..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Pani Prokurator.



Leżała na plecach, była naga, a po jej ciele szedł powolutku pająk. Był wielki, a na jego grzbiecie widniał czerwony krzyż. Naukowcy ochrzcili go talanturą. Ona nadała mu całkiem inne imię. Dla niej nazywał się Mściciel. Szedł powoli po jej ręce, delikatnie pocierając swym brzuchem jej skórę. Drżała z podniecenia. Co chwilę jej ciałem wstrząsał dreszcz rozkoszy. Mściciel uparcie szedł naprzód. Gdy był na jej ramieniu wzięła go i położyła sobie na łydce.

Mściciel na powrót podjął swoją żmudną wędrówkę. Kierował się w stronę jej tawrzy, delikatnie muskając skórę. Szedł i nic nie mogło go powstrzymać. Powoli wdrapywał się na udo. stamtąd zsunął się na jej łono. Kolejny dreszcz podniecenia. Szedł dalej, jedna z jego sześciu odnóży zatopiła się w pęmpku - znowu dreszcz. Szedł i z każdą chwilą był coraz bliżej. Dochodził już do jej piersi. Były okrągłe. Mimo iż leżała na wznak sterczały. Mściciel wspinał się właśnie na jedną z nich, minął sutek i kierował się w kierunku szyi. Był już niedaleko, właśnie wspinał się na brodę by w końcu dotrzeć do jej ust. Wabiła go dmuchając w jego kierunku ciepłym powietrzem. Gdy już od wejścia do jej ust dzielił go malutki kroczek, wzięła go delikatnie i wsadziła do akwarium. Ubrała się, zaczęła malować i czesać. Delikatnie gładziła się po piersiach. W końcu wstała i wyszła. Miała dość, teraz przyszła pora by udać się do pracy. Poszła go garażu zapuściła silnik i ruszyła w kierunku biura.

W biurze jak zwykle panowało wielkie zamieszanie. Była prokuratorem i dziś miała bronić człowieka oskarżonego o brutalnie zamordowanie swojej rodziny. Lubiła go, czasami gdy siedziała obok niego przechodziły ją dreszcze, była mu za to wdzięczna gdyż tylko on jeden, oprócz Mściciela, wywoływał u niej podniecenie. Dzisiaj miał zapaść wyrok, jeśli dobrze pójdzie zostanie uniewinniony, mimo, że wszyscy wiedzieli, iż jest winny. Zamordował swoją żonę i dzieci, był chory, ale bardzo inteligentny. Był paranoikiem i jak każdy paranoik zanim coś zrobił dziesięć razy wszystko przemyślał. Miała dużą szansę na zwycięstwo i tylko jeden świadek mógł pokrzyżować jej plany. Mimo iż nie wolno obrońcy kontaktować się ze światkami oskarżenia zaprosiła go dzisiaj na kolację. Przyjął propozycję bez zastanowienia, zresztą kto by się jej oparł. Miała boskie ciało. Jej rozpuszczone czarne włosy już niejednego zwabiły, do tego piękne okrągłe i sterczące piersi, długie zgrabne nogi i doskonała talia. Wielu proponowało jej karierę modelki, lecz ona wolała bronić morderców i psychopatów. Lubiła to i to ją podniecało. Nienawidziła mężczyzn i z nikim od śmierci ojca się nie związała. Tatuś był jej pierwszym kochankiem, to on nauczył jej wszystkiego, pokazał jak być szczęśliwą i jak zadawać ból. Była w tym mistrzynią i każdy z kim poszła do łóżka o tym wiedział. Dzisiaj miał to był świadek oskarżenia. Ale do umówionego spotkania pozostało jeszcze sporo czasu. Musiała jeszcze sporo zrobić by wyratować swego klienta. Tak musiała i wiedziała jak tego dokonać.

Tuż przed lanczem poszła do sędziego. Siedział u siebie i przeglądał jakieś papiery. Był w podeszłym wieku i jej wdzięk już na niego nie działał. Poprosiła o odroczenie sprawy do jutra, zasłaniając się tym, że ma nowe dowody. Sędzia nie miał wyjścia musiał się zgodzić gdyż dwa dni wcześniej oskarżenie poprosiło o to samo. Zgodził się więc i odroczył rozprawę do jutra do szesnastej. Zadowolona z siebie poszła na lancz. Zjadła go szybko i udała się na zakupy. Musiała przyszykować piknik. Kupiła sałatki, chleb i szampana. Bardzo lubiła szampana, czasami się w nim kąpała co znakomicie poprawiało jej nastrój. Było już późno więc szybko wsiadła do samochodu i rzuciwszy zakupy na tylne siedzenie zapaliła silnik. Pojechała do domu i zaczęła robić kanapki.

Pracę przerwało jej pukanie do drzwi. To pewnie on pomyślała i poszła otworzyć. Stał tam, przyniósł kwiaty i buteleczkę wina. Naiwniak - pomyślała i słodko pocałowała go w policzek. Poprosiła by usiadł na kanapie, a sama poszła dokończyć robienie kanapek. Szybko się uwinęła, zapakowała wszystko do torby, a w pudełku od sałatki umieściła Mściciela. Poszła się przebrać.

Był zdumiony jej wyglądem. Była świetna i nigdy nie sądził, że uda mu się poderwać taką laskę. Cieszył się, lecz nikomu nie mógł o tym powiedzieć. Zabroniła mu, mówiąc, że to dla dobra sprawy. Nie sprzeczał się, nie mógł sprzeczać się z taką cizią. Słyszał plotki, że była wspaniała w łóżku i seks z nią to marzenie każdego urzędasa w tym mieście. Miał naprawdę wielkie szczęście. Teraz poszła się przebrać. Zostawiła otwarte drzwi od sypialni i w lustrze widział jej odbicie. Była piękna, a gdy ściągnęła kieckę wyglądała jeszcze lepiej. Włosy spływały jej na piersi, nie nosiła bielizny. Taki widok potrafił porazić. Może coś z tego wyjdzie. Może dzisiaj ją zaliczę i będę w gronie szczęśliwców, w elicie - rozmyślał. Tak wieczór zapowiada się naprawdę obiecująco. Jeszcze nigdy nie kochał się na świeżym powietrzu, a ona zaprosiła go na obiad przy świetle gwiazd. Założyła na siebie miniówę i widział, że nie wkładała bielizny, to mogło wiele znaczyć, na wszelki wypadek wziął ze sobą gumkę.

Wyszli z jej mieszkania po dziewiątej, zaczynało się ściemniać, lecz noc zapowiadała się gorąca. Na niebie księżyc w pełni rozświatlał okolicę. W dzień było gorąco i ziemia porządnie się nagrzała. Zanim zdąży się ochłodzić będzie już dobrze po północy. Pojechali na górkę, ona prowadziła. Jechali powoli nie spiesząc się, gawędzili i uśmiechali się do siebie, każde na swój sposób. On opowiadał dowcipy, ona odpowiadała uśmiechem. Wyglądali na dobraną parę. Samochód skręcił i zaczął powoli wjeżdżać pod górkę. Skręcili do lasku by chwili zatrzymać się na uroczej polanie, którą wspaniale oświetlał księżyc. Poprosiła go by wziął z tylnego siedzenia koc. Sama wzięła koszyk z jedzeniem. Rozłożyli się na samym środku polanki, na jego prośbę. Stawiała opór i chciała siąść bliżej lasku, lecz przekonał ją. Rozłożyli jedzenie, on odkorkował butelkę z szampanem. Wznieśli toast za dzisiejszy wieczór. Widać było, że mają na siebie ochotę.

Delikatnie położył rękę na jej ramieniu. Nie stawiała oporu. Zaczął delikatnie przesuwać dłoń w kierunku jej szyi. Pieścił ją, a zaczęli się szaleńczo całować. Jego ręce wędrowały po całym jej ciele. Jej ręce nie były gorsze. Pewnymi, szybkimi ruchami podniecała go. Mimo jego prób nie czuła, żadnego podniecenia, nie przechodziły po niej dreszcze, była zimna i nic ją nie ruszało. Udawała by jak najszybciej zacząć i mieć to za sobą. Rozpięła jego rozporek i jednym szybkim ruchem zdjęła z siebie sukienkę. Był zaskoczony jej wprawą, podziwiał ją i nie mógł doczekać się zbliżenia. Zdarła z niego koszulę, i ściągnęła mu spodnie. Byli nadzy, lecz nie czuli zimna. Ich ciała były spocone, ściskali się. Pieścili, gładzili rękoma. W końcu zaczęli. Jego członek gładko wszedł w nią. Mimo iż nie czuła podniecenia, sprawiała mu prawdziwą przyjemność. Czuł się jak maczo widząc jak wygina się. Słysząc jak pojękuje kochając się z nim. Był z siebie dumny. Nie mógł doczekać się chwili kiedy ten cholerny proces skończy się, a on będzie mógł opowiedzieć o tej chwili swoim kolegą. Wiedział, że czegoś od niego chciała. Zrobiłby dla niej wszystko. Poczuł jej palec, przy swoich ustach. Otworzył je, a wtedy poczuł coś włochatego i kosmatego w ustach. Próbował to wypluć lecz nadaremnie. Poczuł ukłucie i stracił władzę nad swoim ciałem. Nie mógł się poruszyć. Nie mógł ruszyć żadnym mięśniem, Mógł tylko patrzeć. Patrzeć, jak ona pochyla się nad nim i z jego ust wyciąga potwonie wielkiego pająka. Wiedział, że to talantura, nie był tylko pewnie czy jej ukąszenie zabija czy tylko paraliżuje. Śmiała się. Śmiała się nad nim i głaskała pająka. Stała tak chwilę, spoglądając z góry na niego. Schowała Mściciela do pudełka i wróciła do swego kochanka. Pochyliła się nad nim i rzekła
- No i jak się czujesz słodziutki.
Szybko przyłożyła swoje usta do jego. Ugryzła go. Poczuł ból na wardze. Nie mógł się ruszyć, nie mógł krzyczeć. Jedyne co mógł to patrzeć się jak on zlizuje krew płynącą z jego wargi. Czuł się głupio nie mógł w to uwierzyć. Ciągle czuł ból. Teraz ugryzła go w płatek ucha, urywając go brutalnie. Krzyczał w myślach i ze wszystkich sił próbował wydać z siebie okrzyk. Nic jednak nie pomagało, nie mógł jej zrzucić z siebie. Jedyne co mógł to patrzeć. Patrzył jak bawi się jego płatkiem ucha i czuł cieknącą krew. Stawał się coraz słabszy. Zaczęło mu kręcić się w głowie. Widział jak swoimi paznokciami nacina jego skórę na klatce, jak łapczywie spija krew cieknącą z jego ran. Nic nie mógł na to poradzić patrzył i starał się ignorować ból. Jednakże ona nie pozwalała na to. Za każdym razem gdy tracił przytomność, przywracała go kolejnym ukłuciem. Kłuła go i okrutnie kaleczyła. Całe jego ciało przypominało pociętą siatkę. Wzdłuż i w poprzek biegły krwawe linie, po których na zawsze miał pozostać ślad. W końcu zeszła z niego, poszła do samochodu i z bagażnika wyciągnęła łopatę. Wróciła i zaczęła kopać. Kopała. Nie widać było po niej zmęczenia. Przez dwie godziny wykonała pracę, która mężczyźnie zajęła by dwa razy tyle. Wykopała dół dwa metry głęboki, w sam raz by go tam wrzucić. Poszła spowrotem do samochodu. Wyjęła z niego igłę, strzykawkę i dwu litrową butelkę. Podeszła do niego. Wbiła mu igłę w tętnicę szyjną. Krew sączyła się poprzez mały wężyk do butelki. Gdy ta była już pełna zakręciła ją, postawiła ostrożnie na ziemi i spowrotem podeszła do niego.
- Teraz wrzucę Cię do tej dziury i zakopię.
Wypowiedziała to zdanie przerażającym tonem. Czuł, że paraliż powoli mija. Czuł, że jeszcze pół godziny i byłby wolny. Czuł, jak przetacza go na bok i jak spada do dziury. Upadł na twarz. Poczuł jak na nogi spada mu ziemia. Było jej coraz więcej. Paraliż mijał mógł ruszyć ręką. Był osłabiony, lecz mimo to udało mi się trochę podnieść. Nie mógł wyciągnąć nóg, były przysypane ziemią. Poczuł jak ta zaczyna obsypywać się na jego głowę. Mimo, że paraliż prawie przeszedł nie mógł się wydostać. Usidliła go. Coraz więcej ziemi spadało na jego głowę. Czuł, że się dusi. Nie mógł oddychać. Krzyczał, lecz nikt go nie słyszał. Zamiast powietrza do płuc wciągał ziemię. Dusił się i nic już nie mogło go uratować. Padł nieprzytomy. Przestał oddychać. Jego serce wciąż biło. Delikatnie, coraz to delikatniej. Zwalniało, po woli cichło, aż w końcu ustało na zawsze.

Zasypywała dół. Nie miała wiele czasu. Musiała jak najszybciej zatrzeć ślady. Poszło jej szybko, zgrabnie. Jakby wiele razy wykonywała tą czynność. Była z dala od miasta. W ten rejon lasu mało kto zaglądał. Była tego pewna. Kochała się tutaj już kilkakrotnie i nie zauważyła by kogoś interesowały pozostawione przez nią kopczyki. Zrobiła to tak, że wyglądało ma robotę jakiegoś zwierzęcia. Nie zostawiła żadnych śladów. Gdy skończyła zasypywać dół schyliła się, wzięła buteleczke z krwią. Na odchodne rzuciła przez ramię:
- Mam nadzieję, że bawiłeś się tak dobrze jak ja kochanie.
Wsiadła do samochodu. Pojechała do domu. Wzięła szybki prysznic. Zmyła z siebie jego spermę. Przynajmniej sobie ulżył pomyślała. Zaczęła się wycierać. Szybko pościeliła łóżko, poszła spać. Nie miała żadnych snów. Rano zbudziła się zadowolona. Powoli wstała. Poszła nago do kuchni i zrobiła sobie śniadanie. Wyjęła z szafki chleb, zrobiła dwie kanapki i poszła do lodówki. Wyciągnęła z niej buteleczke z krwią. Wlała gęstą lekko zmrożoną ciecz do miksera. Dolała trochę wina z butelki, którą on przyniósł wczoraj wieczorem. Włączyła maszynę. Rozległ się cichy szum, a po chwili z dołu, do szklanki skapywała czerwona mieszanina. Poczekała chwilkę, aż szklanka napełni się. Podeszła do stołu. Tam wzięła kanapkę ugryzła ją i popiła drinkiem. Lubiła krew, jej lekko metaliczny smak. Lubiła jej słodycz. Czuła, że się podnieca. Bawiła się myślami. Wspominała wczorajszy wieczór z przyjemnością. Delektowała się śniadaniem. Gdy je skończyła ubrała się i pojechała do biura.

Po krótkiej rozmowie z szefem dowiedziała się, że świadek oskarżenia nie zgłosił się wczoraj do kuratora i że nie mogą go znaleźć. Wyglądała na uradowaną i jej szef wiedział dlaczego. Wiedział, że dzięki temu zniknięciu sprawę ma praktycznie wygraną. Nie wiedział tylko jak jej się udało spławić tego świadka. Mimo wszystko był z niej dumny, pięła się po szczeblach kariery. Nic nie stawało jej na przeszkodzie. Była dumna ze swych osiągnięć. On też się z tego cieszył, jak dotąd przegrała tylko jedną sprawę. Ale teraz nikt już tego nie pamiętał. Nikt nie pamiętał jak zażarcie broniła swego ojca. Starała się ocalić go przed więzieniem. Zupełnie jakby to miało dla niego oznaczać karę śmierci. Dostał rok, ale odsiedział miesiąc. Znaleźli go martwego w swojej celi. Nikt nie wiedział na co umarł. Uznali to za przypadek naturalny. Złożyli jego ciało na cmentarzu Świętej Panienki. To była dziwna śmierć. Nie wyglądała jakby przejęła się bardzo odejściem bliskiej osoby. Szybko wróciła do pracy. Od tego czasu była niepokonana. Miała niezłe ciało i bardzo go podniecała lecz bał się zaproponować jej randkę.

Na lancz poszła do kafejki przed sądem. Zjadła szybko. Tuż przed szesnastą udała się na salę rozpraw. Czekała, aż wprowadzą tego, którego broniła. Gdy już przyszedł szepnęła mu na ucho.
- Dzisiaj będziesz wolny, może spotkamy się wieczorem.
Obdarzyła go uśmiechem. Posłusznie wstała gdy na salę wszedł sędzia. Rozprawa była krótka. Z braku dowodów, braku świadka oskarżenia jej klient został uniewinniony. Nie okazywał żadnych emocji. Po prostu wstał podszedł do strażnika by ten go uwolnił. Wyszedł z sali. Przepchał się przez tłum dziennikarzy. Z depozytu wziął swoje rzeczy. Przebrał się. Tylnymi drzwiami opuścił gmach sądu. Mimo, że nie okazywał swych uczuć cieszył się wolnością. Od miesiąca nie miał kobiety, a ta pani prokurator wyglądała smakowicie. Był zadowolony z obrotu spraw. Poszedł do swojego domu. Wziął prysznic i poszedł spać. Miał przyjemne i rozkoszne sny. Śnił o jej ciele. Zbudził się wieczorem. Ubrał elegancko, zawiązał krawat. Pojechał do niej.

Otworzyła mu drzwi ubrana w obcisłą miniówkę. Podniecił się samym jej widokiem. Miała z sobą kosz piknikowy. Spytała się czy miałby coś przeciwko, gdyby zjedli na świeżym powietrzu. Zgodził się, więc pojechali. Ona prowadziła. Zawiozła ich na znajomą polankę, Zaparkowali pod lasem. Księżyc oświetlał całą okolicę. Nie było ciemno. Zaczęli jeść, wznieśli toast za zwycięstwo w sądzie. Ona przytuliła się do niego. Poczuła dreszcz. Lubiła to i zaczęła go całować. Z pasją z jaką nie obdarzyła do tej pory żadnego mężczyzny. Z wyjątkiem swego tatusia. Objął ją. Jego ręce powędrowały wzdłuż jej tułowia. Zatrzymały się na udach. Były naprężone. Czuł, jak przez jej ciało przechodzą dreszcze. Podciągnął jej sukienkę, myśląc, że znajdzie majtki. Zdziwił się, lecz nie dał tego po sobie poznać. Zaczęła rozpinać jego koszulę. Gładziła go po owłosionym torsie. Co rusz po jej ciele przechodziły dreszcze. Była podniecona. Pierwszy raz od bardzo dawna, czuła się szczęśliwa. Ściągnął z niej sukienkę. Zaczął pieścić jej jędrne piersi. Był zadowolony . Podobała mu się. Rozpięła mu spodnie. Ściągnęła je. On także nie nosił bielizny. Leżeli na skraju lasu. Tulili się i pieścili. Zaczęli się kochać. Siedziała na nim i rytmicznie kołysała biodrami. Oczy miał otwarte. Lubił patrzeć na kobiety w ekstazie. Kochali się do upadłego. Czuli wielkie podniecenie i byli w siódmym niebie. Dochodzili już do momentu szczytowego. Zauważył, że sięga do pudełeczka po sałatce. Widział, jak wyciąga z niego coś włochatego i kosmatego. Położyła mu na piersi wielkiego czarnego pająka z krzyżem na grzbiecie. Nie bał się delikatnie go podniósł i odrzucił daleko od siebie. Gdy to spostrzegła wpadła w szał. Zerwała się na równe nogi. Złapał ją i pociągnął spowrotem na ziemię. Przygniótł swoim ciałem. Była silna, silniejsza niż na to wyglądała. Jednym szybkim ruchem zrzuciła go z siebie. Nago pognała w las tam gdzie upadł Mściciel. Bez pośpiechu wstał wyciągnął coś błyszczącego z kieszeni swych spodni leżących obok. Poszedł za nią. Po chwili zobaczył ją jak klęczała. Szukała pająka w krzakach. Delikatnie pochylił się nad nią objął są swym silnym ramieniem od tylu. Rozłożył nóż i zaczął dźgać w pierś. Nie czuła bólu. Czuła, że co rusz coś ją kłuje w piersi. Raz, drugi, trzeci - spojrzała w dół. Zobaczyła jego rękę ściskającą nóż i wbijającą go w jej ciało. Szybko obróciła się, wstała i z nadludzką siła odrzuciła go w las. Był zdziwiony, nie wiedział jak to możliwe, ale ona zrobiłą to. Nie czuła ran, które były śmiertelne, nie czuła bólu. Był zdziwiony, ale zachował zimną krew. Szła w jego kierunku. Nie miał w ręce noża, gdzieś mu wypadł podczas uderzenia o ziemię. Rozglądał się, niegdzie go nie widział. Spostrzegł jakąś gałąź. Była ostra na końcu. Chwycił ją w tej samej chwili gdy ona wzięła go i podniosła z ziemi. Widział jej uśmiech na twarzy. Widział jak przechodzą po niej dreszcze, . Nie widział jednak śladów ran które jej przedtem zadał. Był ździwiony. Wiedział przecież, że nikt by tego nie przeżył. Trzymała go parę centymetrów nad ziemią. Zbliżyła swoją twarz w kierunku jego. Wiedział, że coś jest nie tak jak powinno. Jej twarz była już blisko, wtedy spostrzegł jej dwa nienaturalnej wielkości zęby. Przestraszył się i z całą siłą na jaką mógł się zdobyć wbił prosto w jej serce gałąź którą trzymał w ręku. Puściła go. Upadł i nie spuszczał z niej wzroku. Zobaczył jak się zatacza, trzymała ręką za gałąź. Próbowała ją wyjąć. Krzyczała i jej krzyk przeradzał się w wycie. Patrzył, jak pada na ziemię. Widział jak wije się z bólu. Widał jak jej ciało wygina się i niemal rozrywa. Lubił patrzeć na cierpienie innych. Patrzył i to co widział przerażało go. Zaczęła się palić, sama z siebie. Ogień objął całe jej ciało. Wciąż wyła i krzyczała. Wiedział, że są daleko od terenów zamieszkałych. Wiedział, że nikt nie może tego wycia usłyszeć. Widział, jak jej ciało zaczyna czernieć, jak wypala się iskierka, życia, która ją podtrzymywała. Przestała się ruszać. Po chwili nie pozostał po niej żaden ślad. Nic oprócz dopalających się liści. Usiadł i nie wiedział co robić. Sytuacja, w której się znalazł była dziwna. Nie wiedział, jak to możliwe by tyle przeżyła. By przeżyła jego pierwszy atak. Miała dość sił by podnieść go i rzucić pięć metrów w las. Nie wiedział jak to możliwe. Zastanawiając się nad tym poczuł czyjś oddech na szyi. Szybko próbował się zerwać. Było już za późno poczuł ugryzienie. Poczuł, jak jego krew zaczyna szybciej krążyć. Poczuł się słabo i zemdlał. Ocknął się następnego wieczora. Nie czuł zimna, ani głodu. Nie wiedział co się z nim stało. Nie pamiętał nic z poprzedniego wieczora. Jedyne co czuł, to głód, czuł, że musi się napić. Czuł, że tu nie pomoże zwykła wódka. Czuł, że ma wielką ochotę by skosztować czyjejś krwi. Usłyszał jakiś hałas, słyszał wyraźnie ludzkie kroki. Ruszył w ich stronę, spostrzegł idącego przez las myśliwego. Zaczaił się. Poczekał, aż ten go minie. Wtedy wyskoczył z za krzaka i powalił go na ziemię.

Po lesie przetoczył się przeraźliwy krzyk. Krzyk rozpaczy.

Khazis.
komentarz[2] |

Komentarze do "Pani Prokurator."



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.027556 sek. pg: