..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

O etiologii i diagnostyce pośród prostego ludu


Z cyklu: ''Zioła i ziółka''.

Koma i ja postanowiłyśmy przybliżyć Wam, drodzy Elixirowicze, cudowny i malowniczy świat ziół. Dlatego też pojawiać się tu będą przeróżne artykuły dotyczące właściwości roślin, ciekawostki z pogranicza kuchni i medycyny, porady rodem z elfiej farmy piękności oraz opisy tajemnych mikstur.
Na początek coś lekkostrawnego, czyli:

O etiologii i diagnostyce pośród prostego ludu

Etiologia (z łac. aetiologia - stwierdzenie przyczyny / powodu, z gr. aitiología - badanie przyczyn, aitia - przyczyna) - zespół przyczyn składających się na powstanie choroby.

Zawsze zastanawiało mnie, w jaki sposób może postrzegać problemy zdrowotne istota zamieszkująca świat fantasy. Jeśli wziąć pod uwagę to, że porażająca większość światów tworzona jest na bazie Średniowiecza i opiera na nim nie tylko styl ubierania się bohaterów, ale również ich sposób myślenia, to i wszelkie niedomagania ciała i umysłu zapewne będą rozpatrywane w podobny co w wiekach średnich sposób. Przyszło mi więc na myśl, że przyda się w Elixirze artykuł traktujący o ludowym spojrzeniu na przyczyny chorób. A nuż przyda się komuś do sesji...

Należy zacząć od tego, że etiologia ludowa jest mieszaniną wiedzy i wierzeń. Marna znajomość anatomii i fizjologii oraz specyficzna mentalność sprawiały, że podchodzono do choroby, jako do zjawiska spowodowanego działaniem sił nadprzyrodzonych, nie zaś konsekwencji zakłócenia prawidłowych funkcji organizmu. Jeszcze na początku XX wieku wierzono, że choroba pochodzi od złego ducha lub też od Boga, jako kara za niecne uczynki. Widać to dobrze w wyrażeniach typu: ''choroba go dotknęła'', ''zimno go trzęsie'', ''orączka opuszcza chorego'', gdzie słowa ''choroba'', ''zimno'' i ''gorączka'' są odpowiednikami nieprzychylnych człowiekowi demonów. Nie mogę się powstrzymać, żeby nie dodać w tym miejscu dygresji odnoszącej się do moich ulubionych demonów pochodzenia słowiańskiego.
„Postępek prawa czartowskiego przeciw narodowi ludzkiemu” z 1570 r. wspomina o Chorobie, czy też Chorzycy, która uznana została za prasłowańskiego demona personifikującego wszelkie dolegliwości i przypadłości cielesne. Natomiast Zaraza była uosobieniem epidemicznych chorób zakaźnych. Przetrwała w powiedzeniach: ''Żeby cię zaraza wzięła'', ''A niech to zaraza''.
Według wioskowych znachorów choroba przenosiła się do ciała człowieka podstępnie i niewidocznie za pomocą powietrza, wody lub dotknięcia innej osoby. Co przywodzi mi na myśl innego demona, zwanego Powietrzem utożsamianego często z postacią widmowej, wysokiej i niezwykle chudej kobiety przyodzianej w obszarpaną płachtę, która napotkanym wędrowcom kazała się nosić na plecach, zaś przybywając do wiosek i miast rozsiewała morową zarazę. Tak przedstawiano ją na terenach położonych między Prutem a Dniestrem. Na ziemiach polskich podróżowała na dwukołowym wozie, natomiast na Litwie wyobrażano ją sobie jako dziewczynę, która chodziła od wsi do wsi, wsuwała rękę przez drzwi lub okna i powiewając czerwoną chustką rozsiewała śmiertelne choroby. O morowym powietrzu wspomina się najczęściej przy okazji epidemii dżumy, cholery i ospy. W tym kontekście dość niepokojącego znaczenia nabiera powiedzenie komuś ''morowa z ciebie dziewczyna''...

Żeby łatwiej było omówić sposoby postrzegania chorób podzielę je na trzy podstawowe grupy. Pierwsza obejmować będzie dolegliwości spowodowane działaniem kosmosu. Co prawda żaden znachor nigdy pewnie nie zastanawiał się nad tym, co naprawdę znajduje się nad jego głową, ale nie znaczy to, że nie dostrzegał wpływu słońca i księżyca na człowieka. Szczególnie światło księżyca miało niekorzystne działanie i powodowało przeróżne dolegliwości. Przypisywano mu wywoływanie u ludzi lunatycznych spacerów, bezsenności i nerwowości. Podczas pełni należało dokładnie zasłaniać okna na noc lub pozostawić na parapecie garnek wypełniony wodą, żeby promienie miesiączka się w niej utopiły i nikomu nie zaszkodziły. Jako ciekawostkę dodam, że do dziś w niektórych rejonach kraju przy malejącym księżycu nie wyrzuca się obciętych włosów byle gdzie, ponieważ wierzy się, że człowiek, który to zrobi ociemnieje albo rozbije sobie głowę.
Unikano również silnego słońca, jak na moje oko całkiem rozsądnie. Uważano, że wywołuje osłabienie i psuje wzrok. Mogę to potwierdzić na swoim przykładzie, bo przeżyłam dwa udary słoneczne i jedno zapalenie spojówek wywołane ostrym światłem odbitym od śniegu.
Natomiast pośród prostego ludu istniało ciekawe spojrzenie na sprawę zaćmień słonecznych i księżycowych. Słowianie zachodni tłumaczyli sobie na ten przykład zaćmienie słońca jako osad w rodzaju sadzy, który spada z nieba na wszystkie żywe istoty i powoduje choroby. Natomiast Górale Żywieccy w obawie przed dolegliwościami, jakie mogło na nich sprowadzić czarne słońce wystawiali przed domy cebrzyki pełne wody, żeby owe dolegliwości ''odonacyć''. Nakrywali także studnie, zapewne z obawy przed skażeniem wody.
Ostatnim, pochodzącym z kosmosu znakiem, przynoszącym epidemie chorób były komety.

Drugą grupę niekorzystnych czynników chorobotwórczych stanowią żywioły oraz elementy świata roślinnego i zwierzęcego. Jeśli chodzi o żywioły za głównego sprawcę wszelkich dolegliwości uważano wiatr. Według licznych sprawozdań silny podmuch mógł spowodować szereg różnych chorób począwszy od bólów głowy, utraty mowy, poprzez niedomaganie oczu, nerwowość, choroby skóry (m.in. świerzb i róża) na kalectwie i paraliżu skończywszy.
W demonologii istnieje cała masa istot niematerialnych ściśle powiązanych z żywiołem powietrza, choćby wspomniana wcześniej Mora zwana Powietrzem lub Morowym Powietrzem.
Prasłowiański demon gwałtownego, porywistego wiatru nazywany był Wichrem lub Powichrem. Był on również przedstawiany, jako wirująca trąba powietrzna. Istnieje przesąd, że jeśli wbije się nóż w sam środek powietrznego wiru to zdobędzie się demona na usługi. Spełni on wszystkie życzenia, ale niestety nie za darmo. W zamian zażąda duszy owego śmiałka, który odważy się to zrobić. Na wszelki wypadek więc napiszę, że jeśli by ktoś chciał w ten sposób się szybko wzbogacić, to po prostu się to nie kalkuluje.
Woda również postawiona została w stan oskarżenia, jako główna sprawczyni febry, łamania w kościach, zapalenia płuc, niedomagania przewodu pokarmowego oraz puchliny wodnej. Powodowała również infekcje skórne, takie jak krosty i boloki.
Szczególne miejsce w świadomości ludności wiejskiej zajmowała woda, pochodząca z obmycia nieboszczyka. Wylana pod progiem domostwa przynosiła jego mieszkańcom poważne choroby i wszelkie nieszczęścia. Sama pamiętam historię z dzieciństwa, kiedy to wiedziona niechęcią ciotka podlała mój dom takim magicznym płynem. Dowiedziałam się o tym jakieś dziesięć lat później i patrząc na to z perspektywy czasu muszę stwierdzić, że nie zauważyłam szczególnie przerażających rodzinnych tragedii. Ciotka chyba musiała być mocno zawiedziona... Podobno w takich wypadkach należy całą ziemię spod progu wybrać i wyciepnąć do potoku, żeby wszystkie nieszczęścia spłynęły wraz z wodą.
Za niekorzystne dla człowieka rośliny uważano olchy i cisy, dlatego też nie sadzono ich w pobliżu domostw. Obecnie uważa się również, że topole (ukochane drzewa komunistów, nie było szkoły, przy której by nie rosły) źle wpływają na samopoczucie człowieka.
Świat zwierzęcy zajmował w tym kontekście marginalne miejsce. Jako ciekawostkę przytoczę wiarę w niedobre działanie jelenia. I nie chodzi tu bynajmniej o przyprawianie komuś poroża. Mianowicie na terenach Beskidu Żywieckiego istnieje przesąd, jakoby od św. Bartłomieja (24VII) do Bożego Ciała w wodach rzek i jezior przebywał jeleń. Z tego też powodu dla zachowania dobrego zdrowia w tym czasie nie należy zażywać kąpieli.
Mieszkańcy wspomnianego wyżej regionu mieli również ciekawą teorię na temat zapadalności na chorobę nowotworową. Mianowicie żeby się takowej nabawić należało spożyć raka, na którym (po jego wyjściu z wody) usiadła mucha. Podobny efekt występował, kiedy mucha z raka przesiadła się na człowieka.
A teraz coś o żabach. W Beskidzie Żywieckim i Śląskim istniało przekonanie, że na wiosnę, kiedy żaby wychodzą z wody nie należy w ich obecności otwierać ust, żeby przypadkiem nie policzyły zębów. Gdyby się im, przebiegłym bestyjom, udało należało się spodziewać nadejścia choroby a nawet śmierci.

Trzecia grupa obejmuje istoty demoniczne i półdemoniczne, korzystające z określonych zabiegów magicznych, a więc wszelkiego rodzaju wiedźmy, czarownice i baby jędze. Sprowadzały one choroby słownymi zaklęciami, dotykiem, miksturami lub innymi czynnościami (np.: zakopywaniem przedmiotów wywołujących schorzenie, w określonych miejscach). Jeszcze dziś spotyka się przeróżne oznaki korzystania z tego typu praktyk.
Chorobę można było wywołać umieszczając pod progiem wybranego domu świeżutko ukopaną na cmentarzu kość nieboszczyka, ewentualnie kawałek jego ubrania, paznokcie, włosy tudzież deskę z trumny. Oprócz wspomnianej wcześniej ''wody z nieboszczyka'' dobrym sprowadzaczem chorób były kości z poronionego źrebięcia.
A teraz ciekawostka ogrodnicza. Żeby wyhodować magiczny czosnek, przed wsadzeniem do ziemi należało jego ząbki umieścić w paszczy schwytanej przed wschodem słońca żmii. Podczas umagiczniania czosnku żmija, na całe szczęście dla czarownika, nie musiała być żywa.
W przypadku, kiedy choroba zadana przez czarownika nie ustępowała udawano się do odpowiedniego specjalisty, który przy pomocy określonych praktyk odkrywał przyczynę dolegliwości. Czyli najczęściej jakąś rzecz zakopaną pod progiem lub w pobliżu domu, którą należało jak najszybciej wykopać i wrzucić do potoku, zgodnie z wierzeniem, że bieżąca woda wszystko złe zabiera ze sobą.
Kolejną przyczyną chorób był urok, czyli złe spojrzenie. Mogło ono wywołać bóle głowy połączone z nudnościami i wymiotami, łamanie w kościach, wrzody, liszaje i całą masę innych, równie niemiłych przypadłości. Uroczne oczy miały nie tylko czarownice, ale również inne osoby, które często nie zdawały sobie z tego sprawy. Przyjęło się również uważać, ze jedno z siedmiorga rodzeństwa było naznaczone ta przypadłością. Szczególnie jeśli nie było bierzmowane.
A teraz coś o moich ulubionych demonach sprowadzających choroby i śmierć. Przybierały one postać zwierzęcą i ludzką i najczęściej dusiły wybrane ofiary, czasem też wypijały z nich krew.
Istnieje wiele opowieści o kociokształtnych zmorach, które siadały na piersi i pozbawiały oddechu albo wręcz wgryzały się w krtań. Tak więc przeciętny Mruczek nie miał lekkiego życia, bo mógł być posądzony o uprawianie czarów.
Do tej kategorii zaliczyć można południce, które niepokoiły pracujących w polu żniwiarzy. Powodowały zasłabnięcia, łamanie w kościach, porażenie słoneczne, bóle głowy i mięśni. W południowej części Górnego Śląska krążyły dość makabryczne opowiadania o południcach, które znalazłszy uśpionych w polu ludzi zabijały ich przy pomocy niezwykle długich i cienkich szpilek, wyciągniętych z włosów.
Nieprzyjemnym charakterem odznaczały się również boginki, które czatowały na kobiety ciężarne i będące w połogu. Zakradały się nocami i porywały niemowlęta z kołysek, sprowadzały na nie i ich matki gorączkę, osłabienie, czasem śmierć. Były to paskudne baby, chude i brzydkie. Miały wielkie, żółte zęby oraz obwisłe piersi, które zarzucały sobie na plecy. Ubrane zazwyczaj były w podarte łachmany.
Również nieodpowiednie zachowanie podczas przeróżnych świąt mogło sprowadzić nieszczęście w postaci choroby. Uważać należało zwłaszcza podczas wigilii Bożego Narodzenia. Przestrzeganie określonych zasad przy wigilijnej wieczerzy mogło zapewnić pomyślność i zdrowie na cały nadchodzący rok. Osoby chcące zaszkodzić komuś za wszelką cenę starały się podrzucić mu pod nogi pęk kluczy, łańcuch lub kłódkę, które miały sprowadzić na niego schorzenia nóg, ból i rany. Podczas spożywania wieczerzy trzeba było uważać, żeby nie wesprzeć się na łokciach, bo można było się nabawić cierpnięcia rąk.
Tyle na temat irracjonalnych przyczyn powstawania chorób. Oczywiście istnieją również bardziej racjonalne powody niedomagania organizmu, ale nie będę o nich pisać w tym miejscu, bo ani to odkrywcze ani ciekawe. W końcu każdy wie skąd się bierze katar i co się stanie, jeśli podźwignie się zbyt ciężki przedmiot.
Na koniec krótka wzmianka na temat stawiania diagnozy. W ludowym lecznictwie sprawa z właściwym rozpoznaniem choroby ma się całkiem inaczej niż w medycynie konwencjonalnej. Zależy przede wszystkim od indywidualnych predyspozycji osób zajmujących się tym zagadnieniem. Bezpośrednio wiąże się z zasobem wiedzy medycznej. Jednak motorem napędowym jest tu rozwinięta intuicja. Niezwykłe często osobowości wiejskich znachorów wywoływały u pacjentów pewien rodzaj euforii. Ich głęboka wiara w moc ludowego terapeuty sama w sobie była lecznicza i często wystarczała, by uzdrowić schorowane ciało.
A oto najczęściej stosowane metody stawiania diagnozy:
1.Badanie polegające na oględzinach oka - znana obecnie irydologia, która opiera się na przekonaniu, że każdy organ ma swoje odbicie w tęczówce oka, a choroba może zmienić jej zabarwienie i tym samym określić która część organizmu niedomaga.
2.Rozpoznawanie choroby po kolorze moczu. Jasny i klarowny świadczył o zdrowiu, natomiast mętny i żółty wskazywał na zmiany chorobowe w organizmie. Pamiętam z wczesnego dzieciństwa, że często dziwiłam się, czemu babcia zagląda mi w nocnik.
3.Diagnozowanie na podstawie wywiadu - czyli co panu dolega. Stosowana często pomocniczo przy innych metodach rozpoznawania chorób.
4.Oględziny języka (szczególnie popularna w Beskidzie Śląskim). Język czysty i czerwony świadczy o zdrowiu natomiast obłożony białym lub żółtym nalotem o chorobie.
5.W sytuacjach urazowych (zwichnięcia, złamania, itp.) stosowano oględziny lub odpowiedni dotyk dłońmi.
6.Rozpoznawanie choroby poprzez obejrzenie dłoni pacjenta, jego rzeczy osobistych, fotografii.
7.Diagnozowanie pozazmysłowe, czyli innymi słowy jasnowidzenie. Ta metoda wbrew pozorom miała wielu zwolenników, szczególnie w Beskidzie Żywieckim i Śląskim.

Nie trzeba chyba dodawać, że im dziwniejsze rzeczy wyczyniał znachor podczas badania tym większą cieszył się popularnością. Może dlatego, że zalecenia typu: ''Weźmij czarno kure i tuż przed świtaniem zarżnij ją od lewa do prawa zardzewiałym nożem, a łeb zakop pod krzyżem na rozdrożu'' lepiej przemawiały do świadomości niż proste, klarowne zalecenia.

Bibliografia:
Danuta Tylkowa, "Medycyna ludowa w kulturze wsi Karpat Polskich", Ossolineum; Wrocław 1989;
Barbara i Adam Podgórscy, "Encyklopedia demonów", Astrum; Wrocław 2000;

Drugi artykuł z cyklu "Zioła i ziółka"

Z poważaniem

Laurefin.
komentarz[18] |

Komentarze do "O etiologii i diagnostyce pośród prostego ludu"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.025738 sek. pg: