..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0


***

Średniej wielkości oddział składający się z prawie dwudziestu konnych wyjechał powoli zza zakrętu,
jednego z niewielu selorskich szlaków. Jeźdźcy mieli na sobie barwy uzurpującej władzę dynastii Jahner’oning. Ich czarne płaszcze powiewały złowieszczo, poruszane delikatnymi podmuchami wiatru, wywoływanymi ruchem koni. Wyhaftowane na nich srebrne miecze ociekające krwią dość dokładnie oddawały obecną sytuację Inkany. Białe rumaki poruszały się wyjątkowo cicho, jakby były specjalnie do tego wytresowane.
Nainen, która od kilkunastu minut siedziała w niewygodnej pozycji w konarach potężnego dębu,
mocniej ścisnęła łuk. Ubrana w maskujący zielono- brązowy strój, z ciasno związanymi na plecach włosami była prawie niewidoczna na tle liści. Mocno zdziwiło ją, że mężczyźni na koniach wydawali się spokojni i rozluźnieni. Było to postępowanie bardzo, ale to bardzo nierozważne.
Na chwilę odwróciła wzrok od jeźdźców i spojrzała na pobliskie drzewo, w którego gałęziach ukryty
był Rednar. Miała duże problemy z odnalezieniem go. Gdyby wcześniej nie wiedziała gdzie stoi, nie zauważyła by go, chociaż patrzyła wprost na niego. Mężczyzna nieco uniósł rękę, a Nainen założyła strzałę i lekko napięła cięciwę...
Lecz wtem konni zatrzymali się. Drzewo na którym siedziała znajdowało się dokładnie nad środkiem
ich oddziału.
- Wiedzą o nas – przemknęło jej przez myśl, rzeczywiście niektórzy z rycerzy nie byli w stanie
powstrzymać ciekawości i co chwila zerkali w stronę jej kryjówki.
Spojrzenia Nainen i Rednara znów się skrzyżowały. Dziewczyna wzięła sobie na cel żołnierza
znajdującego się na tyle grupy. Strzał nie miał prawa chybić. Już puszczała cięciwę... gdy wojownik obrócił twarz w jej kierunku. Zwolniona cięciwa cichutka brzdęknęła, a strzała przeleciała kilkanaście centymetrów obok głowy ofiary, nie wyrządzając jej żadnej krzywdy.
Dla Nainen czas jakby się zatrzymał. To co teraz działo się wokół niej trwało zaledwie parę sekund,
ale jej wydało się to wiecznością. Patrzyła na pucołowatą buzię, na duże oczy i czarną trochę przydługawą czuprynę. Miała przed sobą dziecko, 13-to może 14-to letniego chłopca, a nie rycerza. W twarzy chłopca nawet z tej odległości widziała strach... a do tego było w nim coś z Tierina...był do niego tak strasznie podobny... mógłby być jej i Tierina bratem. ..
A potem wszystko potoczyło się błyskawicznie.
- Za Inkanę ! – Rednar wrzasnął tak, że liście posypały się z drzew – Za ojczyznę!
- Za Inkanę! – szereg głosów podjął jego okrzyk.
Grad strzał zasypał oddział. Kilku mężczyzn spadło z koni, rażonych wyjątkowo celnymi strzałami.
Po chwili zza drzew wysypała się kilkunastoosobowa grupka uzbrojona w miecze.
Rednar spojrzał na Nainen z wyrzutem. Zobaczył jej osłupiałą minę... jej dłonie kurczowo ściskające
łuk. Nie potrafił zrozumieć jej wahania, wzruszył więc tylko ramionami i kolejnym celnym strzałem zwalił z konia następnego jeźdźca.
Pozostali przy życiu konni zostali związani w walce wręcz. Mimo dużych umiejętności i wielu
treningów nie byli w stanie stawić czoła ludziom, którym nie pozostało nic z wyjątkiem walki i nadziei.
Dwóch młodych chłopców ściągnęło z konia potężnego rycerza, cięższego chyba niż oni dwaj razem wzięci. Nie pozwolili mu się podnieść, zabijając go zanim jeszcze zorientował się, że leży.
Seigielin, usadowiony w konarach kolejnego drzewa, kątem oka zauważył, jak na jednego ze
starszych spośród walczących w ich oddziale zamachuje się potężnym dwuręcznym mieczem jeden z rycerzy... kilka metrów dalej w podobnym niebezpieczeństwie znalazł się młodziutki, jasnowłosy chłopaczek.
- Nainen! Co z tobą! – w głosie mężczyzny zabrzmiało błaganie- Na litość boską, dziewczyno
strzelaj!
Kian widział opadający w kierunku jego głowy miecz. Skulił się, licząc że śmierć będzie szybka. Nagle jednak napastnikiem gwałtownie szarpnęło. Broń wypadła mu z dłoni, a on sam ciężko osunął się na ziemię z żółtą strzałą wbitą głęboko w gardło. Chłopak rzucił wdzięczne spojrzenie w kierunku niewidocznej Nainen.
Seigielin miał mniej szczęścia. Jego strzał wbił się w ramię napastnika, nie czyniąc mu jednak większej krzywdy. I nie powstrzymując jego ostrza przed zadaniem śmiertelnego ciosu. Ciało jednego z Inkańczyków opadło bezwładnie na ziemię.
Po kilkunastu minutach na ziemi ścieliło się dwadzieścia jeden trupów. Z Delaiweńskiego oddziału zginęli wszyscy z wyjątkiem chłopca, którego ominęła pierwsza strzała Nainen. Spośród ludzie Seigielina nie żyły dwie osoby, kilka zostało rannych, ale na szczęście nikt poważnie.
Nainen właśnie kończyła prowizoryczny opatrunek na ramieniu jednego z rannych towarzyszy, gdy podszedł do niej Rednar.
- Dlaczego prawie w ogóle nie strzelałaś? – w jego głosie kipiał gniew – Co się stało?
- Nie wiem – dziewczyna spojrzała na niego – Ten chłopiec, którego nie zabiłam... to ... to przecież
jeszcze dziecko... nie wiem.... po prostu nie umiałam tego zrobić. A zresztą było w nimi coś z Tierina... wiem że tego nie zrozumiesz, bo ja sama tego nie rozumiem
- Rzeczywiście nie rozumiem cię – mężczyzna potrząsnął głową z powątpiewaniem – Zbyt dużą
wagę przywiązujesz do uczuć. To cię kiedyś zgubi.
Całej scenie przyglądał się z oddali Seigielin. Słyszał całą ich rozmowę i rozumiał motywy
postępowania dziewczyny. Ich spojrzenia spotkały się i Nainen zobaczyła w nich poparcie, którego tak potrzebowała.

***

Tarver siedział związany na ziemi. Pocięte ramię bardzo go bolało. Jednak silniejszy od bólu był
paniczny strach, który dławił go za gardło. Nie wiedział dlaczego został oszczędzony, ale obawiał się najgorszego: tortur i śmierci w męczarniach. Na razie wszyscy byli dla niego dobrzy. Dostał dobre jedzenie, porządne opatrzono mu ramię, nikt na niego nie krzyczał, nikt go nie bił. Ale czy nie była to tylko cisza przed burzą. Żałował teraz, że pozwolił się zmusić do zaciągnięcia się do armii, to nie był sposób na życie dla niego. Sam widok krwi powodował, że robiło mu się niedobrze. A podczas tej wyprawy przelało się bardzo, bardzo dużo krwi.
Z rozmyślań wyrwało go wejście do szałasu czwórki ludzi. Trójkę z nich już widział: dziewczynę
o czerwonych włosach, której imienia nie znał, czarnowłosego mężczyznę – Rednara i starszego człowieka, chyba dowódcę – Seigielina. Trzeci mężczyzna był mu zupełnie obcy. Spojrzał na przybyłych wystraszonym wzrokiem.
Grupka stanęła półkolem przed nim. W odruchu obronnym skulił się jeszcze bardziej.
- Skąd to mieliście? I co to właściwie jest? - dziewczyna wyciągnęła z zanadrza wisiorek
w kształcie delfina z zatopionym w nim kosmykiem czerwonych włosów.
Tarver milczał patrząc w ziemię
- Pytam jeszcze raz: co... to... jest? – podsunęła mu łańcuszek pod sam nos.
- Daj spokój, Nainen! – Rednar położył jej rękę na ramieniu, spokojna rozmowa tu nie pomoże.
Ale na upór są inne sposoby.
Mężczyzna wyciągnął ukryty w cholewie buta sztylet. Nieliczne promienie, które przedostawały się
przez nieszczelny dach, zatańczyły na jego idealnie wypolerowanym ostrzu i zamigotały w błękitnych kamieniach, którymi wysadzana była rękojeść. Rednar jakby od niechcenia zaczął się ni bawić.
- Posłuchaj chłopcze – zwrócił się do Tarvera – Będziesz mówił, czy mam ci pomóc.
Tarver zadrżał i skulił się jeszcze bardziej. Wszystko wskazywało na to, że jego niedobre
przypuszczenia spełniły się. Z przerażenie spojrzał na ognistowłosą dziewczynę.
Nainen dostrzegł w oczach jeńca strach i szklące się gdzieś w kącikach łzy. Poczuła współczucie dla
tego chłopca.
- Wyjdźcie stąd! Wszyscy! – odezwała się niespodziewanie. Odpięła pas z zawieszonym u niego mieczem. Podała go stojącemu do tej pory w milczeniu trzeciemu mężczyźnie – Ja to załatwię... w pokojowy sposób! – przy tych słowach spojrzała wymownie na Rednara.
Mężczyźni popatrzyli na siebie z powątpiewaniem, ale nic nie mówiąc wyszli, zostawiając ich we
dwójkę.
Dziewczyna podeszła do Tarvera i schyliła się aby rozwiązać krępujące go więzy. Chłopak był
zdumiony takim obrotem sprawy. Czuł w tej młodej kobiecie sojuszniczkę, jednak nie mógł zrozumieć motywów jej postępowania.
- Dlaczego to robisz? – zapytał cicho, prawie ledwo słyszalnym szeptem – Przecież jestem twoim
wrogiem.
- Załóżmy, że ci ufam! – wyprostowała się, odrzucając czerwony warkocz na plecy – Powiedz, jak masz na imię?
- Tarver – chłopak delikatnie pomasował, otarte sznurem nadgarstki. – Dlaczego?
- Nie wiem – wzruszyła ramionami - W jakiś sposób nie pasowałeś do tych żołnierzy. Jesteś inny – wydaje mi się, że masz dobre serce. Nie zraniłeś nikogo z naszych, mimo że miałeś ku temu okazję... no...i... jesteś w niezwykły sposób podobny do mojego zmarłego brata.... wtedy... tam w lesie patrząc na ciebie widziałam jego....może to dlatego teraz żyjesz.
- Moja ma... – zaczął, ale Nainen przerwała mu
- Nie opowiadaj mi swojej historii. Domyślam się jak przebiegała... i współczuje ci! – popatrzyła
mu w oczy – Proszę powiedz mi, do czego służył ten wisiorek i skąd go mieliście. To ważne, przecież wiesz....
Tarver spuścił wzrok i przez kilka długich chwil wpatrywał się w ziemię. Wydawało się, że nad czymś się zastanawia. W pewnym momencie pochylił się i podniósł z ziemi niewielki kamyk. Zaczął powoli obracać go w palcach. W końcu odezwał się
- Zabijecie mnie? – poderwał głowę i spojrzał przenikliwie na Nainen – Powiedz, ale proszę
powiedz prawdę!
- Nie wiem! – odpowiedziała szczerze – Rednar pewnie będzie na to nalegał, ale spróbuję cię
bronić.
- Dziękuję – uśmiechnął się blado – Więc tak... nie wiem dokładnie jak działa ten medalion.
Podobno zawiera magię tego lasu i dlatego może funkcjonować również tutaj. Za pomocą kosmyka włosów jest powiązany z ich właścicielem.. drugi taki... raczej niedokładnie taki, ale bardzo podobny ma mój władca. To medalion lokalizacyjny – chłopak przerwał na chwilę jakby coś ważnego przyszło mu do głowy – Ty jesteś Nainen Karianewn, prawda?
Dziewczyna drgnęła zaskoczona. Tarver wskazał na wisiorek, który jarzył się bladym światłem.
- Tak, to ja ! Skąd o tym wiesz?
- Bo to ciebie mieliśmy odnaleźć.
- Dlaczego? – zerwała się bardzo gwałtownie – Czy to ma związek z moim ojcem?
- Nie wiem. Wiem tylko, że oni już wiedzą, gdzie cię szukać! – chwycił ją za rękę – Nainen
uciekaj... tylko to ci pozostało!

***

Gdy Nainen gwałtownie wybiegła z szałasu, wszyscy wiedzieli, że stało się coś złego. Pierwszy
podbiegł do niej Derionis, który dziwnym trafem akurat był w osadzie. Będąc jeszcze kilkanaście metrów od niego w biegu rzuciła mu wisiorek. Nie musiała nic mówić... wiedział. Wyciągnął z sakiewki niewielki, zielony woreczek połyskujący srebrnym blaskiem. Włożył do niego medalion i dokładnie zawiązał pozłacany sznureczek. W tym momencie podbiegła do niego Nainen.
- Co to? - Zapytała – Skąd wiedziałeś? No i co ty tu właściwie robisz?
- Sakiewka wykonana z włókien drzewa orsowego. Nie jest magiczna, ale zakłóca działanie magii. A skąd wiedziałem? – To strefa antymagii a ten medalion emanował bardzo silną magiczną aurą, powiedziały mi o nim drzewa. Przyjechałem tu z jego powodu! – przerwał patrząc na Nainen gwałtownie przypinającą podany jej miecz – Co się dzieje? Masz przeciwko sobie potężnego przeciwnika! Niewielu potrafi ujarzmić magię Seloru, a jeszcze mniej liczni są w stanie zmusić ją do kontrolowanego działania. Do tej pory stworzono tylko kilka takich przedmiotów i wykonywali je tylko potężni magowie... lub istoty mające w sobie krew smoków... Nainen! O co chodzi?
- Nie wiem! Słyszysz, nie wiem! – ręce dziewczyny nerwowo zacisnęły się wokół pasa – Polują na mnie! Maja drugi podobny i wiedzą gdzie jestem... a przecież ja nic im nie zrobiłam... muszę... muszę wyjechać
- Co ci to da? Skoro mają drugi medalion i tak cię odnajdą! – Derionis położył jej rękę na ramieniu
– Nie panikuj!
- Nie mogę narażać tych ludzi... jeżeli odnajdą to miejsce to, przecież sam wiesz, większość tych
ludzi zginie, albo staną się niewolnikami. Nie chcę być za to odpowiedzialna! Zmierzę się z tym samo, bo... bo to moja walka! – w oczach dziewczyny szkliły się łzy – Może nie zginę...
Derionis nic nie powiedział. W milczeniu popatrzył za oddalającą się dziewczyną. Serce krzyczało w
nim, żeby ją zatrzymał, ale tak naprawdę to gdzieś w głębi duszy wiedział, że Nainen ma rację. I że nie ma prawa jej zatrzymać... bo to skrzywdzi ją jeszcze bardziej.
Wbiegła do szałasu. Do niewielkiej, podręcznej sakwy wrzuciła pośpiesznie trochę niezbędnych
rzeczy i nieco jedzenia. Chwyciła ozdobny kołczan, pełen barwionych na żółto strzał i swój łuk. Wybiegając z pomieszczenia wpadła na Andariel.
- Córeczko! Przemyśl swoją decyzję. Tu wszyscy wstawią się za tobą, pomogą ci! Przecież wiesz o tym! – kobieta starała się za wszelką cenę zatrzymać swoje ukochane dziecko. Obawiała się, że może nie być w stanie wytrzymać utraty drugiego potomka w ciągu tak krótkiego czasu – Nainen!
- Nie, mamo! Ci ludzie mi nie pomogą. – popatrzyła na matkę oczyma pełnymi łez – Dobrze o tym wiesz, za dużo tu kobiet i dzieci. Nie chcę, żeby narażali się dla mnie, niech bronią swojego życia.
Ominęła blokującą jej drogę kobietę. Nie chciała patrzeć na jej łzy. Sama płakała. Słone łezki ściekały jej po policzkach i brodzie. Odbiegła kilka metrów, ale kierowana nagłym impulsem zatrzymała się gwałtownie. Stała tak przez chwilę, walcząc z sobą. W końcu obróciła się. Andariel stała tam gdzie przedtem, ciągle patrząc w puste już teraz wejście do szałasu. Ręce kobiety drżały gwałtownie, tak jak ręce Nainen. Piersią dziewczyny wstrząsnął gwałtowny szloch. Z trudem przełknęła ślinę.
- Wybacz mi, mamo! – głos jej się łamał, dźwięk z trudem przeszedł przez ściśnięte gardło –
Wierzę, że jeszcze kiedyś się spotkamy... na pewno... trzeba wierzyć...
Jeszcze nie skończyła mówić, a już biegła w stronę klaczy. W następnej chwili siodłała Grailę. Zwierze rżało wyczuwając strach właścicielki. Nainen szybko skończyła i poklepała rumaka po karku.
Drgnęła gdy poczuła na ramieniu delikatnie położoną dłoń. Spojrzała na długie, zgrabne palce. Odwróciła się, wtulając twarz w miękkie, skórkowe odzienie. Derionis pogłaskał ją po włosach. Podniosła wzrok na jego twarz. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Z ich ust nie padło ani jedno słowo. Oboje czuli, że widzą się ostatni raz. Dziewczyna sięgnęła do szyi i odpięła z niej niewielki pozłacany medalik w kształcie pętli czasu. Zawiesiła go na szyi druida. A potem zgrabnym ruchem wskoczyła na siodło. Uśmiechnęła się jeszcze przez łzy. Zanim puściła się galopem w las podjechała do Seigielina.
- Uwolnijcie chłopca i pozwólcie mu zamieszkać pośród was. To dobry człowiek i trzeba dać mu
szansę. Proszę zróbcie to przez wzgląd na mnie.
Ostatnie słowa wykrzyczała już galopując pomiędzy drzewami.

***

Jechała wiele godzin przez coraz dzikszy las. Zaledwie kilka razy spowalniając klacz. Zwierze
pochodziło z najszlachetniejszej końskiej rasy – bardzo wytrzymałej, jednak i po nim widać było ślady zmęczenia. Coraz częściej samo zwalniało lub nawet zatrzymywało się, potrząsając łbem i cicho rżąc. Nainen ciągle jednak chciała jechać, wciąż przed siebie... żeby być jak najdalej od.... No właśnie od czego, nawet nie wiedziała z której strony spodziewać się wrogów. Jechała cały czas na wschód, uznając ten kierunek za najbezpieczniejszy, ale być może szła prosto w ich pułapkę?
Zatrzymał się dopiero, gdy nieprzeniknione ciemności nie pozwoliły jej jechać dalej. Jej oczy nie
przyzwyczajone do tak absolutnego mroku nie były w stanie dostrzec nawet niewyraźnych zarysów drzew. Nie widziała własnej dłoni wyciągniętej przed twarz. Robiło się coraz zimniej. Dziewczyna zadrżała -również ze strachu.
Ciągle siedząc w siodle Nainen wsłuchiwała się w docierające do niej dźwięki. Mimo późnej pory las
zdawał się tętnić życiem bardziej niż za dnia. Wiele z tych odgłosów podnosiło włosy na karku. Dziwne, tajemnicze i mrożące krew w żyłach wycie powodowało, że koń niespokojnie przestępował z nogi na nogę. Gdzieś hukała sowa... a może to nie była sowa. Coś przeleciało koło niej zawadzają skrzydłem o jej ramię. Wzdrygnęła się. Gdzieś w pobliżu trzasnęła złamana gałązka. Chciała krzyczeć ze strachu.
Mimo braku wiatru drzewa szumiały, jak przy porywistych podmuchach. Konary trzeszczały jakby rośliny chciały nimi ruszyć i dosięgnąć siedzącą w siodle skuloną ze strachu dziewczynę. W uszach Nainen szelest liści zaczął układać się w słowa.
- To ona - szumiące słowa niosły się od drzewa do drzewa
- Patrzcie ma ogień we włosach!- w pobliskim pniu zapaliły się wielkie, fosforyzujące zielone oczy.
- Uciekinierka!
- Przeznaczenie ją ściga. – naokoło Nainen rozbłysło kilka kolejnych par oczu
- Czy to na nią czekała?
- Niech idzie!
- Przeznaczenie się spełnia!
Dziewczyna poczuła się otaczana. Coraz to nowe pary ślepi rozpalały się w pobliżu niej. Drzewa
tłoczyły się. Nie widziała ich, ale czuła że wyciągają swoje konary w jej stronę. Koń miotał się we wszystkie strony, gwałtownie rzucał łbem. Nainen zacisnęła do bólu ręce na wodzach, bojąc się, że za chwilę może wypaść z siodła. Szalony taniec klaczy spowodował, że zaczęło jej się kręcić w głowie... liście szeleściły...konary skrzypiały...
Coś dotknęło jej ramienia. Poderwała gwałtownie głowę i zdała sobie sprawę, że zielone oczy
znikły. Znów była tylko ona i jej klacz. Niepewnie sięgnęła ręką do ramienia. Poczuła pod palcami podłużny, zeschnięty liść. Strzepnęła go gwałtownym ruchem.
Rozejrzała się wokół siebie, zastanawiając się czy śniła. Jej wzrok przykuło płonące w oddali światło,
którego wcześniej nie było, albo którego po prostu nie zauważyła. Na początku poczuła strach i gwałtowną chęć ucieczki. Ale odległy punkt hipnotyzował ją i kusił. Prawie bezwiednie skierowała klacz w tamtą stronę. Zwierze ruszyło wyjątkowo ochoczo, też wyczuwając w tym miejscu coś...

***

Wjechała na niewielką polanę i po raz pierwszy od jakiegoś czasu spojrzała w rozgwieżdżone niebo. Niewiele było w Selorze takich miejsc, gdzie drzewa nie przesłaniały całkowicie nieboskłonu. Oprócz światła księżyca polankę rozświetlał blask padający z okien niewielkiej chatki, stojącej pośrodku bezdrzewnej przestrzeni. Poczuła dziwne uczucie, jakby błogości. Nagle miała wrażenie, że znów jest w domu. Patrzyła jak zaczarowana na ten mały budynek i zastanawiała się kto tu może mieszkać.
Po chwili drzwi uchyliły się wypuszczając w mrok kolejną smugę światła. Stanęła w nich niewysoka przygarbiona postać. Była sędziwa, jej długie włosy miały kolor idealnej bieli. Mimo to wydawała się rześka i pełna życia. Ubrana była w czerwoną, wydającą się płonąć szatę, sięgającą do ziemi i obszytą ozdobnymi frędzlami.
- Witaj dziecko! – jej głos był ciepły i kojący - Czekałam na ciebie!
- Co? – Nainen uniosła w zdumieniu brwi i nieznacznie przekrzywiła głowę.
- Wejdź, wejdź! Tak długo to trwało! – staruszka poruszyła się, a Nainen miała wrażenie, że ubyło jej kilka lat.
Dziewczyna powoli zsunęła się z grzbietu klaczy i niepewnie zbliżyła się do drzwi. Spojrzała na
kobietę a potem na swojego konia.
- Zostaw Grailę – zbliżyła się i poklepała klacz po boku – nic jej tu nie grozi.
Nainen znów spojrzała na nieznajomą, zdumiona tym, że zna ona imię jej zwierzęcia. Nic jednak nie
powiedziała, miała przeczucie, że i tak nie dostanie odpowiedzi. Wzruszyła wiec tylko ramionami i puściła wodze. Z dużym wahaniem ruszyła w kierunku drzwi. Przekroczyła próg i zmrużyła oczy oślepiona blaskiem, który zewsząd ją otoczył. Odczuła lekki zawrót głowy. Gdy otworzyła oczy zdała sobie sprawę, że znajduje się w zupełnie innym miejscu, niż to do którego przed chwilą weszła.
Stała na miękkim, ozdobnie tkanym w misterne wzory dywanie. Kamienne ściany pokrywały piękne
gobeliny. Pomieszczenie było dużo większe niż wydawał się z zewnątrz domek do którego wkroczyła. Pod ścianą stało wielkie łoże z baldachimem. Nieliczne meble były wykonane z czarnego, hebanowego drewna, zdobiły je kunsztowne złocienia i rzeźby. Na kominku wesoło trzaskał ogień, a przed nim stały dwa fotele.
Nainen poczuła się nie na miejscu w swoim zakurzonym, podróżnym ubraniu. Jakież było jej zdumienie gdy uświadomiła sobie, że ubrana jest w przepiękną, bogato zdobioną zieloną sukienkę.
- Usiądź! – gdzieś za sobą usłyszała głos
Posłusznie podeszła do fotela i usiadła. Staruszka również się zbliżyła. Nainen ponownie zauważyła,
że kobieta odmłodniała o kolejne kilka lat.
- Uciekasz! Przed czym? – zapytała – Co wywołuje twój lęk?
- Dlaczego mam ci powiedzieć? – dziewczyna była pełna podejrzeń – Po co?
- A czemu nie? – staruszka wydawała się nie zrażona – Nie masz ochoty się zwierzyć komuś kto
zrozumie?
Na chwilę zapadła cisza. Dziewczyna rozważała propozycję. Tajemnicza staruszka wydawała jej się
godna zaufania. A naprawdę miała wielką ochotę porozmawiać z kimś szczerze.
- Dobrze powiem ci. – Nainen wciągnęła głęboko powietrze, jej oczy spotkały się z przenikliwym
spojrzeniem nieznajomej. Miała taki sam kolor oczu jak ona. – Szukają mnie żołnierze Delaiwen. Chcę się przed nimi ukryć.
- Wierzysz w to, że ci się uda? – pytanie uderzyło w nią jak cios batem- Powiedz szczerze,
wierzysz?
Ponownie zapadłą głucha cisza, przerywana jedynie trzaskiem ognia na kominku.
- Nie. – dziewczyna odezwała się drżącym głosem - Nie wierzę, że ucieknę. Ale nie chcę, żeby
przez mnie zginęli niewinni ludzie. Jeśli mam zginąć – zginę sama. Po co mieszać w to innych?
- Odważne! – kobieta skinęła głową, Nainen chciała coś powiedzieć, ale kobieta nie pozwoliła sobie
przerwać – Skąd jednak wiesz, że masz zginąć... zresztą nie ważne. Powiedz, wierzysz w przeznaczenie?
- Nie... przeznaczenie ogranicza człowieka – przerwała – Dlaczego w ogóle o ty pytasz?
Staruszka nie odpowiedziała. Wpatrywała się w milczeniu w ogień, który wywoływał na jej twarzy
krwawe refleksy. Ponownie ubyło jej kilka lat... siwe włosy powoli przybierały kolor ognistej czerwieni... takiej jak jej szata.
- Jeśli nie uwierzysz w przeznaczanie, nie uwierzysz i w to!
Nainen poczuła zimny powiew wiatru. Zamknęła na chwilę oczy. Parę sekund później powoli
otworzyła je ponownie i zaskoczona poderwała się z fotela... tajemnicza nieznajoma stała się nią...
- Nie! To niemożliwe – z jej ust wyrwał się ledwo słyszalny szept, odruchowo cofnęła się o kilka
kroków
- Tak Nainen! To prawda, jestem tobą!!!
Świat wokół dziewczyny zawirował, obraz stał się niewyraźny i rozmazany. Przestała czuć
cokolwiek, a grunt usunął jej się spod nóg. Dopiero po dłuższej chwili całkowitej nieświadomości zaczęły docierać do niej strzępki dźwięków. Najpierw była to muzyka- cicha i kojąca. Tak dawno, dawno temu grała na lutni jej babcia. Zalała ją fala wspomnień. Potem pojawiły się słowa. Bez oporu pozwoliła się nieść tajemniczej, niewidzialnej fali, ciągle słysząc gdzieś w tle babciną lutnię.
- To twój wybór czy wierzysz w przeznaczenie czy nie…ale źle je rozumiesz…ono cię nie ogranicza...to co jest ci przeznaczone nie zawsze musi się spełnić... to zależy tylko i wyłącznie od ciebie... jeśli pójdziesz właściwą drogą wypełnisz to co zostało przepowiedziane... jeśli nie trudno…przeżyjesz życie inaczej... jednak pamiętaj, że to co wybierzesz będzie miło wpływ także na innych – głos nieco przycichł, płynął jakby z dalsza – to co cię czeka w najbliższej przyszłości... będzie wymagało wiele walki... ale nie walki mieczem.... to będzie walka uczuć i serca.... walka o czyjąś duszę... jeśli ocalisz ją… ocalisz innych... nie pytaj o nic…nie dostaniesz odpowiedzi…mogę ci zdradzić przeznaczenie, ale nie przyszłość…proszę idź za ścieżką... nie zbaczaj z niej...
Nainen gwałtownie otwarła oczy. Rozejrzała się nieprzytomnym wzrokiem. Dopiero po chwili dotarło
do niej, że patrzy na budzący się ze snu las. Właśnie wstawał świt. Po drewnianym domku nie został nawet ślad. Podniosła się z kupki liści, na których leżała. Otrzepała te które przyczepiły się do jej ubrania lub wplątały we włosy. Nadal rozglądała się zdumiona, zastanawiając się ile z wydarzeń wczorajszej nocy było jawą a ile tylko snem.
Po chwili wzruszyła ramionami nie mogąc ustalić jak było naprawdę. Zjadła niewielki, zimny posiłek
i znów wskoczyła na siodło.



strony: [1] [2] [3] [4]
komentarz[12] |

Komentarze do "Płomień"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.342757 sek. pg: