..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

- Żywioł był bliski zwycięstwa, ciekawe dlaczego poddał się władzy tego człowieka?
Illiannael zaskoczony rozejrzał się, kto do niego zagaduje. Nie odczuwał większej żałości po śmierci dziewczyny, ale owszem, było mu trochę smutno, że świat stracił tak inteligentną i potężną postać. Chociaż jej ambicje mogły wiele złego uczynić temu światu w całkiem niedalekiej przyszłości.
San Peik nadal czyścił ostrze swojego miecza. Musiał przyznać, że zazdrości mu tego spokoju. Niemłody już wojownik dynastii Yamatone spoglądał na te wydarzenia bez zmrużenia powiek, bez słowa zdziwienia, czy odrazy. Chwilami tylko, gdy walka w jakiś sposób go nudziła, spoglądał na niebo pełne gwiazd skośnymi, ciemnymi oczami.
Tutaj, chronieni przez Ahira i jego podwładnych nawet po pęknięciu zapory mogli bez lęku przyglądać się walce. O ile nie obawiali się kolejnych pojedynków. Illiemu nie było to dane. Czuł tak wielki, jakże ludzki, paraliżujący strach przed spotkaniem z tym, co nieuniknione. Walką z bratem, który opanował chyba wszelkie znane, czy zapomniane, zakazane i niemoralne sztuki magiczne.
Niemalże zapomniał, że ma się jeszcze zmierzyć z cichym szermierzem. Miał szczerą nadzieję, że zechce się on poddać. Nie czerpał najmniejszych przyjemności z zabijania ludzi porządnych, oddanych szlachetnym zasadom, a za taką odbierał ideę służenia spokojnej, oddającej się wierze w dusze zmarłych dynastii z Wysp Łez Królowej. Tamtejsi władcy byli niegdyś przykładem dla Wielkich Władców, a sam naród był wspaniałym przyjacielem stolicy.
Po jakimś czasie honor nakazał dynastii odcięcie się od reszty Uenii. Handel zamarł, a o niedawnej współpracy i braterstwie zapomniano. Została tylko stolica należąca do bogaczy i zachłanni władcy lenni. Nic dobrego wyniknąć z tego nie mogło i nie wynikło.
I nie wynikło.
-Dobrze mówisz, panie –odezwał się z należnym szacunkiem Illiannael. –Żywioł poddał mu się w zupełności. Poddał się jego woli. Bo to nie jest człowiek, to demon zdolny kontrolować dusze zmarłych.
Wojownik przez chwilę milczał. Nadal był odwrócony plecami do rozmówcy, ani drgnął. Chłodne światło księżyca padało na jego ramiona ukazując piękno haftowanej tuniki, jaką na sobie nosił.
-I to czyni go demonem?
-Nie, to on się uczynił demonem –odrzekł bez namysłu Ananke.
San Peik spojrzał na niego przez ramię. Uśmiechał się szczerze czymś rozbawiony. Jego oczy wyglądały teraz jak dwie ciemne linie. Na skroniach pojawiły się zmarszczki.
-Czy gdybyś bardzo pragnął stać się drzewem, to stałbyś się nim?
-Odpowiednie druidzkie zaklęcia...
-Czy one potrafią naruszyć twojego ducha i przestałbyś myśleć jak człowiek, a zaczął życie rośliny?
-Druidzi może nie kontrolują ludzkiej duszy, ale ten tutaj i inni nekromanci...
-Oni wołają i odsyłają duszę, a czy mogą ją zniszczyć?
To zaczynało być powoli irytujące. Czy ten człowiek nie miał pojęcia o magii, czy tylko udaje tępego.
A jednak ciężko było Illiannaelowi odpowiedzieć na to pytanie, nawet jeżeli przez tysiące lat uczył się i nauczał najtrudniejszych zaklęć.
-Mogą ją zmienić –odrzekł w końcu, starając się wybrnąć z niezręcznej dla niego sytuacji.
Sprzątnięto już większość pobojowiska po pojedynku Jozuela i Sheillien. Tylko czerwieni krwi nie dało się tak szybko zmyć i wielki krater nadal zajmował niemal jedną czwartą powierzchni areny. Sygnał do kolejnego pojedynku mógł zostać dany lada moment.
-Ludzie pozostają ludźmi i tylko inni ludzie mogą ich zmieniać. Czasem naprawdę w coś poniżej człowieka. Kimkolwiek jest Jozuel zwany Feniksem, musiał wiele przejść złego w swoim żywocie. Żałuję go bardziej od tych, co umarli czyści i jeżeli zginie, a niegdyś zginie na pewno, bo jest człowiekiem i wypełnia dolę ludzką, to będę w imię dusz, które odeszły, modlił się za tego umęczonego, co nie znał nigdy co to miłość.
Illi miał ochotę powiedzieć, że jeżeli teraz mu się nie podda, zginie i niech lepiej modli się o swoje zdrowie, ale Ahir właśnie wezwał ich na arenę. Zaskoczony był takimi wyznaniami i tym, że ktokolwiek mógł litować się nad osobą taką jak jego brat. Na dodatek w świecie, gdzie sama litość jest rzadko spotykanym skarbem.
Zdążył więc tylko dać upust ciekawości i gdy zmierzali już na dół zapytał:
-Mówisz, że będziesz się modlił w imię dusz. Czy wy nie wierzycie, że wasi władcy są bogami?
San Peik uniósł lekko brwi.
-A w porównaniu z waszymi nie są?
Tu musiał Illiannael przyznać staremu szermierzowi rację. Każdy człowiek prawy w porównaniu z Kai’em pozostawał czysty jak wszelkie bóstwa światła.
Stanęli przed sobą gotowi do walki. Z tego, co zauważył, nie odnowiono bariery. Widać królowi bardzo zależało na życiu poddanych. Czy on nie zrozumiał jeszcze, skąd biorą się całe jego bogactwa?
Widownia głośno wiwatowała, sektor dla tej „gorszej” części społeczeństwa w dużej większości był nietrzeźwy i rozśpiewany. Nikt przecież nie mógł zdawać sobie sprawy z tego, co nadejdzie wraz z finałową walką. Walką pomiędzy dziećmi samego Pana Nocy.
San Peik stanął na baczność, skłonił się, po czym przybrał defensywną pozycję.
Illi starał się jeszcze uśmiechnąć, lecz nie dało rady. Czy jak przyjdzie co do czego, on zawsze musi zabijać tych porządniejszych? Tych, których warto cenić?
Spróbuje przekonać tego człowieka do swoich racji.
-Skamienienie!
Uderzył dłonią w powietrze, rozczapierzając palce bladej, szczupłej dłoni. Spodziewał się, że przeciwnik nie będzie mógł się po tym ruszyć, lecz tamten miał się po jego zaklęciu całkiem dobrze. Zamachnął się tylko mieczem w powietrzu, jakby walczył z niewidzialnym przeciwnikiem.
Zaskoczony Illi ledwie uniknął szybkiego ciosu, jaki wymierzył mu ze sporego rozbiegu San. Wraz ze świstem srebrnego ostrza doznał oświecenia. Uprzednio nie widział tej broni w jego rękach, lecz przypomniał sobie pewien drobny fakt. Miecze z Wysp Łez Królowej są dłuższe i lekko zakrzywione, tez zaś był masywny i prosty. Najwidoczniej Peik skorzystał z prawa, jakie ustanowiono przed walkami i wybrał sobie broń ze skarbca królewskiego. Swój miecz trzymał rozważnie przy boku, w skórzanej pochwie.
Stal z jakiej wykonano jego broń była nie tylko na magię odporna, ale i potrafiła odbijać zaklęcia. Dopiero teraz dostrzegał na starannie wypolerowanym ostrzu wygrawerowane runy, dające skuteczną obronę przed zaklęciami. Skuteczną, lecz nie absolutną.
Czar, jaki zastosował na nim Illiannael był niskopoziomową, niemal nie zużywającą energii sztuczką, dobrą na nudne lekcje na uniwerku, ale w tym przypadku kompletnie nieprzydatną. Po niedługiej chwili zastanowienia zmienił więc taktykę. Będzie musiał zwiększyć siłę ataków.
-Oplątanie Redips!
Wskazał kciukiem na przeciwnika. Niemal czuł jak niewidzialne sznury wystrzelaj w jego kierunku. Szermierz patrzył na niego przez ten cały czas wyczekująco, nadal w tej samej, defensywnej pozycji.
Kiedy tylko niewidoczne nici zbliżyły się do niego, zatańczył z mieczem, w kilku idealnie dopracowanych ruchach niszcząc skutki czaru Illiego. Wiedział widać, że nie będzie on przez ten czas próżnować, bo na drugą serię Opętania Redipsa odpowiedział tak samo sprawnie jak na pierwszą, a kiedy sukces powtórzył się po trzeciej, mag postanowił dać sobie spokój z tym zaklęciem. Użył kolejnego, wiele już potężniejszego.
Kładąc obie dłonie na chłodnej posadzce zaczął wypowiadać zawiłą formułkę. Jeżeli przeciwnik potrafi odparować niewidoczne pociski w ciemnościach nocy, to nie ma sensu próbować kolejnych.
-Beit Hechaze!
Marmur pod stopami Sana błyskawicznie zmieniły się w plastyczną masę, z której wystrzeliły cienkie kolumny, formujące coś na kształt klatki. Uderzał w kamienne pręty raz po raz, ale nic nie mógł zdziałać, nawet tak wspaniałym narzędziem.
Bo od sekundy, z którą ta masa stwardniała, a stało się to w mgnieniu oka, nie był to obiekt magiczny. Mógł jedynie starać się raz po raz uderzać w marmur, powoli torując sobie drogę na wolność. Tak więc czynił – wojownicy z Yamatone nie poddają się łatwo.
Illiannael podszedł do klatki, w której jego przeciwnik dokładał wszelkich starań, by wydostać się z potrzasku.
-Zgadzam się, byś się poddał –rzekł spokojnym tonem Ananke. –Wyrażam na to zgodę, rozumiesz? Jeżeli nie uznasz się teraz za przegranego, nie będziesz mógł skorzystać z tej okazji, a mi nie pozostanie nic innego, jak cię zabić.
Wojownik przestał uderzać w pręty klatki. Spojrzał łagodnie, bez paniki na przeciwnika i przytaknął z uśmiechem.
-Więc zgadzasz się? –zapytał Illi głosem pełnym radosnego uczucia ulgi.
-Na śmierć –przyznał z uśmiechem San Peik. –Nie czuję się przegrany, chociaż wiem że to koniec.
Czarnoksiężnikowi mina zrzedła, przetarł wierzchem dłoni twarz, po czym spojrzał na niebo pełne gwiazd. Gwiazdy El Jozu i El Illianna świeciły mocnym, wyraźnym światłem w konstelacjach Feniksa i Wodnika. Dzisiaj były ich urodziny?
-Przestań z tą filozoficzną gadką i zastanów się, czy twoje życie jest aż tak mało warte –powiedział łamiącym się tonem. Miał szczerą nadzieję, że uratuje tego godnego podziwu wojownika honoru i mądrości.
-Moje życie jest służbą, a ja nie mogę jej już wypełniać...
Żeby chociaż przestał się uśmiechać...
Byłoby łatwiej wypowiadać słowa zaklęcia, byłoby łatwiej zabić.
Ręce drżały mu, gdy pojawiło się w nich narzędzie mordu.
To takie niesprawiedliwe.
To takie głupie.
A jednak czuł, że słusznie będzie właśnie tak postąpić. Ten śmiertelnik niczym mu nie zawinił i nie zasłużył na oglądanie tego świata w czasie jego upadku. To królestwo, ten rozejm obejmujący całe Złote Lądy upada. Korzenie mocnego, starożytnego drzewa, roztaczające opiekę nad wszystkimi narodami i plemionami toczone są już od setek lat przez robactwo.
Teraz, jeżeli temu nie zapobiegnie, spłonie i zielona, pełna nadziei korona. Wątpił w swoje możliwości, a cień zagłady wisiał nad nim nieustannie. Wiedział, że Jozuel nie zawaha się rozpocząć zagładę tego co zbudowali niegdyś ludzie pospołu z bogami czczącymi światło i dobroć Wszechmogącego.
Więc czy te szlachetne, śmiejące się do niego oczy mają to oglądać?
Odwzajemnił uśmiech wojownika z Yamatone i skierował w jego stronę czar Pocałunku Serafina. Nazwa tchnąca taką słodyczą była wbrew wszelkiej logice dyskiem potrafiącym przeciąć stal, kamień, drewno... wszystko. Nawet mithrill.
Uderzenie zaklęcia na tak wysokim poziomie przeszło przez pręty klatki jak przez masło. Przez sekundę jeszcze miał nadzieję, że to wszystko sprytny plan, by pozbyć się niewygodnej przeszkody i że teraz San Peik uniesie runiczny oręż i odparuje cios.
Nic takiego jednak się nie stało. Szermierz zginął podobnie jak jego poprzedni przeciwnik. Przekrojony na dwie połowy, które przez chwilę jeszcze trzymały się siebie, po czym rozpadł się z przyjemnym, błogim wręcz uśmiechem na wargach.
Illiannael potykając się o własne nogi oddalił się o kilka kroków w tył, po czym przysiadł na ziemi w szoku. Nie był przerażony samym faktem pozbawienia życia człowieka; w tym kraju, w tych czasach zdarza się. Lecz absurdalność całego zajścia uderzająco przypominała mu te durne opowieści druidów o zagładzie.
Teraz przyjdzie mu walczyć za życie tych ludzi, którym nic nie zawdzięczał, a którym ofiarowałby bez wahania samego siebie. Dlaczego on tak pokochał to miejsce?
Dlaczego teraz przyjdzie mu poświęcać się za...
bandę wieśniaków...
króla-alkoholika...
za Kiraan, Gyasa, Umbriel...
Iszanala.
A jeżeli mu się nie powiedzie? Jeżeli przegra, jeżeli zostanie pokonany przez Jozuela?
To co teraz ma się wydarzyć wpłynie na losy tysięcy, milionów ludzi, zaważy o losie, o istnieniu kolejnych pokoleń. Czy to nie za dużo na barki półczłowieka? Czy może temu podołać półbóg?
Zaśmiał się nerwowo, nienaturalnie, zanosząc się długo tłumionym szlochem.
To jak sen.
Zły sen.
Koszmar.

lothwen.


strony: [1] [2] [3] [4]
komentarz[8] |

Komentarze do "Kishkankal zwany końcem (VII-XI)"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.045428 sek. pg: