..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Artefakt Mroku



Rozdział I

Wiatr delikatnie poruszał listkami drzew, szumiąc cicho, tak jak muzyk delikatnie szarpie strunami instrumentu, aby zagrać łagodną melodię. I nic nie przerywa mu tego koncertu, tak samo nic nie przerywało tego cichego szumu. Do czasu…Do czasu aż spłoszona czyimś śmiechem, młoda wiewiórka przemknęła z drzewa na drzewo, wtrącając fałszywą nutę w utwór wiatru. Zwierzątko chciało się ukryć przed dwiema Adeptkami Magii, które wesoło maszerowały przez zielony las. Obie ubrane w charakterystyczne dla uczennic akademii białe bluzki z szerokimi rękawami, oraz niebieskie sukienki na ramiączka, przepasane białymi szarfami. Na piersiach miały wyszyte szkarłatną nicią dwa przecinające się trójkąty, zapisane w okrąg, symbole Akademii.
Dziewczęta zmierzały na południowy wschód, wyraźnie gdzieś się spiesząc. Jednakże pośpiech nie wyszedł im na dobre, gdyż niższa z nich ni zauważyła wystającego ziemi korzenia i zaliczyła bolesny upadek.
- Mana! Uważaj! – wyższa pomogła wstać swojej towarzyszce.
- Dziękuje – Mana otrzepała się z kurzu i pyłu, zalegającego na drodze, a teraz również na jej sukience.
Po chwili obie ruszyły w dalszą drogę.
- Cesy, myślisz że nikt nas nie rozpozna?? – zapytała Mana, gdy dochodziły do skraju lasu.
- Nie bój żaby! – odpowiedziała Cesy – Miasto jest spore, a na festynie będzie mnóstwo ludzi!
- A mistrz??
- Przecież mistrza nie będzie na festynie! – rzekła wyższa.
- No tak! – Mana uśmiechnęła się – Ależ ze mnie gapa!
Cesy odwzajemniła uśmiech.
- Choć! – pociągnęła przyjaciółkę za sobą – Bo miną nas najlepsze atrakcje!
***

Ciche kołatanie w drzwi oderwało go od pracy. Spojrzał na osnuty mrokiem pokój i rzucił głębokim głosem „Proszę”.
Po chwili do jego gabinetu nieśmiało weszła młoda dziewczyna w niebieskiej sukience, przepasanej białą szarfą. Jej czarne włosy splecione były w dwa warkocze, opadające na ramiona. Ukłoniła się nisko i rzekła nieśmiało:
- Przepraszam Mistrzu, że przeszkadzam, ale…
- Tak? – zapytał obserwując dziewczynę. W jego brązowych oczach odbijał się blask zapalonych świec.
- Nigdzie nie mogę znaleźć Many i Cesy… - rzekła
- Jak to nie możesz ich znaleźć??!! – Mężczyzna zerwał się na równe nogi.
- No.. – jęknęła – no normalnie… nigdzie ich nie ma! A przeszukałam niemal całą Akademię…
- Idź i powiadom wszystkich ze za 10 minut, każdy uczeń Akademii ma się znaleźć w Sali głównej. – zadecydował.
- Dobrze mistrzu. - Dziewczyna skłoniła się i wyszła.
Mężczyzna przeczesał palcami ciemne, długie włosy. Jeszcze nigdy w swojej długiej karierze Maga nie miał tak nierozważnych uczennic. Wziął głęboki oddech i zdecydowanym krokiem wyszedł z komnaty, zastanawiając się czego tym razem może się spodziewać. Jednakże nie uszedł nawet kilku kroków, gdy obca aura niemal zwaliła go z nóg. Aura tak przesycona złem, iż zastanawiał się czy takowa może w ogóle istnieć. Wziął głęboki oddech i najzwyczajniej w świecie zdematerializował się.

Kiedy weszła do komnaty, pochodnie same zapłonęły, oświetlając ją swym blaskiem. Rozejrzała się. Na przeciwko niej znajdowały się potężne zdobione płaskorzeźbami wrota a światło płomieni odbijało się na ich złotej powierzchni. Na jej młodej twarzy zagościł uśmiech. To jest to, czego szukała. To tu skrywa się potężny artefakt. Zrobiła kilka kroków, spodziewając się pułapek. Ale nic się nie wydarzyło. Czyżby jedyną przeszkodą miały być te drzwi? Nie. Strażnik nie jest głupi. Zbliżyła się do wrót. Odruchowo założyła za ucho krótkie czarne włosy, poczym delikatnie dotknęła rzeźb na wrotach. Poczuła ostry ból w ręce. A więc nie myliła się. Wrota zapieczętowane są magią.
Po chwili namysłu wyciągnęła lewą rękę w bok, a w jej dłoni pojawiła się czarna różdżka, zakończona wizerunkiem smoka. Kobieta wycelowała we wrota i wypowiedziała zaklęcie. Nagły błysk wypełnił całą komnatę, a gdy znikł Oczom czarnowłosej ukazało się niewielkie pomieszczenie, oświetlone unoszącymi się wokół ognikami. Na środku stał marmurowy tryptyk, a na nim leżało to, czego szukała. Artefakt mogący zniszczyć nawet demony.
Podeszła bliżej. Już miała dotknąć cennego kamienia, gdy poczuła ostry ból w całym ciele. Osunęła się na zimną podłogę. Tego się nie spodziewała. W ogóle nie wyczuła tego zaklęcia. Zaklęła. Mogła zginąć, przez swoją nie uwagę. Ale na szczęście nic jej się nie stało… Gdyby nie jej moc…
- Coś się stało Mai? – męski głos zaskoczył ją zupełnie. Wstała z podłogi i spojrzała prosto na wysokiego Elfa, odzianego w tradycyjną togę Maga. Na jej twarzy zagościł uśmiech. Teraz zrozumiała wszystko. To nie miało jej zabić, lecz przywołać strażnika. Musiała przyznać, że sprytnie to wykombinował.
- Kogóż my tu mamy… - uśmiechnęła się perfidnie – Toć, to sam strażnik Berto Lothan…
- Powinienem rzec to samo…- odrzekł Elf- Słynna Mai Kaido… Przyszłaś po artefakt, zgadza się?
- Nie jesteś taki głupi, na jakiego wyglądasz
- Łatwo cię rozszyfrować – Mężczyzna postąpił krok do przodu – Możesz zapomnieć o Kamieniu.
Roześmiała się.
- Myślisz, że dam się tak łatwo pojmać?
Berto westchnął.
- A dzień zapowiadał się tak sympatycznie… - mruknął pod nosem i zatoczył ręką krąg. Zaraz potem zaklęcie rzucone przez czarnowłosą odbiło się od niewidzialnej tarczy i uderzyło w marmurową ścianę.
Mężczyzna znał Mai. Wiedział że przeciwniczka dysponuje potężną mocą, toteż spodziewał się, że ta walka może być niezwykle trudną i jedno nich na pewno zginie. Jednakże nie spodziewał się tego, iż Mai będzie ktoś pomagał. Niestety dowiedział się o tym zbyt późno i nie zdążył się obronić. Jasny promień przeszył jego pierś. Mężczyzna upadł na kolana i zanim jeszcze zanurzył się w ciemności usłyszał tylko radosny chichot, który bynajmniej nie należał do Mai…

Mana poczuła dziwne ukłucie w sercu. Odłożyła łyżeczkę do miseczki na w pół zjedzonych owoców z bitą śmietaną i rozejrzała się w około. Weranda, na której siedziała była pusta. Rozstawione gdzieniegdzie drewniane stoły i stołki, zazwyczaj oblężone przez gości teraz stały samotnie. Mana siedziała przy jednym z nich. Tuż obok barierki dzielącej ją od bolesnego upadku. W dole dziewczyna mogła obserwować bawiące się tłumy ludzi, natomiast w górze ciemnogranatowe niebo, mieniące się milionem gwiazd.
To ukłucie zaniepokoiło ją. Mimo iż rzadko uważała na lekcjach, to w pamięć wbiły jej się słowa Mistrza:
- „Kiedy nie wiecie co robić, zaufajcie intuicji, ona wybierze za was drogę”
A teraz Mana czuła, iż ta intuicja każe jej wrócić do Akademii. Nabrała na łyżeczkę trochę słodkich truskawek. Nie może tak bezmyślnie polecieć do zamku. Nie zostawi Cesy samej…
W tym samym momencie oślepiający błysk spowił całą okolicę. Dziewczyna zasłoniła oczy dłońmi, a kiedy już odzyskała wzrok, odruchowo spojrzała w kierunku zamku. Ale jego tam już nie było, tylko siwy dym świadczył o tragedii.
Dziewczyna zamarła w przerażeniu. Jednakże po chwili zerwała się z krzesła i wbiegła do karczmy. Na schodach natknęła się na Cesy, która właśnie szła do góry. Sądząc po jej zaskoczonej minie, nie wiedziała, co się dzieje.
- Mana…-zapytała zatrzymując przerażoną przyjaciółkę. – Coś się stało?
Mana nic nie rzekła, tylko pochyliła głowę, aby ukryć łzy.
- Zamek… - wyszeptała w końcu – Akademia…ona…
- No powiedz! – Nakłoniła ją Cesy
- Akademia została…- Urwała bo to słowo nie mogło przejść przez jej gardło. Jej ukochana Akademia, w której się wychowała i mieszkała. Jej dom i jej przyjaciele… teraz zostało to jej odebrane.
- … Zniszczona! Wyszeptała patrząc przyjaciółce w oczy.

Zatrzymały się koło zrujnowanej bramy. Jeszcze wczoraj zdobiły ją płaskorzeźby, a teraz ledwo ostał się kamień na kamieniu.
Dziewczyny obok rozwalonych wrót i spojrzały na ruiny zamku.
Tak niedawno wznosiła się tu najpotężniejsza z fortec w całym kraju, forteca będąca domem i szkołą dla wielu…
Jednak teraz, na jego miejscu walały się resztki tego, co niegdyś mogły nazwać domem.
- Cesy… - szepnęła Mana- I co teraz?
Cesy milczała. Sama nie wiedziała co mają zrobić. Ich jedyny dom teraz nie istniał! Dziewczyna westchnęła i rzekła do Many:
- Chodź, może jeszcze ktoś żyje!
Na twarzy Many pojawiła się nadzieja.
- W porządku! – uśmiechnęła się smutno i ruszyła przed siebie, w duchu przeklinając się za swoje zachowanie.
Przez chwilę obydwie spacerowały po ruinach, szukając jakikolwiek znaków życia. Jednak wokoło panowała śmiertelna cisza.
Mana ku swemu przerażeniu znalazła zmasakrowane ciała swoich koleżanek z grupy. Przez chwile stała w milczeniu, jednak zaraz z zamyślenia wyrwał ją przerażony krzyk Cesy. Odwróciła się gwałtownie a serce mocniej jej zabiło. W kierunku leżącej na ziemi Cesy kroczył olbrzymi stwór. Jego umięśnione ciało porastały brązowe włosy, a z obrzydliwego pyska ciekła ślina. Szedł powoli, dysząc ciężko i powarkując, w łapie trzymał olbrzymi topór, którym jak sądziła Mana, mógł prędzej kogoś zatłuc niż pociąć. Niewiele myśląc dziewczyna złapała kamień i cisnęła nim prosto w potwora. Bestia zatrzymała się i rozglądnęła wokoło. Mana jeszcze raz rzuciła kamieniem trafiając potwora między oczy. To przeważyło szale. Stwór zaryczał wściekle i ruszył w kierunku dziewczyny.
Mana wyciągnęła przed siebie rękę i starając się skupić w niej jak najwięcej energii, krzyknęła coś w nieznanym języku. Jej dłoń zalśniła na czerwono, po chwili zmaterializował się przed nią niewielki płomyk i… zgasł.
Mana spojrzała na swoją dłoń, a potem na zbliżającego się potwora i czym prędzej zaczęła uciekać, przeklinając się w duchu za to że nie uważała na lekcjach.
Jednakże nie uciekła zbyt daleko, gdyż zahaczyła nogą o wystającą z gruzów belkę i zaliczyła bolesny upadek. Poczuła piekący ból i gorącą krew spływającą po jej lewej łydce. Potwór jednak był coraz bliżej. Dziewczyna zobaczyła jak potężny topór idzie w górę. Nie mogąc na to patrzeć zamknęła oczy i czekała na cios. Usłyszała świst broni i łomot padającego cielska. Coś jej tu nie pasowało. Otworzyła oczy i omal nie krzyknęła z przerażenia. Tuż koło niej leżała głowa potwora, a kilka kroków dalej znajdowało się masywne ciało bestii.
Wtedy też dziewczyna zobaczyła swojego wybawcę, a raczej wybawczynię. Była to wysoka, czarnowłosa kobieta, odziana w srebrzystą zbroję. W ręku trzymała długi miecz, w którego rękojeści widniał szkarłatnoczerwony kamień. Z twarzy kogoś jej przypominała, nie potrafiła tylko powiedzieć kogo.
Cesy podbiegła do przerażonej przyjaciółki i uściskała ją mocno, poczym zwróciła się do nieznajomej:
- Kim jesteś? Czego tu szukasz? I dlaczego nam pomagasz?
Kobieta schowała miecz do pochwy i rzekła ciepłym i niezwykle melodyjnym głosem:
- Zwą mnie Lorian Arandell – przedstawiła się – Jestem Strażniczką Cieni i przybywam w pokojowych zamiarach.

Rozdział II

- Strażniczką… Cieni? – zapytała Cesy. Pamiętała jak mistrz mówił kiedyś o tych ludziach, nie myślała jednak że spotka jednego z nich. Strażnicy Cieni to zazwyczaj ludzie doskonale wyszkoleni w walce. Stoją na straży porządku tam gdzie wszyscy inni nie dają rady. Ale Cesy nie miała pojęcia że akademia miała własnego Strażnika Cieni.
- Skoro jesteś strażniczką to dlaczego nie pojawiłaś się wcześniej? Dlaczego nie obroniłaś tego zamku? To należy do twoich obowiązków!- wyrzuciła jej Cesy.
- Nie pilnuje Akademii, lecz tego co się tu znajduje! – odrzekła kobieta.
Dziewczęta spojrzały na siebie. Coś było ukryte w akademii? I one o tym nie wiedziały? A przecież znały całą szkołę najlepiej ze wszystkich…
Nagle kobieta odwróciła się. Na jej twarzy nie było nawet cienia dawnego uśmiechy. To co się tu wydarzyło bardzo ją ciekawiła a zarazem martwiło. Domyślała się kto mógł dokonać tego ataku, jednak nie mogła nic orzec, dopóki nie zbada wszystkich śladów.
Podeszła do leżącego w pobliżu głazu, będącego przedtem fragmentem zamku. Jej kroki zdawały się być niezwykle lekkie, a ruchy płynne i pełne gracji. Kiedy dotknęła kamienia, poczuła dziwne mrowienie.
-To tu – pomyślała i mruknęła coś pod nosem. W Chwile potem olbrzymi głaz uniósł się w powietrze, odsłaniając tajemnicze schody, prowadzące w głąb ciemnego korytarza. Kobieta wiedziała dokąd one prowadzą, jednaj towarzyszące jej dziewczęta, widziały je po raz pierwszy.
- Co to… ma być?- Wyjąkała zaskoczona Mana.
- mnie się pytasz? – odrzekła jej Cesy. Spojrzały na siebie, a potem znów na schody i Kobietę. Nagle Cesy zerwała się z miejsca i dobiegła do Elfki, krzycząc:
- Chwilunia! Powiesz nam co się tu stało, kto i po co to zrobił i po jaką cholerę ty tu w ogóle jesteś!
Kobieta spojrzała na Cesy, która natychmiast się zatrzymała. Jednak Elfka nic nie rzekła, tylko lekkim krokiem zeszła po schodach, i znikła w mroku korytarza.
- Jasna cholera, te elfy to są dopiero bezczelne istoty! – krzyknęła. Mana podeszła do przyjaciółki i położyła jej rękę na ramieniu.
- Chodźmy za nią! Może się czegoś dowiemy!
- Też racja – westchnęła Cesy.

Weszła do ciemnego pokoju. Była zmęczona, ale zarówno zadowolona. Spełniła to co miała spełnić, a teraz będzie mogła odejść.
Machnęła ręką, a rozstawione przy ścianach pochodnie zapłonęły, a jej oczom ukazała się twarz osoby, którą najmniej chciała widzieć tego poranka.
- Czego tutaj szukasz Kodii? – warknęła.
- Spokojnie panno Kaido – Mężczyzna uśmiechnął się. Miał czarne włosy i oczy, a ciemna skóra, pozwalała mu bez przeszkód maskować się w ciemnościach nocy.
- Nie nazywaj mnie tak!- odrzekła kobieta – Gadaj czego chciałeś i wynoś się zanim stracę cierpliwość i stanę się nie miła!
Mężczyzna uniósł jedną brew.
- Ty i uprzejmość? Jakoś tego nie widzę… - odrzekł, ale widząc mordercze spojrzenie kobiety rzekł – Przychodzę z Jego rozkazu…
Mai spojrzała na mężczyznę znacząco.
- Mam cię doprowadzić przed Jego oblicze.
- cholera! Co to ja jestem dziecko? – warknęła
Kodii wzruszył ramionami.
- widzisz my, mroczne elfy żyjemy bardzo długo w porównaniu do was, zwykłych…
- Och! Zamilcz wreszcie!- krzyknęła.

Lorian dokładnie zbadała każdy ślad który znalazła w ocalałej komnacie i wszystko to potwierdzało jej obawy.
- Co to za dziwne miejsce? – zapytała Mana rozglądając się wokół.
- To Komnata, w której skrywała się potężna moc… - odrzekła Elfka.
- Moc? Jaka moc?- zapytała Cesy.
- Samego Pana Ciemności.
Na twarzach dziewcząt pojawiło się zaskoczenie.
- Osoba, która zaatakowała Akademie, dobrze wiedziała że to się tu znajduje. Co więcej, znała dobrze całą akademie i bez przeszkód pokonała wszelkie zabezpieczenia… oraz strażnika.
- S…strażnika? Czyli kogo? – Mana podeszła do Elfki, która wstała i nie spoglądając nawet na ich twarze rzekła:
- Waszego mistrza. Maga Berto Lothana…
Zapadło milczenie.
Mana wpatrywała się przez chwile w Lorian, a kiedy ta wiadomość w końcu do niej dotarła, upadła na kolana a twarz schowała w dłonie.
- Mistrz… - wyjąkała – Nie…
Cesy uklęknęła obok niej. Wiedziała dobrze co czuje jej przyjaciółka. Akademia była dla niej jedynym domem, a Mistrz Lothan, zastępował im ojca. A teraz to wszystko straciły.
Z oczu zarówno Many, jak i Cesy popłynęły łzy. Były smutne, a jednocześnie złe na siebie iż wcześniej nie nacieszyły się swym domem, który teraz straciły. Co teraz poczną? Nie wiedziały. Nic nie przychodziło im do głowy.
Nagle Mana zerwała się na równe nogi.
- Powiedz proszę, kto to zrobił?! – zawołała – Pomszczę śmierć mistrza i wszystkich uczniów akademii!
Elfka spojrzała na nią smutno.
-Sądzę że nie dasz jej rady… - odrzekła, ale widząc spojrzenie dziewczyny dodała:
- Zaatakowała was Mai Kaido, jedna z najpotężniejszych kobiet na świecie. Mało kto potrafi stawić jej czoła… a co dopiero ty jedna…
- Nie jedna! – krzyknęła Cesy – Ja jej pomogę!
- Dziękuje Cesy- rzekła Mana – Lorian! Nie obchodzi mnie kim jest ta, która zniszczyła nasze życie! Ale zapłaci za to, choćbym miała ją ścigać na sam koniec świata!!!
Kiedy dziewczyna to mówiła, wokół mnie zapłonęła lekka błękitna poświata, którą dostrzec potrafiła tylko strażniczka.
Lorian uśmiechnęła się. Wiedziała teraz co dokładnie się wydarzyło. Podeszła do Dziewcząt i rzekła cicho.
- Rozumiem – Mana skinęła głową.
- A jeśli będziecie w niebezpieczeństwie, wypowiedzcie moje imię. Przybędę na pewno! A teraz – dodała jeszcze ciszej – odejdźcie…Udajcie się do Miasta Asso! Poszukajcie Palladyna o imieniu Eoren. On wam pomoże… no już, zmykajcie! Mamy gościa!
Dziewczęta skinęły głowami i szybko opuściły komnatę.
Lorian wyprostowała się i rzekła:
- Witaj Raven!

- Przyniosłaś to o co cię prosiłem? – Gruby męski głos odbił się echem po ciemnej zamkowej Sali.
- Tak panie – odrzekła Kobieta, odziana w ciemny płaszcz. – Mam to tutaj.
- Doskonale.
Kobieta spojrzała na swego rozmówce, którego oblicze skryte było w mroku. Widziała tylko zarys jego ciała, ale wiedziała że spogląda na nią. Czuła jego złowieszcze spojrzenie, a jej serce całe drżało. Jak ona go nienawidziła! Chciałaby go zabić, rozszarpać, ale była bez silna. Skryty w cieniu mężczyzna miał na nią sposób, tak perfidny i bestialski ze nawet ona drżała na samą myśl o tym. Ale teraz wszystko się zmieni! Odda mu Artefakt i odejdzie.
- Daj go! – usłyszała głos, którego tak bardzo nienawidziła. Sięgnęła do sakiewki i rzuciła ją pod nogi mężczyzny.
- Doskonale. – Rzekł, a sakiewka, pofrunęła do jego rąk. Kobieta czekała na Jego reakcje. Jednakże była ona zupełnie inna niż się spodziewała.
- CO TO DO CHOLERY JEST?! – ryknął – TO NIE JEST TO CZEGO SZUKAŁEM!! MAI TY SKOŃCZONA IDIOTKO! TO NIE JEST TO! STRAŻNICY WYKIWALI CIĘ!
Mai zaniemówiła. Bała się tego co nastanie teraz.
- Ależ panie! – odrzekła cicho - To jest ten artefakt!
- Przyjrzyj się mu! – Rzucił w nią kamieniem, który ona zwinnie złapała.
Kamień rzeczywiście lśnił czerwoną poświatą, jednakże nie była to poświata potężnej mocy, a jedynie delikatny blask zaklęcia, spoczywającego na kawałku zwykłego marmuru. Zaklęła. Czemu wcześniej tego nie wyczuła? Przecież zabierając go z komnaty, wyraźnie wyczuwała wielką moc. Czyżby artefakt znajdował się gdzieś indziej?
- Widzę że twoja sława jest zbyt przesadzona, jeśli nie potrafisz rozróżnić zwykłego kamienia od potężnego artefaktu. - rzekł już trochę spokojniejszym tonem. - Jesteś beznadziejna! A wiesz co czeka tych, którzy mnie zawodzą!
- Panie! Pozwól Mi... - zaczęła, ale on jej przerwał.
- Masz mi dostarczyć prawdziwy kamień! I masz na to 2 dni. Inaczej zniszczę nie tylko ciebie!
Jego słowa, mimo iż wymawiane ze spokojem, Były dla niej ostrzejsze i bardziej bolesne niż najostrzejszy miecz. Mai z trudem przełknęła ślinę. Tego się obawiała. Nie może dopuścić, aby jego groźby stały się rzeczywistością! Odwróciła się na pięcie i wyszła z Sali.

Lorian Arandell.
komentarz[11] |

Komentarze do "Artefakt Mroku"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.029298 sek. pg: