..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Rozdział 5: Boży wysłannik

Rany krwawiły. Krwawiły tak obficie, że gdyby nie zesłane z niebios medykamenty postać ściskająca w spoconych dłoniach miecz energetyczny nie przeżyłaby nawet połowy czasu wyżebranego za cenę kilku białych pigułek. Bóg owego postrzelonego, tak dosłownie jak i w przenośni, wojownika po raz kolejny uratował jego szalone dupsko. Amator wszelkiego rodzaju katolickich szat był jak zwykle wdzięczny, lecz nie mógł nic poradzić na lejącą się hektolitrami posokę. Dobrze wiedział, że jeśli w przeciągu kilku minut nie znajdzie ratunku, spotka się ze swym stwórcą dźwigając brzemię odpowiedzialności za niewykonanie misji oczyszczenia królestwa szatana.
- Panie... błagam, nie opuszczaj mnie...
Ten jakże dzielny siwowłosy rębajło, jeszcze do niedawna pozbawiający przeciwników członków, teraz skomlał i błagał o pomoc. Nie był żadnym boskim wysłannikiem, nie posiadał nadprzyrodzonych mocy, nie potrafił leczyć ran. Był po prostu naszprycowanym prochami posiadaczem miecza energetycznego – nikim więcej. No tak, nie obce mu są wszelkiego rodzaju akrobacje, ale gdy pominiemy ten fakt, dojdziemy do wniosku, że ów przyjmujący ołów na ciało wariat nie jest nikim niezwykłym.
No i oczywiście pomijając głosy w jego głowie...
„Gabrielu...”
- Ojcze! Słucham Cię.
Czy Noe zignorował ten cholernie niski głos? Czy Mojżesz powiedział do siebie „Chrzanić to” i poszedł dalej całkowicie olewając rozbrzmiewający w umyśle bas? Oczywiście, że nie, więc tym bardziej nie wypadało robić podobnych rzeczy świętemu wojownikowi.
„Skieruj się przed siebie. Miniesz dwie ulice – Hell St. oraz Lucyfer St. Przy drugiej z nich skręcisz w zaułek znajdujący pomiędzy blokami stojącymi po twej prawicy. Znajdziesz tam mały pojemnik, a w nim dary niezbędne do walki ze złem. Powodzenia, Gabrielu.”
- Dzięki, Panie.
Nie wypadało także gardzić boskimi darami, zwłaszcza gdy zależało od nich twoje życie. Krzyżowiec był wystarczająco rozgarnięty, by po przeanalizowaniu swojej sytuacji dojść do wniosku, że dostanie się do lekarstw było obecnie jedynym wyjściem na przesunięcie terminu spotkania z kolegami aniołkami.
Zadanie wcale nie było wiele łatwiejsze od starcia z grupą androidów wyposażonych w niezawodny system celowniczy i uzbrojonych w stacjonarne CKM... Każdy ruch sprawiał, że końcówki nerwów krzyczały w agonii, lecz przyjmujący kule na ciało szaleniec był już przyzwyczajony. Niemalże każda walka kończyła się w ten sposób – został dźgnięty, postrzelony, przypalony, pokrojony... już dawno wyzionąłby ducha, gdyby nie wspierające go na każdym kroku Boże środki uśmierzające ból i zasklepiające rany. On o tym wiedział. Wiedział też, że całkowicie uzależnił się od prochów, i że nie mógł żyć bez swego Pana, ale układ ten bardzo mu odpowiadał. Przecież po to się urodził – by wypełniać wolę stworzyciela nieba i ziemi.
Jego bracia byli zbyt małej wiary. Nie słyszeli głosu Boga. Oznaczało to najwidoczniej, że byli za słabi, by wypełniać Jego wolę. Amator katolickich szat opuścił więc swych towarzyszy - krzyżowców. Bez racji żywnościowych, czy jakichkolwiek innych środków do życia ruszył w kierunku źródła wszelkiego zepsucia. Posiadał jedynie odzienie, podarowany przez niebiosa miecz i własne jaja. Wkrótce jednak Bóg dał o sobie znać, wręczył wszystko co niezbędne do przeżycia i walki z niewiernymi. Gabriel zdał sobie sprawę, że jest wybrańcem, że nikt inny nie dostąpił zaszczytu samotnego zwalczania niedoskonałości tego miejsca, ani otrzymywania środków niezbędnych do walki z niewiernymi.
Miał misję, na wypełnienie której poświęcił swe życie.
W końcu doczłapał się do wskazanej przez Boga uliczki, w zasięgu wzroku znajdował się już mały, cholerny pojemnik. W środku, tak jak powiedział Pan, niezbędne lekarstwa, żywność oraz, a jakżeby inaczej, zapas baterii do miecza energetycznego. Nieopodal stał niewielkich gabarytów motocykl, naturalnie gotowy do jazdy. Bez niego święty mściciel nie byłby w stanie dotrzeć w odpowiednim czasie do swoich ofiar.
Było tam coś jeszcze. Coś, co pozwoli mieć cel, coś co umożliwi spełnienie woli Pana i wkupienie się jego łaski - kartka, a na niej przesunięcie wyroku Tłumika i zlecenie zabójstwa kolejnego grzesznika. Było na niej wszystko co niezbędne do odszukania i zlikwidowania delikwenta – świeżo zrobione zdjęcie, zaznaczona na mapie lokacja, w której przyszły sztywniak najprawdopodobniej przebywa oraz malutka adnotacja: „Ów grzesznik przybył do królestwa szatana kilka godzin temu. Jest ekstremalnie ważny.”
- Dzięki Ci.
Lekarstwa po zażyciu zasklepiały rany w ciągu kilku minut. Zaiste, tylko Stwórca mógł zesłać środki o tak potężnej mocy. Już po chwili Ręka Boga gotowa była do wymierzania sprawiedliwości.

*

Czasu było mało.
W sumie Gabriel nigdy nie wiedział ile czasu mu pozostało, ani kiedy ofiara zmieni swoją pozycję. Nie wiedział nawet, czy w ogóle zmieni i czy w sumie nie ma całej wieczności na wypełnienie Boskiego zlecenia, ale zawsze wolał wierzyć, że zadanie lada chwila wygaśnie – lepiej zrobić coś zbyt wcześnie, niż zbyt późno. Nigdy nie zastanawiał się nad tym, czy takie rozumowanie jest właściwe – po prostu przyjął taką filozofię i jej postanowił się trzymać.
Rozpędził motocykl to niebotycznej prędkości. Odpowiednie proszki wyostrzyły jego zmysły, poprawiły prędkość reakcji i zamieniły w maszynkę do zabijania. Pomimo jego zaawansowanego wieku zarówno na ulicy jak i podczas walki nikt nie miał z nim teraz najmniejszych szans. Już dawno zamienił się w ćpuna, z czego doskonale zdawał sobie sprawę, lecz nie przeszkadzało mu to, skoro w ten sposób skuteczniej wypełniał wolę Pana. Medykamenty, które bez przerwy zażywał, nie niszczyły jego organizmu, lecz wykańczały go psychicznie. Cały czas musiał mieć odpowiednie dostawy „lekarstw”, w przeciwnym wypadku całkowicie świrował. Pamiątka po pierwszym napadzie spowodowanym brakiem „dopalaczy” była ze wszech miar nieprzyjemna. Ataki zwykle prowadzą do wielokrotnie zwiększonej chęci samodestrukcji. Toteż początkujący mściciel, z racji braku swych ukochanych pigułek, począł kroić swoją klatkę piersiową własnym mieczem energetycznym.
Szkoda, że szaty uniemożliwiają ofiarom podziwianie tych szram...
Już niedługo miał osiągnąć swój cel. Lubił zabijanie, o ile jego ofiary były tymi wskazanymi przez Pana i posiadały jakąś władzę – im były bardziej wpływowe, tym lepiej. Odcinanie członków i patrzenie na ich rozwarte do granic możliwości oczy przynosiło nieopisaną radość – wszyscy wyrażali wzrokiem niedowierzanie, nikt nie potrafił pogodzić się ze swoim końcem. Jedynie ci, którzy natychmiast pozbawiani byli głowy nie mieli okazji do wyrażenia prawdziwego żalu spowodowanego rozstaniem się z miejscem, w którym byli kimś.
Miasto Południowców było już w zasięgu wzroku. Wejście od frontu całkowicie mijało się z celem. Nie taki był jego styl, nie taki atak był najrozsądniejszym wyjściem. Znacznie lepiej uderzyć z zaskoczenia. Strażnicy patrolujący teren wokół miasta Jeźdźców skutecznie utrudniali ten proceder – swoją robotę wykonywali bardzo dokładnie i ani na chwilę nie pozwalali, by opuściła ich czujność. Zadanie zdecydowanie nie należało do łatwych, ale Krzyżowiec nie miał zamiaru wycofywać się. Radził sobie już w niejednej ciężkiej sytuacji, więc i teraz nie powinno być problemu. Motor zaparkował półtora kilometra od miasta – nawet teraz miał wątpliwości, czy bezpieczniej byłoby co najmniej dwa razy dalej. Zawiesił na plecach swój miecz, do pasa przymocował szereg mikstur i lekarstw. Jak zwykle nadszedł moment na modlitwę i szereg próśb o siłę skierowanych do Boga.
Krzyżowiec był przekonany, że bezimienna ofiara posmakuje dzisiaj ostrza jego miecza. Zastanawiało go jedynie, czemu Stwórca nie podał, jak zwykle, chociażby pseudonimu grzesznika... Nieważne. Nadszedł czas na wymierzenie sprawiedliwości.
Plan był prosty – dostać się do miasta, zaszlachtować przeciętnego, grzesznego obywatela, przywłaszczyć sobie jego odzienie, wtopić się w tłum, obserwować prawdopodobne, a raczej pewne miejsce pojawienia się ofiary i przystąpić do ewentualnego ataku. Krzyżowiec jak zwykle zdołał umknąć wszelkim patrolom i przekroczyć granicę skupiska Południowców. Zabicie dla ciuchów nie jest najgorszą rzeczą, jaką człowiek Bogobojny byłby w stanie zrobić dla swego Ojca, toteż posiadacz „tnącej błyskawicy” nie miał żadnych oporów przed wciągnięciem losowo wybranego nieszczęśnika do losowo wyselekcjonowanego zaułka pozbawiając ofiary życia losowo wybranym ciosem z całej palety śmiercionośnych chwytów. Pozostawione szaty krzyżowca nie miały żadnego znaczenia – Bóg w krótkim czasie wyposaży swego nieskazitelnego wojownika w nowe.
Wojownik wiary szybko udał się w stronę punktu strategicznego, z którego doskonale widać było miejsce interesujące go dzisiejszego wieczoru najbardziej (swoją drogą zawsze był to wieczór). Na szczęście obszar ten okazał się dosyć tłoczny i praktycznie pozbawiony ochrony, jeśli nie liczyć ewentualnych „tajniaków” – strażników działających pod przykrywką. Duży, okrągły plac otoczony z czterech stron ogromnymi kikutami bloków pełen był płonących beczek zalewających okolicę złotym światłem i wypełniających ją ciepłym powietrzem. Ludzi było w tym miejscu od cholery, co zdecydowanie nie ułatwiało zadania zlokalizowania celu. Jego obrońcy zapewne to przewidzieli. W liście było między innymi zaznaczone, iż grzesznik będzie eskortowany. Łatwo było wywnioskować, że, biorąc pod uwagę „ważność” celu, obstawa będzie składać się z najlepszych ludzi Jeźdźców. Byli oni doskonale znani Boskiemu mścicielowi, a tam gdzie śmietanka towarzyska ludzi południa, tam kolejna skreślona pozycja na liście przeciwników Wszech Ojca.
Nie mylił się... w bardzo niedługim czasie jego oczom ukazało się kilku wojowników dowodzonych przez osobnika należącego do elitarnej jednostki Jeźdźców, jednego z najniebezpieczniejszych ludzi w Piekle na Ziemi – Zgrzyta.




strony: [1] [2] [3]
komentarz[71] |

Komentarze do "Piekło na ziemi cz. 2"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.033905 sek. pg: