Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Impresja
Ciepły podmuch wiatru porwał ku niebu zastępy upadłych liści. Wielobarwni tułacze to wznosili się, to opadali, smagani swawolnym żywiołem. Ich rodzice, majestatyczne dęby, uradowane tym widokiem, zaszumiały w rytm harmonijnej muzyki. Konwalia i bez, odwieczni przyjaciele, rozkwitli z całą siłą, uwalniając przecudną woń aromatów. W oddali, w cieniu samotnie rosnącego orzecha, odpoczywała młoda kobieta. Spoglądając przed siebie, podziwiała piękno otaczającej ją natury. Zefir zawiał ponownie, rozburzając jej delikatne, płomienne włosy. Przymknęła powieki, pozwalając by aura tego miejsca przesiąkła jej duszę. Nieopodal, w sennej atmosferze jaśminu, spoczywał nastoletni mężczyzna. W jego umyśle kłębiło się od wspomnień dawnych dni. Oczami wyobraźni dostrzegał dwie osoby. Odziane w czerń, zmierzały w jego kierunku. Złowrogie cienie wydłużały się na ich obliczach; chłód bił z ich serc, zaś z dusz mrok. Łza spłynęła po jego policzku. Czysta niczym kryształ kropla opadła na piękną i smukłą dłoń. Ktoś go przytulił. Myśli odpłynęły; powoli obejrzał się za siebie. Lekko smagnął jej twarz, której Afrodyta zazdrościć by mogła. Aksamitna w dotyku skóra gładka - niczym elfia, miała lekko brązowy odcień. Oczy, od spojrzenia których topniała nienawiść a rodziła się miłość, spoglądały teraz na niego. Poczuł, jak rumieńce pojawiają się na jego policzkach. Na chwilę zamknął powieki. Toż to sen, arkadia - pomyślał. Nie, to nie mogła być jego wyobraźnia. Czuł jej dotyk, zapach, wzrok. Uśmiechnęła się i położyła dłoń na jego piersi. Serce biło niczym opętany pracą kowal. W umyśle wirowały tysiące niewypowiedzianych słów, czekających na odpowiednią chwilę. Przybliżyła swe wargi do jego ust. Spragnieni uczucia, skrywając je, nie sądzili, iż tak się to potoczy.
W oddali, błękitny żywioł szumiał w takt bicia serca matki. Ciepłe promienie migotały na jego powierzchni. Pojedynczy liść opadł na młodocianą falę. Trwali razem, szczęśliwi, radośni, aż kaskada oddaliła ich od siebie. Smutek zagościł w tych malutkich bytach. Ta, która otula niebiosa, widząc krzywdę swych wnucząt, wezwała zefir. Wiatr uniósł tułacza ku koronom drzew. Swobodnie opadając, nie wiedział jaki czeka go los.
Targany ciągłymi podmuchami, flegmatycznie zatapiał się w betonowy busz. Gwar miasta skutecznie odstraszał dzieci Gaji. Dwunożni deptali spuściznę swych ojców, zatruwając wspomnienia dni szczęśliwych. W sanktuarium pokolenie natchnionych szukało oddechu. Tak jak zagubiony statek, który dokuje w nieznanym mu porcie, listek zawitał w parku.
Płaczące nad ludzką niedolą wierzby zaszumiały. Wiekowy klon wraz z rozradowanymi jarzębinami zaszeleścił, witając swego krewnego. Mozolnie opadł na zieloną ściółkę. Wielu jemu podobnych w ten właśnie sposób zakończyło swą wędrówkę, odchodząc w zapomnienie. Jednak nie on. Kolejny raz poczuł smagnięcie wiatru. Jakaś siła uniosła go ku górze. Dwie pary oczu spoglądały na niego. Przyjaciele, zauroczeni pięknem jego subtelnej barwy, postanowili oddać mu przysługę. Darowali mu nowe życie. Tak samo jak i sobie.
Zefir szeptał na zewnątrz. Rzęsisty deszcz zmywał grzechy codzienności. Szarość zaścieliła piękne niebiosa. Zimno otulało każdego śmiałka, który odważył się opuścić swe schronienie. Antropos poszukiwała ofiar. Anielica Ellenay odprowadzała ich umęczone dusze przed oblicze sądu ostatecznego.
Przyjemne ciepło panowało wewnątrz jego domostwa. Hellcifer radośnie huczał w palenisku. Barwy tęczy otaczały ich zewsząd. Jak w półśnie, pośród dymu kadzideł i nut bardów, odpoczywali. Podnosili powieki, by móc spojrzeć na oblicze drugiego. Nieopisane uczucie malowało się na ich twarzach. Szukali, Odnaleźli, Oddali,
Wartki strumień przemierzał ziemię swego brata. Samotna fala, wspominając dni radosne, parła dalej ku swemu przeznaczeniu. Znajome dęby, konwalia, bez, jaśmin, orzech. Wszyscy razem. Jego przyjaciele. Drzewa zaszeleściły, gdy ta zbliżała się do siedzącego na brzegu rzeki młodzieńca. Na jego dłoni znajdował się mały liść. Spojrzał na przybliżającą się ścianę wody. Upuścił go i odszedł w nieznane. Zefir zawiał. Z powrotem byli razem.
Fala popłynęła dalej, a na jej grzbiecie mały zielony listek.
Autor: Nanaki
Korekta: Nivienne |
komentarz[12] | |
|
|
|
|
|
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal
|
|
|