..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Kruche przemyślenia Liriel




"Droga mej duszy..."

Mknie przez ciemne doliny,
Przebywa tysiące mil,
Wśród mroku prześlizgując się miedzy
Konarami bezlistnych drzew.
Dostrzec można tylko cienie jej postaci,
Mozaikę brudnych barw
Tak ulotnych jak mgła..

Bez ustanku potykając się...upada...
Z rozpaczą w środku,
Odrzucona przez wszystkie
Żywe istoty,
Niechciana i przeklęta
Przez strażników tej krainy....
Jedynym przyjacielem
Jej własny, podążający za nią nieustannie
Cień....

Ona...u kresu swych sił...
Na jej twarzy ciągle zauważyć można
Jedynie ten sam grymas bólu....
Już nie potrafi dłużej walczyć....
Próbuje ukryć przed światem
Zakrwawiona pierś
Swoją wycieńczoną dłonią...
Lecz na nic się to zdaje...
Patrzą szyderczo na jej ból...
I nic już nie uśmierza jej cierpienia...

Nie jest w stanie zapanować
Nad bezwładnym ciałem,
Chyląc się ku upadkowi,
Zgięta wpół z niemym krzykiem na twarzy
Nie widzi już dla siebie powrotu...
Jej oczy straciły swój dawny blask...
Teraz.. tkwią puste w oczodołach,
Nie wyrażając już żadnych emocji...
Chce umrzeć w godności milczenia,
Lecz...dokładnie w tym momencie
Zjawia się On

Zdawałoby się, iż okrutny los
zakpił sobie z niej po raz wtóry,
A On.. przybył tylko po to...
By zadać jej ostateczny cios,
By zburzyć jej nadzieję,
Ugasić w niej ostatnią iskrę dobra,
Sprawić by jej wiara przepadła...

Nie miała racji...
To mężny wojownik...
Dotąd żył pośród ludzi,
Sam nie będąc człowiekiem...
Zdawałoby się, że został zesłany
Przez siły wyższe
By pełnić swą misję...
Tu, na tej plugawej ziemi
Pełnej bólu, rozpaczy, cierpienia
Dzierży swą broń
W obronie jej godności i mienia..
Dziś....wyciąga do niej swa silną dłoń
I goi rany skrwawionego serca.

Ona... niegodna jego miłości ...
Myśląc tak nie może dopuścić
Do swego szczęścia,
A tym samym
Zamyka mu drogę do jego....
Jeśli wierzyć jego słowom...

Odwraca się do niego plecami...
Mimo, iż nie chce...
Tak bardzo go kocha...
Lecz zna swą nie tak odległą przeszłość,
Ciemną stronę duszy
Dlatego nie może...

Wstydzi się tego jaka jest
I nie umie pojąć
Jak on może...
Darzyć ją taką miłością...

Wie, że ją kocha,
Widzi to w jego oczach...
Takich czułych i zatroskanych...
Takich pięknych...
Jakby zwierciadlanych...
O takiej cudownej głębi...

A wszystko czego ona pragnie
To oddać tchnienie życia w jego ramionach
Lub położyć się obok niego
Pod niegodziwym niebem
I zasnąć na wieki....
Prosiłaby, błagała
Ale nie może
Jej usta milczą w bezdennej ciszy...
Czemu ona tak bardzo go kocha?

Powiedziała mu to...
Jej usta zaczęły drżeć
I bała się powiedzieć
Choćby słowo więcej....
Głos ugrzązł jej w gardle
W swoich oczach...
Wydawała się sobie...
Jeszcze mniejsza....

Nie zrobi już nic..
Reszta będzie milczeniem...
Dziś...dziękuje mu z całego serca...
Że ich drogi mogły się skrzyżować

Wyrusza...by udowodnić sobie
Swoja wartość
I powrócić z radością w duszy...
By choć raz mógł być
Z niej dumny,
Choć i tym razem
Będzie to jego zasługa
Bo nieustannie czuwa nad jej krokami
By się nie potknęła...

Tak więc...stanie przed nim
We właściwym czasie,
Kiedy sama uzna siebie za godna
Lub....jeśli nie spełni swych oczekiwań...
Odejdzie na wieki....
Ze spuszczona głową...

A on na zawsze pozostanie w jej pamięci ,
Lecz nigdy nie wybaczy sobie
Iz go utraciła....
Powie mu tylko: żegnaj,
Niechaj gwiazdy prowadzą cię
Właściwą drogą.....

3.05.04 r.

"Wybacz mi Panie bo zgrzeszyłam"

Zgrzeszyłam miłością tak wielką,
Iż zdawać by się mogło
By serce moje już nigdy nie zdołało
Powrócić do życia

Małe, gładko szlifowane groty
Zagłębiają się w nim,
Rozdzierają na strzępy zacieśniając się w jego wnętrzu,
Coraz bardziej, coraz bardziej...

Niegdyś, odziana w białą suknię niewinności,
Dziś... Nie mogę tego powiedzieć...
Koniec wszelkich nadziei...koniec kłamstw...
Zło zakradło się do duszy wraz z tą miłością
Wspomnienia... majaczące w głowie strzępki obrazów
Ciągle one... nie ma od nich wytchnienia...
Niepokój...

Cienka warstwa lodu pokrywa me serce
Tylko ten delikatny chłód, owiewający moją dusze
Jest moim ratunkiem i obroną
Przed niegodziwością tego świata...

Jeśli... pancerz utkany z mroźnych wichrów stopnieje...
Wtedy delikatne serce pęknie
Na tysiące drobnych kawałków, które z upływem czasu
Obrócą się w pył...
Lub też, co gorsze... zamieni w zwęgloną bryłkę,
Kształtem tylko przypominające dawne swą istotę...

Pustka... Cóż jest gorszego od niej...?!
Lecz dusza znękana pragnie przecież ukojenia...
Cierpienie... kiedyś minie... Wszystko przemija...
Nawet gwiazdy, na które z cichym, milczącym smutkiem
Spoglądam tej nocy...

Tylko... czy moja miłość nie odejdzie wraz z nią...?
Tego nie wiem... Lecz nawet jeśli nie dane mi jest
Zaznać odrobiny Twojego ciepła...
Niech moja psyche cierpi... Niech więc spokój i ukojenie
Będą jej odległe...
Poświęcę siebie... lecz nawet to nie będzie dla Ciebie
wystarczającym dowodem...

Łza spływająca z wolna po policzku... Wybacz mi...
Dziś już nie potrafię walczyć, choćby o drobiny Twojej miłości...
Wyrzekłam się siebie... Lecz cóż dla Ciebie to znaczy...?
Już dłużej nie potrafię... Czuję, że moje serce pęknie...
Boję się tego... boję się...

Idę na pozór dzielnie, spostrzegawczy wzrok uchwyciłby jednak
Nerwowy, niemiarowy krok, spojrzenie
Chcące przeniknąć cały mrok otaczający mnie zewsząd
W jednej chwili...

Boję się... Nie umiem oswoić się z mrokiem,
Choć pragnę schować się w jego cieniu
By zaznać spokoju i odpoczynku...
Boję się... Cisza mnie trwoży...?!
Gdzieś przecież w mroku może czaić się zło...
A najbardziej obawiamy się tego, czego
Nie widzimy, nie znamy, nie wiemy...

Z każdym niemiarowym krokiem,
Niespokojnym wzrokiem rozglądającym się wokoło
Lękam się o siebie... Lecz jest to lęk o tą cząstkę mnie,
Która kocha Cię ponad wszelką miarę...
I tylko dlatego jest on wyczuwalny...
I ma rację bytu...

22.10.04 r.

"Upadek duszy"/ "To co przyniósł czas"

Samotnie stoi pośród mroku
Z tępym uśmieszkiem na twarzy...
Taka myśl jej duszę nawiedza:
Kościeje udały się już do swego królestwa,
A kiedy to... przyjdzie na mnie pora...?
Szeroki uśmiech jaki przywdziała to tych słowach
Zdaje się jakby nie jej...
Opanowana przez straszliwego demona...
Czy to po prostu gorycz nawiedziła jej serce?

Samotna... patrzy na otaczającą ją ciemność
Lecz przeniknąć jej nie zdoła...
Nie jest już jej tak obca jak niegdyś...
Okiełznała ją...
A może... (waha się przez chwilę)
To ja się zmieniłam...?

Unosi ramiona i w tępej ekstazie zaczyna wirować...
Po czym wycieńczona upada...
Czy to łza widnieje w jej oku...?
Twarz z wolna osuwa się na kolana,
Pod ciężarem sztywnego ciała legnie w trawie...
Kilka chwil trwa w letargu, zrywa się...
„Czemu do diabła mi to zrobiłeś?!”
Jej krzyk słyszy jednak tylko ona sama...
Jak echo powtarza się w jej wnętrzu...
Nie przeniknie on gęstego niczym mgła mroku,
Zacieśniających się wokół niej kłębów dymu
Na kształt wirującego więzienia...

Najdroższy, daj mi truciznę,
Niech dusza ma zazna spokoju
Posmakowawszy zabójczego trunku...
Lub jeśli wolisz, podaruj mi
Sztylet o ostrym płazie bym mogła...
(w jej głosie wyczuwalne jest drżenie...)
By mógł spocząć we wnętrzu mego serca...

Jeśli nie Ty mnie oszukałeś...
Musiało to zrobić ono...
(w tej chwili twarz jej nie wyraża żadnych emocji)
Kocham Cię... lecz Ty już tego nie zobaczysz...
(powtarza drżącym głosem, lecz słowa jej słowa jej
Są tak ciche, iż zdają się nie nawiedzać nawet mroku,
A pozostawać w jej wnętrzu...)

Wykończone ciało ponownie upada na ziemię...
Zabiłeś mnie, zabiłeś mą duszę najdroższy...
Lub to ta miłość to ze mną uczyniła...


"Marzenia spopielonej duszy..."

Nic nie uchroniło jej przed zepsuciem...
Zło było zbyt silne...
Ciemność szczelnie otuliła jej serce,
Struchlałe konary zaciskały się wokół niego...
Coraz mocniej, coraz bardziej...

Jego wnętrze stopniowo gniło...
W końcu całkowicie nasączone szkodliwą wonią... obumarło...
W wyniku dezintegracji zostało całkowicie zniszczone...
Teraz już nie ma żadnych pozostałości,
Jedynie zimna, pusta przestrzeń gdzieś w środku...

Dobro ze złem przegrało...
Zło z dobrym wygrało...
Niech raduje się z ciągłego zatracania duszyczek...
Pustka o ironicznym uśmieszku,
Gnieżdżąca się nawet w najszlachetniejszej duszy...

Zło jest przebiegłe...
Wie kiedy dopaść swoją ofiarę
By ją skutecznie obalić,
By powstanie kosztowało ją wiele czasu i wysiłku...

Wygrało po raz kolejny...
Tym razem stawką było me serce...
Zło jest silniejsze od dobra...
Może dlatego, iż dobro w swym pięknie jest także...
Delikatne i kruche...?

***
...Lecz nawet Deva ma swoje pragnienia...
Upadły anioł okuty w żelazne łańcuchy...
Uwięziony w rozległej fortecy...
Przytwierdzony do kamiennej ściany...
Forteca jego żalu, rozpaczy...?
Może... Nawet taki twór czasem boleje
Nad własną marnością...

Zło będąc przecież tak silnym
Nie jest "doskonałe"...
Ma w sobie "skazę",
Przestrzeń wypełnioną przez Dobro...

Upadłam, straciłam przez to wiele...
Lecz dusza ma nie wyzbyła się pragnień...
Jakkolwiek daleko skrywane one wciąż istnieją...
Moje marzenia... Niech będą niepoznane przez śmiertelnych...
Bowiem chce coś pozostawić tylko dla siebie...
A o ich wielkości niech świadczą
Zwierciadlane łzy spływające po mojej twarzy...

"Zabita przez niepewność"

Z początku osłabienie,
Zmęczenie...
Upadek z sił...
Wątłe ciało niezdolne
Podjąć się choćby najmniejszego wysiłku...

Przez głowę przenikają strzępki myśli...
Znużone powieki nieustannie opadają...
Próba koncentracji kończy się fiaskiem...

Tyle kłębiących się wspomnień...
Jedne nakładają się na drugie
Tworząc wspólny lecz chaotyczny obraz...
Mimo to... zabrzmi pewnie absurdalnie...
We mnie jest tylko pustka...

Spoglądam na odległy księżyc
Nawet on mnie opuścił...
Skrył przed wzrokiem poszukującym nadziei
Może nie chce patrzeć na mój upadek...

Nie...(zamyśla się przez chwilę...)
To nie pustka zagnieździła się w mym sercu
Coś zgoła gorszego należy do mego wnętrza,
Co spowodowało taki stan ducha

Niepewność... budzi niepokój...
Zaprząta głowę... Wzburza serce...
Wszystko staje się jeszcze bardziej niejasne
Zakryte dla mej marnej śmiertelności

Nie mam siły... Daj mi odpowiedź...
Przecież cię proszę... Twe ciepło jest mi tak odległe...
Ale czy nie zaznam krzty litości?!
Zważ na mą znękaną duszę...

Milczysz... Zawsze mi to robisz, gdy potrzebuje odpowiedzi...
Widząc je, nie zważysz na moje cierpienie,
Lecz zdajesz się je nieustannie ignorować...
Niewzruszony jak skała...

Tylko cisza jest moją przyjaciółką
Stojącą przy mym boku...
Może z czasem będzie i we mnie...
Kiedy me strudzone ciało odnajdzie swój spokój...

„Pragnę dołączyć do tych, których dusze
nie zaznawszy spokoju
legły w krainie w mroku zrodzonej...”

W ciemności spowita, leży gdzieś daleko,
Ukryta przed oczami śmiertelnych,
Nieznana, budząca niepewność, piękna...

Pożądanie wszystkich zrozpaczonych, nędzarzy,
Kochanków, z których los sobie dziś zakpił,
Niejednokrotnie doprowadził do zgubnego kresu...

Przywiódł myśli, o których nie śmiem tu pisać,
Do serca wkradł niepokój,
Rękę popchnął do zbrodniczego czynu...

I ja do nich należę...
Chcę spocząć wśród mych pobratymców,
By dusza raz na zawsze pożegnała się z bólem...

Niech ciało me zgnije, ulegnie rozkładowi,
Daleka jestem od trosk o to...
Kruche kości legną w ciemnym kurhanie
Lub też kamiennej, zimnej piwnicy
Obrócą się w pył...

Niech wszystko stanie się popiołem...
Nie chcę, by żyła choćby drobna cząstka mnie...
Wyrzekam się życia...
Chcę odegnać wszelkie smutki i żale
Lecz odejdę ze spuszczoną głową
Mając w pamięci ulotne, piękne chwile,
Które ofiarowała mi moira.

1.11.2004 r.

"Zimno samotności"

Odrętwienie, zimno przenikające całe ciało...
Zapomniałeś o mnie, wyrzekłeś się mnie...
Gdybym potrafiła jeszcze płakać,
Łza spłynąwszy po mym policzku,
Na nim ślad by swój pozostawiła...
Twarz owiana przez mroźny wiatr,
Na niej wspomnienie mego smutku...

Już nie potrafię... Czuję zimno...
Zimno... tylko ono...
Też byś je czuł gdybyś siedział osamotniony
Podczas ciemnej nocy...

Ale Ty nie baczysz na me słowa...
Jesteś niczym ta noc...
Zimna, niepojęta, piękna...

Twa obojętność, słowa ranią niczym
Ostrze klingi...
Pozbawiłeś mnie nadziei...

Zamykam oczy...
Mróz ogarnia całe moje ciało...
Czuję, że jeśli za chwilę nie podejmę wysiłku,
Pozostanę tu nadzwyczaj długo,
Może nawet zasnę... tego nie wiem...

Ale po co się podnosić?!
Przecież już wydałeś na mnie wyrok...
Tak jednoznaczny...
Nic nie jest w stanie Cię przekonać...

Moja miłość była wielka...
Lecz Ty tego nie dostrzegłeś...
Dziś pozbawiłeś mnie nadziei...
Mogłabym jeszcze wstać...Ale po co?!

Dlatego kładę się na trawie...
I w otępieniu patrzę w niebo...
Może zamarznę...
Chciałabym nie istnieć...

31.10.2004 r.

„Niechaj przeklęta
będzie wszelka przyroda”

Niebo, księżyc, gwiazdy
Inne twory niebiańskie i ziemskie
Wśród których szukałam ukojenia duszy
Nadaremnie...

Wzrok ukrywając wśród cudów natury,
Twe oczy pozostały mi nieznane...
Strach, moja niepewność zrodzona z niego...
Tylko przyspieszały nieuchronny koniec...

Niewidzialna tafla szkła pomiędzy
Pragnieniami, znanymi tylko sercu,
A gasnącą w jednej chwili nadzieją...
Pękła... roztrzaskała się...
Na tysiące drobnych kawałeczków...
To, że niemożliwym było jej dostrzeżenie...
Nie zaprzecza jej istnieniu...

Dziś nie wiem, co będzie dalej...
Nadzieja przepadła...
Leży jedynie w gruzach dawnych wspomnień...
Cóż więc już pozostało...?!
Nie można żyć skrawkami z przeszłości...
Jak mam nie niszczyć siebie,
Pozostając jednocześnie sobą?!

Tak wiele pytań, odpowiedzi jednak brak...
Rozległej izby, ogarnia trwogą serce...>
Przyszłość zdaje się być...
Tak niepewna...
22.11.2004 r.


„Duch przemawiający
do małej dziewczynki
tkwiącej gdzieś w środku”

Obudź się moje dziecko,
Otwórz drżące powieki
Nie zaciskaj ich tak mocno...
Przecież już to widziałaś...
Nie bój się samego lęku...

Jestem przy tobie... słyszysz mój głos?
Spokojny, cichy, miarowy, zdający się odległym,
Lecz wypływający z twego wnętrza...
Pamiętasz? Przecież ci mówiłam...
„Nie kochaj go, ta miłość cię zrani...”

Wbrew mym ostrzeżeniom
Twe serce rwało się do niego...
Zignorowało przestrogę,
Nie baczyło na okoliczności,
Tkało nici złowróżbnego przeznaczenia...

Ciało pozostało nieczułe...
Strużka światła nie zdoła przebić lustra wody,
By dosięgnąć dna...
Podobnie, głęboko ukrywane uczucie
Nie posiada zewnętrznego wyrazu...

Nie zapytasz o przyczynę?
Hm.. słusznie, przecież jest ci dobrze znana
W głębi coś cię niepokoiło...
Pęta przerzucone przez głowę,
Luźno oplatające szyję...
To nie boli, a jednak budzi poczucie lęku...
Tak, bałaś się bólu...

Przeczuwałaś, że każdy dotyk,
Chwile należące do was obojga
Kiedyś obudzą cierpienie...
Cóż, nie pomyliłaś się i tym razem
Rzeczywistość, a świat twoich naiwnych marzeń
To dwie zupełnie odmienne płaszczyzny
Przykro mi, moje dziecko...

„Czarna róża uschła w moim sercu”


Dla mego serca to tak
Jakby to było wczoraj,
Choć czas już dawno sprawił,
Iż wyblakły wspomnienia

Ziarna piasku przesypały się w dłoni...
Zima mroźnym wiatrem okryła wspomniane czasu,
A serce posypała płatkami zmierzchu
Sól również wkradła się do jego wnętrza
Bym nie mogła zapomnieć,
By mogło krwawić
By zagościł żal i bezkresna rozpacz

Chce być sama z moim bólem
Choć wiem, że nie dam rady
Nie chce żebyś na mnie patrzył
Nie umiem ci spojrzeć w oczy,
Mimo, że jestem tak blisko

Czy rozsądek był silniejszy?
Krwawiące wciąż serce
Nie umiało ci zaufać od razu...
Czyż w tym tkwiło moje przewinienie?

Przyciskałeś różę mocno do serca
Myślisz, że nie widziałam?
Chroniłeś ją przed wiatrem,
Przed tym co mogło ją skruszyć, zniszczyć
Miała nadłamaną łodyżkę, zmięte listki
Czyżbyś nie umiał się nią zaopiekować?
Czyżbyś nie poświęcał jej wystarczającej uwagi?
Brak jej przez chwilę, a nawet to, co najpiękniejsze
Potrafi umrzeć w ułamku sekundy...

A może taką ją otrzymałeś?
Chyba nie...
To samo uczyniłeś ze mną, wiesz?
Ale nie martw się, najdroższy,
Przejdę po cichu w milczeniu
Unikając Ciebie i Twego wzroku...
Nawet nie zauważysz... To dobrze...
Nie chcę byś widział me łzy na policzku...

Mimo to dziękuję... za różę,
Nie zaś za to, coś uczynił z mym sercem...
Nie zaś za brak troski o to,
Co było w nas piękne...

Czarna róża uschła w moim sercu
Ból, żal, nic więcej...
Nawet malutkiej nadziei,
Wątło świecącej lampki, wokół tylko ciemność...
Na zewnątrz milczenie, w sercu niepokój...

Tafla.
komentarz[1] |

Komentarze do "Kruche przemyślenia Liriel"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.027073 sek. pg: