Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
BRATERSTWO
Jechał. Trójkołowy Romer sunął po Sculpie wzbijając tumany błękitnego kurzu. Był – jak zwykle – niecierpliwy, spieszył się. „Szybciej, szybciej” – mówił sobie pod nosem, ale nic to nie dawało. Musiał zdążyć – musiał go uratować. Często ratował ludzi z tej nowo odkrytej planety. Wielu ludzi próbowało się sprawdzić, rozstrzygało zakłady dotyczące odwagi i umiejętności. Wielu przeceniało swe możliwości – wpadało w szczeliny, rozbijało się o skały lub nawet umierało w wulkanach. Zlecono mu opiekę nad Sculpie – była to wyjątkowo mała planeta, miała tylko 500 kilometrów średnicy – tylko 1/5 wielkości Plutona, najmniejszej planety Układu Słonecznego. Dlatego pracował sam, ale do niedawna. Tym razem była to wyjątkowa akcja...
***
Nawet się cieszył z samotności – uciekł od tłumu ludzi i robotów, z zamkniętych osiedli, ale gdy dowiedział się, że przydzielili mu asystenta, uradował się. Siedział w swojej bazie, nad biurkiem, w słabo oświetlonym pomieszczeniu bez żadnych ozdób – wisiało tu tylko zdjęcie jego rodziców. Siedział nad papierami – wynikami badań geologicznych – siedział za długo. W końcu opadł na zielony skórzany fotel i, swoim zwyczajem, zapalił cygaro. Założył okulary, które opadły na spiczasty nos, poprawił. Zaczął czytać gazetę, gdy nagle rozległo się stukanie. Zdziwiony wstał i z cygarem w ustach otworzył drzwi... Nie: wrota... Zobaczył smukłego, wysokiego mężczyznę w skafandrze i z walizką.
- Pan aep Ceallah, prawda? – odezwał się mężczyzna.
- Pan Bonhart – odpowiedział aep Ceallah. To nie było pytanie. – Nie spodziewałem się pana tak szybko, ale cóż... miło mi poznać.
- Mi również. Mój statek, Nightwish, jest bardzo szybki – Bonhart wszedł do środka.
- Tam, na prawo, jest pana pokój.
- Po co te „per pan”? Leo Bonhart – rzekł przybysz i uśmiechając się wyciągnął rękę.
- Cahir, a nazwisko jest zbyt długie, aep Ceallah jest tylko skrótem – odwzajemnił uśmiech i uścisnął silna rękę. – Przygotuję kolację.
- A ja w tym czasie pójdę się rozpakować.
***
„W czasie kolacji długo rozmawialiśmy – zżyliśmy się” - pomyślał Cahir. – „Rozmawialiśmy o wielu rzeczach”. Mknął dalej. „Muszę zdążyć!”
***
- Co do jedzenia? – zapytał Leo po wejściu do kuchni.
- Nic specjalnego – podniósł głowę Cahir. – Olejniczaki w sosie.
- Pyszności – Bonhart usiadł do metalowego stołu i zaczął jeść.
Cahir przyglądał się temu, ale sam nie jadł – nie był głodny. Myślał o tym, kim jest ten człowiek, skąd pochodzi, jaka jest jego historia. Leo nie wyglądał na zbyt pokrzywdzonego przez życie, wręcz przeciwnie – wyglądał na człowieka radosnego – pełnego energii. Leo widać myślał o tym samym, bo w tym samym momencie podnieśli głowy, popatrzyli sobie w oczy.
- Ty pierwszy – odezwał się Cahir po krótkim milczeniu.
- Dobrze – Leo serwetką wytarł kąciki ust i zaczął opowiadać. Długo rozmawiali.
***
„Poznaliśmy się – ja mu opowiedziałem o tragicznej śmierci mojego brata i rodziców, a on o swoim tak kontrastującym z moim życiu. Zastąpił mi Geralta.”
***
Było ciemno – 22:07. Słońce dawno już zaszło nad Vangelisem. Wszędzie było zgaszone światło, ale w jednym pokoju sierocińca wciąż płonęła mała lampka.
- Zgaś ją wreszcie – odezwał się Rience, z którym Cahir dzielił pokój.
Zignorował go. Wciąż patrzył na zdjęcie rodziców, których tak kochał. Ich dom zaatakowali bandyci – było ich ośmiu, a dorosłych mężczyzn w moim domu tylko dwóch: wujek Pirx i ojciec Vilgefortz.
- Jakie cudowne imię – powiedział do siebie półgłosem Cahir, a potem dodał kolejny dzień – już czterdziesty ósmy – w którym był sam. Zgasił lampę, położył się i zasnął głębokim snem. Koszmar powrócił – jak co nocy.
***
„Już mnie nie dręczy” – Cahir odrzucił włosy z czoła. „On miał lepiej, a mimo to się pokochaliśmy jak bracia”. Musiał zdążyć!
***
Upalny dzień na Coruscancie był w pełni. Dzieci się bawiły. Był wśród nich i młody Leo – syn kupca i szlachcianki. Był silny, wysoki – najlepszy ze wszystkich dzieci, wszystkie go podziwiały. Znów trafił. Dało się słyszeć brawa i okrzyki pochwały ze strony zawodowych strzelców przyglądających się zawodom. Tarcza na pniu była daleko, a mimo to on zawsze trafiał w sam środek.
***
Cahir z żalem do losu słuchał opowieści Bonharta, ale nie wiadomo, czy z żalem większym od współczucia, które rosło w sercu Leo. W końcu wstał od stołu, pozbierał naczynia i wrzucił do zlewozmywaka, który natychmiast je wymył, a druciane ręce poustawiały je na miejsca. Asystent wstał również i poszedł do pokoju.
Cahir zdjął ze ściany zdjęcie i długo na nie patrzył.
***
Zadzwonił telefon. Wiedzieli, kto to. Kolejny „heros”. Cahir obojętnie podniósł słuchawkę.
- SOS! Ratujcie nas... – reszta zdania utonęła w przeraźliwym krzyku kobiety.
- Spokojnie. Zaraz ktoś po was przyjedzie – chłodno odpowiedział Cahir.
- Szybko, szybko!
Pojechał Leo.
***
„Po co go samego puściłem. Niedoświadczony jest, nie zna planety. Sam powinienem pojechać” – Cahira męczyło poczucie winy z jeszcze jednego powodu: zaniedbał pracę, a powinien przewidzieć burzę piaskową, której ofiarą stał się Bonhart.
***
Siedział przy stole i nadrabiał pracę, którą powinien zrobić dwa dni wcześniej. Meteorologia – wiatry, burze piaskowe. Radził sobie z nimi bez problemu – był przyzwyczajony. Ale Leo trzeba było jeszcze poduczyć.
Doszedł wzrokiem do dzisiejszej daty i wstał gwałtownie, po drodze do drzwi przewrócił krzesło i z hukiem wypadł na podwórze – dziś miała być wielka burza piaskowa! Wziął oprzyrządowanie. Sam by sobie poradził, ale nie Leo! Wsiadł na Romera i pojechał.
***
Nie wiedział, skąd ci ludzie nadali sygnał SOS – nie wiedział, gdzie może być Bonhart. Musiał szukać po całej planecie.
Ominął kolejna szczelinę – znał je na pamięć - gdy się zaczęło. Nie było nic widać oprócz wielkich chmar błękitnych ziaren. Cahir nałożył odpowiednie okulary i dodał gazu. Rozjaśniło się trochę – widział w odległości dziesięciu metrów przed sobą; wtedy nie widać było nawet pół metra.
Minął krater, ale za chwilę zawrócił, bo miał dziwne przeczucie, że tam jest Leo. Zsiadł z Romera i zajrzał do środka. Nie było nic widać, ale Cahir wiedział, co robić – znał ten krater. Zdjął z ramienia linę, przywiązał ją do wystającego głazu i spuścił się w dół. Było coraz ciemniej, więc wyjął latarkę i przejechał światłem po ścianach. Widok, który ujrzał, był straszny – zmasakrowane ciało zawisło na wystającym głazie.
Było to kobiece ciało.
Najpewniej podróżni chcieli się tu ukryć przed burzą piaskową, a niedoświadczona kobieta osunęła się na linie i zatrzymała się na kamieniu. Zsunął się dalej – szukał Bonharta. Ujrzał światło – niewątpliwie latarki - dochodzące z dołu krateru. Zaczął zsuwać się szybciej. W końcu opadł stopami na suchy grunt i zobaczył człowieka, którego nie znał, ale dalej z wygiętą pod dziwnym kątem nogą leżał Leo.
- Przyjechałeś.
- Musiałem cię ratować – odpowiedział Cahir.
- Sam bym go nie wyciągnął, a nie chciałem go zostawiać – towarzysz kobiety podszedł bliżej.
Cahir zmierzył go chłodnym spojrzeniem.
- Po co przyjechałeś na Sculpie? – zapytał ostrym tonem. – Gdybyś nie przyjechał, nie byłoby nas tu! Musiałeś się sprawdzić?! Założyłeś się?! Po co?
- To nie tak – zaatakowany nie spuścił wzroku. – Jestem badaczem Międzyplanetarnej Organizacji Kosmicznej i przybyłem tu w celu pomocy, nie sprawdzenia się. Badaliśmy ten krater.
Cahir spuścił wzrok ze wstydu.
- Przepraszam pana bardzo. Jestem Cahir.
- Jaskier. Będzie trzeba go stąd wyciągnąć – Jaskier pokazał na Leo. – Poczekamy na koniec burzy?
- Chyba nie ma innego wyjścia.
Usiedli w kole. Czekali jakieś 5 minut. Wreszcie Cahir odezwał się:
- Ta kobieta...
- Triss – Jaskier nawet się nie poruszył. – Moja pomocniczka.
- Przykro mi...
- Nie ma powodu: sama taki zawód wybrała. Wiedziała, co ryzykuje. No, burza się chyba skończyła – rzekł raźno Jaskier i wstał. Trzeba teraz wymyślić, jak go przetransportować na górę.
- Można by go wciągnąć Romerem. Przywiązać go liną do pojazdu.
- Tak trzeba będzie zrobić.
***
W słabo oświetlonym pokoju na łóżku leżał Bonhart, a Cahir zabezpieczał mu złamanie. Jaskier siedział przy stole i, tak jak oni, pił czekoladę. Cahir miał teraz dwóch braci.
Dudek. |
komentarz[6] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Braterstwo" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|