..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Pętla



Słońce zdążyło przebyć już swą drogę po sklepieniu nieba. Długie cienie rozgościły się w pokoju, miłosiernie kryjąc pęknięcia na starych, zużytych meblach. Mały, czarny żuk o błyszczącym pancerzu wypełzł z jakiejś dziury i mozolnie wspinał się po framudze okna. Gdzieś daleko, w lesie poza miastem, zawył wilk.
Postać siedziała przy stole. Bez ruchu. Bez najmniejszego ruchu.
Rzeźba starca zniszczonego życiem, groteskowy stwór o powykręcanych chorobą palcach i rzadkich, siwych włosach.
Na stole leżała otwarta księga.
Jej zdobne, pozłacane litery błyszczały lekko w nieśmiałym świetle świecy.
Starzec czytał w milczeniu, całkowicie pochłonięty lekturą. Nie rozpoznawał jednak słów, ta księga nie była taka, jak inne. Litery nie układały się w słowa, słowa nie składały zdań. Miast tego treść wdzierała się wprost do świadomości.
Początkowo małe światło, iskra zaledwie w totalnej ciemności. Po chwili jednak robiło się jasno, a w głowie czytelnika rozkwitała pierwsza wizja.
I nie było już odwrotu, nie było też rzeczywistości.. Uczucie oderwania najpierw obezwładniało, otaczało z gwałtownością wiosennej burzy, by następnie rozwiać się zupełnie i zniknąć, niczym zły sen. Obrazy zaczynały przesuwać się przed oczami czytającego i wiadomo było, że księga nie wypuści już ofiary ze szponów zapomnienia.
Ten stan trwał wieki, lub mgnienie oka zaledwie, bo jak zmierzyć czas płynący w światach poza światem, gdzie ni wieku, ni godziny nie doświadczysz?
Starzec widział. Chłonął obrazy całym jestestwem, a zrozumienie nie miało znaczenia. Liczyła się tylko wiara, mistyczne współistnienie człowieka i ciemnych ściegów na śnieżnych, papierowych taflach.

Płacz dziecka wznowił się z większym jeszcze natężeniem, lecz matka nie zwracała już na to uwagi. Wiedziała, że zaraz nadejdzie jej kolej. Zabawne, o czym myśli się chwilę przed śmiercią.
Bard, którego widziała kiedyś na targu, śpiewał o rycerzach i o tym, jak wspominali swe wielkie czyny, nim ginęli w paszczy smoka, lub innego potwora, stworzonego przez bogów, by szlachetni mieli jak umierać.
W co, do cholery, ubrany był ten bard…?
Śpiewał o mieczach i lśniących zbrojach, ale nie wspominał nic o brudnym kacie rozbijającym czaszki wielką, okutą w żelazo pałą. Tu nie było też zamku, lecz zawalone świńskimi odchodami podwórko przed oborą. Całe czerwone chyba te spodnie, choć może z lampasami-oni lubią się stroić…

Stał z boku i patrzył, jak jego ludzie sprawnie biorą się do roboty. Najpierw spędzili wszystkich na jakiś zabłocony placyk, a następnie…
Przed chwilą zginęła młoda kobieta. Niemowlę, leżące w objęciach trupa ze zmiażdżoną głową, przestało płakać.
-Nareszcie-pomyślał z ulgą.
Dziecka nikt nie dobijał, bo po co? Jeśli nie umrze z zimna, sprawę załatwią wilki, które na pewno niebawem zbiegną się na makabryczną ucztę.
Wilkom jest coraz lepiej, coraz więcej pokarmu zostawiają im zbrojni. Tyran również będzie zadowolony-może krwi na pewno choć na chwilę zagłuszy jego mordercze instynkty. Mówił o obowiązku i o tym, że wojna to sprawa wojowników. Nie wspomniał, że śmierć na wojnie to też sprawa najsłabszych. Najwidoczniej tak już musi być, że zabija się bezbronnych, by potem przetrząsnąć ich chaty w poszukiwaniu połcia słoniny, czy niedojedzonej jajecznicy.
Żołnierze tak robią-wszyscy tak robią i dowódca musi się na to godzić.
Więc teraz stał z boku i jedynie cieszył się, że niemowlę przestało się drzeć…
Nie wiedział, że tak to wszystko będzie wyglądać, lecz musiał zgadzać się na wszystko, by żołnierze zaczęli szanować młodego oficera w wiecznie zbyt czystym ubraniu.
Tyran wiedział, co robi, przydzielił młokosowi najgorszy oddział. Chciwe śmierci bestie bez litości i współczucia. O takich zawsze mówi się: „jednostka elitarna”…
Błąkali się bez celu po lasach, gdy znalazł ich posłaniec i z obleśnym uśmiechem objaśnił: „Zadania specjalne, zabawimy się…”
No i się zabawiają-właśnie zaczęła płonąć pierwsza chata…

Wizja odpłynęła równie gwałtownie, jak się pojawiła. Powróciła ciemność.
Postać siedziała przy stole. Bez ruchu. Bez najmniejszego ruchu.
Rzeźba starca zniszczonego życiem, groteskowy stwór o powykręcanych chorobą palcach i rzadkich, siwych włosach.
Na stole leżała otwarta księga.
Tak, księga… Czy musi pokazywać te wszystkie okropności? Jest tyle dobra na świecie. Ład, dyscyplina, ludzie, którzy znają swe miejsce w hierarchii i w spokoju ducha wykonują przypisane im zadania-trybiki w cudownej maszynie stworzenia.
Starzec przewrócił kartkę. Chwila ciemności i znów zaczęły napływać wizje.

-Musi to być coś bardzo cennego, jeśli jest tak dobrze bronione. Ukryte w leśnej głuszy skarby, czekające na odkrycie przez śmiałych wojowników…-
Młody oficer leżał za wielkim, zwalonym pniem. Nie miał już zbyt czystego ubrania… Omszałe korzenie leśnego giganta dawały znakomite schronienie przed przyczajonym gdzieś w krzakach łucznikiem. A może łucznikami? Podobno te leśne diabły potrafią znikać i pojawiać się gdzie tylko zechcą.
Parę kroków dalej umierał jeden z żołnierzy. Pięć strzał dopadło ofiary, krwawa piana na ustach świadczyła o przebitym płucu. Nie prosił już, by zaciągnąć go w bezpieczny cień leżącego buka. Wiedział, że nikt nie zaryzykuje, by być może podzielić los nieszczęśnika. Próbował doczołgać się sam-niezdarnymi ruchami rozgarniał kałużę krwi. Jednak, gdy tylko zaczynał się ruszać, z głębi lasu nadlatywali kolejni pierzaści wysłannicy śmierci. Umierał więc powoli, jęcząc tylko cicho. A wokół kompani, bezpieczni w swych kryjówkach, patrzyli z zaciekawieniem i komentowali umiejętności strzelca.
Tyran tym razem wiedział, co robi. Nie było tak łatwo, jak w wiosce, ale na pewno łupy będą obfite.
Biegł przez las. Zmasakrowane zwłoki wykrytego w końcu łucznika zostały gdzieś daleko. Spodziewali się doświadczonego wojownika, a znaleźli nastoletniego podrostka w podartej koszuli. Miał jednak przy sobie łuk, więc umierał powoli…
-Zły czas nadchodzi. Ciemno, noc dzisiaj pochmurna. Mokro w butach, a w domu ciepła strawa-nieskładne myśli przebiegały po głowie.
Usłyszał ruch gdzieś z boku i instynktownie rzucił się na ziemię. W tej samej chwili tuż nad uchem świsnął pocisk. Krótki krzyk-ktoś z jego ludzi był obok-i trzeba biec dalej…
Walczyli zaciekle, choć zostało niewielu-resztka oddziału, która nie padła podczas morderczej przeprawy przez las. Obrońcy, leśni ludzie o umalowanych twarzach, bronili wejścia do jaskini z taką determinacją, jakby były tam ukryte wszystkie skarby puszczy. Jednak dzidy i drewniane maczugi pękały pod naporem stali. Rozkaz tyrana: „zabić wszystkich i zabrać łupy”, nie nastręczał już trudności. Dzikusy same pchały się na miecze.
Pierwszy dopadł jaskini. Przez głowę przemknęła myśl, że żołnierze wreszcie zaczną go szanować. Poza tym będzie już upychał w sakwy kosztowności, gdy tamci jeszcze będą wywijać bronią.
„Zabić wszystkich i zabrać łupy” -tyran jednak nie był taki zły…
Korytarz, pochodnia przytwierdzona do ściany, zabrać pochodnię. Trzeba się spieszyć. Pomieszczenie. Pusto. Rozwidlenie: w lewo i w prawo. Którędy? Nie ma czasu. W lewo. Korytarz, zakręt, zejście w dół. Zakręt, otwarte na oścież drzwi. Za drzwiami znów korytarz, znów pochodnia. Następne pomieszczenie, chwila wahania-pusto. Jeszcze korytarz, zakręt, koniec korytarza, drzwi. Zamknięte.
Napięcie wzrosło, chyba tego bronili barbarzyńcy. Tak, to musi być tu, a on z chęcią wykona rozkaz.
Otworzył drzwi silnym kopniakiem i z mieczem nad głową wpadł do środka. Przebiegł dwa kroki i zamarł. Okrzyk tryumfu uwiązł w gardle. Komnata pełna była postaci o umalowanych twarzach. Patrzyli w ciszy na młodego oficera. Ranni, kobiety i dzieci. Starzec tuż przed nim usiłował podnieść topór. Niemowlę na rękach matki zaczęło płakać.
„Zabić wszystkich i zabrać łupy…”. Wezbrała w nim wściekłość. Gdzieś z tyłu dobiegł odgłos licznych kroków, to oddział pijany walką i śmiercią. Oficer wiedział, co się stanie. Wiedział też, że zostanie bohaterem-jako pierwszy dotarł do serca jaskini. Przypomniał sobie tamtą wioskę. W myślach wciąż widział zły uśmiech tyrana…

Starzec nie lubił śmierci. Żył dość długo, by się na nią napatrzyć do syta. I teraz, gdy praktycznie nie opuszczał już swych przytulnych czterech ścian, księga z jakiejś przyczyny zabierała go do strasznych dni. Dlaczego jednak przerywała wizje? Czy miał coś zrozumieć, odnaleźć w sobie? A może przerwy były po to, by mógł odetchnąć przed następną okropnością?
-Bogowie! Ile jeszcze?!-
Wciąż siedział przy stole. Bez ruchu. Bez najmniejszego ruchu.
Rzeźba starca zniszczonego życiem, groteskowy stwór o powykręcanych chorobą palcach i rzadkich, siwych włosach.
Na stole leżała otwarta księga.
Stary człowiek wiedział, że nie ma wiele czasu. Niech się wykona, spełni do końca.
Przewrócił kartkę i czekał. Nie znał przyszłych wizji, lecz wiedział, że niebawem nadejdą…

Łupów w lesie nie znaleźli, ale teraz na pewno jakieś zdobędą. Stali naprzeciw siebie. Oficer spojrzał na swoje oddziały-równy, lśniący w słońcu szereg; piękna, okuta stalą i najeżona włóczniami maszyna śmierci. Jest rzeczą rycerza walczyć na polu chwały. Nie będzie jeńców, taki też był rozkaz, ale nie szkodzi. Szlachetnie jest zabijać w uczciwej i równej walce.
Z drugiej strony buntownicy. Brudni i obdarci, lecz zaciekli woje. Obok ich sprzymierzeńcy-kwiat rycerstwa z krainy jezior. To wszystko zapowiadało piękną bitwę.
Właśnie, bitwa. Mogła już trwać, lecz tyran nie wiedzieć czemu przysłał posłańca-po co mu posłaniec, jeśli nawet jeńców mieli nie brać?
Był tu jednak i właśnie przekazywał wrogom słowa pana.
-O, wraca! -rycerz z białą flagą niespiesznie przemierzał pole. Tuż przed szeregami spiął konia, odwrócił się i zamachał flagą w stronę przeciwników. Na ten znak rycerze z krainy jezior wyjęli miecze i wznieśli bojowy okrzyk. Ruszyli, jednak nie do przodu. Zamiast tego rzucili się na niczego nie przeczuwających buntowników-ich dawnych sprzymierzeńców.
W zgiełku bitewnym młody oficer mógł się tylko domyślać licznych okrzyków „zdrada!” podnoszonych po drugiej stronie pola. Teraz wszystko stało się jasne. Już wiedział, z jaką misją przybył posłaniec. Nie czas jednak na roztrząsanie politycznych zagrywek tyrana.
Jakże piękny jest zwarty oddział, biegnący w uniesieniu, by rzucić się na wroga!
Uniesienie było i biegli, ale nie mieli walczyć. Mieli tylko walczyć, gdyż dostali rozkaz uderzenia na tabory.
Młody oficer jechał nieco przed szeregiem i dobrze widział zamieszanie przy wozach. Widział chłopca gorączkowo szukającego broni, widział osłupiałą kobietę z dzieckiem na ręku. Nie uciekała. Niemowlę chyba zaczęło płakać...
Rozkaz tyrana-żadnych jeńców.

Postać siedziała przy stole. Bez ruchu. Bez najmniejszego ruchu.
Rzeźba starca zniszczonego życiem, groteskowy stwór o powykręcanych chorobą palcach i rzadkich, siwych włosach.
Na stole leżała otwarta księga.
Przeciąg, który zerwał się nie wiedzieć skąd, przewrócił kartkę...

Nie spał. Leżał i gapił się w sufit. Starał się trzymać oczy szeroko otwarte, lecz wciąż widział obrazy rzezi. Zabawne, co ludzie przypominają sobie w takich chwilach.
Bard, którego widział kiedyś na targu, śpiewał o rycerzach; o ich wielkich czynach i o śmierci w paszczach smoków, czy innych potworów, stworzonych przez bogów, by szlachetni mieli jak umierać.
W co, do cholery, ubrany był ten bard...?
Śpiewał o mieczach i o lśniących zbrojach i słowem nie wspomniał o brzydocie śmierci. Nic nie było o zdradzie, gruchocie kości i smrodzie żywcem palonych ciał. W pieśniach nie było gwałtów, dzieci nie nabijało się na pal...
Usiadł na posłaniu. Słońce minęło już najwyższy punkt na niebie, lecz młodzian nie miał nie miał ochoty świata. Nie miał ochoty żyć. Gardził sobą, był tylko narzędziem w rękach okrutnego tyrana. Dał się oszukać. Brzydził się nim. Brzydził się też szacunkiem własnych ludzi-oni również zatracili zdolność odróżniania dobra od zła. Nie warto żyć z honorem splamionym krwią bezbronnych.
Ale nie! Nie może tak być! Trzeba odpokutować, zniszczyć zło i odkupić winy. I właśnie on, on to zrobi! Uwolni świat od despoty, raz na zawsze!
Wstał. Gorączkowo poprawił strój. Nie brał ze sobą miecza, sztylet wystarczy.
Pójdzie tam i sprawnie załatwi sprawę. Na pewno się uda, bo wojsko świętuje zwycięstwo i w całym mieście nie ma nikogo, kto spodziewałby się zagrożenia. Zresztą kto śmiałby podnieść rękę na ukochanego wodza...
Bez problemu przeszedł przez zamkową bramę, nie musiał nawet podawać hasła. Na wewnętrznym dziedzińcu skręcił w lewo i wzdłuż muru doszedł do małych, drewnianych drzwi. Wszedł do środka i znalazł się u podnóża kręconych schodów. Tu nie dochodził już gwar zabaw. Oficer wiedział, że schody prowadzą prosto do komnat tyrana; nie raz przemykał się tędy po tajne rozkazy.
Był pewien, że go zastanie, staruch nie lubił świętować. Miast tego wolał układać nowe plany-plany intryg, morderstw i gwałtów.
Bez chwili wahania przyszły kat jął piąć się w górę.
Schody, wciąż schody, a wreszcie podest i drzwi, zamknięte tylko na klamkę. Zabójca uchylił je. Powoli i bardzo, bardzo cicho. Następnie wyjął sztylet i wszedł do komnaty...

Słońce zdążyło przebyć już swą drogę po sklepieniu nieba. Długie cienie rozgościły się w pokoju, miłosiernie kryjąc pęknięcia na starych, zużytych meblach. Mały, czarny żuk o błyszczącym pancerzu wypełzł z jakiejś dziury i mozolnie wspinał się po framudze okna. Gdzieś daleko, w lesie poza miastem, zawył wilk.
Postać siedziała przy stole. Bez ruchu. Bez najmniejszego ruchu.
Rzeźba starca zniszczonego życiem, groteskowy stwór o powykręcanych chorobą palcach i rzadkich, siwych włosach.
Na stole leżała otwarta księga.
Jej zdobne, pozłacane litery błyszczały lekko w nieśmiałym świetle świecy.
Starzec czytał w milczeniu, całkowicie pochłonięty lekturą. Nie słyszał cichych kroków. Morderca stanął za plecami starca. Wziął głęboki oddech i mocniej chwycił sztylet.
Wiedział, co ma zrobić i zrobi to. Nieważne, co się dalej stanie...

Ygg.
komentarz[13] |

Komentarze do "Pętla"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Inspiracje ku...
   Egipscy Bogow...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.028090 sek. pg: