..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Pył.



Pył - Part I


Przez wydawac sie moglo, nie konczaca sie pustynie wedrowala postac. Byl to mezczyzna. Ubrany w kombinezon pustynny, z ustami owinietymi chustą i czarnymi okularami na nosie nie wygladal na Runnera. Cieszylo go to. Netrunner spotkany przez Nomadow niechybnie zostal by stracony, a taka perspektywa zazwyczaj nikogo nie bawi. Przycupnął tuż pod niewielka skała dajacą o tej, wieczornej już porze nieco cienia. Z plecaka wyjał małą walizeczke. Otworzył.
-Logowanie zakończone pomyślnie - zobaczył na ekranie. Chwile pozniej "przeniósl sie" do wirtualnego swiata. - W koncu- pomyslal z uciechą. Przebyl pare cyfrowych aleji i począł szukać. Po kilku minutach miał przed soba zdygitalizowane oblicze szukanego osobnika.
-Witaj Baledzie Grey- odezwala sie wirtualna facjata.
-Witaj moj przyjacielu-odpowiedzial.
-Czy masz to co miec powinienes ?-zapytala elektroniczna twarz
-oczywiscie. Macie moje namiary. Czekam. Pospieszcie sie bo slonce daje nieco w kosc.
-Już wyslalem po ciebie transport. Zostan tam gdzie jestes.
-Zrozumialem, znikam.
Mężczyzna potrząsnał głową jakby budził sie ze snu. Znow siedzial po niedużą skała wyrastajacą posrodku pustyni. Z plecaka wyciagnął manierke. Pociagnał łyk i ułożył sie w pozycji najlepiej umilającej czekanie.
*******************
-Kto to- Zapytał dużych rozmiarów mezczyzna w piaskowego koloru plaszczu siegajacym ziemi.
-Nie jestem pewien. Cel oddalony o 1000 metrów. Powietrze jest zbyt nagrzane. Nie widze dokladnie. Chyba Runner. Podejdzmy bliżej.-odpowiedzial drugi, znacznie nizszy i slabo zbudowany. Przez plecy przewiesony miał wielki, nie da sie ukryc, ze i dobry karabin snajperski. Ubrany był w rownież piaskowego koloru kombinezon. Miast lewego oka spod powiek wystawała zółtej barwy soczewka. Obaj mężczyzni posiadali długie i czarne włosy. Na tym kończyło sie ich podobieństwo. Powoli zeszli wzdłuż wydmy i poczeli iśc w strone osoby leżacej pod skałą.
-200 metrów - powiedział mniejszy z karabinem na plecach.
-OK-odpowiedzial drugi- osłaniaj mnie. - Mniejszy skinał tylko głowa. Z nieslychaną wprawa rozlozył karabin na ziemi. Nie miał on celownika optycznego. Wydawal się bez niego bezużyteczny, jednak strzelec nie potrzebowal nic poza nim zeby ustrzelic coś co znajdowalo by sie duzo dalej nizli 200 metrów. Wiekszy podszedł na odległosc paru kroków. Mezczyzna leżacy pod skałą nie zareagowal. Pogrązony był we snie. Obok niego leżał komputer.
-Co tu robisz ?-odezwal sie do spiacego Duży Osobnik. Dotad spiacy bardo szybko pozbieral mysli i odpowiedzial.
-O to samo mógłbym zapytać i ja. Wypadałoby sie przedstawic. Jestem Balled Grey, zajmuje sie komputerami. Teraz twoja kolej.-Duży skrzywił się.
-W dupie mam to co by wypadało. Jestem David Parker, a ten koleś celujący do ciebie ze sporej armaty snajperskiej to moj brat. Nicholas. Wiedz, ze nie chybia z takiej odleglosci, wiec nie polecam zadnych...
-Bracia Parker - z podziwem przerwal mu Balled. - nie obca jest mi wasza sława. Wiem, ze twoj brat jest dobrym strzelcem.
-Tak wiec skończ pieprzyć i powiedz, co zbliża sie w naszym kierunku od wschodu.
-To moj transport. Obecnie pracuje dla Mishima Corporation. Japonce są bardzo wymagający, ale dobrze płacą. W dodatku można im ufać.- Dave szkrywił sie znów. Spod czapeczki baseball'owej zabłysły białe zęby.
-W takim razie powinienes być bardziej wybiórczy co do ludzi, których obdarzasz zaufaniem. Twoi zaufani pracodawcy jadą po ciebie lekkim czołgiem. Jesli cie to bardziej interesuje, Mouse'em trzynastką.
-Pewnie obawiają sie ataku Nomadów. - tłumaczył Runner.
-Pewnie nie ma tu Nomadów od trzech lat, a czołg jest za wolny jako transportowiec. Nie wiem czy jesteś aż tak niebezpieczny. Nie wyglądasz na takiego co przeciw niemu wysyła sie czołgi. Tymbardziej, iż w srodku zasiada ośmiu ludzi. Jeżeli zapłacisz 1000 Credytek, wraz z bratem sie tym zajmiemy.
-Nie potrzebuje waszej pomocy. Jadą mnie stąd zabrać. To moi przyjaciele.
-Jak uważasz Balledzie Grey. - rzucił David odwracając sie z udawanym zrezygnowaniem.- Wiedz jednak ze Mysz to osmioosobowy pojazd.-dodał uśmiechajac sie szyderzo.
-Poczekaj - niemalże krzyknął Grey. - Dam wam to 1000 credytek.
David uśmiechnął sie jescze bardziej szyderczo.
-Nico, bierzemy czołg - powiedział do słuchawki komunikatora wystajacego spod czapki.
-Cztery mile na wschód- w odpowiedzi rozległo sie w słuchawce.
-Zostań tu -rzucił David tym razem do Runnera po czym pobiegł w na wschód i zniknął mu z oczu.
************************
Karabin snajperski Weller wystrzelil.
- Nie mają już nikogo na wieżyczce Dave- bez emocji powiedział do słuchawki Mniejszy z braci Parker. Czoł zatrzymał sie. Wewnątrz panowało zamieszanie. Krotka lufa powoli obróciła sie w kierunku Snajpera.
-Znalezli go - zaklął David. Czekał na reakcje brata. Gdyby teraz rozpoczął szturm, niechybnie zostal by sciety przez któreś z działek. Powietrze przeszył donośny huk. W czołg uderzyło coś przypominającego niedużą błyskawice. Lufa pojazdu przestała sie obracac.
David zaśmiał sie wybiegając zza wydmy. Biegł prosto ku pojazdowi. Żadne z działek nie poruszyło sie.
- Skończeni durnie- pomysłalł gdy z bocznego włazu wykoczyło trzech żołnierzy uzbrojonych w automatyczne M33. Nie zdążyli przebiec dwóch kroków a jeden już padał na ziemie pozbawiony połowy czaszki przez pocisk z karabinu Nicolasa. David uskoczył na bok, dzieki swej sprawnosci jedynie, unikając serii żołnierza który jako nastepny padł na piasek z pozostałą, niewielką ilością mózgu. Większy z braci nie czekał na serie trzeciego. Wpakował w jego klatke piersiowa trzy kule, z dobytego w locie Glocka. Trzeci z żołnierzy padł z miazgą zamiast serca i płuc.
-Czterech - pomyślał David. Począł zbliżac sie do pozjazdu gdy ten odzyskał zasilanie. Jak szybko tylko potrafił skierował sie w odwrotną dokładnie strone. W ślad za nim poleciała seria z wysokokalibrowego działka i tylko szczęście dało mu możliwość dalszego życia. Strzelec nie był zbyt celny. Jednak prując z takiej armaty stał sie wystarczająco niebezpieczny.
- Nico, wal nastepnym ! Kieruje sie w moja strone ! - niemal krzyczał.
- Uciekaj.-uslyszal w odpowiedzi- nastepnego już nie ma.
- Jak to kurwa nie ma ???- krzyknął, gdy znalazł sie w zasiegu działka. Nie miał możliwości ucieczki. Stał jak wryty i czekał na strzał. Ten jednak nie nastąpił. Pancernik zatrzymał sie. Lufy działek poczęły wykręcać sie w rożnych kierunkach. Cały pojaz poczał jezdzic to w tył, to w przód. Górna wieżyczka obrócila sie o 360 stopni. Silnik ryknął i nastąpiła eksplozja. Ciało Davida gdzieniegdzie przebite zostało odłamkami metalu. Jednak pancerz dał mu wystarczającą ochrone.
-Runner-pomyśleli obaj bracia.

***************************
Cała trójka siedziała przy ognisku. Na pustyni w nocy temperatura osiągała zaskakujace liczby poniżej zera.
- Skoro byłes w stanie wysadzic czołg dlaczego zgodziłes sie na tysiąc Kredytów ?-pytał David
-Hmmm... Dobranie sie do czołgu zajęło nieco czasu. Gdyby nie wy... Wiesz, nie sprawdzam sie w bezposrednim starciu.- odpowiedział Balled.
- No tak, chyba wiesz ze w czołgu nie było ośmiu ludzi ?
-Wiem
-Skoro wiec wiedziałes, że jechali po ciebie po co zdecydowałes sie ich zaatakowac ?-dopytywał Duży Parker.
-Bo inaczej zabili by mnie.
-Ale...-poczał David
-Nie rozumiesz. Wedle umowy transporter miał być pusty
-Już kleje - zakończył Parker-Powiedz, z jaką misją tu jesteś ? Myślałem ze Runnerzy pracują zamknięci w wielkich wierzowcach.
-Heh-zasmial sie Balled - Widzisz, musialem nawiazac bezposrednie połączenie z pewnym miejscem. Nie można osiągnąć takowego na odległość. Więc znalazłem sie tutaj. Zakończyłem swoją prace, lecz pracodawcy, jak sie zreszta spodziewałem, zdecydowali, że wiem za dużo i mógłbym w czyms im zaszkodzic. Nigdy żaden z nich mnie nie widział, takie mam zasady, więc od razu zdecydowałem co do intencji czołgu wypełnionego ludzmi.
-Zaraz - począł Duzy - Takie zasady, jest taki runner, Wisnia, go jedynego nikt nie widział.
-Masz racje. Nie widział mnie nikt. Jestem Cherry - zakończył uśmiechem Runner. Nawet drugi z braci parker wyrwał sie z zadumy i z podziwem spojrzał na nowego towarzysza.
- Nie mów - z podnieceniem niemalże krzyknął David - Człowiek legenda zasiada z nami przy ognisku ! Drugi z braci na powroot pogrążył się w myślach. Cherry zaśmiał się.
- "Człowiek Legenda" - Sarknął. - może lepiej ułóżmy sie do snu. Słońce dosyc mnie zmęczyło.
-Jestem "za"- odpowiedział David - Nico, tradycyjnie rozpoczniesz warte.
Mniejszy Parker skinął głową.
**************************
Nicolas Parker spal na siedząco. Było to dla niego normalnością. Wstawał zawsze rześki, bez oznak jakiegokolwiek zmeczenia. Co najciekawsze, w razie niebezpieczeństwa budził sie od razu. Sekretem jego był wszczep. Gdy mniejszy Parker zasypiał jego lewe, sztuczne oko pozostawało otwarte. Nie przestawało przesyłac informacji do mózgu, a w razie niebezpieczeństwa przesyłało doń bardzo silny impuls. Tym razem, jednak Mniejszy Parker obudził sie dopiero z wstawaniem słońca. Reszta zwlekała jeszcze chwile z opuszczeniem ciepłych sie David.legowisk. Jako pierwszy odezwał
- O.K. Powstanmy. Dzien wstaje znow gorący. Do Kalomas jeszcze pare mil, a maszerować w południe mi niebardzo w głowie - Zebrali sie tak szybko jak mogli, po czym bez wzlekania ruszyli. - Masz zamiar pozostac z nami dłużej ? -zapytał David gdy tylko jego brat oddalil sie nieco. - Póki co nie mam innych celów. Posiadam przy sobie bardzo cenne dane. Trzeba mi poszukac dobrego kupca. Mam zamiar zrobić to w Kalomas, wiec jak narazie jestesmy towarzyszmi. - A pozniej ?
-Pozniej pomysle. Moze przyda wam sie Netrunner ?
-Przyda sie napewno, ale moj brat poki co ci nie ufa. Na ogol nikomu nie ufa, no moze poza mna.
-Wyobraz sobie Dave, że w pełni go rozumiem. - odpowiedział Cherry - runnerom ufac nie wolno. Tymbardziej tym nieco zdolniejszym. Chcialbym powiedziec tylko, że za moja głowke dostalibyście dużo pieniędzy. Jednak pamietaj, że ja jestem w ciagu jednego dnia zgromadzic wielokrotnie większą sume.
-Pamiętam i nie w głowie mi zdrada. Wogóle, skoro nikt cie nie widział, nikt naprawde nie wie kim jestes. To dlaczego nie ukrywałes przed nami tego, że własnie ty jestes Cherry ?
-Hem... Powiedz, masz wszczepy - było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.
-Tak - niechętnie odpowiedział Duży- mam całkiem sporą płytke w mózgu.
-Wiem. Dzieki niej mogłem cie sprawdzic. Plytka nie jest za duża, jednak dała mi możliwość przeszperania całego twojego umysłu.- twarz Davida przekazała zbulwersowanie.- Ale nie bój sie-kontynuował Cherry- sprawdziłem jedynie twoje nastawienie do mnie. - Szybko rozpogodzil sie Duzy. - A więc, możesz mnie nawet zabic ?
- hmmm... no tak- beztrosko odpowiedział Runner. Na samą myśl o tym, że ktoś móglby zabić go z miejsca odległego o miliony kilometrów, Davida przeszedl dreszcz. - Nie martw sie jednak -kontynuował - Znam jedną osobe, która potrafiła by tego dokonać i jestem nią ja.- uśmiechnął sie szyderczo.
****************************
Do bram Kalomas dotarli tóż przed zmrokiem. Metropolia odgrodzona od pustyni była, wysokim na 15 metrów, silnie strzeżonym murem. Zza niego widać było wiekie neony, oraz Korporacyjne wieżowce, o szczytach niknących gdzieś w chmurach.
- Bedziemy mieli problem przy wejściu - odezwał sie Mniejszy Parker do Cherry'ego.
-Nie sądze. Potrzebuje paru chwil a odpowiednio przeprogramuje strażników. Gorzej natomiast może być w środku. Pewnie ściga nas z czterech Stealth.-
Stealth byli wyspecjalizowaną nacją składającą sie z Zabójców. Płatni mordercy tworzyli coś na kształ gildii będacych na usługach Korporacji. Stealth nigdy nie byli scigani przez policje, nieco inaczej sprawy miały sie z prawymi (jesli mozna uzyc tu tego okreslenia) obywatelami.
Podeszli bliżej. Wokól roiło się od brudnych ludzi w obdartych ubraniach. Każdy prosił o pieniądze. Jedynym oświetleniem były reflektory świecące jaskrawym światłem z murów.
- Nicolas, czy mógłbyś mi pomóc ? -Zapytał Balled rozkładając mini laptopa na swoich kolanach.
- Zależy na czym ma polegać owa pomoc.
-Czy mógłbyś podać mi litery i cyfry wyszyte na munurach tych dwóch cyborgów stojących przy samym wejściu ? -wskazał palcem na, na pierwszy rzut oka normalnych ludzkich strażników, stojących przy bramce oddalonej o jakies 30 mentrow i pieczołowicie sprawdzających dokumenty. Obaj na piersi, wyszyte mieli rzedy małych znaków, czego nie było widać z tej odległosci. Młodszy Parker popatrzył w ich strone. Źrenica jego sztucznego, lewego oka poszerzyła sie znacznie.
-"AO1987517"-wyrecytował Nicolas-a drugi to "XO5872680"
- Dziekuje- odrzekł runner z tempem kropel deszczu uderzajacego o ziemie stukajacy w klawisze. - Chodzmy -dodał po chwili po czym spokojnie ruszył wprost ku bramce przez którą wpuszczano ludzi. Bracia byli nieco zdenerwowani, jednak przechodząc obok strażników i widząc ich głupawe spojrzenia wywołane widokiem Cherry'ego nieco odwage, a gdy cyborg po lewej powitał Runnera słowami "Niech żyje Ludwik XV !!" całkiem odzyskali pewność siebie. Ich oczom ukazało sie miasto. Połączenie piękna neonów i billboardów lśniących wysoko w górze z okropieństwem i plugastwem zasmieconego swiata, tu na dole.
*********************************
- Ej stary, rzuć trochę credo - krzyknął jakichs żebrak pełzający z śmieciach niczym robak. Duży Parker odwrócił się w jego strone, spojrzał, splunął i ruszył za całą trójką.
- Ćpuny. Jak ja kocham to miasto - odezwał sie Cherry. Nie mineli kolejnego budynku, a zapytało ich o to samo jeszcze dwóch takich samych ludzi.
- Coś tu cicho, prawda ? -zapytał duży
- To slumsy. Tutejsze robactwo wije się w taki sposób, że jest niemal niewidoczne.
- Co to ? To przed nami. - zapytał mniejszy Parker, gdy Cherry posądzał go już o brak możliwości mowy. Dwójka pozostałych nic niestety nie zobaczyła.
- Domyślam się, że chodzi ci o mur. Za nim, teren jest w posiadaniu Christianos. Dziwna korporacja, ale sądze, że nie powinni długo nas ścigać po tym jak włamiemy się przez bramkę.- Szyderczo uśmiechnął sie Cherry - Nie powinno być wiecęj niż ośmiu strażników. Sadzę, że sobie poradzimy.
- Nie rozumiem - odparł David - mamy zabić ośmiu ludzi, a potem uciekać przed zastępami jakichs rzeźników ???
- Nie widzę innego wyjścia -odparł Balled wykrzywiając usta w jeszcze bardziej szyderczym grymasie.
- No tak, Runnerze, nie możesz zrobić tego tak jak przy głownej bramce - podrapał się po głowie Duży.
- No nie, tam były cybrogi, tutaj są ludzie. Korporacja Christianos, jako religijni wręcz fanatycy nie dopuszczają myśli o uzyciu cyborgów. Nie toleruje też wszczepów więc twoj brat, jak i rownież ja nie przedostaniemy sie na drugą strone jakkolwiek byśmy chcieli - mniejszy Parker uśmiechnął sie równie szyderczo słysząc te słowa. Zdjął Karabin z pleców i idąc począł go przeglądać. Duży jeszcze raz podrapał sie po głowie.
Bramka była identyczna do tej przy głownym wejściu. Otaczał ją mur na którym porozmieszczane co parę metrów były działka uspokajające, które jak stwierdził Cherry, może na pewien czas unieszkodliwić. Nadal pozostawał jednak problem ośmiu chłopa uzbrojonych po zęby. Dwóch stało tuż przed bramką. Reszta musiała być gdzieś dalej. Wedle planu, duży Parker miał być zaczepiony przez strażników, których chwile potem wyeliminować miał jego brat.
-Porządny obywatel nie może wejść do strefy ? -zapytał jednego z oburzeniem
- Pokaż dokumenty synu - lekko zniżonym tonem odpowiedział bramkarz, czując się troche niepewnie na widok Wielkiego Parkera.
- Więc posłuchaj tatusiu, albo mnie wpuścisz,albo wejde siłą. - zagroził Parker. Drugi ze strażników niepostrzeżenie dobył broni, jednak nie zdązył przeładować Colta E-45, a jego czaszkę niemalże na pół roztrzaskał pocisk snajperski. Glock dużego Parkera dwukrotnie wystrzelił w kierunku pozostałego przy zyciu. Zza bramki, wychynęli kolejni trzej. Jeden padł nie przechadząc nawet na druga stronę. Kolejni dwaj szybko wyeliminowani przez Dużego.
- Zostań w ukryciu Nico - krzyknął David gdy dojrzał swego brata, powoli kierującego się ku bramce.
- Było tylko pięciu- odrzekł ten - lepiej ruszmy nieco szybciej.
- Cherry- krzyknął Dave - Idziemy !
**************************************

Powiadają, iż w miastach cieżko odróżnić jest dzień od nocy. To prawda, dymy z fabryk tak zasnuly sklepienie niebieskie, że promienie sloneczne nie sa w stanie sie przez nie przedostac. Jednak widok metropolii, w dzien czy w nocy zawsze jest oszalamiajacy. Najnowsze cuda, nieco zachwianej w rozwoju, techniki smigaja z zawrotna predkowscia przez zatloczone ulice. Gigantyczne wiezowce, niemalze siegajace chmur, oswietlaja licznymi neonami.
- Powietrze... Jest jakby ciezkie -stwierdzil David.
- Czlowieku,-poczal Cherry- dziekuje bogu ze znow moge poczuc ten smrod. Dosyc mialem pustyni i... slonca.
- Wlasnie, czy tu nigdy nie ma slonca ?
- Nigdy nie byles w miescie ??
- Ja i brat wychowalismy sie jako nomadzi, pustynia potrafi przynosic chleb. Nigdy zaden z nas nie byl w miescie, ani on ani ja.
- Wiec w jaki sposob wasza "najemnicza" sława dotarla aż tutaj ?
- Nie mam pojecia - odrzekl duzy Parker - Nigdy nie wiedzielismy dla kogo odwalamy robote.
- Heh- z niedowierzaniem stwierdzil Cherry.
- Powiedz mi tylko - odezwal sie ku zdziwieniu reszty wiecznie milczacy Nicolas - gdzie nas prowadzisz.
-Eeee- zajaknal sie Balled - mam tu przyjaciela. Musze zaciagnac jezyka i podrasowac nieco swoj wszczep. Poza tym jestem w posiadaniu ważnych danych, prawdopodobnie dzieki temu tu przezyjemy.
- Wiec jesli... Twoj komputerek sie... zniszczy...
- Nie - odpowiedzial na niedokonczone pytanie - nie przenosze danych w komputerze.
- To gdzie ?
- Tu - odpowiedzial Cherry wskazujac palcem swoja glowe. - Tego musimy chronic najbardziej. Zakładam, że Christianos wysłali przeciw nam paru Stealth. Jeśli wiedza kim jestesmy, wyslali wiecej.
- Czyli... Jednym slowem mamy uważać na twą głowe - zaśmiał sie Dave.
- Dokładnie. To tutaj -wskazał na jednokondygnacyjny budynek ktorego cała powierzchnia zostala zuzyta do zwracania na siebie uwagi poprzez tysiące zamieszczonej na niej lampek. Na samym szczycie widaniał czerwonozielony napis "Tekno"
- Choinka - stwierdził Duży- ale nie wydaje mim sie, że ci dwaj panowie stojacy pod nią to Elfy.- Przed wejściem stało dwóch, dobrze zbudowanych meżczyzn, ubranych w czarne skóry.
- Ktoś ty ? - zapytał jeden niskim głosem kiedy to Cherry probował przejść.
- Ciastko z kremem tłuku- odpowiedział Balled. Meżczyzni rozsuneli sie na boki.
- Witamy - zmienił ton głosu wielki bramkarz - życze miłej zabawy. Powoli weszli do środka.
- Nie rozumiem miasta- cicho stwierdził Nicolas.
- O co chodzi ? -zapytał go Cherry
- Nazwałes go tłukiem, prawda ?- zapytał duży. Balled zaśmiał sie głośno. Reszta nie zrozumiała komizmu zaistniałej sytuacji.
Wnetrze baru przypominalo cale miasto. Elektronika, światła, dym i wszedzie panujacy, przenikliwy wrecz zpach, ktory kazdy normalny czlowiek nazwal by smrodem. Podeszli do baru.
- Czy widziałas gdzieś Maike ? - zapytał Balled sporej kobiety stojącej za blatem baru.
- Jest u siebie - odpowiedziala - milo cie znow widziec wisienko - dodała posyłajac mu usmiech.
- Hem- chrzknął Dave gdy wchodzili po metalowych, spiralnych schodach - czy znasz wszystkich ludzi w tej dzielnicy ? -zapytał - odnosze wrazenie, że sie tu wychowałeś.
- Dobre wrażenie odnosisz. Uważajcie na Maike, jest nieco... Żywiołowa - zaśmiał sie z cicha.
Przeszli przez długi korytarz. Na samym końcu Balled zapukał do drewnianych drzwi. W środku rozległo sie brzdąknięcie.
- PADNIJ !!! - krzyknął Nicolas. Wszyscy przylegli do podłogi niczym dywan. Drewniane drzwi roztrzaskały się na kawałki gdy przebiło sie przez nie 36 pocisków. Na korytarzu zgasło światło. Jedynie neony wpadajace przez futurystyczne okna oswietlaly nieco wnetrze.
- O kurwa. - stwierdził w myślach David.- Rzeczywiście żywiołowa.
- Dwoch Zabójców i jeden mieśniak. Jeszcze jakaś kobieta. - szepnął szybko Nicolas po czym wrzucił mały , metalowy przedmiot przez dziure, powstałą w miejscu gdzie chwile wczesniej byly drzwi. - Zamknijcie oczy - nakazał. Wewnątrz coś zabłysło z wielką mocą.
- Teraz !!! - krzyknął. Do środka wleciał David Parker siejąc pociski po obecnych oraz wszędzie poza nimi. Wylądował na betonowej podłodze nerwowo sprawdzając czy nikt nie strzela w jego strone. W locie spadła mu z głowy piaskowa czapeczka baseballowa. Cisza. Dojrzał zwłoki dwóch Stealth. Pozostał jeden. Ten którego najbardziej się obawiał. Straszliwa siła poderwała go z ziemi. Chwile potem wkomponowała w ściane.
- Re, SUKO ! - przywitała się na oko 180 kg, dwumetrowa kupa mięśni. David przetoczył sie po podłodze za sprawą miażdżącego kopniaka.
- Silny skurwysyn-pomysłał plując krwią.
Nicolas podbiegł do Glocka wypuszczonego z dłoni brata po czym błyskawicznie wpakował cztery pozostałe w nim pociski wprost w czaszke Mięśniaka. Ten, nawet nie chwiejąc sie odwrócił pozostałość głowy w jego kierunku, po czym padł na ziemie z łoskotem.
- Nic ci nie jest - krzyknął Młodszy Parker podbiegając do brata.
Cherry zaświecił światło. Na łóżku leżałą związana kobieta. Słomiane włosy spływały po jej bladych ze strachu policzkach. Natychmiast pozbawił ją więzów.
- Cze Maieczko - wypalił beztrosko.
Kobieta zrobiła sie czerwona na twarzy. Rozprostowała kości i Balled stracił przytomnośc po ciosie zadanym jej pięścią.
- Yeaaah - zawył David nadal spluwając krwią.

******************************
- Jest z polski. Z tego co dane mi bylo zaslyszec duzo tam jej podobnych -powiedzial Balled
- Heh- zasmial sie David - jezeli wszystkie polki potrafia bic z taka sila to nie mam zamiaru ich poznawac. - gwałtowne wejscie Pani Domu przerwalo ich rozwazania.
- Musimy stad wypieprzac. Pozniej wytlumaczycie mi dlaczego. - rzucila - Mam małe lokum niedaleko. Milo, że dzieki wam, zasrańcy, stracilam to. Od razu zaznaczam, ze doszczetne zniszczenie drugiego nie wchodzi w rachube. - wypowiadała z taką charyzmą, że nikt nie ważył by sie podważać jej zdania. Wszyscy ochoczo potrząsnęli głowami.

Drugiego mieszkanie Maiki okazalo sie 3 pokojowym Lokum, inaczej bowiem nie mozna bylo tego okreslic. Tu nie bylo drewnianych drzwi wczesniej. Tutaj wejscia bronily grube na jakies 10 centymetrow pancerne odrzwia. Wewnatrz znajdwalo sie mnostwo aparatury, z wiadomych przyczyn nazywanych "wszczepiaczami".
-No wiec Balled -poczeła gdy zadomowili sie wewnatrz - jak to jest, ze malo nie gine zabita przez stealth, a chwile pozniej malo nie gine kiedy to moje mieszkanie zostaje zdemolowane przez jakiegos wariata prujacego z mini armaty gdy to uprzejmie raczy wleciec do srodka ?
- historia dosc dluga - rzekl nieco zmieszany Cherry
- Wiec sie strzeszczaj Grey, nadzwyczaj ciekawi mnie to, dlaczego scigany przez zastepy zabojcow raczysz prowadzic ich prosto do mnie.
- Otóż- począł jeszcze bardziej zmieszany - ci dwaj to bracia Parker
- heh- zasmiala sie z ironią -płatni mordercy widac kleja sie ciebie ostatnimi czasy...
- Nie jestem morderca - Nicholas wtracil sie do dyskusji.
- Tak ? - sarkastycznie zapytała- i pewnie sadzisz, ze to co robisz jest zupełnie sprawiedliwe
- Sadze, ze sprawiedliwosc nie ma tu nic do rzeczy, twoj przyjaciel czy tez jak wolisz znajomy poprosil nas o pomoc, ktora chwile pozniej otrzymal, w zamian my otrzymalismy pomoc od niego. Sytuacja ta powtorzyla sie pare razy, przy czym nie omieszkalismy sciagnac sobie na kark mniej przyaznie nastawionych ludzi. Mozna tu pokusic sie o stwierdzenia, że stanowimy w tej chwili zespół. Potrzebujemy schronienia przez pare dni i kogos kto odkupi od Balleda to co ma glowie. Poza tym moj brat musi nieco odpoczac - wskazal palcem Duzego Parkera, leżącego na imitacji łóżka tuż obok. - Pękło mu pare żeber, nie bedzie zdolny do działania , ja rownież jeśli ktoś nie zajmie sie moim okiem.-wskazał palcem na implant.
- Sadzę, że twoj wszczep nie zajmie mi dużo czasu - odrzekła - możecie tu pozostać przez najbliższych pare dni. Jednak bądźcie pewni, że nie bedę was kryła jesli przyjdą was szukac. Sądze, że nie zaczną więc sie nie przejmujcie. -
Po wyczerpującej odpowiedzi na pytania Maiki Nicholas zapadł w charakterystyczny dla siebie melancholijny stan. Nie odezwał sie przez następne półtorej godziny. Myślał.
- Choc - przerwała mu - zobaczymy jak twoje oko.


- Połóż się. - wskazała na metalową konstrukcje, przypominajacą dentystyczny fotel. Na metalowym ramieniu wisiała lampa, potegujac klimat przychodni stomatologicznej. Przysunęła malutkie szczypce do jego twarzy, obeszla wokolo całą konstrukcję aby przyjzec sie dokladniej.
- Spoko - wypaliła. - Implant nie ma żadnych uszkodzeń.
- Nieprawda - zaprzeczył - nie widze w ciemności tak jak dawniej.
- To normalne przy Rtx-Z12, twoj wszczep nie jest przystosowany do dzialania w metropoliach.Zanieczyszczenie powietrza, wszystkie te neony blablabla. Da sie zrobić.

*************************
- Balled...
- Słucham cie Davidzie - odpowiedział Runner
- Co ty masz kurwa za dane... - zgięło go od kaszlu - ... że chcą nas zabić.
- Hmmm - zamyśłił sie Grey - wdzisz, korporacje bawia sie bronią biologiczną. To co mam tu - wskazał na głowe - to tak jakby przepis na lek przeciw jednej z nich. Prawde mówiąc owa choroba jeszcze nie powstała, ale jak wykalkulowali jacyś biegli w datach, wybuchnie jej epidemia za jakies 5-6 lat.
- Nie rozumiem - skwitował Duży Parker
- To może lepiej dla ciebie - odrzekł uśmiechając się sztucznie.
- Poczekaj, to znaczy, że korporacje tworzą chorobe która będzie zabijać ludnośc tak ?
- No - odpowiedział Runner
- Po co ?
- Po to żeby dostać dużo Creditto za szczepionke, kleisz ?
- A to skurwysyny.
- W sumie śmierć paru milionów osób nie mających Credo na zakup szczepionki to efekt uboczny. Ale spojrz na to z tej strony, zbędna teraz biedota zostanie wyeliminowana.
- To niesprawiedliwe - oburzył sie David
- Sprawiedliwość nie ma znaczenia
- Wiec co do kurwy ma znaczenie ? - niemalze wykrzyczał
- Pieniądzę. - odparł spokojnie Balled - Tylko to sie liczy moj przyjacielu, tylko to i ja nie bede probowal tego zmienic.
- To ty niezly skurwiel jestes.
- Posluchaj, gdybys wiedzial więcej o polityce i gospodarce tych komicznych korporacji, ktore na glinianych nogach powstaja niczym golemy, chwiejac sie, upadajac zrozumiałbyś w czym leży rzecz. To, że twoim zdaniem cos jest nie wporzadku nic nie znaczy. Owszem, możesz powybijac ich wszystkich, ale jaki da to efekt. Na kolejnych glinianych nogach powstanie kilka nastepnych w miejsce zniszczonego golema.
- No ale ta szczepionka, czy nie można by jej rozprowadzic wśród ludzi ?
- Można. I to właśnie mam zamiar zrobic. Wcześniej jednak mam zamiar sprzedać ją paru korporacjom, coby zaspokoiły swe boskie ciągoty.
- Szlachetny to cel... - zadumał sie David
- Gówno prawda.Po prostu nie lubie być zaliczanym do egoistycznego kurestwa, panoszącego sie wokoło. Nie uznaje innych ludzi za gorszych. Albo ich lubie, albo mam gdzies.
- Rozumiem, jednak sądze, że nie podjęłeś sie misji tylko ze wzgledu na pieniądze oferowane ci przez Mishima, zgadza sie ?
- Jak juz mówiłem. Zwykłym kretactwem w jeden dzień zdobył bym znacznie wiecej.
- Wiec jednak szlachetny z ciebie człowiek.
- Szlachetny to subiektywne, bardzo względne określenie. Ja prosty chłop jestem. Wole na przykład "zajebisty". - Obaj śmiali sie do momentu gdy Davidem znów zaczął rzucać kaszel. Później śmiali sie dalej.


Paweł Olejnik.
komentarz[1] |

Komentarze do "Pył."



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.027273 sek. pg: