..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Cień przeszłości




Młody chłopiec biegł w dół porośniętego lasem zbocza. Przemykając między drzewami i krzewami, to znikał w cieniu, to pojawiał się w blasku prześwitującego przez korony drzew słońca. Zwinnie sadził długimi susami nad wystającymi korzeniami i powalonymi lata temu, porośniętymi mchem pniami wielkich drzew. Zbocze opadało coraz łagodniejsze i w końcu stawało się niemal płaskie, by nagle urwać się i ostro zajść w dół. Chłopiec trzema susami wskoczył na stojącą na krawędzi wielką, szarą skałę, pokrytą w większej części porostami i zeschłymi liśćmi. Wiosenny wiatr ciągnący od morza owiał mu twarz i rozgarnął brązową czuprynę. Spojrzał w dół na roztaczającą się równinę.. Zbocze porośnięte gęsto świerkami schodziło jakieś dwieście, trzysta metrów w dół poczym teren znowu stawał się płaski. Pod stopami wzniesienia, na którym stał, las ciągnął się jeszcze na jakąś milę poczym gwałtownie przechodził w płaską, poprzecinaną licznymi strumieniami i rzeczkami równinę, usianą gdzieniegdzie małymi zagajnikami i pojedynczymi drzewami. Tuż obok miejsca, w którym las się kończył stała mała wioska. Dymy unosiły się z kominów, a wiatr niósł odgłosy pracy w tartaku. Skrzypienie pił, dźwięki uderzających młotków i pokrzykiwania robotników. Chłopak podniósł swe błękitne, załzawione oczy i spojrzał ponad lasem i wioską, ponad równiną i rzekami, tam gdzie w oddali połyskiwało srebrzysto-złote morze.
Siedział w ciemnej drewnianej izbie. Przez niewielkie okno, pod którym stało stare dębowe biurko, sączyło się do środka światło poranka. Drewnianą podłogę pokrywały skóry i dywany.
- Pilnuj go, to dziedzictwo twojego rodu- Powiedział dziadek wręczając mu zawiniątko. Leżał w swym dużym, dębowym łożu, głowę swą, siwą i szacowną opierał na białym zagłówku. Twarz miał starą i pociętą gęsto zmarszczkami. Popatrzył na niego swymi łagodnymi, szarymi oczyma i uśmiechnął się.
- Bądź zdrów mój chłopcze.- Powiedziawszy to nakreślił ręką jakiś znak w powietrzu i wymamrotał coś bezdźwięcznym szeptem. Oczy jego zamknęły się. A ręka opadła na posłanie. Odszedł. Podążył na zachód, ku krainą wiecznego szczęścia.
Samotny chłopiec ze spływającymi po policzkach łzami, wpatrzony w daleki horyzont, stał w ciszy mocno zaciskając pięść, w której ukryty był dar od dziadka. Jego dziedzictwo. Srebrny pierścień.



***


Minął miesiąc.
Wiosna miała się ku końcowi. Ledwie kilka dni zostało do święta Elbereth, święta początku lata. Mężczyźni częściej chodzili na polowania, kobiety zbierały grzyby i jagody na wielką ucztę. Praca przy wycince drzew została przerwana. Wszędzie bieliły się odświętne obrusy wietrzące się na dworze. Na dużej polanie w lesie, niedaleko od wioski ustawiono już wielkie sosnowe stoły i ławy. Z wszystkich kuchni dolatywały zapachy najróżniejszych potraw i ciast, w których prym wiodły miodowniki. Z piwnic i spiżarni wytaczano beczki z winem i piwem. A pomiędzy tym wszystkim biegały podekscytowane dzieci.
Wieczorami siadali wszyscy w koło ogniska i z zamyślonymi minami słuchali starych historii opowiadanych przez Sorme. Wioskowego zielarza i znachora. Był on najstarszą osobą ( od śmierci Telmonda ) w okolicy i na niego spadał ten obowiązek. Szczególnie uważnie słuchali mali chłopcy. Oczy im błyszczały i otwierały się szeroko za każdym razem gdy Sorma mówił o dawnych wojnach, wielkich rycerzach i bohaterskich czynach. Tylko jeden chłopiec nie słuchał. Był to Telchar. Wnuk Telmonda.
Od czasu śmierci swego dziadka zmienił się bardzo. Spoważniał i posmutniał. Kochał bardzo staruszka i bardzo za nim tęsknił. O pierścieniu prawie zapomniał. Nosił go na rzemieniu, zawieszonego na szyi, ale nie myślał o nim wiele. Często chadzał do lasu i przesiadywał tam długie godziny. Samotnie i w ciszy, rozmawiając z drzewami i słuchając wiatru. Lecz pewnego razu gdy wracał do domu i przechodził obok polany, na której płonęło ognisko uwagę jego przykuła dziwna opowieść.
- Daleko na północ w kraju zwanym Kmyn żył Hendah Zielony. Mędrzec i czarodziej.- Sorme siedział pod starym jesionem na jednym z korzeni, otaczała go gromada dzieci przykucniętych na ziemi u jego stóp. Na środku polany płonęło duże ognisko. Ogień strzelał wysoko, a drzewa szumiały cicho poruszane delikatnym wietrzykiem.
- Znał on jak elfy mowę zwierząt i roślin. Wiatr przynosił mu wieści z dalekiego świata. Mieszkał w skromnej chatce w głębi lasu. Był on niezwykle sędziwy nawet jak na mędrca i wiedział, że śmierć jego jest bliska. Pewnego dnia przybył do niego jeździec z stron dalekich. Długowłosy wojownik o strapionej twarzy. Powiedział on, że opodal Pasma Rhun widział Jednorożca. Nowina ta bardzo poruszyła starego mędrca, lecz nie od razu był on skłonny uwierzyć podróżnemu. Dopiero gdy tamten pokazał mu garstkę sierści Hendah dał wiarę jego opowieści. Tym bardziej wstrząsnęła nim wiadomość, że w okolicy tamtej od niedawna ponoszy się zgraja Orków. Jeździec, który nazywał siebie Snagiem prosił go by ten pojechał wraz z nim na południe i namówił jednorożna do opuszczenia tamtych terenów. Powiedział on, że od kupca z Kmyn słyszał o mędrcu, który zna mowę zwierząt, roślin i wszelkiego stworzenia i dlatego przybył prosić go o pomoc. Hendah uznając iż naturalnym jest troszczyć się o jednorożce i wszelkie inne dobre istoty nie zadawał więcej pytań. Spakował się i ruszył wraz z przybyszem. Jechali wiele dni wzdłuż brzegów ..........................., aż wreszcie na horyzoncie zamajaczyły góry Rhun. - Telchar podszedł bliżej i usiadł w cieniu wielkiego dębu na skraju polany.
- Snag prowadził i niedługo znaleźli się w cieniu gór. Droga ich wiodła ciemnymi dolinami i wąwozami, aż wreszcie zbliżyli się do środka gór. Okolica była posępna i nienaturalnie cicha. W głowie czarodzieja rodziły się powoli wątpliwości. Lecz dufny w nieomylność swego osądu podążał dalej za przewodnikiem. Nastała noc. Ze wschodu dął zimny wiatr. Posuwali się powoli pod górę. Dookoła nich piętrzyły się wysokie skały porośnięte sosnami i świerkami. Ciemne chmury przykryły niebo czarnym całunem. Gdzieś w oddali zawył wilk. W pewnym momencie musieli zejść z koni i pójść piechotą. Snag zeskoczył z wierzchowca i bez słowa ruszył przed siebie trzymając go za uzdę. Szedł szybko i po pewnym czasie Hendah stracił go z oczu. Bał się nawoływać, nie chcąc sprowadzać na siebie nieprzyjaznych oczu. Szedł więc dalej w nadziei, iż odnajdzie swego przewodnika. Droga między skałami jaką jechali do tej pory zwęziła się mocno i skręciła nagle w lewo. Wtem posłyszał wołanie. Ktoś wzywał pomocy. Brzmiało to jak głos Snaga, ale dochodziło jakby z pod ziemi. Tuż przed nim droga nagle kończyła się pionową ścianą skalną, w której ział czarny otwór na kształt drzwi. Stamtąd dochodziło wołanie. Zostawił, więc swego wierzchowca i ruszył przed siebie. Korytarz był szerokości jednego człowieka i nieco wyższy. Prowadził nieco wzwyż. Gdzieś z przodu dostrzegł światło i podążył w jego kierunku. W końcu wydostał się na nikłe światło powierzchni i stanął na środku polany otoczonej ze wszystkich stron skalnymi ścianami. Dookoła polany stały dwa rzędy kamiennych słupów. Naprzeciwko korytarza którym przybył było jeszcze jedno wyjście. „Witaj w mej siedzibie”- Usłyszał gdzieś z góry. Obejrzał się i zobaczył mroczną postać stojącą na skalnej półce ponad nim. Wtedy wszystko pojął, ale było już za późno. Został oszukany i zwabiony w pułapkę. A schwytał go nie kto inny, ale Sauron. - Dzieci krzyknęły głośno- Tak, tak, żył on wtedy w górach Rhun i niewielu o nim słyszało. A biedny Harha wiedział, że gdy raz wejdzie się do jego siedziby nie łatwo jest się wydostać. Ale stary czarodziej nie chciał się poddać dobrowolnie i bez walki. Rozgorzał straszny pojedynek. Skry sypały się snopami całymi na wszystkie strony, ziemia trzęsła się i obsuwała, i choć walczył mężnie był na terenie wroga, w miejscu gdzie skupiała się cała jego moc. Po długich godzinach opadł z sił i uległ. I tak został sługą Czarnego. Tamten zaś zbierał dopieto swą potęgę i potrzebował wiedzy. Dlatego kazał wykłuć Harhże pierścień, w którym ten zawrzeć miał całą swą moc i wiedzę. Czarodziej pracował dniem i nocą przez długie lata. Lecz nie mógł skończyć. Sauron zbyt pewny był swej mocy nad nim by domyślić się, że cząstka mędrca wciąż się mu opiera, że Harha dawno skończył pierścień i schował go przed swym panem. Wtedy, a było to trzy wieki temu, przybył na wschód mąż zwany Lothem. Czarny rósł w siłę i góry Rhyn przez wielu zaczęły być uważane za przeklęte i nawiedzone. Ów Loth, mąż dzielny i waleczny zapuścił się w nie zdążając do morza Rhun. Kiedyś opowiem wam wszystko dokładniej, ale dziś już późno, więc streszczę poktótce to co się stało. Otóż trafił on do siedziby Saurona i dzięki sprytowi i odwadze pokonał go i wygnał z gór. Harha był już u kresu sił i w podzięce dla swego wybawcy powiedział mu gdzie ukrył pierścień. Loth pochował starca i zabrawszy pierścień ruszył ku morzu. Podobno osiedlił się nad jego brzegiem i wiódł tam szczęśliwy żywot. Tak mówią pogłoski. A teraz sądzę, że czas na was moi malcy.
Dzieci z ociąganiem zaczęły zbierać się do odejścia i choć bardzo były ciekawe, szczególnie zaś chłopcy, szczegółów przygody Lotha z Sauronem, a przede wszystkim jakim to sposobem udało mu się zwyciężyć, ale nie śmiały prosić o to zmęczonego starca, a że im do domu śpieszno było na kolację zaczęli odchodzić w kierunku domów. Telchar długo nie mógł zasnąć. Strasznie był ciekaw tej historii. Wreszcie, w środku nocy wstał i wyszedł na dwór. Stanął na ganku i zdjął z szyi pierścień. Przyglądał mu się długo i myślał o tym co powiedział mu dziadek. Nagle w miesięcznej poświacie na powierzchni klejnotu zapłonęły niebieskim światłem runy.





***


W dzień święta Elbereth przybył do wsi handlarz Kosztownościami. Wszystko co przyniósł ze sobą trzymał w torbie podróżnej przerzuconej przez plecy. Był to człowiek niski, w średnim wieku. Ubrany był w ciemno niebieskie, długie i wytarte szaty. Chodził powolnym krokiem znużonego wędrowca od domu do domu i oferował swe towary, oraz oglądał to co inni mieli na sprzedaż.
Zbliżał się wieczór. Ogniska płonęły. Stoły przykryte białymi obrusami pełna były jedzenia i wszelkich napoi. Piękne girlandy z jemioł i jarzębin opadały łukami na stołami. Różnokolorowe lampiony świeciły z pomiędzy drzew. Ludzie zbierali się wkoło i gawędzili przyciszonymi głosami. Był też pośród nich ów kupiec. Stał opodal jednego z ognisk rozmawiając z jednym z rolników.
W końcu wszyscy ludzie z wioski stali na polanie. Brakowało jedynie Sormy. W końcu ukazał się idąc powoli między drzewami. Odziany był w długą śnieżnobiałą szatę, a na głowie miał wieniec ze stokrotek. W ręce trzymał gałązkę wierzbową, a wokół nadgarstków owinięte miał kłącza wiciokrzewu. Ludzie przycichli i pochylili głowy. Promieniował od nich spokój i radość. Sorma sunął powoli wśród stołów i biesiadników, oczy miał błyszczące i wpatrzone w dal. Stanął pod wielkim dębem i odwrócił się do zebranych. Uniósł ręce i zanucił. Powoli pieśń stawała się coraz głośniejsza, a słowa wyraźniejsze.

Sono am tere, tera ap tna
Enna moterre
namddii
Nemo, nemo an
Pere alteya
Sorse himodo
Nemaw
Nemaw

Pieśń podjęli biesiadnicy. Melodia dobywająca się z dziesiątków gardeł dźwięczała w powietrzu tysiącem dzwoneczków. Las szumiał cicho, a ogień płonął spokojnie w ogniskach. Noc stała się czarna i nieprzenikniona. Gwiazdy lśniły czystym blaskiem. Delikatny wietrzyk niósł pieśń po lesie. Blask spłynął na polanę i śpiewających. Pieśń ścichła i skończył się. Rozradowani ludzie zasiedli do stołów długo jeszcze śpiewano i tańczono, jedzono i pito, biesiadnicy śmiali się i radowali aż od wschodu niebo poczęło jaśnieć, a gwiazdy znikać.


Konor.
komentarz[3] |

Komentarze do "Cień przeszłości"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.053691 sek. pg: