Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Po drodze elf opowiedział mu swoją historię. Nym dowiedział się także, że wojnę rozpoczęło tajemnicze królestwo z północy. Większość jej armii to najemnicy i piraci z Północnego Morza. Elf i czarodziej stanęli naprzeciw drogi. Przed nimi rozpościerał się piękny krajobraz, góry, łąki lasy, gdzieniegdzie w oddali widać było małe wsie, a na jednym wzgórzu mury ochronne - to był początek drogi do miasta Aqilon. Droga była mocno strzeżona, tak jak samo miasto, znajdujące się po drugiej stronie gór. W końcu czarodziej powiedział:
- No cóż przyjacielu, ruszamy do miasta dowiedzieć się o twoim tajemniczym flecie!
I ruszyli...
W tym czasie wielki wódz krasnoludzki planował wraz ze swoimi kamratami frontalny atak na owego elfa, dzierżącego jeden z najpotężniejszych mieczy Starego Świata.
Wiedział, że aby pokonać potężną moc tego artefaktu, należy zrozumieć jego działanie. Udał się więc do Huntraela, jednego z magów, tudzież emirów, lekko zatem niespełna rozumu. Ten, choć zdawał się nie rozumieć tego, co mówi, objaśnił krasnoludowi zasadę pokonania, wszak nie dzierżącego, ale dzierżonego oręża. Sposób wydawał się prosty, a do jego wykonania należało jedynie, jak w typowym sposobie użyć dziewicy i serca zmarłego męża. Choć zmarłych świeżo mężów nie było pod dostatkiem, dało się ich z łatwością naprodukować... Zatem z produktami i pomysłem krasnoludowie udali się na poszukiwania elfa, którego sława wyprzedzała nawet czyny....
Nym i czarodziej spokojnie podążali do Agilon, nie wiedząc o planowanym nań ataku. Droga do miasta była długa i naszpikowana wrogami.
Nastała noc, czarodziej ocenił, że jeśli przyspieszą kroku, to w Agilon będą za niecałe dwa dni, tymczasem rozłożyli tobołki i rozpalili ognisko.
- Mistrzu, a co Ty sądzisz o tym flecie? – zapytał niepewnie Nym.
- Hmmm, wiesz… trudno powiedzieć, ale... zapewniam cię, że jeśli to cenna rzecz, to krasnoludy są już gotowe, by zdobyć go za wszelką cenę – ostrzegł czarodziej.
Elf ucichł jakoś dziwnie na dłuższą chwilę, siedział zadumany, po czym wyjął swój złoty, a od niedawna „magiczny” flet i zaczął na nim grać... melodia rozbrzmiewała po całym lesie, wokół zebrały się nocne duszki, które doskonale ją znały. Była to atramburia, grana tylko i wyłącznie kiedy ktoś miał jakieś kłopoty i nie potrafił się z nimi uporać.
Wtem melodia urwała się, a flet natychmiast zmienił postać na złoty, lśniący w blasku ogniska, miecz. Nym nadal nie potrafił zrozumieć, jak to się dzieje, że jego podarek od dziadka samoczynnie zmienia się w przeróżne rzeczy. Miecz wzbił się w powietrze i pofrunął gdzieś w głąb lasu
- Hej, zaczekaj! Gdzie lecisz?! Proszę, wróć!
Krzyki Nyma obudziły czarodzieja.
- Co się stało? – pytał zaspany.
- Flet! Miecz! Uciekł! Uniósł się i poleciał, o tam! – elf wskazał miejsce, dokąd poleciał ów miecz.
- Hmm... Obawiam się, że nie powinniśmy biec za nim, wydaje mi się, że twój flet przybiera różne formy, zależnie od sytuacji, w jakiej się znajdujesz. Jeżeli w pobliżu jest jakieś niebezpieczeństwo – zmienia się w miecz, jeżeli potrzebujesz przejść przez rzekę – staje się konarem drzewa, jeżeli potrzebujesz zapolować na jakiegoś zwierza – przybiera postać łuku...
Nym, spokojny już, patrzył długo w kierunku, w którym udał się jego miecz. Nie mógł pogodzić się z myślą o stracie tak cennej dla niego rzeczy...
Elf próbował zasnąć, ale myśl o mieczu nie dawała mu spokoju, a tymczasem mag już dawno pogrążył się we śnie. Stwierdził, że nie ma co się przejmować, miecz i tak wróci, a elf, który pierwszy raz był w takiej sytuacji, nie mógł tego tak zostawić. Postanowił poszukać miecza. Wstał, sprawdził czy nóż, który nosił przy pasie, jest dobrze przymocowany i poszedł w las. Po kilku minutach usłyszał krzyki. Niewiele myśląc pobiegł w stronę, z której dobiegały odgłosy. Pędząc ile sił w nogach znalazł się na małej polance, na środku której stał człowiek z mieczem w dłoni. Naokoło niego było pełno goblinów. Kilka leżało już martwych. A nad trupem jednego z nich unosił się miecz Nyma.
Ów miecz błyskawicznie wpadł w ręce elfa. Stało się to tak szybko, że sam Nym nie zorientował się, jak zabił jednym ruchem dwa gobliny. Nie minęło czterdzieści sekund, a na polanie pozostał tylko elf, nieznajomy człowiek i horda zabitych goblinów.
- Dzię… dzięk… dziękuję ci, młody... człowieku?
- Elfie. Nazywam się Nym. A to nie ja zabiłem te wszystkie gobliny... Ale to długa historia, i tak jej nie zrozumiesz. Powiedz mi, jak masz na imię i co robisz sam w środku nocy w głębi ciemnego lasu?
- Eee, nazywam się Asanel jestem żołnierzem Zjednoczonych, idę już przeszło tydzień i nie potrafię znaleźć drogi do Agilon. Ale już nie przeszkadzam.
- Agilon, powiadasz? Właśnie się tam wybieram, jeśli chcesz możesz zabrać się ze mną.
Asanel pozbierał swoje rzeczy rozrzucone po polanie, znalazł konia, który pasł się na skraju lasu z drugiej strony i poszli do obozowiska maga i elfa.
Po drodze Nym przyjrzał się dokładnie nowemu towarzyszowi. Asanel był wysoki, dobrze zbudowany, jego długie siwe włosy, spięte opaską u czoła, opadały mu na ramiona. Przy pasie miał dosyć drogi, jak na jednoręczny, miecz, sztylet i sakwę, na plecach łuk i kołczan. Ubrany był w szarozielony wojskowy płaszcz. Na twarzy, przez całe czoło, miał okropną bliznę. Nyma od razu zainteresowała ta pamiątka.
”Ciekawe, skąd ją ma” - pomyślał. Tymczasem doszli do obozowiska.
I tak po raz kolejny szczęście nie opuściło człowieka.
Asanel ogrzał się przy ognisku, posilił i zasnął, podczas gdy elf oglądał dokładnie swój flet i rozmyślał patrząc w gwiazdy. Nym jako przedstawiciel elfów leśnych, mających szersze horyzonty myślowe od innych ras, będące mniej zafascynowane sobą niż wysokie elfy, a nawet utrzymujące kontakty z ludźmi, są wspaniałymi łucznikami, chociaż zamiast walki wolą polowania, tańce, śpiewy i zabawę. Ale Nymowi daleko było do zabaw i śpiewu. Z dnia na dzień był ciekawszy, jakie właściwości ma jego złoty flet i nie mógł się już doczekać spotkania z największym znawcą magii.
Nazajutrz, gdy słońce obudziło całą przyrodę, a rosa spływała z liści nadziei, Mag zapoznał się Asanelem, nowym towarzyszem podróży i wszyscy razem ruszyli do miasta.
Nym.
strony: [1] [2] |
komentarz[8] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Tajemnica złotego artefaktu, cz. I" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|