..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Rozdział 1

Bitwa trwała. Skłębione ciała ludzi i potworów widniały w dolinie. Słychać było wrzaski demonów, przeraźliwy pisk koni, jęki konających i pieśń chwały rycerzy. Ziemia nasiąkła krwią. W powietrzu śmigały piękne smoki, walczące z przerażającymi stworami rodem z Niebytu. Niebo aż błyszczało od kolorów: niebieskiego, czarnego, czerwonego. Widać było śmiercionośne płomienie. Nieraz jakiś potwór znikał, by nigdy nie powrócić. Niestety, również smoki padały gęsto. Na horyzoncie, za polem bitwy w ciemności, stworzonej przez samego siebie, stał górując nad wszystkimi Aussalach, ponury Lord Mroku. Przypatrywał się walce, sterując swymi plugawymi stworami i czasem rażąc swych wrogów. Nie wiedział jednak że też jest obserwowany. Z dalekiego wzgórza patrzyły na niego 2 postacie. Rycerz i kobieta. Rycerz spojrzał na towarzyszkę. Pozornie była spokojna, widać było jednak ręce zaciśnięte w pięści i bladość jej twarzy. Westchnął cicho, podszedł, wziął ją za dłoń i powiedział:

- Czas już na nas.

Kobieta w milczeniu skinęła dłonią i nic nie odrzekła. Zamiast tego, cofnęła się i mruknęła jedno, nieznane rycerzowi słowo. Otoczyły ją ciemne promienie. Zaczęła rosnąć i wydłużać się. Nie trwało nawet minuty, kiedy przed rycerzem stanęła czarna smoczyca. Była równie piękna co niebezpieczna, rycerz wiedział o tym dobrze. Podszedł do smoczycy i pogładził ją po pokrytym łuską boku. Trwało to chwilę, po czym rycerz wdrapał się na grzbiet smoczycy. Przez chwilę razem popatrzyli się na północ, próbując odgadnąć co się tam dzieje. Po chwili smoczyca wzniosła się w górę. Z prędkością strzały mknęła w stronę Aussalacha, ignorując innych przeciwników. Już miało dojść do zderzenia tych dwóch siła gdy... Sen się skończył.

***
Drogan zerwał się z posłania jak oparzony. Dyszał ciężko, a krople potu ściekały mu z twarzy. Rozejrzał się po grocie. Westchnął cichutko do siebie, po czym wstał i zaczął się ubierać. Nakładając koszulę i kurtkę powziął postanowienie. Porozmawia z dziadkiem. Podszedł do otworu w grocie i spojrzał w dół. Pod nim rozciągała się przepaść. Zaczął się rozglądać po Gaan-Varock jakby był tu po raz pierwszy, a żył już 280 lat.

***
Gaan-Varock czyli w języku ludzi Kryształowe Jaskinie w pełni zasługiwały na swą nazwę. Zostały odkryte na Półwyspie Mornen przez czarne smoki, i przez nie zasiedlone. Już z zewnątrz Gaan-Varock wyglądało nadzwyczajnie. W ścianie skalnej widniało kilkaset dużych otworów, gotowych pomieścić 100 ludzi idących obok siebie. Ale prawdziwe piękno Gaan-Varock było w środku. Wielka jaskinia, wydrążona w środku, po bokach mająca niezliczone ilości smoczych grot. Wszystko znajdowało się pod ziemią, lecz w Gaan-Varock było jasno jak na powierzchni, dzięki magicznym kryształom, magazynując światło w nieznany sposób. Od tak zwanej Wielkiej Jaskini odchodziły trzy przejścia. Jedno prowadziło do Jaskini Wylęgu, drugie do Jaskini Walki trzecie do Jaskini Krasnoludów. W Gaan-Varock istniała ogromna żyła wszelakich metali szlachetnych, co ściągało wielu śmiałków próbujących wygnać stamtąd smoki. Nikomu się nie udało. W końcu smoki udostępniły ową żyłę krasnoludom, gdyż dla nich była ona zupełnie nie przydatna. W zamian jednak Ar-Kaman, przywódca czarnych smoków zażądał 2 rzeczy: nie szkodzenia smokom oraz 10 owiec. Krasnoludy z radością zgodziły się, i od tej pory Jaskinia w której znajdowały się żyły, została nazwana właśnie Jaskinią Krasnoludów.

***
Drogan otrząsnął się z zamyślenia. Zeskoczył w dół. Spadając patrzył w dół trochę zaskoczony. Nagle mruknął cicho i z jego pleców wyłaniać się zaczął ciemny kształt. Formował się on przez parę sekund, po czym zmaterializował się w postaci czarnych, pokrytych łuską skrzydeł. Drogan, zadowolony zaczął machać skrzydłami, i wzniósł się w górę.

***
Pośrodku Głównej Jaskini Gaan-Varock stała wieża, klejnot Gaan-Varock. Wykonana była przez smoki, które jako materiału użyły kryształów. W wieży rezydował Ar-Kaman, wielki, i jedyny czarny smok, który parał się magią. Czarne smoki nie używają magii, gdyż one same są magią. Tylko Ar-Kaman interesował się nią, gdyż przez wiele lat wychowywał się w Ateos, domu czerwonych smoków, które zakochane są w magii. Gdy Ar-Kaman wrócił do Gaan-Varock, został obrany przywódcą czarnych smoków i za jego nakazem wybudowana została wieża, w której zamieszkał.

***
I do tej właśnie wieży zmierzał Drogan. Swobodnie machając skrzydłami wleciał do jej środka, po czym wylądował w korytarzu. Schował skrzydła mruknięciem, po czym zaczął maszerować korytarzem. Doszedłszy do wielkich wrót, otworzył je, nawet się nie męcząc. Wszedł do środka. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to wielki smok, leżący na podłodze i warczący coś w kierunku stojącej przed nim owcy. Drogan zaczekał. Nagle smok uczynił gest i owca znikła. Smok pomruczał z zadowoleniem. Drogan podszedł do niego i zawołał:

- Hej Dziadku!!!
- Witaj Droganie. Jak ci minął dzień???- Ar-Kaman spojrzał na młodzieńca.
- Jest środek nocy dziadku- roześmiał się Drogan. Stary smok spojrzał na niego uważnie i rzekł:
- Jesteś tego pewien??
- Naturalnie!!!- swobodnie powiedział Drogan.
- Więc w takim układzie, co ty tu robisz o tej porze??- smok spojrzał bystro na chłopaka. Ten zamyślił się przez chwilę i powiedział:
- Dziadku miałem sen.
- To nie powód. Ja też miałem sen. Że zostałem złapany i sprzedany do cyrku- tu stary zawstydził się. Było to widać nawet na jego smoczej twarzy.
- Tak, ale mój sen był trochę... poważniejszy- powiedział Drogan nie śmiejąc się. Ar-Kaman przyjrzał mu się uważnie, po czym rzekł:
- Poczekaj chwilkę- smok mruknął i po chwili przed Drogan stał starszy pan w czarnej, długiej szacie. Uśmiechnął się i wskazał Droganowi kamienny fotel, mówiąc:
- Siadaj i opowiadaj.
Draco usiadł i zaczął wpatrywać się w dziadka. Ten popędził go:
- No dalej!
- Śniła mi się bitwa. Mnóstwo ludzi i smoków – Drogan popatrzył na dziadka, który zdradzał oznaki niepokoju- walczyło ramię w ramię. Ja.... widziałem dwójkę ludzi. Ar-Kaman wstał i zaczął maszerować po pomieszczeniu. Drogan mówił dalej:
- Ci ludzie chwilę rozmawiali a potem.... kobieta... ona zmieniła się w smoka i oni odlecieli... Dziadku- zapytał chodzącego smoka- Czy to była... matka???
- Tak. I twój ojciec –staruszek poklepał Drogan po ramieniu.
- To oni tak zginęli??? DLACZEGO???- chłopak zapytał.
- Twój ojciec i twoja matka bardzo się kochali . Urodziłeś się ty, Półsmok – Drogan skrzywił się na dźwięk przydomku- Ale twój ojciec był rycerzem. Wiesz, honor i te rzeczy. Opowiadałem ci o Aussalachu, prawda??? O tym, jak podbił połowę Daarenu i podbiłby drugą, gdyby nie twój ojciec. On zebrał wszystkie żyjące jeszcze istoty i wypowiedział wojnę Aussalachowi. A Flaerune, twoja matka była z nim.
- Dlaczego??? –zapytał Drogan - Przecież nie musiała.
- Czyżby?- starzec uśmiechnął się delikatnie- Ona kochała twojego ojca. To najlepszy przymus.
- I co było dalej?- spytał ciekaw Drogan.
- Resztę znasz. Chociażby ze snu. Wojska twego ojca spotkały się z hordami Aussalacha. Stoczyły Ostatnią Bitwę. Wojska twojego ojca wygrały. Ale on sam poległ, tak jak twoja matka, w walce z Aussalachem.
Drogan milczał. Nie bardzo wiedział co mówić. Dziadek wyręczył go:
- A ty, mimo wielu cech matki, masz też coś co nazywam Dziedzictwem Ojca.
- To znaczy?- Drogan zdezorientowany popatrzył na dziadka
- Odziedziczyłeś jedną z umiejętności ojca, tylko że....
- Że co??
- W większym stopniu. Możliwe że wpłynęła na to smocza krew, nie mam pojęcia.- wzruszył rękoma stary smok.
- A co to za umiejętność?- zapytał zaintrygowany Drogan.
- Zademonstruję ci- staruszek podszedł do skrzyni i wyjął z niej miecz. Drogan nigdy czegoś podobnego nie widział, ani nie posługiwał się tym. Dziadek podszedł do niego wyciągnął miecz rękojeścią do Draco i powiedział:
- Łap!

Kiedy tylko Drogan chwycił rękojeść, poczuł to. Przemożne uczucie, z samego dna duszy. Chwycił mocno rękojeść i dał się ponieść własnemu ciału. Robił skomplikowane zwody i ciosy bez żadnego wysiłku. Sprawiało mu to morderczą przyjemność. Kiedy przestał dziadek podszedł do niego zabrał mu miecz i powiedział krótko:

- Teraz już wiesz. A więc idź spać i zostaw mnie. Muszę pomyśleć. Drogan wyszedł jak ogłupiały. Tyle rzeczy cisnęło mu się do głowy. Ojciec, matka, miecz, walka, zachowanie dziadka, bitwa, to wszystko sprawiło że poczuł się straszliwie zmęczony. Mimo to gdy dotarł do swej groty i padł na posłanie nie mógł zasnąć. Rozmyślał. Gdy w końcu zmorzył go sen przyśniło mu się coś czego nigdy dotąd nie spotkał. Przygoda.

***
- Dziadku?
- Co znowu Drogan??
- Przyszedłem w związku z naszą wczorajszą rozmową.
Ar-Kaman westchnął. Wiedział że to nastąpi. Odwrócił się do wnuka, i rzekł:
- Tak? O co chodzi?
- Widzisz dziadku powziąłem pewną decyzję przez tę noc.
Staruszek zgarbił się. Czekał tylko na to jedno słowo. Niestety, usłyszał je:
- Odchodzę.
Ar-Kaman spojrzał na wnuka bardzo uważnie. Młodzieniec stał przed nim wyprostowany i zdecydowany. Smok wiedział, że nic już nie odciągnie jego wnuka od wyznaczonego sobie celu. Zapytał więc krótko:
- A więc?
- Więc dziadku- tu półsmok się trochę zarumienił- proszę cię o dwie rzeczy.
- Jakie niby?- spytał Ar-Kaman spodziewając się odpowiedzi.
- Chcę twego błogosławieństwa na drogę i... –tu smok zająknął się trochę – tego miecza.
Smok uśmiechnął się smutno słysząc te słowa.
- Co do błogosławieństwa, naturalnie darowuję ci je. A co do miecza...- tu zauważył jak Drogan wstrzymuje powietrze- ...mam dla ciebie co innego. Chodź za mną.
Chłopak zaciekawiony poszedł za dziadkiem. Ten, zbliżywszy się do bogato zdobionej, dużej skrzyni, położy na niej dłoń, powiedział coś cicho do siebie, po czym wymówił parę słów w języku magii. Skrzynia otworzyła się ze zgrzytem. Ar-Kaman wyjął z niej coś i podał to Droganowi. Półsmok przyjrzał się przedmiotowi. Był to pazur smoka, wielki, prosty pazur, zabójczo morderczy. Drogan przyglądał się mu z podziwem. Usłyszał głos dziadka:
- To należało do twojej matki
- Jak to?- Drogan z niedowierzaniem patrzył na dziadka- przecież oni zostali całkowicie unicestwieni!
- Nie.- uciął dziadek- Zostało coś po nich. Po twoim ojcu został bogato zdobiony hełm z klejnotem w środku. Jego zabrali rycerze z zakonu twego ojca. Po twej matce został ten oto pazur, który przekazuję tobie.
- Ale co ja mam z tym zrobić?- Drogan nie rozumiał.
- To proste – staruszek nie uśmiechnął się- Weź go. Za jakieś 2 dni krasnoludy z wykopanymi metalami wrócą do Breazad. Pójdziesz z nimi na poszukiwanie tej swojej przygody.
- Ale.... miecz- powiedział Drogan.
- Och na Niebyt!!! Po co ci miecz!!!- wybuchnął Ar-Kaman- Mając ten pazur będziesz bezpieczny. Gdy dotrzesz do Breazad, krasnoludy mogą nawet wykonać z niego miecz!!! Drogan patrzył na dziadka rozumiejąc powód jego wściekłości. Teraz Ar-Kaman zostawał sam. Jego córka zginęła, a wnuk odchodzi. Drogan przytulił staruszka z całej siły:
- Dziękuję – powiedział tylko, po czym dodał - Jeszcze wrócę
- Mam taką nadzieję-powiedział zasmucony smok.

***
Jakiś czas po wyjściu z Gaan-Varock Drogan był smutny i tęsknił za domem. Szybko jednak odzyskał humor, znajdując przyjaciela w towarzyszu podróży, krasnoludzie Glarku. Jechali długo. Ale widok na końcu drogi osłodził im wszystkie trudy.

***
- O rety!!!
- Zatkało co?- krasnolud z satysfakcją wpatrywał się w górę. Była wysoka. Straszliwie wysoka. Jej szczyt toną w chmurach. A w środku żyła niezliczona ilość krasnoludów. Były tam kuźnie i warsztaty. Breazad, Szczyt Świata, to przed tą górą stał Drogan i wpatrywał się w nią szeroko rozwartymi oczami. I to właśnie tu miał wykuć się miecz wspominany potem w legendach. To tu pazur został ociosany i przyspawany do szlachetnej rękojeści przedstawiającej czarnego smoka. To tu narodził się Flaerune.

***
Seraw. Miasto złodziei, bandytów i morderców. Po jaką chorobę się tu przywlekłem, pytał się w duchu Drogan. Wędrował już jakiś czas i przeżył parę mniejszych przygód. We władaniu mieczem przewyższał każdego z kim się tylko spotkał. Wędrował od miasteczka do miasteczka i służył jako najemnik. Trudy i niewygody doprowadziły go właśnie do Seraw. Westchnąwszy przestąpił bramy miasta i rozejrzał się po miejskim rynku. Jego uwagę przykuł pewien afisz. Podszedł bliżej i przeczytał: „Poszukiwany! Niebezpieczny zabójca Jilian Blitread. Nagroda za jego głowę wynosi 2000 sztuk złota.” Drogan zagwizdał. Sporo kasy! Na szlaku nauczył się już o ważności pieniądza, więc chciał złapać owego „niebezpiecznego zabójcę”. Rozmyślając nad sposobami nie zauważył, iż podeszła do niego kobieta. Dostrzegł ją dopiero gdy chrząknęła znacząco. Spojrzawszy na nią ujrzał około 25 letnią ludzką kobietę w skórzanych spodniach i kurtce z dziwnego materiału. Kobieta miała ładną twarz, której część zasłaniały całkowicie białe włosy. Jedno oko które było widać było niebieskie i pełne pewnego dystansu. Przy sobie kobieta trzymała dużych rozmiarów torbę. Uśmiechnęła się i powiedziała:

- Witaj panie. Chciałbyś coś zakupić?
- A co sprzedajesz?- zapytał bystro Drogan.
- Różne mikstury.- odrzekła zapytana- Chcesz kogoś w sobie rozkochać, siłę nadludzką uzyskać lub być niewrażliwym na ciosy wrogów? Kup jedną z mikstur. Jedyne 50 sztuk złota za jedną.
Draco oburzony już chciał odpowiedzieć że to za duża cena lecz wtem usłyszał głos:
- Znowu ty! Zakazałem ci przecież pokazywać się w tym mieście!
Półsmok odwrócił się i zobaczył oddział straży miejskiej, na czele którego stał wysoki mężczyzna. Na jego widok dziewczyna skuliła się i powiedziała
- Ależ ja nic nie robię!
- Tak? Próbowałaś wcisnąć mu te twoje „cudowne” mikstury!- zapienił się dowódca straży
- Nieprawda!- tu dziewczyna zwróciła się do Drogana - Prawda proszę pana? Nic nie zrobiłam!
Drogan zobaczył w jej oczach prośbę. Odrzekł więc szybko:
- Ależ skąd! Ta pani po prostu...... wskazywała mi drogę!
Dziewczyna pokiwała gorliwie głową. Kapitan straży zamyślił się i rzekł do strażników:
- Zamknąć ich. Ją i jej wspólnika.- zwrócił się do kobiety- tym razem nie unikniesz śmierci kochana.
Drogan gotów był rzucić się na strażników lecz nie było to potrzebne. Dziewczyna w mgnieniu oka wyjęła z torby flaszkę z jakimś płynem. Rozbiła ją o ziemię i wszędzie nagle pojawiły się kłęby dymu. Strażnicy zaczęli się krztusić a dziewczyna uciekła. Drogan niewiele myśląc trzasnął pięścią dwóch strażników i popędził za kobietą. Słyszał że za jego plecami kapitan nakazuje pościg. Półsmok wraz z dziewczyną kluczyli małymi uliczkami, lecz wciąż słyszeli za sobą nawoływana strażników. Nagle jeden z zaułków do którego skręcili zakończył się ścianą, w której były drzwi. Dziewczyna przypadła do nich i zaczęła je szarpać by się otworzyły. Na próżno. Wtedy Drogan cofnął się, nabrał rozpędu i uderzył ramieniem w drzwi, roztrzaskując je w drzazgi i z rozpędu wpadł do środka. Dziewczyna wbiegła za nim. Chwilę nasłuchiwali, po czym dziewczyna powiedziała

- Chyba już tu nas nie znajdą
- Też tak myślę- odrzekł spokojnie Drogan. Dziewczyna przyjrzała mu się i rzekła:
- Jestem Jane Arso.
- Drogan. Po prostu Drogan - uśmiechnął się półsmok i chciał coś powiedzieć, lecz w tym czasie odezwał się głos:
- A ja jestem Daro, i cieszę się że cię widzę, Jane- z mroku wychynęła wysoka postać i uśmiechnęła się paskudnie- Jestem pewien że Aeroon także się ucieszy.
W tym momencie Draco poczuł silne uderzenie głowę. Zaskoczony, osunął się w ciemność.

***
Obudził się stojąc przy jakiejś kolumnie w bogato zdobionej, wielkiej komnacie. Tuż obok, Jane jęknęła cicho, czując ból głowy. Drogan rozumiał ją, sam myślał, że po głowie łazi mu stado górskich trolli. Rozejrzał się. Ujrzał tłustego faceta, siedzącego w fotelu w otoczeniu 12 jaskrawo ubranych mężczyzn z mieczami przy bokach. Drogan nie wiedział że patrzy na Aeroona, mężczyznę któremu podlegała cała siatka przestępcza miasta. Nikt wiele o nim nie wiedział, bo każdy kto poznał go bliżej ginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Ten to mężczyzna patrzył chwilę na dwójkę więźniów, po czym bez ogródek powiedział do Jane :

- Gdzie moja kasa?
- Spytaj twoich obwiesiów – powiedziała hardo dziewczyna – Nigdy mi jej nie dostarczyli.
- Łżesz zdziro! – wrzasnął grubas – A ten facet przy tobie? Goryl czy kochaś? – tu Aeroon zarechotał zadowolony z dowcipu.
Drogan pomału tracił panowanie. Czuł na plecach ciężar miecza, którego mu nie zabrano. Widocznie Aeroon ufał swojej obstawie. Drogan nie patrzył na zbira, obawiając się zrobić czegoś czego potem będzie żałował. Aeroon mówił, mówił i mówił, a Drogan nie słuchał. Nagle jednak ostatnie zdanie, które sprawiły że kontrola nad sobą została zepchnięta na drugi plan. Usłyszał jak Aeroon powiedział wesoło szczerząc zęby:

- Tego młodego durnia związać i zabić, a co do ciebie – tu zwrócił się do Jane – Zaopiekuję się tobą......... Co jest do diabła!
Powodem tego okrzyku był straszliwy dla Aeroona widok. W parę sekund po wypowiedzeniu ostatniego wyrazu zobaczył jak dwóch ludzi z jego ochrony pada na ziemię bez życia. Popatrzył chwilę na młodego mężczyznę, stojącego z zakrwawionym mieczem i patrzącego na niego, po czym zaczął przeraźliwie wrzeszczeć. Do komnaty, jak na zawołanie wpadło dwudziestu najlepszych rębajłów Aeroona. Ujrzawszy Drogana z mieczem w dłoni rzucili się na niego. Pierwszy wysforował się przed innych i biegł do Drogana, wymachując krzywym mieczem. Błysnęło ostrze i mężczyzna zwalił się jak piorunem trzaśnięty. Następni stanęli i zawahali się. To był błąd. Drogan kręcąc młynka mieczem, wpadł między nich i zaczął zbierać krwawe żniwo. Jane, stojąca opodal była jak zamurowana. Chłopak wyprawiał nieziemskie sztuczki, ciął, blokował i odcinał kończyny. Aeroon wciąż wrzeszczał jak opętany, a do sali wpadła nowa grupa. Jane zamachnęła się buteleczką. Ta rozbiła się o ciało jednego z drabów, podpalając go. Rozległ się wrzask, nad którym wciąż górowały wrzaski Aeroona. Nagle rozległ się cichy świst. Herszt zbójców zaskoczony patrzył na swój brzuch, po którym powoli, jakby leniwie rozlewała się czerwona plama krwi. W brzuchu, aż po rękojeść tkwił mu nóż. Wszystkie zbiry znieruchomiały i padały od ciosów Drogana. Nagle ogarnęła ich panika i wszyscy zaczęli tłoczyć się do wyjścia. Drogan ciął ich wciąż, niemiłosiernie. Jane obejrzała się za siebie. Z ciemnego kąta wyłonił się wysoki mężczyzna w czarnej szacie i o zasłoniętej twarzy. Popatrzył na martwe ciało Aeroona, potem na Draco i Jane. Powiedział cichym głosem:

- Zwiewamy.
- Co? Ktoś ty? – zapytał prędko Drogan, a nagle zrozumiał. Przypomniał mu się pewien list gończy. – Ty jesteś Jilian Jakiśtam!
- Blitread. – wycedził młodzieniec i zniecierpliwiony dodał – Nieważne, wynośmy się stąd!
Jane chrząknęła znacząco wskazując na drzwi do których tłoczyli się strażnicy. Zabójca chwilę popatrzył po czym pędem rzucił się w stronę okna.
- TO JEST DWUDZIESTE PIĘTRO! – wrzasnęła Jane. Jilian nie zwracał uwagi. Wpadł z impetem na okna, szyba się roztrzaskała a zabójca zaczął spadać. Jane przerażona podbiegła do okna. Jilian przez chwilę spadał chwilę wiążąc nóż ze sznurem. Gdy to skończył zaczął machać sznurem i zarzucił nim o dach najbliższego budynku z taką siła, że nóż przywiązany do sznura, po rękojeść wbił się w komin. Jilianem szarpnęło, i wpadł w okno sąsiedniego budynku. Drogan przypatrywał się temu ogłupiały.
- A co z nami? – usłyszał glos Jane. Odwrócił się i spostrzegł, że bandziory już odzyskują odwagę i zaczynają wracać. Powiedział szybko:
- Trzymaj się mnie!
Jane złapała go za szyję. Drogan zrobił krok i skoczył. W uszach mu świszczało, słyszał wrzask alchemiczki. Nagle mruknął i jego skrzydła rozwinęły się. Zaczął wznosić się w powietrze, nie reagując na wrzaski Jane, która zobaczywszy że wznosi się zamiast opadać, zaczęła wrzeszczeć dwa razy mocniej. Drogan wleciał do okna, w które wpadł Jilian. Wylądowawszy zwinął skrzydła, popatrzył na dziewczynę przez chwilę, a następnie zaczął rozglądać się za zabójcą. Ten stał pod ścianą, patrzył się na Drogana i powiedział:
- Musimy dostać się do bram i uciekać.
- Zaraz, zaraz. Jak to MY? – zapytał zdyszany półsmok.
- Logika, logika, przyjacielu. – odparł Jilian – Wyruszam z wami. Tu, po zabiciu Aeroona nie ma dla mnie życia, więc pójdę z tobą. Będę miał niezłą, jak widzę ochronę, a ty będziesz miał pomocną dłoń, a nawet dwie. – uśmiechnął się przyjacielsko, co widać było nawet za maską.
- Cztery. – wtrąciła się dziewczyna. Na pytające spojrzenia obu młodych mężczyzn odpowiedziała. – A co! Kazali mi wynosić się z miasta to się wynoszę! Czuję że jeszcze ci się przydam, ale najpierw wyjaw kim jesteś. – popatrzyła na Drogana podejrzliwie.
Chcąc nie chcąc Drogan szybko wyłuszczył swoje pochodzenie i rasę. Po chwili zdziwienia oboje nadal chcieli podróżować razem z nim, co niepomiernie zdziwiło młodego półsmoka, i ucieszyło. Najpierw jednak trzeba było wydostać z miasta, co nie było łatwe. Wydostali się z budynku, przemknęli jakoś przez rynek by...... zostać złapanym przed samą bramą! Strażnicy zaprowadzili ich do znajomego kapitana. Ten zadowolony podkręcił wąsa i rzekł:
- Tu was mam! Zwialiście, ale nic nie zrobicie żeby się wykaraskać. Nic nie macie na swoje usprawiedliwienie.
- Mamy – Drogan wskazał ręką na Jiliana. – uciekliśmy aby złapać tego niebezpiecznego zabójcę, za co należy nam się anulowanie kary i nagroda, w wysokości około 2000 sztuk złota.
Kapitan poczerwieniał. Niestety ten gnojek miał rację! Anulowanie kary i nagroda! Kapitan zaczął gwałtownie sapać, po czym odetchnął i odpowiedział: - Niech będzie. Nagroda jest do odebrania w ratuszu miejskim. Wy dwaj! – kapitan warknął na dwóch strażników i wskazał im Jiliana. – Zabrać go i do lochów! Drogan obserwował jak strażnicy zabierają Jiliana. Nie zareagował gdy zabójca wbił w niego mordercze spojrzenie, zawierające piekielną groźbę. Spokojnym, spacerowym krokiem, wraz z niespokojną Jane zaczął maszerować w stronę ratusza.

***
Zapadł zmrok. W lochach pod ratuszem była cisza nocna. Jilian leżał na łóżku i rozmyślał co zrobi temu półsmokowi kiedy tylko wyjdzie z pierdla. Nagle usłyszał kroki na korytarzu. Ktoś podszedł do drzwi celi i szepnął:
- Odsuń się!
Posłusznie odsuną się i stanął w kącie. Przez chwilę panowała cisza. I wtedy potężna eksplozja wyrwała drzwi z zawiasów i huknęła nimi o ścianę. Wszystko skryły tumany dymu. Do celi wbiegła jakaś postać, chwyciła Jiliana za rękę i wyciągnęła z celi .
- Co ty ro.......
Nie dokończył. Postać szybko zaczęła biec w stronę wyjścia, a zabójca, będąc jeszcze zdrów psychicznie, pobiegł za nią. Słyszał już gwizdki strażników, ale był już tak blisko drzwi że nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Wypadł na zewnątrz i razem z postacią szybko skierowali się w stronę bramy. Dojrzał czarny warkocz postaci. „Półsmok!” zaskoczony pomyślał ale nie miał czasu na beznadziejne kłótnie. Przyśpieszył. Gwizdki nabrały na sile i zobaczył że brama zaczyna opadać. Przyśpieszyli. Drogan szybko przebiegł pod bramą która była już na poziomie jego głowy. Jilian nie miał tak łatwo, musiał rzucić się ślizgiem. Parę centymetrów i skończył by jako dżem. Szybko poderwał się i razem z półsmokiem wtopili się w ciemność. Był wolny...


Blackdragon00.
komentarz[4] |

Komentarze do ""Dziedzictwo półsmoka""



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.048482 sek. pg: