Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Zaciągnął się do kolejnej armii, gdyż jak zwykle szykowała się kolejna wojna, a on umiał się tylko bić. Właściwie, ze sławą, jaka wokół niego urosła, mógł dowolnie wybierać sobie władców, którym chciał służyć, a i z czasem władcy zabiegali o niego. Kiedyś proponowano mu, aby sam stworzył armię sobie podobnych żołnierzy, niepokonanych; aby podbijał, zwyciężał i panował. On jednak wolał proste, żołnierskie życie. Wolał lojalnie służyć jednemu panu.
U kolejnego pana dostał polecenie, aby utworzyć oddział rozpoznawczy. Królowi marzyło się zajęcie dotąd niedostępnych terenów górskich, a także sprawdzenie, co też kryje się po tamtej stronie gór. Plotki głosiły, iż w górach kryją się nieprzebrane skarby pilnowane przez ostatnich przedstawicieli starszych ludów. Panu marzyło się zdobycie tych skarbów, przy okazji też kilku niewolników.
Lojalny żołnierz nigdy nie kwestionuje rozkazów swego króla. To jeden z punktów kodeksu naszego bohatera. Dodatkową zachętą była możliwość zdobycia łupów w grotach granitowych gór.
Ochoczo zabrał się do formowania oddziału. Miał wolną rękę w wyborze zwiadowców. W jego kompanii znaleźli się najtwardsi, najsilniejsi, najlepiej wyszkoleni w sztuce wojennej ludzie, jakich tylko znał. Spakowawszy broń, prowiant i wodę, wyruszyli bez zwłoki. Przedzierali się z trudem. Droga była kręta, kamienista. Często prowadziła wąską ścieżką nad urwiskiem, często też na swej drodze spotykali lawiny. Jedna z takich lawin zabrała mu dwóch towarzyszy. Nie zmartwił się zbyt ich stratą, bardziej żałował ładunku żywności, jaki tamci nieśli ze sobą. Strata pewnej ilości jedzenia mogła kosztować ich życie. Nie dopuszczał do siebie myśli, iż mógłby zawrócić ze szlaku nie wykonawszy polecenia swego pana. Zmuszeni byli zmniejszyć racje żywnościowe oraz podzielić je tak, aby każdy ze zwiadowców niósł żywność wyznaczoną tylko dla siebie. Kolejna strata żołnierza nie odbiłaby się echem śmierci głodowej w górach, na pozostałych. Wstępowali w coraz wyższe partie gór. Noce stały się teraz zimne. Coraz więcej śniegu pojawiało się na szlaku. Racje żywnościowe kurczyły się w zastraszającym tempie. W czasie jednego z nocnych postojów, do prowizorycznego obozowiska zbliżyły się dzikie zwierzęta. Stojący na staży, zniknął bez wieści. Rano znaleźli jego poszarpane zwłoki na jednej z półek skalnych.
Osłabieni i głodni, dotarli wreszcie do jednej z wielu grot uformowanych na rozległym płaskowyżu. Zaczęli je przeszukiwać kolejno jedną po drugiej, lecz zamiast skarbów spotkali tam potomków elfów – niedobitków po wielkiej fali eksterminacji. Chudych, wynędzniałych, wciąż dumnych i choć wypędzonych ze swoich domów i krain – jednak wolnych.
Dumny wzrok wolnych elfów i brak w grotach oczekiwanych skarbów wywołał w zwiadowcach narastający gniew. Byli zmęczeni, zawiedzeni, rozdrażnieni całą sytuacją. Jeden z młodszych wyjął miecz i ruszył w stronę stojących naprzeciw nich elfów. Pałał rządzą mordu. Inni poszli jego śladem, chcieli dokonać rzezi. Tylko nasz bohater stał osłupiały wpatrując się w twarze tubylców. W pierwszej chwili tego nie zauważył, ale teraz jeden szczegół zwrócił jego uwagę: nienaturalnie zielone oczy. Atak zwiadowców nie wywołał w elfach jakiejkolwiek reakcji. Nadal stali dumnie wpatrzeni w swoich oprawców. Do żadnej rzezi jednak nie doszło. Nagle spod ziemi wyrosły przed atakującymi wężowate pędy i oplotły ich ręce, nogi i szyje. W ciągu zaledwie kilku chwil cały oddział zwiadowców wisiał nieruchomo, bez życia, na długich pędach, niczym strąki fasoli. Widząc to zjawisko, nasz bohater też chwycił za miecz, lecz już bez przekonania. Wahał się pierwszy raz w życiu. Stał i nie wiedział, co ma czynić. Chciał pomścić towarzyszy, postąpił krok naprzód, ale przyroda mu to utrudniła. Naraz spod ziemi wyrosły kolejne pędy i chwyciły go za ręce i za nogi, podniosły do góry jednak nie zabiły. Powoli domyślał się, dlaczego, a świdrujące, zimne spojrzenia zielonych oczu podpowiadały mu prawdę. Nie zginął tylko dlatego, że matka ziemia nigdy nie zabija swoich dzieci, a on był jednym z jej dzieci; był jednym z elfów. Zebrani wokół wisielców rozstąpili się i w obłoku mgły pojawił się na płaskowyżu duch ziemi. Na jego skinienie, pędy opuściły na ziemię naszego zwiadowcę, lecz nie uwolniły jego członków. Duch zbliżył się do niego, położył rękę na jego sercu, drugą zakrył jego oczy. Świat pociemniał, w uszach mu zaszumiało, poczuł się, jakby go ktoś unosił, jednocześnie czuł jakby jego ciało było dla niego obce i w dodatku z całej siły było ściskane w wielkich kleszczach. Potem znalazł się sam na sam z duchem ziemi w błękitnej, bezkresnej przestrzeni. Duch opowiedział mu o losach elfów; ich pochodzeniu, kulturze, pokazał świat przed przybyciem człowieka. Odwiedzili razem piękne, kwieciste doliny z mnóstwem barwnych motyli, gęste lasy z olbrzymimi drzewami zamieszkałe przez różnorakie zwierzęta, ośnieżone szczyty gór, widzieli rwące potoki pełne ryb. Potem Duch zalał jego umysł obrazami zniszczenia, wojen, chorób i głody, obrazami, które tak dobrze znał. Na końcu pokazał mu wizerunek jego rodziców - ludzkiej matki, którą utracił w dzieciństwie i ojca elfa, którego nigdy nie poznał. Nasz żołnierz, choć wiele w życiu już widział i zobojętniał mu ten świat, poczuł w sercu silny ból, a z oczu zaczęły płynąć mu łzy.
Nagle znów znaleźli się na płaskowyżu, ale jakby w innym czasie. W dniu, w którym w odległym wzgórzu narodził się z ludzkich myśli demon. Niebo wtedy pociemniało. Raz po raz przecinały je błyskawice, a ziemia drżała, gdyż nie chciała przyjąć swojego nowego mieszkańca. W kilka godzin później, ze wzgórza, które demon wybrał sobie za siedzibę poczęły wydostawać się kłęby dymu, a ślad za nim zaczęła wypływać lawa. Miejsce to wyglądało jak owrzodzona rana, z której wydostawała się zakażona krew. To faktycznie krwawiła ziemia.
I wtedy Duch Ziemi przemówił: „Czy nie czujesz się zmęczony, czy nie chciałbyś wreszcie w spokoju usnąć i obudzić się bez lęku? Nie marzyłeś o domu, rodzinie, dzieciach? Nie chciałeś powstrzymać kiedyś tej rzezi? Ja wiem, że tak było. Ale jeszcze nie wszystko stracone, jeszcze można uratować ten świat, ale żeby tego dokonać trzeba uśpić demona. I tylko ty możesz tego dokonać. Tylko ty możesz się do niego zbliżyć, gdyż on dopuszcza do siebie tylko ludzi, ale nie ulegniesz jego wpływowi, bo jesteś też elfem. Pomyśl o tym teraz, wiedz jednak, że z drogi, którą wybierzesz nie będzie odwrotu.”
Wyruszył nasz bohater w stronę wulkanu pełen obaw, z rozdartym sercem, w którym zaczęła tlić się iskierka nadziei dla niego i dla tego świata.
Szedł tak przez wiele dni i nie cierpiał ani głodu ani zmęczenia. To opiekuńcze duchy zapewniały mu strawę i dawały mu energię do dalszego marszu. Ważna była każda chwila, gdyż według wskazówek ducha ziemi, zbliżał się dzień zaćmienia słońca, w którym demon mógł zostać pokonany i uśpiony.
Zorian.
strony: [1] [2] |
komentarz[3] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Dawno, dawno temu, cz. I" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|