..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

ROZSTAJE



Zmierzch zapadał powoli, jakby chcąc napawać się powolną przewagą nad upadającym słońcem. Gdzieniegdzie widać było tylko złote blaski spomiędzy chmur, kontrastujące z wydobywającym się mrokiem. Księżyc świecił brunatnym blaskiem, co wcale nie ułatwiało podróży. Koń powoli, z namysłem i rozwagą przekładał kopyta, niespiesznie podążając nierównym, kamienistym traktem. Tylko co jakiś czas słychać było ciche uderzenia kopyt o kamienie lub poruszenie ptaka wśród gałęzi.
Jeździec kiwał się miarowo w siodle; nie była to pierwsza godzina ciężkiej podróży donikąd. Po prawdzie, on sam nie wiedział, dokąd miał dotrzeć i gdzie szukać celu. O ile pamiętał, był to już nie dzień, ale równy rok i trzy miesiące, odkąd opuścił ukochany Tirion i wyruszył nie wiedzieć gdzie i po co. Zresztą, to nie był jego pomysł.
Ogólnie podróżowanie nie było jego ulubionym zajęciem, chociaż był to jeden z niewielu momentów, kiedy mógł być sam. Bractwo od zawsze wolało trzymać się razem, a i zaopatrzenie zdobywali we własnym zakresie. Ale Belegond lubił samotność, jej kojący cierpki smak w ustach, miłą uszom ciszę, nie mąconą ludzkim głosem, brzmiącym przy niej jak zgrzyt. Oczywiście nic dla niego nie równało się lekkiemu wiatrowi w uszach, zielonej wiosennej przestrzeni łąki i perlistej rosie na rękach – Belegond przedkładał to nad wszystkie zamki i twierdze Gardu, więżące go kamiennymi murami i stęchłym powietrzem. Samotność...
...nie zawsze mu towarzyszyła. Było kiedyś inne życie, inne barwą, zapachem, dźwiękiem. Było, bo to, co po nim pozostało, to zaledwie mgliste wspomnienie i dojmujące uczucie straty czegoś, czego nie da się już odnaleźć. W każdym razie nie dało. Zawsze, kiedy nie ma innych dróg, jest nadzieja. I właśnie tej nadziei tak kurczowo się trzymał. Ostatnia pozostałość po tamtym życiu.
Bractwo było domem i rodziną. Nie miał nikogo innego, a przynajmniej teraz. Nie wiedział dokładnie, jak tam się znalazł, ale teraz nie znał innego życia. Spokojny, wręcz monotonny bieg wydarzeń ukoiły zmęczoną duszę wojownika i przekształciły go w kogoś zupełnie innego. Kiedyś – młody, porywczy, pełen życia i oczekujący z podniesionym czołem na kolejne igraszki losu... teraz... kim był teraz…?
Noc mijała niespiesznie, delektując się tymczasową władzą nad czasem. Godziny mijały powoli i Belegond czuł potrzebę postoju. Jednak dość zaprawiony w dalekich wojażach usłuchał głosu w swoim sercu, który towarzyszył mu od czasu ostatniego popasu dziesięć godzin temu: „Nie zatrzymuj się, idź aż dojdziesz... będziesz wiedział, kiedy”.
Sprawa decyzji o podróży stała się kwestią paru chwil. Nie wiedział, skąd, ale obudziwszy się rano doznał niesamowitego uczucia: nieodpartej woli podążania za nie wytyczoną ścieżką. Tak jakby ktoś - lub coś - chciało przywołać go do siebie. Co tym bardziej dziwne, Bractwo nie sprzeciwiało się jego zamiarom, a wyglądali tak, jakby od dawna spodziewali się tego obrotu sprawy. Musieli wiedzieć więcej od niego, skoro on dowiadywał się o tym ostatni. W Bractwie nakazywano ścisłe milczenie, jeśli tego wymagał interes sprawy. Nawet nie spostrzegł się, jak siedział na koniu z zapasami żywności i eliksirów, zostawiając za sobą jedyne przyjazne miejsce.

*
Tak jak zmierzch tryumfował nad światłem dnia, tak teraz mrok jakby zelżał i stał się granatowym przeźroczystym welonem, a nie czarną ścianą. Powoli różowa poświata zapłonęła na bezchmurnym niebie, a wokoło do życia budziło się dzienne życie. Właśnie w tym przełomowym momencie Belegond przystanął.
Podczas podróży nie zastanawiał się, dokąd jedzie, w którą drogę skręca. Koń prowadzony jego myślami, a on wskazówkami serca, jechał przed siebie, nie widząc końca podróży. A teraz czuł, że musi stanąć. Jego oczom ukazał się rozstaj – dwie drogi, prowadzące na wschód i zachód, powstałe z rozdzielenia głównego traktu. Pierwsze złote promienie słońca padły na omszony kamień pomiędzy nimi. Okolica ziała pustką, nie słychać było ludzi, tylko zwierzyna i szum wiatru w gałęziach drzew za plecami.
To właśnie było to. Chociaż Belegond nie rozumiał, dlaczego akurat tu, coś podpowiadało mu, że teraz musi podjąć decyzję; dopiero tutaj musi zadecydować, a nie być prowadzony dalej niewidzialną siłą. „Lecz jak mam zadecydować? Nie znam celu, gdzie mam się udać...co robić?” - pomyślał i zaczął się modlić do bogów natury o pomoc. Nic innego mu nie pozostawało.

*
Minęło parę godzin a sprawa nie ruszyła się nawet o krok. Belegon siedział oparty o kamień, przyglądając się pasącemu się obok rumakowi i myśląc o dalszej podróży. Wiedział, że coś musi się stać, szukał nieustannie wskazówek, gdzie miałby podążać, jednak nic nie wskazywało, że otrzyma jakąkolwiek pomoc. Po ponownym przestudiowaniu w głowie mapy okolic, stwierdził, że to nie tędy droga. Postanowił zagłębić się wewnątrz siebie, tego właśnie nauczało Bractwo. Może właśnie we wspomnieniach jest ukryty klucz...

„...mrok... cień... znowu mrok.. .jakby coś zasłaniało światło, niemożliwe do usunięcia... i nagle spokój, cisza.... śpiew, kobiecy śpiew w oddali, lekki powiew wiatru na twarzy, śmiech ludzi dokoła niego... NIE... dwa galopujące rumaki... tętent kopyt i rozwiana grzywa przed twarzą... galop w stronę zachodzącego słońca... NIE... walka, srebrzysty miecz w ręku i przed oczami... miecz w ciele białego, wysokiego człowieka... ból, przeszywający ból na policzku i w prawej ręce... mrok... znów mrok... NIE... ból, tyle że jeszcze silniejszy... ból wewnętrzny, jakby wydzieranie serca... krzyk... jej krzyk i jej ból... ostrze mieczy przed oczami... NIE!... ból, tępy ból... świadomość czegoś nieuniknionego... zapach śmierci i bólu... krzyk w głowie i duszy... NIE, NIE, NIE!!!... rozpacz... ból... zwątpienie... cień śmierci na plecach... pustka, rozdzierająca pustka... mrok.. .cisza...”

*
Wstawał już kolejny dzień, kiedy Belegond otrząsnął się z odrętwienia. Dreszcz przeszył jego ciało, uderzając najsilniej w policzek i prawą rękę. Jak zwykle, kiedy wilgoć wypełniała poranne powietrze. Z dziwną pewnością i stanowczością przywołał konia i szybkimi ruchami osiodłał go, będąc cały czas jak we śnie. Zwrócił konia na rozstaj i przystanął jeszcze na chwilę. Właściwa droga stała otworem.

Nimrodel
komentarz[7] |

Komentarze do "Rozstaje"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.045099 sek. pg: