Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Wojownicy Ilionu
Rozdz. 1
Nieoczekiwana decyzja
Lato wyjątkowo pozytywnie wpływało na wygląd Rosnówka- małej mieściny, której nie sposób znaleźć na pierwszej lepszej mapie. Jako że była to wieś, po obu stronach tutejszych dróżek i uliczek rozciągały się rozległe pola. Tu i ówdzie zdobiły je czerwone maki czy też mrugały swymi niebieskimi oczętami chabry. Rolnikom nie spieszyło się do zbiorów toteż pola wciąż porośnięte były kukurydzą, owsem, pszenicą. Gdzieniegdzie, z tych połaci zbóż wystawały wstydliwie niewielkie wiśnie, które uginały się pod ciężarem słodkich owoców. Drzewa te stanowiły znakomity przystanek dla ptaków a także pozwalały rolnikom na chwilę wytchnienia podczas pracy. Wspaniale było usiąść w cieniu kwitnącej wiśni i słuchać świergotu młodych ptaków, które dopiero co uczyły się latać.
Dzielnica mieszkalna także zdawała cieszyć się latem. Przydomowe ogródki, które mieszkańcy pieczołowicie pielęgnowali, obrastały w przeróżnego rodzaju kwiaty- żonkile, powoje, mieczyki, fiołki, narcyzy, czy , w przypadku tych bardziej oryginalnych mieszkańców, egzotyczna flora. Domki, ciasno ustawione jeden obok drugiego, zbudowane były z jasnoczerwonej cegły, która rozgrzana w słońcu przybierała odcień brzoskwiniowy. Domy tutejszych mieszkańców były niemalże jednakowe. Różniły się jedynie niewielkimi szczegółami, oznakami inwencji twórczej gospodarzy lub szaleństw młodzieży. Skromne altanki, maleńkie fontanny, figurki skrzatów własnej roboty były jedynymi aspektami różniącymi te wspaniałe mieszkanka. Nikt jednak nie przejmował się tym, że dom sąsiada jest łudząco podobny do jego własnego. Przeciwnie, było to powodem do dumy. Wieś Rosnówko słynęła bowiem z wielkiej jedności mieszkańców. Potrafili oni zjednoczyć się w trudnych sytuacjach, pomagali sobie nawzajem, a zarazem nie szerzyli dookoła plotek, co często na wsiach ma miejsce.
Na samym krańcu wsi znajdowało się jezioro. Można je nazwać nawet tutejszym centrum towarzyskim. Tu odbywały się festyny, to miejsce wybierała większość na miejsce spotkań, tutaj też w upalne dni, dzieciaki całą masą zażywały kąpieli. Jezioro to nazywane przez mieszkańców było „Jeziorem z krańca wsi”. To dość mało oryginalna nazwa, jednak tutejsza ludność nie należała do zbyt rozgarniętych. W większości byli to ludzie prości, bez wyższego wykształcenia. Nie oznacza to jednak, że nie byli postępowi. Rodziny nie skazywały kolejnych pokoleń na los rolników. Rodzice wręcz starali się zapewnić swoim pociechom wykształcenie. Często oznaczało to dowożenie na własną rękę dziecka do miasta oddalonego o 10km . Autobus niestety kursował tylko o trzech porach- o 8.00 , 14.00 i 20.00. Lekcje zaczynały się o bardzo niekorzystnej dla tutejszych mieszkańców porze- o 7.30. Trzeba więc było zatroszczyć się samemu o dojazd. Mimo wszystko żyło się na tej wsi dobrze i spokojnie. Żadnych złodziei, brak pijaństwa i raczej nikłe zagrożenie atakiem terrorystycznym. Było to miejsce złote jesienią i latem, białe zimą, zielone wiosną. O tak, lato tylko dodawało uroku tej niezwykłej wiosce.
Jednak jedna rzecz wyraźnie psuła ogólny całokształt. Była to pewna osoba snująca się od rana do wieczora po krętych uliczkach, bez żadnego celu. Zwykle młodzież we wakacje opuszczała rodzinne strony i wyruszała w świat, by odkrywać to co nieznane. Niestety nie ta osoba (należąca również do zaszczytnego grona młodzieży). Ta nieszczęsna osoba była jedną z tych nielicznych, które za wakacjami nie przepadały. Ta nieszczęsna osoba miała piętnaście lat, a na imię jej było Krystian.
Tak, Krystian bynajmniej nie lubił letnich wakacji. Oznaczało to bowiem długą i wyczerpującą pracę w polu oraz pielenie ogródka. Istotnie niezbyt to była ciekawa perspektywa, ale Krystian przyzwyczajony już był do tego, że życie go raczej nie rozpieszcza. Jego rodzice zaginęli gdy miał dziewięć lat. Zaopiekowali się nim dziadkowie. Była to para ubogich staruszków żyjących z uprawy roli. Teraz niestety, będąc już w podeszłym wieku potrzebowali oni pomocy. Zmuszeni byli zatrudnić kilku pomocników, na których pensje przeznaczali większość swoich niewielkich emerytur. Krystian musiał przywyknąć do korzystania ze starego plecaka dziadka i do noszenia ubrań po starszym z synów sąsiada. Rodzice co prawda odłożyli dla niego trochę pieniędzy, musiał jednak zachować je w celu dalszego kształcenia się.
Był to chłopak bystry, ale i roztargniony. Wciąż zaprzątał sobie głowę idiotycznymi myślami czy też marzeniami, co nie pozwalało mu skupić się na lekcjach. Jego oceny nie należały więc do najlepszych. Nie miał przyjaciół, nie miał czasu żeby ich mieć. Jeśli nie był w szkole to był na polu. Zimą pracował w warsztacie dziadka, który od czasu do czasu rzeźbił meble, po czym je sprzedawał. Krystian był bardzo zamknięty w sobie. Nie zwierzał się nikomu, nie rozmawiał z nikim. Nie było mu dobrze z tą samotnością, jednak nie mógł na to nic poradzić. Nie wynikała ona z jakichkolwiek kompleksów. Krystian nie przejmował się ubóstwem opiekunów czy też swoim wyglądem. W kwestii wyglądu faktycznie nie miał się czym przejmować. Był wysoki, ale nie za wysoki, miał piękne, ciemnobrązowe włosy i ciemne oczy. Można by nawet powiedzieć, że był przystojny, gdyby tylko czasami się uśmiechał.
***
Tego dnia dziadek i babcia wyjechali do miasta w jakimś nieznanym celu. Krystian nie mógł sam pracować na polu czy choćby w warsztacie toteż miał teraz wiele wolnego czasu, którego jednak nie potrafił wykorzystać. Nie chodził nad jezioro z rówieśnikami, nie przepadał za oglądaniem telewizji. Snuł się więc po całej wsi, zgłębiając tajniki swej szarej egzystencji. Włóczenie się krętymi ścieżkami było dla Krystiana jedyną rozrywką we wakacje. Nie lubił się kąpać. Bał się wręcz wody. Nie miał przyjaciół więc nie mógł się z nikim spotykać. Praca na polu do rozrywek bynajmniej nie należała. W telewizji nic ciekawego nie było. Jednym słowem nuda. Nuda, na którą mimo wszystko Krystian sam się skazał.
Dziadkowie wrócili dopiero późno wieczorem, kiedy słońca już od dawna nie było na niebie, a najbardziej wytrwali pływacy pochowali się w swoich domach. Krystian kochał babcię i dziadka choć okazywał to w dość osobliwy sposób. Nie rozmawiał z opiekunami o swoich problemach, uczuciach. Ze wszystkim starał się radzić sobie sam. Pomagał jednak staruszkom jak tylko mógł. Lubił słuchać długich opowieści babci o jej przeszłości. Czasem nawet babcia opowiadała mu o jego rodzicach.
Krystian siedział w swoim pokoju znajdującym się na poddaszu kiedy rozległo się trzaskanie drzwiami wejściowymi (bardzo charakterystyczne, bo drzwi wejściowe nie były naoliwione, toteż mocno skrzypiały, a dziadek nie umiał delikatnie ich zamykać). Zbiegł szybko na dół. Był bowiem przekonany, że to dziadkowie wrócili ze swojej długiej podróży. Bardzo był ciekaw, jakiż to był powód owej wyprawy. Babcia nie zdjąwszy nawet butów zabrała się szybko do przygotowywania spóźnionej kolacji. Dziadek z kolei nadal stał przy drzwiach. Na widok Krystiana uśmiechnął się lekko. Kazał chłopcu pójść do saloniku, mówiąc, że chce z nim porozmawiać.
- Czy coś się stało dziadku? Tak długo was nie było…- zaczął Krystian. Szybko zamilkł, widząc wymowne spojrzenie dziadka.
- Widzisz, wnusiu, doszliśmy do wniosku, babcia i ja, że jesteś już no…bardzo duży…- jąkał się nieco dziadek- To znaczy… postanowiliśmy z babcią, że w te wakacje pojedziesz w góry na kolonie. Masz już piętnaście lat, a twój świat ogranicza się do naszej wsi i mniejszych miasteczek, leżących w promieniu kilku kilometrów. Powinieneś pozwiedzać trochę nasz kraj… Co nieco zobaczyć…
- Ale…to… to wspaniałe.- wybąkał zaskoczony Krystian. To wcale nie było „wspaniałe”. Chłopak się bał, nie chciał opuszczać wsi. Nie zależało mu na widokach i na świecie. Tu czuł się bezpieczny i tu chciał zostać. Zresztą tak jak zawsze. Wcale nie cieszyła go perspektywa opuszczenia tej ostoi. Nie chcąc jednak sprawić przykrości dziadkowi, który najwyraźniej cieszył się, że jego jedyny wnuk wyjedzie na wakacje tak jak inne dzieci, udał, że ta wiadomość sprawiła mu ogromną radość. Później wrócił czym prędzej na górę, do swojego pokoju.
***
Tej nocy Krystian długo nie mógł zasnąć. Dużo rozmyślał nad tym niespodziewanym wyjazdem. Nie był to jednak jedyny powód tej bezsenności. Krystian już od paru tygodni miewał dziwny i niezrozumiały sen.
Zaczynało się normalnie, jakieś tam głupoty, o polu, o lasach czy o grubym koledze z klasy, który robił wielkie balony z gumy do żucia. Później to wszystko się jakby rozmazywało i przechodziło w zupełnie inny sen, o wiele bardziej niezwykły i tajemniczy.
Widział aleję. Piękną dębową aleję. Na jej końcu stał jakiś dziwny staruszek, trzymający w ręku laskę, zakończoną ostrym zagięciem, przypominającym dziób orła. Krystian szedł w kierunku tegoż staruszka. Wtedy aleja nagle się zmieniała. Nie była już piękna i słoneczna. Teraz jawiła mu się ponura i straszna. Nagie gałęzie drzew w świetle księżyca wydawały się próbować schwytać każdego, kto obok nich przejdzie. Krystian jednak szedł dalej w kierunku staruszka. Wtedy znów sceneria się zmieniała. Nie było już alei tylko pustkowie. Ogromne szare pustkowie a po obu stronach Krystiana wielkie armie. Miliony ludzi otaczało go z prawej i lewej strony. Krystian jednak szedł niezłomnie do staruszka. W końcu był już tak blisko, że mógł prawie usłyszeć drżący oddech starca. Rozejrzał się po ludziach stojących dookoła niego. Nie mieli twarz. Wtedy starzec wyciągnął w jego stronę miecz. Piękny, błyszczący miecz, którego klingę zdobił znak w kształcie muszli ślimaka. Lecz gdy tylko Krystian próbował wziąć ten miecz od starca sen nagle się urywał.
strony: [1] [2] |
komentarz[10] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Wojownicy Ilionu 1-2" |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|