..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

PRACA JAK KAŻDA INNA



(większość z was może znaleźć dużo nawiązań do książek Terry’ego Pratchetta np. opisy kosy, czy nawet samego Śmierci, jednak mówię: TO NIE MIAŁ BYĆ PLAGIAT)

Tamtego dnia leżałem na łożu śmierci. Dziwnie to brzmi, bo przecież Śmierć nie ma łóżka. Wiem coś o tym, bo... a zresztą zaraz się dowiecie. Więc leżałem na swoim łóżku i czekałem na Śmierć. Nie śmierć, tylko Śmierć. Tego faceta w czarnej szacie i z wielką kosą. Wiedziałem, że ktoś taki musiał istnieć, bo wydawało mi się mało prawdopodobne, aby dusza samodzielnie wydostawała się z twardej powłoki, jaką jest ludzkie ciało. O godzinie po zachodzie słońca okazało się, że miałem rację. Zobaczyłem Go w progu pokoju. Szata utkana z nicości absolutnej powiewała delikatnie, muskana przez zawirowania czasu i rzeczywistości. Ostra jak światło kosa pojawiła się razem z nim. Chwycił ją w swoje kościane dłonie i podszedł do mnie. Zamknąłem oczy czekając na ostateczne cięcie. Minęło dobre pięć minut, a nic się nie wydarzyło. Powoli otworzyłem oczy. Zobaczyłem, jak Śmierć klęczy przed moim łóżkiem i trzyma kosę w wyciągniętych w moją stronę dłoniach. Spojrzał na mnie swoimi pustymi oczodołami i przysunął się. Dotknąłem kosy. Była zimna w dotyku i prawie czułem istnienie wszystkich uśmierconych przez nią osób. Śmierć odsunął się. Kosa została w moich rękach. Nagle poczułem napływ wielkiej siły życiowej. Jednocześnie czułem, że już nie należę do świata śmiertelników. Uniosłem się kilka centymetrów nad podłogą... Moja skóra, mięśnie i nerwy w jednej chwili wyparowały. Pozostał mi sam szkielet. Opadłem na ziemię. Rozejrzałem się wkoło. Widziałem doskonale mimo braku oczu. Przed sobą, na ziemi, ujrzałem kupkę popiołu przykrytą czarnym płaszczem. Podniosłem go, a popiół zsypałem do małego wazonu. Przykryłem go jak urnę i schowałem pod jedną z obluzowanych desek w podłodze. Włożyłem płaszcz. Przylgnął do mojego „ciała” jak nowa skóra. Gdy na głowę zarzuciłem kaptur usłyszałem cichy głos, który zdawał się mówić – POWODZENIA! Moją czaszkę wypełniły nowe wspomnienia i myśli. Od razu wiedziałem, kim się stałem i co mam robić. Jestem teraz Śmiercią, więc trzeba zająć się robotą.

Wyszedłem na dwór. Przyłożyłem palce do ust i gwizdnąłem. Natychmiast pojawił się przy mnie biały jak śnieg rumak. Na jego posrebrzanej uździe wyszyte było czarną nicią jego imię: ANATHEM. Wskoczyłem na siodło i pognaliśmy do domu.

Po pięciu sekundach zatrzymaliśmy się przed pałacem zbudowanym z czarnego marmuru. Odprowadziłem konia do stajni. Wszedłem do wielkiego hallu, a potem po schodach w górę. Na piętrze wszedłem do niewielkiego pomieszczenia. Tak, było niewielkie, ale mieściło w sobie klepsydry żywotów wszystkich ludzi na świecie. Klepsydry te same segregowały się, tak więc przy wejściu stały te z najmniejszą ilością piasku, a czasomierze osób najmłodszych stały w najdalszym kącie pokoju. Chwyciłem pięć najbliższych i zszedłem na dół. Po drodze odczytywałem imiona, nazwiska i adresy osób, które musiałem odwiedzić. Poszedłem po Anathema i pojechałem wypełnić pierwsze zadanie w mojej nowej pracy.

Konia zostawiłem za dworze. Przeszedłem przez ścianę rozpadającej się chałupy i rozejrzałem się. Płomienie buchały z każdego zakamarka starego domu. W najbardziej oddalonym od drzwi kącie siedział skulony mężczyzna. Wiedziałem, że ogień nadaje powietrzu specjalne właściwości, tak więc człowiek ów mnie widział.
- Czy to już koniec? – spytał. Pokiwałem głową. Mężczyzna zamknął oczy, a ja przeciąłem go moją kosą. Nie pozostawiło to żadnego śladu, ale po chwili z martwego ciała uniosła się błękitna poświata.
- BŁĘKITNE DO NIEBA, KARMINOWE DO PIEKŁA – usłyszałem w czaszce. Chwyciłem duszę w dłonie i schowałem ją do małej sakiewki z napisem „w górę”. Wyszedłem z budynku i wsiadłem na Anathema. Powietrze śmignęło wokół nas...

Zatrzymaliśmy się przed wielkim pałacem. Wszedłem przez otwartą bramę na wielki dziedziniec i skierowałem się w stronę okna sali tronowej. Przeszedłem przez szybę. Na wielkim, pozłacanym tronie siedział mężczyzna w złotej koronie. Na jego ramionach zarzucony był czerwony płaszcz. Była to godzina, w której król wysłuchiwał próśb i błagań plebsu. Nagle jedna z kobiet, stojąca najbliżej ukoronowanego, wyciągnęła zza poły płaszcza niewielki nóż.
- Nie będziesz więcej nas gnębił – powiedziała do króla. W tej chwili stałem już za jego plecami.
- WŁADCOM PRZYSŁUGUJE MIECZ – usłyszałem i natychmiast w moich „dłoniach” zmaterializował się miecz, utkany jakby z samej ostrości. Kobieta rzuciła się na króla i wbiła mu nóż w serce. Mój miecz przejechał po jego gardle. Z ciała wyleciała czerwonawa duszyczka. Pochwyciłem ją i włożyłem do woreczka – „na dół”. Wróciłem do Anathema i pojechaliśmy dalej.

Stanąłem przed starą farmą. Ze środka dobiegał płacz dzieci. Wszedłem do środka. Na starym łóżku leżała kobieta. Obok klęczało pięcioro dzieci. Wszystkie miały około dziesięciu lat.
- Mamusiu, bądź zdrowa! Mamusiu, nie umieraj! Co my bez ciebie zrobimy? – wiedziały, że nic nie zmienią, lecz mimo to płakały i modliły się. Nagle kobieta popatrzyła w moją stronę.
- Dzieci, to już koniec. Ale nie martwcie się. Zawsze będę z wami. Zawszę będę nad wami czuwać – zamknęła oczy dokładnie w tym samym momencie, w którym zadałem cios. Duszyczka koloru błękitnego powędrowała do woreczka.

*

Wielu ludzi twierdzi, że mnie widziało. Że patrzyło w oczy Śmierci. To tylko takie powiedzenie. Wszyscy ci, którzy mogliby tak powiedzieć i nie skłamać, nie żyją. To chyba logiczne.
Wielu też twierdzi, że Śmierć jest niesprawiedliwa, że gdyby nie było Śmierci, to ludzie byliby szczęśliwsi.
NIE MA SPRAWIEDLIWOŚCI. JESTEM TYLKO JA...

Avril.
komentarz[9] |

Komentarze do "Praca jak każda inna"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.149578 sek. pg: