Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Jelonek był pyszny, wszyscy zachwalali kunszt kucharski kuchmistrza, ale nikt nie chciał lizać go po palcach.
W ciągu godzinki z cielątka zostały tylko kosteczki.
Zrobiło się późno i deszcz przestał padać. Zmęczeni po trudach całego dnia udali się na spoczynek, jutro czekał ich znów kawał drogi do przejechania.
Cleo umyła się za wozem pod czujnym okiem swojego ochroniarza, a potem oddaliła się w zarośla za potrzebą.
Kupcy nie marnując wody na mycie poszli spać. Kalif opłukał się z grubsza i położył się na wozie.
Nagle ciszę rozerwał przeraźliwy krzyk Cleo. Kalif poderwał się na równe nogi, złapał szable i wyskoczył z wozu.
Z namiotów wyskoczyli kupcy i Serafin z łukiem w ręku i kołczanem na plecach, przy pasie miał miecz.
Kupcy nie ruszyli się ani na krok, ale Serafin skoczył jak żbik w stronę dobiegającego wrzasku, za nim skoczył Kalif. Serafin wykonał szybki gest rękoma i nad ich głowami pojawiła się niewielka kula lśniąca jasnym światłem.
Krzyk dobiegał od wschodu. Kalif i Serafin mknęli jak strzały, gałęzie boleśnie biczowały ich twarze, ale nie zważali na to. Biegli ile sił w nogach. Odbiegli już spory kawałek od obozu, kiedy krzyki i piski czarodziejki stały się coraz głośniejsze. Zbliżali się do nich. Po kilku chwilach zobaczyli cztery postacie. Były to mutanty. Byli wielcy i bardzo dobrze zbudowani, mieli wielkie szczęki uzbrojone w ogromne, pożółkłe, powykrzywiane kły. Odziani byli w skóry dzikich zwierząt, a w łapach dzierżyli topory. Jeden z nich niósł na plecach Cleo i biegł dalej, a trzej pozostali odwróceni byli w stronę pościgu. Serafin w mgnieniu oka wyciągnął strzałę z kołczanu, nałożył na cięciwę, przystanął na moment i strzelił. Strzała pomknęła jak błyskawica i z impetem wbiła się w oko pierwszego mutanta. Dwa pozostałe z głośnym wrzaskiem rzuciły się na Kalifa. Łowca w mgnieniu oka wyciągnął szable i biegł dalej. Ochroniarz w tym czasie rzucił łuk, wyciągnął miecz i puścił się biegiem w stronę mutantów.
Kalif skręcił lekko w lewo i lawirując między drzewami zaszedł mutanta od boku. W tym czasie Serafin biegł prosto na drugiego mutanta. Zwarli się jednocześnie. Kalif ciął szablą, mierząc w głowę, mutant uniknął odchylając się do tyłu. Kalifem delikatnie zachwiało, nie spodziewał się tak szybkiej reakcji ze strony wielkiego mutanta.
Mutant wykorzystując zachwianie łowcy ciął z rozmachem w brzuch wroga. Kalif podskoczył nad toporem, który wbił się do połowy w drzewo. Zawisnął na moment w powietrzu i z całej siły kopnął mutanta w pysk, ten zatoczył się do tyłu, potknął o wystający korzeń i upadł na plecy. Kalif był już na ziemi, podbiegł do leżącego i z rozmachem wbił dwie szable w wielki tors mutanta. Szable przygwoździły mutanta do ziemi, kończąc jego żywot.
W tym samym czasie Serafin walczył jeszcze z ostatnim mutantem. Dzikus atakował z furią, ochroniarz zręcznie unikał ciosów i kąsał jak kobra. Mutant krwawił poraniony i powoli opadał z sił. Serafin zaatakował po raz kolejny mierząc w brzuch, tym razem ostrze nie napotkało oporu. Mutant osunął się na ziemię, chwilę jeszcze pocharczał i odszedł do krainy wiecznych łowów, na spotkanie ze swoimi współplemieńcami. Świecąca kula zaczęła powoli dogasać.
Serafin znowu wykonał szybki gest rękoma i kolejna kula zmaterializowała się nad ich głowami i zaczęła świecić jasnym światłem.
- Musimy biec dalej - powiedział Kalif - nie zostawię jej samej.
- No to biegnijmy - odparł Serafin - wytropimy go po śladach, które zostawił. Jakby taran przejechał.
- Nie czas na gadkę - powiedział łowca. - Idziemy!
Szli bardzo szybko, ślad był doskonale widoczny, jakby go faktycznie zrobił taran. Po kilkudziesięciu krokach usłyszeli jakby grzmot i niewielka błyskawica rozświetliła puszczę kawałek drogi przed nimi. Od razu pobiegli w tamtą stronę. Po kilku krokach poczuli swąd spalenizny i usłyszeli krzyki Cleo.
- A niech to wszystko szlag trafi! - wrzasnęła czarodziejka. - Kurewskie mutanty.
- Powinno się je topić, zaraz po urodzeniu - dodała nieco spokojniejszym głosem.
A potem zaczęła płakać.
Podeszli do niej, siedziała oparta o pień drzewa w podartej koszuli i płakała. Obok niej leżał wielki mutant, a właściwie pieczeń z mutanta. Był cały zwęglony, a śmierdziało od niego jak cholera.
- Chodźmy stąd - powiedział Kalif - śmierdzi tu spalenizną.
Serafin wyczarował kolejną kulę i poszli w stronę obozu.
Po kilkudziesięciu krokach usłyszeli głośne rżenie i z krzaków przed nimi wybiegł na nich koń.
Serafin szybko odskoczył w bok, a Kalif chwycił Cleo za talię, pociągnął za sobą i skoczyli w zarośla.
Spłoszony koń przemknął koło nich i pobiegł dalej w las.
Wszyscy w zaskakującym tempie podnieśli się na nogi.
- Do obozu! - krzyknął Kalif. – Biegiem!
Biegli ładny kawałek, po chwili zobaczyli blask bijący od strony obozu. Wbiegli na niewielką polankę, na której rozbili obóz. Płonął jeden z wozów, dwa kolejne były przewrócone. Namioty były poprzewracane i podarte, wiele rzeczy z wozów leżało na ziemi.
Cleo rozejrzała się po obozie w poszukiwaniu ludzi i wtedy ich zobaczyła.
- Nieeeee!!! – krzyknęła, a jej głos powoli cichł.
Ciała kupców były zmasakrowane, ktoś do nich najpierw strzelał, a potem ich dobijano.
Niedaleko płonącego wozu leżało ciało Rafaella, na brzuchu, a z pleców starczała brzechwa strzały. Obok niego przy przewróconych wozach leżał martwy Bolard ze sztyletem w ręku, był bardzo poraniony i miał poderżnięte gardło.
Gorasul siedział oparty o pień drzewa niedaleko ognia, wyglądał jakby wpatrywał się w ogień, tylko oczy , w których wygasło życie, potwierdzały śmierć kupca.
Ciała Marko i Darko leżały blisko siebie, tuż przy ogniu. Marko leżał na plecach w brzuch miał wbitą strzałę, miał też podcięte gardło. Darko leżał na nogach brata plecami do góry.
- To nie może być prawda - powiedziała prawie szeptem. - Nie może być.
- To była zasadzka - powiedział Serafin - a my daliśmy się podejść.
- Mogłeś zostać - rzekł Kalif - ale wtedy leżałbyś tu między nimi z poderżniętym gardłem.
- Zapłacili mi za ochronę, a ja zawiodłem - powiedział ochroniarz i spuścił głowę. - Nie jestem wart funta kłaków.
- Ja też jechałem z wami i miałem ich ochraniać - odparł Kalif - ale nawet gdybyśmy zostali, co moglibyśmy zrobić? Wystrzelaliby nas jak kaczki. Los tak chciał, powinniśmy dziękować mu za to, że żyjemy.
- Oni nie żyją - prawie krzyknęła, a łzy spływały jej po policzku - czy tu jesteśmy, czy nas nie ma, czy tu byliśmy, czy nas nie było, oni nie żyją i nic na to nie poradzimy.
- Ale póki co możemy coś dla nich zrobić – dodała. - Pochowajmy ich jak należy, nie godzi się tak ich zostawić na pastwę dzikich zwierząt.
Serafin przyniósł trzy szpadle i zaczęli kopać niedaleko od ogniska. Kopali w milczeniu, pogrążeni w smutku. Wykopanie pięciu grobów zajęło im trochę czasu, ziemia była miękka, ale było tu pełno korzeni drzew i krzewów, które utrudniały kopanie. Ułożyli ciała w grobach i zasypali je ziemią.
Chwilę później postali w milczeniu, a potem postanowili odpocząć. Serafin pogrzebał trochę w rzeczach wyrzuconych z wozu i znalazł antałek samogonu Rafaella i dwa kubki, przyniósł to do pozostałych.
- Wypijmy za nich - powiedział Serafin i podał kubek Cleo i Kalifowi. - Pij pierwszy.
Serafin nalał samogonu do kubków.
- Niech im ziemia lekką będzie - wzniósł kubek Kalif - i żeby im było lepiej tam niż było tutaj.
Wypili, łzy napłynęły im do oczu, trudno stwierdzić czy były to łzy smutku, czy samogon tak palił.
Potem wypił Serafin a na jego policzki spłynęły łzy, co było dziwne, bo kiedy pili z kupcami, nawet się nie zakrztusił.
Później Kalif z Serafinem naprawili jeden namiot i położyli się spać. Kalif objął pierwszą wartę, a potem miał go zastąpić Serafin.
Obudzili się późnym rankiem. Słońce było już wysoko na niebie i lekko przygrzewało. Było ciepło.
Zapowiadał się ładny słoneczny dzień.
Serafin przygotował śniadanie i zaparzył kawę. Cała trójka usiadła koło ogniska.
- Co teraz? - zapytał Serafin i popatrzył po towarzyszach.
- Ja muszę się dostać do Midgaru - odpowiedziała Cleo.
- A ja jestem jej przewodnikiem - powiedział Kalif - więc idę z nią, a ty możesz iść z nami. - Nic tu po tobie, a w Midgarze łatwo o jakieś zajęcie - dodał łowca.
- Kalif ma rację, chodź z nami - powiedziała czarodziejka.
- Może macie rację - odparł Serafin.
- Nie daj się długo prosić - powiedziała.
- Pójdę z wami - odparł - co mi tam.
- No, to mamy ustalone - powiedział Kalif - idziemy do Midgaru. Czas się zbierać.
Jakimś cudem odnaleźli swoje tobołki, dopakowali trochę prowiantu, znalezionego w poprzewracanych wozach. Cleo zmieniła koszulę, bo ta, którą miała na sobie, nie nadawała się już do niczego.
Napełnili bukłaki i byli gotowi do drogi. Do Midgaru zostało jakieś sześć dni podróży.
Wyruszyli przed południem.
- Pójdziemy szlakiem na Międzyrzecze - powiedział Kalif - to wioska rybacka w rozwidleniu rzeki. A potem się zobaczy, może uda nam się zaczepić się na jakiejś barce.
- Widzę, że znasz te rejony - powiedział Serafin. - Dużo podróżujesz?
- Trochę się już pałętam po świecie - odparł łowca nagród. - bBwało się tu i tam.
- Jak daleko jest do tego Międzyrzecza? - zapytała Cleo.
- Jakieś dwa dni drogi - odpowiedział.
Do wieczora szli wydeptanym szlakiem, słońce mocno grzało, a wiatru prawie nie było, kilka razy musieli się kryć przed przechodzącymi bandami mutantów. Cleo dziwiła się, dlaczego w środku puszczy mogli rozpalić ognisko, a na peryferiach muszą siedzieć po ciemku.
Kalif szybko jej wyjaśnił, że o wiele więcej mutancich band kręci się na krańcach puszczy, ze względu na większe szanse spotkania kogoś do złupienia. W środek puszczy prawie nikt się nie zapuszcza, więc bandy nie mają czego tam szukać.
Przed nocą znaleźli spokojne miejsce na mały obóz. Nie rozpalali ognia, żeby nie zwabić mutantów.
- Kim właściwie są mutanty? - zapytała Cleo.
- Mutant to pół-człowiek, pół-zwierz, taki mieszaniec - odpowiedział Kalif.
- Zawsze wyglądają jak ci, których widziałam? - zapytała ponownie.
- Nie – odpowiedział. - Znam osobiście kilku mutantów i wyglądają prawie jak ludzie, umyci, dobrze ubrani i mam o nich jak najlepsze zdanie. Zresztą widziałaś kilku w Middel Hill.
- A te mutanty, które widzieliśmy w puszczy, są głupie, ledwo potrafią się wysłowić - ciągnął Kalif. -Dlatego często są manipulowani przez innych - mówił dalej. - Są oczywiście plemiona, które żyją swoim życiem i nie wtrącają się w życie innych, ale takich plemion jest coraz mniej.
- Ale skąd oni się wzięli? - pytała dalej Cleo.
- Odpowiem ci najlepiej, jak potrafię - powiedział Kalif. - Nie mam zielonego pojęcia.
Potem położyli się, żeby przenocować, Serafin został na warcie.
Noc była spokojna i pogodna, Kalif zmienił Serafina w połowie nocy.
strony: [1] [2] [3] [4] |
komentarz[1] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Do Midgaru, cz. II" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|