tam wejść, kogo, a raczej co mogą tam spotkać i o tym, że gdy znajdą Imoen może ona już nie być ta samą osobą co wcześniej.
- I tak musimy ją uratować! -wtrącił Minsc – Niezależnie od tego jak się zmieniła.
- Wiem, że nie porzucicie swojej przyjaciółki. Ehh... jest to lojalność i oddanie którego brakuje w dzisiejszych czasach – westchnął.
- A więc powtórzmy jeszcze raz. – powiedział Cain – płyniemy tam statkiem który wynająłeś, w mieście nieopodal Czarowięzów zachowujemy się jak wariaci, żeby nas zgarnęli a gdy już będziemy w środku szukamy Imoen i uciekamy.
- Tak, taki jest plan... – urwał nagle Zorak.
- Czemu zamilkłeś? – Zapytał mag
- Wiele rzeczy może pójść nie tak, podejmujecie wielkie ryzyko.
- Wiem, ale to nie ma znaczenia
- Jeśli chcecie odpocząć przed jutrzejszą podróżą możecie przenocować w moim domu.
- Dziękuję.
Jeden z ochroniarzy Zoraka zaprowadził przyjaciół do ich pokoi. Minsc i Cain byli razem a Jaheira była w pokoju obok.
- Jakby coś się działo to wiesz co robić – przekazał w myślach do Jaheiry Cain
- Nie martw się, umiem o siebie zadbać – odparła z lekkim uśmiechem na twarzy.
Mag położył się do łóżka. Zza okna nie dochodziły już żadne odgłosy prócz fal morskich bijących o łodzie. Leżąc rozmyślał nad całą zaistniałą sytuacją, o tym jak się tutaj znaleźli i o jutrzejszej wyprawie. Myślał jakie jeszcze przeszkody napotka w tej podróży i jakie przeszkody zastanie w Czarowięzach. Nim się obejrzał nastał ranek. Do drzwi ich pokoju ktoś zapukał – Wstawajcie, statek wypływa za pół godziny – doszedł głos z zewnątrz.
Cała trójka zmierzała w stronę doków, do statku który zawiezie ich do miejsca gdzie znajdują się Czarowięzy. Statek miał nazwę „Szalony Wicher”. Cain widząc nazwę zaśmiał się lekko pod nosem. Łódź nie był w złym stanie, burty nie były dziurawe, maszty wyglądały na solidne a na pokładzie było całkiem czysto, co nie zdarzało się zbyt często na statkach. Weszli na pokład. Zaraz podszedł do nich kapitan statku.
- To wy płyniecie do Czarowięzów?
- Tak.
- Nie sprawiajcie kłopotów to podróż będzie miła dla was i dla mnie.
- Będziemy zajmowali się swoimi sprawami nie wchodząc twojej załodze w drogę.
- To dobrze, widzę że się rozumiemy – powiedział kapitan z uśmiechem.
Zaraz po rozmowie załoga zaczęła zjawiać się na statku. Wszyscy znaleźli sobie coś do roboty. Odcumowali liny i wypłynęli w morze nie wiedząc czego mogą się spodziewać po przybyciu na miejscę.
-III-
Podróż trwała niecałe dwa dni. Na statku nie wydarzyło się nic co mogłoby wyciągnąć trójkę przyjaciół z letargu w jakim się znaleźli. Mimo, że przyjaciele nie narzekali na brak pracy na pokładzie, bo zawsze było coś do zrobienia, tu trzeba było pomóc naciągnąć liny, tam pomóc w podawaniu posiłków, to wypoczęli po niekończących się trudach życia w drodze jaką sami wybrali. Cain nawet zauważył kilka zalet jeśli chodzi o bycie marynarzem. Ich życie ograniczało się do wykonywania rozkazów wydanych przez kapitana, nie musieli, a nawet nie mogli wątpić w słuszność rozkazów które otrzymali. W głowie marynarza (a przynajmniej tych których spotkał na tym statku) nie było wątpliwości czy rozkaz jest zły czy dobry, po prostu musiał być wykonany i tyle. Żadnych sprzeciwów, żadnych skarg, żadnych zażaleń. Czasem mag tęsknił do takiego prostego życia, lecz wiedział, że nie może sobie na to pozwolić. Od niego zależało życie jego siostry i nie mógł jej porzucić na pastwę Zakapturzonych Czarodziei.
Krzyk kapitana rozwiał myśli Caina.
- Jesteśmy na miejscu, dalej musicie sobie radzić sami.
- Co? Tutaj? – zapytał ze zdziwieniem Minsc.
A znajdowali się około 500 metrów od wyspy.
- Tak, dalej nie płyniemy, nie zbliżamy się do tego miejsca chyba, że jesteśmy do tego zmuszeni. – odpowiedział jeden z marynarzy.
- To ja się tam dostaniemy? - zapytała Elfka
- Łodzią, już jest przygotowana, wsiadajcie. – oznajmił kapitan
Trzej bohaterowie z mieszanymi uczuciami wsiadło do łodzi. Zostali spuszczeni na taflę wody. Wiosłując, kapitan krzyknął w ich stronę – Powodzenia w waszej podróży, oby wam się udało – a potem statek skręcił i popłynął dalej w swoją stronę.
Dopływając do wyspy dało się zauważyć kilka większych i mniejszych łodzi w porcie. Lecz wszystkie nie były już dawno używane, a na brzegu nie było nikogo. Ale nie to najmocniej niepokoiło maga. Najbardziej skupiał się na odgłosach mew.......których nie słyszał. Gdyby zastanowić się nad tym głębiej to ich głosy ucichły już wcześniej, jak spuszczali ich ze statku.
- To złe i mroczne miejsce – wycedził przez zęby wojownik.
Cała trójka dobrze o tym wiedziała, wiedziała także o tym, ze ta „misja ratunkowa” może mieć bardzo różne zakończenia. Wszystko zależeć będzie od sytuacji w jakiej się znajdą, a gdy sprawy przybiorą niekorzystny obrót będą musieli zdać się na swoje doświadczenie oraz ostrza swych broni.
Dopłynęli do brzegu. Wszędzie była cisz ,mimo, że port znajdował się bardzo blisko centrum miasta. Nie często w miastach była taka cisza, chyba że miasto wymarło...
Zacumowali łódź i wyszli na brzeg. Rozglądali się uważnie w koło aby dostrzec jakieś ludzkie odgłosy lub sylwetki, lecz tego było jak na lekarstwo. Zaglądali w okna idąc prosto ulicą. W domach paliły się gdzieniegdzie świeczki. Uspokoiło to trochę podróżników, lecz dalej oczekiwali, że zaraz będą musieli walczyć. Idąc dalej przed siebie doszli do budynku na którym widniał napis obwieszczający, że jest to bar.
Weszli do środka. Nie spodziewali się takiego widoku.
W środku było dużo osób, pijących, śmiejących się a co poniektórzy po prostu siedzieli przy stolikach ze strawą, nie wyglądającą zbyt apetycznie, przed nosem.
Drużyna była zaskoczona, że na zewnątrz nie wydostawały się żadne odgłosy. Cain podszedł do barmana.
- Czemu miasto jest takie puste? – spytał
- Aaa, nowi. Widzę, że nie jesteście stąd. Miasto jest puste bo o tej porze większość mieszkańców już nie wychodzi na zewnątrz.
- Ale czemu na zewnątrz panuje taka cisza?
- Na te miasteczko, a raczej na jego ulice, został nałożony czar Ciszy. To przez to, że niedaleko stąd są Czarowięzy, czarodzieje to zrobili. Nie powiem żeby było to przyjemne, ale można się przyzwyczaić. No ale mniejsza z tym, podać coś?
- Tak, macie tutaj wolne pokoje?
- Proszę bardzo, oto klucz, pierwsze piętro 4 pokój na lewo.
- Dziękuję
Grupa poszła na górę do swojego pokoju. Warunki były całkiem dobre jak na tego typu gospodę, prawie nie było widać szczurów.
- Nie wiem jak wy ale ja idę spać, wiosłowanie jest męczące, a szczególnie jeśli ma się was za pasażerów – powiedział żartobliwie Minsc.
- Ty wcale nie byłeś lepszym kompanem, ciągle narzekałeś, że ci ciężko. – odparła z uśmiechem do Minsca Jaheira.
Ta dwójka często żartowała z siebie. Był to ich sposób na odreagowanie stresów, i trudów podróży ale także sposób na zacieśnienie przyjaźni.
- Wy to zawsze musicie jeden drugiemu dopiec – wtrącił Cain z lekkim uśmiechem.
Przyjaciele położyli się do swoich łóżek. Cain o dziwo zasnął jako pierwszy, lecz niewiele czasu zajęło jego towarzyszom zatracenie się w sennych marzeniach.
Następnego dnia wszyscy wstali wypoczęci. Minsc z ulgą wstawał z łóżka nie czując pod stopami chwiejnego pokładu statku. Cała trójka zeszła na dół aby coś zjeść.
- Jak się spało? – zagadnął właściciel gospody
- Bardzo dobrze – odpowiedział w imieniu przyjaciół i swoim Cain. – Co macie tutaj do jedzenia?
Gospodarz nie pytał się już o nic więcej. Po kilku minutach przyniósł do ich stolika ciepłą zupę z mięsem.
- Smacznego! – dodał wesoło stawiając talerze na stole.
Posiłek nie wyglądał może zbyt zachęcająco zważywszy na to, że raczej przypominał brązową maź z czymś co wyglądało jak mięso. Jednak w smaku okazał się zadziwiająco dobry.
Zjadłszy śniadanie Cain podszedł do baru aby zapłacić za posiłek. Rzucił na blat 2 złote monety.
- O! Chojna zapłata jak na tak skromny posiłek – powiedział zaskoczony barman.
- To za zupę, ale za pozostałą część pieniędzy chciałbym się dowiedzieć kilku rzeczy.
- Pytaj więc.
- Czy do Czarowięzów ostatnio przyszli jacyś nowi „pacjenci”?
Barman popatrzył na maga krzywo. Nachylił się do niego
- Ostatnio przywieźli tu jakąś osobę, chyba dziewczynę ale nie wyglądała ona na nikogo groźnego, wręcz przeciwnie wyglądała bardzo łagodnie.
- Jak można się dostać do środka?
- Co?! – powiedział trochę zbyt głośno niż by tego chciał. – nikt nie chcę tam przebywać a ty chcesz się dostać do środka i to z własnej woli? Przecież to jest miejsce dla obłąkanych ludzi, a raczej ci ludzie stają się obłąkani przez to, że tam są. Ale żaden normalny człowiek nie pcha się tam nieproszony!
- Ta dziewczyna którą tutaj przywieźli to moja siostra. Muszę ja uratować zanim będzie za późno.
- Prawdopodobnie już jest za późno – powiedział cicho.
- Będzie za późno jeśli nie powiesz mi jak tam się dostać – odparł stanowczo Cain. Najpierw wolał upewnić się czy nie ma innego wejścia do przytułku niż tylko podszywanie się pod wariatów. To zrobią w ostateczności.
- Chcesz tam po prostu wejść i wyjść ze swoją siostrą...
- Tak, choć wiem że nie będzie to takie proste – przerwał mu mag.
- Hmm.... Najłatwiej byłoby wejść frontowymi drzwiami – odparł mu kpiąco
- Ale byłoby to samobójcze rozwiązanie – dodał Cain
- Tak. Słyszałem kiedyś coś o jakimś tylnim wejściu, lecz nie znajduje się ono tak blisko. Jest oddalone od przytułku o jakiejś 2 kilometry i ciągnie się pod ziemią. Nie znam dokładnego położenia ale wiem, że jest gdzieś w lesie.
- Dziękuję, bardzo nam pomogłeś.
- Pieniądze mogą dużo zdziałać – powiedział barman obracając monety w palcach.
Cain wrócił do stolika a jego towarzysze wstali przygotowując się do wyjścia.
- To co, teraz idziemy strugać wariatów – powiedział Minsc z lekki uśmiechem na twarzy.
- Ty nawet nie musisz udawać – śmiejąc się wtrąciła Jaheira.
Wojownik już chciał się odezwać lecz mag uciszył go machnięciem ręki.
- Nie będziemy udawać wariatów, jest inne wyjście. Gospodarz powiedział mi, że w lesie znajduje się podziemne wejście do Czarowięzów, ale jest ono ukryte, więc trzeba będzie trochę powęszyć.
- Racja, lepiej pozostać niezauważonym – powiedziała elfka.
Cała trójka wyszła z gospody. Zaczęli iść na północ w stronę jedynego lasu na wyspie. Wyspa sama w sobie nie była wcale taka mała. Na całej długości wyspy nie było żadnego brzegu (oprócz portu) który nadawałby się na chociażby zostawienie łódki. Wszędzie były klify lub kamieniste, mało dostępne brzegi uniemożliwiające jakikolwiek dostęp do tych części wyspy.
Mniej więcej centralnie na wyspie, nie licząc portu, znajdowało się miasteczko Umbrell. Ludzie na wyspie mieli proste życie. Utrzymywali się częściowo z roli a częściowo z handlu morskiego i łowiectwa. Nie było to zbyt bogate społeczeństwo. Chaty były proste, dach w większości kryte strzechą. Ulice były brukowane i jak to zwykle bywa w takich miasteczkach, całkiem czyste i zadbane.
Trójka bohaterów doszła na skraj lasu. Nie różnił się on niczym od innych lasów. Zwykły las który skrywał w sobie tajne przejście do przytułku Czarowięzy.
Chodząc po lesie zwracali uwagę na każdy szczegół, na kępy traw, małe wzniesienia, większe i mniejsze zagajniki, jaskinie, groty, co poniektóre grubsze drzewa w których wnętrzu mogły kryć się schody pod ziemię. Czarodzieje byli znani z tego, że jeśli budują jakieś tajemne przejście to pozostaje ono tajemne i wiedza o jego miejscu jest tylko w ich głowach. Ale nie wszyscy czarodzieje mieli takie zwyczaje. Ci akurat nie mieli.
Uwagę Minsca przykuło małe wzniesienie, które na pozór nie różniło się niczym innym od pozostałych już wcześniej zbadanych. Podszedł bliżej aby znów odkryć, że jest to kolejna kupa ziemi. Jednak tym razem ziemia wydawała się przez kogoś usypana. Minsc wszedł na wzniesienie i zaczął kopać. Kilkanaście centymetrów głębiej odkrył, że pod spodem znajdował się metal.
- Chodźcie tutaj! Znalazłem coś! – krzyknął.
Jego towarzysze podbiegli do niego z nadzieją, że ich poszukiwania już się zakończyły.
- Pod spodem coś jest, coś co wygląda jak metalowa płyta.
- Trzeba poszukać wejścia, być może będzie magicznie chronione – oznajmił Cain
Wszyscy zabrali się za przeszukiwanie okolicy. Kilka kroków dalej Elfka dostrzegła w ściółce małe zagłębienie, które dla zwykłego człowieka było tylko....zagłębieniem. Odgarnęła kilka liści i zobaczyła runę na metalowej płytce wkopanej w ziemię.
- Cain! – zawołała – Jest tu coś dla ciebie.
Mag podszedł do inskrypcji. Rozpoznał runę i wypowiedział jej nazwę.
Ziemia przed nimi zaczęła się rozstępować, tworząc pas szeroki na 1,5 metra i sięgający owego wzniesienia.
- Za mną – powiedziała elfka, która potrafiła widzieć w ciemności – Poprowadzę was.
Weszli za nią po schodach prowadzących w dół.
-IV-
Szli podziemnym tunelem przez około godzinę. Wewnątrz nie było nic poza szczurami i grzybem na ścianach. Droga była w miarę prosta , nie licząc kilku lekkich skrętów. Czasem dochodził do nich odgłos kapiącej wody z sufitu korytarza.
Jaheira ciągle szła na czele grupy rozglądając się ciągle na boki w poszukiwaniu pułapek. Na szczęcie nic nie wskazywało na to, że budowniczy lub budowniczowie tego przejścia zamontowali takie rzeczy.
- Wygląda jak zwykły tunel. Chyba nie spodziewali się, że kiedykolwiek ktoś tędy będzie chodził. – powiedziała elfka.
- Zdaje mi się, że ten tunel miał służyć raczej jako droga ucieczki z przytułku – wtrącił Cain. – Jeżeli takie było przeznaczenie to nie spotkamy tutaj żadnych nieprzyjemnych niespodzianek.
Idąc dalej ziemia pod ich nogami przechodziła z błota w ubitą drogę.
Zbliżali się już do przytułku.
Kolejne minuty chodu były najgorsze. Towarzysze wiedzieli, że już są bardzo blisko i jeżeli teraz ktoś by odkrył ich obecność w tym miejscu, znaleźliby się w bardzo złym położeniu.
- Trzeba zachować ostrożność – powiedział cicho mag
Dwaj przyjaciele skinęli głowami na znak zrozumienia.
Tunel zaczął się nieznacznie podnosić. Jaheira zaczęła wychwytywać swoim czułym słuchem pojedyncze odgłosy z końca korytarza. Wreszcie ich wędrówka dobiegła końca. Przed nimi znajdowały się duże drewniane drzwi......bez klamki.
- Są magicznie zamknięte – zauważył Cain - Odsuńcie się.
Staną twarzą do wejścia. Przyłożył ucho do drzwi, nasłuchując czy ktoś jest za nimi. Dało się usłyszeć kilka pojedynczych i stłumionych głosów, ale sądząc po ich natężeniu były w dostatecznej odległości, aby móc niezauważenie i bezpiecznie wejść.
Mag Położył ręce mniej więcej na środek. Wyszeptał kilka słów a pod jego dłońmi pojawił się błękitny blask. Zniknięciu blasku towarzyszył odgłos przypominający przekręcanie klucza w zamku.
- Gotowe – oznajmił.
Przetworzył je na tyle, aby wystawić głowę i rozejrzeć się po okolicy. Znajdowali się w lochach. Wszędzie były cele a z wewnątrz dobiegały ciche pojękiwania lokatorów. Na kamiennych ścianach wisiały narzędzia do tortur. Począwszy od prostych i małych nożyków a skończywszy na masywnych, obusiecznych toporach, na których czas odcisnął już swoje piętno.
- Droga wolna – wyszeptał – Idziemy.
Za nim wyszła elfka i Minsc. Kroki stawiali ostrożnie w obawie, że któryś z więźniów ich usłyszy i zawoła straże. Przeszli na drugi koniec pomieszczenia. Nagle drzwi przed nimi zaczęły się otwierać. Uskoczyli na bok w ostatniej chwili. Przycisnęli się do ściany oczekując, że skończyło się skradanie i przyszedł czas na walkę. Ku uldze przyjaciół nie zostali zauważeni. Do Lochów wtaczał się tłusty strażnik trzymający w swoich grubych palcach łańcuch. Na końcu łańcucha prawdopodobnie znajdował się nieszczęśnik prowadzony na tortury. Cain dostrzegł, że strażnik ciągnie jakąś dziewczynę. To była Imoen! Wojownik i elfka też to zauważyli.
- Poczekamy na dogodna sytuację żeby ją odbić – przekazał telepatycznie mag do towarzyszy.
Strażnik szedł przed siebie nie zwracając uwagi na to, że drzwi za nim się zamknęły.
- No słodziutka, zabawimy się trochę. Dawno nie było tu takiej piękności jak ty, a ja dawno nie miałem kobiety, hehehe – powiedział ochrypłym głosem i z uśmiechem na twarzy – Spędzimy ze sobą miłe chwile.
Imoen tylko spuściła głowę domyślając się co strażnik miał na myśli mówiąc „miłe chwile”.
Minsc wyją zza pasa mały sztylet , był tak mały, że mieścił mu się cały w dłoni. Ustał nieruchomo obierając za cel szyję tłustego mężczyzny. Strażnik ustał przy ścianie mocując do niej koniec łańcucha.
- Podejdź bliżej – powiedział szarpiąc za łańcuch – Ja nie gry... – urwał w pół zdania. Nie wiedział co się stało póki nie poczuł przeszywającego bólu w szyi. Celność Minsca był zabójcza, o czy zdążył się już przekonać ten strażnik. – Co do... – powiedział cicho i padł na ziemię.
Imoen w pierwszej chwili nie wiedziała co się stało. Zerknęła na szyję ofiary i nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła.
- Imoen nic ci nie jest? – spytał zatroskany Cain.
- Minsc? Jaheira? Cain? Co wy tu... Jak wy tu... – zdezorientowana i oszołomiona nie mogła wykrztusić z siebie nawet jednego zdania.
- Później ci wytłumaczymy, a teraz lepiej stad chodźmy zanim odkryją tego strażnika.
Minsc już stał przy mężczyźnie wyciągając sztylet z jego szyi. Otarł go z krwi i schował za pas.
- Nie ma czasu do stracenia, musimy jak najszybciej stad uciekać. – powiedziawszy ostatnie słowa Jaheira zauważyła, że drzwi się otwierają.
Już było za późno. Osoba weszła do środka. Zdumiona widokiem jaki przyszło jej oglądać, stała jak wryta. Po chwili wahania elfka wyjęła sejmitar aby skrócić żywot ich nieoczekiwanego gościa. Mężczyzna zdążył się uchylić przed ciosem i szybko wybiegł z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.
- Intruzi!!! – dobiegł głos z korytarza przed nimi.
- Nie dobrze, trzeba wiać – powiedział Cain
Przyjaciele rzucili się do ucieczki. Otworzyli drzwi do podziemnego przejścia. Za nimi słychać już było głosy strażników zmierzających w ich stronę. Mag zamknął za sobą szybko drzwi. Cała (już teraz) czwórka biegła przez tunel. Po chwili usłyszeli wybuch, znak, że pościg zaczął się na dobre. Biegli ile sił w nogach. Imoen, dalej oszołomiona obrotem sytuacji, biegła wolniej i przez to strażnicy ich doganiali. Cain zauważył ułomność siostry i zaczął biec wolniej koncentrując się. Wysunął ręce przed siebie i stworzył chmurę gryzącego oczy dymu.
- To powinno ich trochę spowolnić – pomyślał.
Wznowił bieg. Gdy szli aby uwolnić Imoen korytarz zdawał się bez końca, ale teraz w obliczu niebezpieczeństwa zdawało się to nie mieć znaczenia. Elfka poczuła na twarzy powiew wiatru, znak, że są już blisko wyjścia. Za plecami dochodziły głosy krztuszących się dymem strażników. Jeszcze kilka kroków i będą na powierzchni...
Udało się. Uciekli z przytułku cali i co najważniejsze z Imoen. Cain wypowiedział te same słowa co przez zejściem do tunelu i ziemia zaczęła się zamykać. Było już po wszystkim.
- Imoen nic ci nie jest? – zapytał stroskany brat
- Nic na szczęście, nie zabawiłam tam wystarczająco długo, dzięki wam oczywiście – powiedziała z ulgą. Jej uśmiech wyrażał więcej niż tylko ulgę i radość. Był to uśmiech pełen wdzięczności za ratunek z opresji. Ten jeden uśmiech był wart więcej niż bogactwa kilku największych królestw razem wziętych.
- Nie możemy tu zostać, będą nas ścigać. – wtrącił Minsc.
- Racja, ruszajmy. – przytaknęła Imoen. – Zjadła bym coś – dodała żartobliwie.
- Nie ty jedyna, hehe. Akcje ratunkowe zaostrzają mi apetyt! – powiedział wojownik.
- Ty zawsze jesteś nie nażarty – podsumowała Jaheira.
Droczyliby się ze sobą dalej, gdyby nie fakt, że obok nich stał mężczyzna, którego znali aż za dobrze.
Obok wejścia stał Irenicus.
Towarzysze nie zauważyli go zbyt podnieceni uratowani przyjaciółki.
- Udało się wam uratować Imoen, nie sądziłem, że wam się uda, a jednak... – powiedział, a jego głos przypominał syk węża. – To, że uciekliście strażnikom nie znaczy, że uda się to wam ze mną – grymas przypominający uśmiech wykrzywił jego twarz.
Grupa wzdrygnęła się na dźwięk tego głosu. Wiedzieli, że teraz już na pewno nadszedł czas na walkę i nie mogli się z niej wywinąć ucieczką.
- W czasie gdy strażnicy byli zajęci wami ja spokojnie uciekłem z przytułku. Jestem waszym dłużnikiem – dodał kpiąco.
- Irenicus! – krzyknęli wszyscy na raz
- Moja praca musi być zakończona, nie powstrzymacie mnie.
- Już więcej nic nam nie zrobisz! – sprzeciwiła się Imoen.
- Nie myślcie, że jesteście jedynymi Dziećmi Bhaala, jeśli nie wy to ktoś inny nada się do moich badań. Wątpię żebyście poszli dobrowolnie ze mną, ale też nie mogę zostawić was przy życiu. A więc...gińcie – zakończył obojętnie
- Nie! – krzyknęła Imoen
Rzuciła się na niego z gołymi rękoma. Zapomniała, że nie jest uzbrojona ale teraz było już za późno na odwrót. Nie zdążyła wyhamować i wpadła z całym impetem na maga. Upadli na ziemię a jej ręce zacisnęły mu się na szyi. To go trochę zaskoczyło, lecz szybko się pozbierał i odepchnął ja na bok. W tym czasie Minsc i Jaheira już dobyli mieczy i szarżowali na niego z furią, Minsc wykonując duże cięcia a Jaheira nacierała na niego ze swoimi sejmitarami w śmiertelnym tańcu. Irenicus szybko uskoczył w bok podnosząc leżąca Imoen i robiąc z niej żywa tarczę.
- Zbliżcie się tylko a ona zginie – wycedził groźnie przez zęby.
Atakujący opuścili miecze, lecz byli w pogotowiu czekając na choćby jeden fałszywy ruch swego przeciwnika, który dałby im przewagę w tej walce.
Sytuacja przybrała kiepski obrót.
- Jaheira wykorzystaj przeciw niemu atak psychiczny, ale uważaj to potężny przeciwnik i może być odporny na takie sztuczki.
Elfka nieznacznie opuściła miecze i zaczęła się koncentrować. Nawiązała więź z umysłem maga i zaatakowała najmocniej jak mogła. Irenicus wygiął się do tyłu rozluźniając uścisk na tyle, że Imoen mogła uciec. Jego umysł znów został zaatakowany, i znów siła uderzenia go odrzuciła.
- Nie wiecie z kim walczycie – powiedział szyderczo odpierając kolejny atak. – Z kimś takim jak ja jeszcze nie walczyliście.
W momencie gdy kończył zdanie wojownik zaczął już biec w jego stronę wymachując groźnie mieczem. Chwilę potem Jaheira do niego dołączyła. Mag nie zdążył otrząsnąć w czas po ataku i miecz Minsca drasną go w ramię. Gdy elfka miała już zakończyć całą walkę krzyżując swe ostrza na szyi maga, ten zniknął. Zdezorientowana nie wiedziała co się stało. Cain jednak dostrzegł go i już tworzył czar.
Irenicus pojawił się kilka metrów od wejścia do tunelu. Mag zakończył teleportację akurat wtedy gdy został porażony błyskawicą stworzoną przez Caina. Krzykną z bólu, tym samym zwracając na siebie uwagę pary wojowników. Siła czaru zmusiła go do przyklęknięcia na jedno kolano. Ten ułamek sekundy wystarczył aby Minsc podbiegł do niego i przebił go swoim mieczem na wylot. Cały las wypełnił krzyk agonii umierającego maga. Z ust pociekła mu krew.
- Bądź przeklęta Imoen, bądź przeklęta. Incart deris num corto... – słowa zaklęcia zostały urwane przez precyzyjnie rzucony miecz elfki w głowę maga.
Wszyscy przez chwilę stali nieruchomo, ogarniając to co się właśnie stało.
- Już po wszystkim – powiedział z ulgą Minsc. – dobrze, że powstrzymałaś go przed skończeniem czaru.
Cain i reszta otrząsnęli się zaraz potem i ruszyli w drogę powrotną do miasta.
Idąc drogą Imoen zatrzymała się.
- O co chodzi Imoen? – zapytał brat, lecz podejrzewał już co się stało.
- Trochę dziwnie się czuję. Ale nie ma co się przejmować to pewnie przez to, że wszystko stało się tak nagle. – odparła.
Imoen wzięła maga pod rękę i szli dalej. Przeszli kilka metrów i znów stanęła.
- Dobrze się czujesz? – zapytała elfka.
- Zaczął boleć mnie brzuch
- To pewnie z głodu – wtrącił Minsc żartobliwie
- Hehe, pewnie tak – odpowiedziała dziewczyna.
Zrobiła jeden krok, lecz upadła na ziemię zwijając się w kłębek i łapiąc za brzuch. Zaczęła jęczeć z bólu. Para wojowników nie wiedziała o co chodzi.
- Co się z nią dzieje?! – powiedziała przerażona Jaheira gdy Imoen powoli przybierała czarny kolor skóry.
- To te zaklęcie, Irenicus zdążył je skończyć. – powiedział bezradnie mag – niestety tego zaklęcia nie da się odwrócić i nie wiem czy teraz stanie się moja siostra – łzy popłynęła z oczu Caina.
Ciarki przebiegły po plecach dwójki towarzyszy. Cała ta wyprawa była zorganizowana po to żeby uratować Imoen, ich przyjaciółkę. A teraz okazuję się, że to wszystko było na marne. Cały ich wysiłek włożony w odbicie jej z przytułku został zniweczony przez jednego maga. Równie dobrze mogliby w ogóle nie próbować.
Imoen stawała się coraz bardziej czarna. Szybko pokrywająca ją skóra stała się czarniejsza niż noc. Ten intensywny kolor czerni zdawał się pochłaniać każde promienie światła jakie na niego padały. Jednocześnie wszystkie jej kończyny wydłużyły się i zakańczały ostrymi pazurami. Szczęka wysunęła się do przodu a zęby stały się większe i ostre jak brzytwa. Uszy stały się spiczaste a głowa łysa. Z pleców zaczęły wyrastać jej jakby długie palce, lecz szybko zaczęły z nich wyrastać skórzaste błony. Na plecach miała już skrzydła.
Całej tej metamorfozie towarzyszył okropny krzyk bólu, odgłos pękanych kości i zrywanych mięśni, które miały przyczepić się na nowo.
Tego typu czary były bardzo bolesne i korzystało się z nich tylko po to aby ukarać jakąś bestialską zbrodnię lub, wbrew pozorom, dla ratowania własnego życia, ponieważ takie istoty były kierowane instynktami. Z umiejętnością latania mogły dość szybko uciec od zagrożenia, lecz taki czar był nieodwracalny, dlatego był wykorzystywany w bardzo nielicznych sytuacjach.
- Musimy skrócić jej męki – powiedział z bólem Cain.
- Co?! Chcesz ją zabić?! – oskarżycielski wzrok Jaheiry zmierzył maga od stóp do głów. – Chcesz zabić swoją własną siostrę?!
- To jedyny sposób w jaki możemy jej pomóc – oznajmił smutno
Wyrok jaki zapadł na ich przyjaciółce nie podobał się całej trójce, ale Cain miał rację. Powinni skrócić jej męki dla jej własnego dobra.
Minsc podszedł do stwora jakim się stała, wyjął miecz i z żalem zamachnął się nad ich towarzyszką.
- Czekaj! – powstrzymał go Cain. Minsc miał już nadzieję, ż emag znalazł sposób na uratowanie swojej siostry. Mylił się. – Proszę cię, pozwól mi to zrobić.
Wojownik przekazał mu klingę i odszedł na bok.
- To nie możliwe, to nie mogło się stać, to niesprawiedliwe! – mówiła przez łzy elfka.
- Chodź, nie płacz już. Zostawmy ich samych. – objął ją ramieniem i zaczęli się oddalać.
Mag stanął przy swojej siostrze. Patrzył na nią spokojnie, lecz w środku przeżywał prawdziwą wojnę. Musiał zabić najbliższą mu osobę, nie, nie musiał......sam nałożył na siebie tak ogromne brzemię. Jedyna osoba, oprócz Goriona, która towarzyszyła mu całe jego życie. Wewnętrzny konflikt w którym się znalazł rozszarpywał go. Sumienie mówiło mu, że powinien zabić potwora jakim się stała, lecz serce nakazywało mu ją oszczędzić. Ten wybór był w jego życiu najcięższy i przyniesie wielkie konsekwencje niezależnie od decyzji jaką podejmie.
Uniósł miecz do góry. Krzycząc z żalu opuścił miecz przed siebie. Imoen dalej żyła, nie zabił jej, nie mógł. Zbyt mocno ją kochał by to zrobić.
Potwór chwilę po tym zaczął się podnosić. Cain nie dbał już o nic, nawet o to czy teraz zginie z ręki swojej „siostry”. Stwór szybko wzbił się w powietrze i tylko kilka bić serca zajęło mu oddalenie się na taką odległość by wydawał się on małą kropką na niebie.
Mag stał jeszcze z mieczem u nóg przez kilka minut rozważając swój wybór. Wiedział, że to co zrobił, a raczej to czego NIE zrobił będzie go dręczyło do końca życia, tak samo jak to, że pozwolił Irenicusowi rzucić tak ohydny czar na jego siostrę. Z oczu płynęły mu łzy. Nic w świecie nie było teraz w stanie złagodzić bólu po utracie Imoen. Teraz równie dobrze świat mógł się dla niego skończyć.
- Cain....chodź. Postąpiłeś tak jak uważałeś za słuszne – dobiegł zza jego pleców cichy kobiecy głos.
- Ja...
- Postąpiłeś dobrze, a teraz chodź, musimy odpocząć.
Możliwe, że Cain postąpił dobrze, może miał rację nie zabijając tego czym stała się Imoen. Ale tego nie dowie się już nigdy...
Koniec
Czeladnik. |
komentarz[1] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Cain cz. II-IV" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|