..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Meg



W izbie, w której się znajdowała nie było okien. Nigdy nie uznawała tego za cokolwiek, co mogłoby ująć uroku jej pokojowi. Wręcz przeciwnie. Wieczny mrok pozwalał na długie spanie i wyciszenie. Zazwyczaj nie mogła spędzać tu zbyt wiele czasu, ale właśnie w tym momencie leżała przykryta ciemnym kocem, na sianie, które przez noc rozniosło się po całym pomieszczeniu.
-Wstawaj! Już od godziny powinnaś pracować na polu! - wraz z tymi słowami do izby weszła wysoka dziewczyna. Nerwowym ruchem założyła za ucho niesforny kosmyk kręconych włosów. - Nie mogę w to uwierzyć. Czy ty specjalnie wszystko rozkopałaś wiedząc, że dzisiaj moja kolej sprzątania?
Powoli mały zwitek materiału zaczął upodabniać się do wstającej, małej dziewczynki. Parę chwil później, biegała po całej chacie szukając buta lub skarpetki. W świetle dnia wyglądała jak mały ognik o rudych, kręconych włosach. Wrażenie to potęgowało luźne ubranie o barwie wyblakłej czerwieni. Usta ośmioletniej dziewczynki zdawały się być stworzone do uśmiechu, ale w tej właśnie chwili wykrzywiał je grymas sugerujący jak bardzo pragnie iść na dwór pracować.
-No, nie rób takich min, Meg.
-Jakich? - mówiąc to dziewczynka uśmiechnęła się zaczepnie, odwróciła na pięcie i wybiegła z domu.
Siostra odprowadziła ją wzrokiem na kraniec wioski, skąd ścieżka prowadziła na pola.
Była to tylko jedna z wielu dróżek w okolicy, ale w Meg od zawsze budziła niewytłumaczalny niepokój. W wielu snach widziała ją, ciemną i nienaturalnie prostą. Jej stare drzewa pochylające się i wyciągające gałęzie tak by nie mogła przejść. I chociaż jeszcze nigdy ani jedno drzewo nie drgnęło gdy biegła tą ścieżką, nie zwolniła póki nie znalazła się koło słupa oznaczającego początek pierwszego pola.
Zatrzymała się aby złapać oddech. Przed nią rozciągał się znajomy widok. Ludzie z wioski pracowali na sześciu polach oddzielonych porośniętymi trawą skarpami. Stojąc na skraju lasu widziała całą dolinę, w której zasadzono najróżniejsze rośliny. Mogła także odnaleźć wzrokiem swoją rodzinę plewiącą ziemniaki. Po chwili odpoczynku podeszła do nich szybkim krokiem.
-O córeczko, widzę, że już wstałaś. - powiedziała wysoka kobieta, żartobliwie ściągając brwi i podpierając się groźnie pod boki. - Idź zaraz na pierwszą grządkę i pomóż bratu zanim połamie wszystkie rośliny.
-Czemu zawsze muszę zbierać robaki? Chciałabym zrobić coś innego, ciekawszego…
-Oj kochanie. Wszystkie inne dzieci grzecznie pracują. Popatrz na syna sąsiada. - mówiąc to wskazała ręką na dziesięcioletniego chłopca, który próbując ukryć się przed mamą i uchronić przed działaniem na rzecz społeczności wioski, zakopywał się w błocie. Lekko zmieszanym głosem dodała - Zresztą tylko ty jesteś na tyle mała, żeby bez szkody dla roślin dostać się na sam środek pola. Powtarzałam ci to już tyle razy.
Meg zagłębiła się w świat ziemniaków mrucząc pod nosem „Dlaczego ja? Dlaczego zawsze ja?”.
Oprócz paru przerw na łyk wody i odrobinę chleba cały dzień poświęciła wynajdywaniu larw owadów. Zbierała je do niedużego garnuszka, który dzięki cotygodniowemu przeszukiwaniu roślin, zapełnił się dopiero pod wieczór.
-Już skończyłam - Meg z radością oznajmiła mamię unosząc do góry naczynie z robakami. Uśmiechnęła się przymilnie pytając - Mogę iść do domu?
Kobieta w odpowiedzi delikatnie odsłoniła włosy z twarzy córki i skinęła głową.

Dziewczynka zbliżając się do lasu przyśpieszyła kroku, jakby gotując się do biegu. Chociaż słońce jeszcze nie zaszło, nie oświetlało już ponurych drzew. Z lekko bijącym sercem weszła między nie. W rękach mocno trzymała garnuszek w obawie, że biegnąc upuści go na ziemię i z trudem pozbierane larwy uciekną. Na zwykle cichej ścieżce roznosił się głuchy dźwięk łamanego drewna. Meg z niepokojem obróciła się za siebie. „Czy tamta gałąź nie ruszyła się przypadkiem? Przecież nie ma wiatru.” Gdy tylko ta myśl pojawiła się w jej umyśle, wróciły wspomnienia z najgorszych koszmarów. Przestraszona nie zauważyła wystającego z ziemi korzenia. A może chwilę wcześniej go tam nie było? Przewróciła się, w dalszym ciągu mocno trzymając garnuszek. Zanim zdążyła wstać w jej stronę zaczęły wyciągać się długie gałęzie przypominające sztywne dłonie. Nie zdołały jej chwycić, biegnącej najszybciej jak tylko potrafiła. Nie oglądała się za siebie, wiedząc, że gdyby znowu upadła nie zdołałaby już uciec. Drzewa przed nią także wyciągały gałęzie w jej stronę. Parę razy łamała je, gdy zaczepiły się o jej sukienkę. Gdy zobaczyła przed sobą światła wioski, usłyszała szept lasu, brzmiący jak cicha prośba „Zostań z nami, nie odchodź.”
Kiedy wybiegła spomiędzy starych drzew, obróciła się, ale ścieżka znowu była tylko najzwyklejszą, cichą dróżką prowadzącą przez nieruchomy las.
Stała na skraju wioski, odpoczywając. Starała się zrozumieć co właściwie się stało, kiedy ktoś położył małą, zimną dłoń na jej ramieniu. Upuściła na ziemię starannie chroniony garnuszek. Wszystkie larwy zaczęły szybko uciekać w stronę lasu i pól. Meg obróciła się. Przed nią stał chłopiec nie wiele starszy od niej. Jego brązowe, sterczące na wszystkie strony włosy i potargane ubranie w dziwny sposób nie pasowały do jasnej, chudej twarzy.
-Nazywam się Neftali. Pójdziesz ze mną?
-Nie wolno mi rozmawiać z obcymi, a co dopiero gdzieś za nimi chodzić.
-Jak to? Uważasz, że jestem obcy? Mała, przecież się przedstawiłem. - powiedział chłopiec z udawanym smutkiem w drwiącym głosie.
-To nic nie zmienia. Nie znam cię. - powiedziała Meg obracając się z zamiarem odejścia.
-Zostań ze mną, nie odchodź - szepnął, a jego głos zabrzmiał jak szum liści. Twarz dziewczynki mimo jej wszelkich starań, wykrzywił strach. Neftali z satysfakcją, przedłużając każdy wyraz, aby mógł w pełni dotrzeć do Meg, dodał - Dzisiaj dzieją się różne złe rzeczy, dziecinko.
Ciszę, jaka zapanowała po jego słowach, wypełnił smutny chrzęst liści w lesie. Chłopiec wyciągnął bladą rękę w stronę dziewczynki - Pójdziesz ze mną? - Uśmiechnął się odsłaniając białe, równe zęby.
Nieśmiało wyciągnęła do niego dłoń. Kiedy tylko ich palce spotkały się poczuła zimno przeszywające całe ciało. Świat wokół zaczął wirować i zmieniać się.
Niebo rozjaśniły spadające gwiazdy, by po chwili zapanował wieczny półmrok. Las zniknął. Jego miejsce zajęły szare posągi, przedstawiające ludzi podobnych do tych z wioski. Ziemia pod ich stopami miała barwę brudnej gliny. Meg przez chwilę wpatrywała się w nią szukając odrobinki zielonej trawy. Obróciła się i zobaczyła swoją chatkę. Wyglądała ona zupełnie inaczej niż wszystko wokół. Słoma na dachu zachowała złocisty odcień, w oknie widać było delikatne światło. Także drewno, z którego była zbudowana, zdawało się zapraszać do środka, obiecując możliwość rozgrzania ciała. Gdy tylko zrobiła parę kroków w stronę domu, barwy oraz ciepło rozpłynęły się w chłodzie i szarości. Wstrząsana dreszczami upadła na ziemię i zaczęła cicho łkać.
-Nie płacz, dziecinko - odezwał się znajomy głos za jej plecami. - Przecież chciałaś iść ze mną. Inaczej nie mógłbym cię tu przyprowadzić.
Meg pełna złości wstała. Chciała bić się z chłopcem, który ją oszukał. Zamiast niskiej postaci w poszarpanym ubraniu zobaczyła wysokiego mężczyznę. Meg nie zwróciła uwagi na ciemny strój i płaszcz. Nie patrzyła także na włosy. Proste, spokojnie opadające na plecy. Całkowicie pochłonęły ją oczy Neftali. Były prawie ludzkie. Dziewczynka widziała w nich tysiące barw, chociaż wiedziała, że są tylko szare. „Tamten chłopiec, on przecież też miał takie oczy. Czemu tego nie widziałam. Gdybym...”
-Dziecinko, nie widziałaś, bo ci nie pozwoliłem - pewnym głosem powiedział Neftali. Pochylił się i delikatnie uśmiechnął-Teraz idź spać. Jesteś już zmęczona, a ja potrzebuję cię w pełni sił.
Meg zaczęła biec w kierunku posągów. Kiedy po nagłym wysiłku oparła się o pierwszy z nich zemdlała, słysząc słowa pożegnania - Do zobaczenia, dziecinko.

Obudziła się, niesiona przez czułe ręce. „To posągi”, myślała. „One należą do wioski, pomagają mi.” Jednak to nie one teraz delikatnie opuszczały ją na zeschnięte liście. Na około niej gałęzie starych drzew, jak dłonie, delikatnie przekazywały ją sobie nawzajem, aby bezpiecznie położyć na ziemi.


Saraj.
komentarz[14] |

Komentarze do "Meg"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.022559 sek. pg: