..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Menu

   » Recenzje

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Tajemnica Złotego Artefaktu rozdział II



ROZDZIAŁ 2 - Miasto Agilon


Minęły dwa dni i dwie noce kiedy to trójka przyjaciół znalazła się u bram miasta. Duże, barwne, absolutnie piękne, oddzielone potężnymi rzekami, co sprawiało wrażenie jakby unosiło się nad ziemią. Jedynym sposobem przedostania się na drugą stronę tegoż oto miasta, była wędrówka mostem, który na pierwszy rzut oka nie wyglądał obiecująco.
- Poczekajcie tutaj chwilkę – powiedział Mag i udał się w stronę strażników stojących przed bramą. Rozmawiał z nimi dłuższą chwilę i nagle wielki błysk niebieskiego światła powalił na ziemię Nyma i Asanela.
Rozpętała się bitwa, czterech strażników na jednego maga.
Nym i Asanel czołgając się po ziemi, czym prędzej schowali się za najbliższym drzewem.
Mag uderzał coraz mocniej, słychać było wypowiadane przez niego zaklęcia lecz raz za razem dostawał kolejne ciosy od swoich „przeciwników”, przeciwników? Przecież to „jego” miasto, zna tutaj wszystkich, a sytuacja taka nie powinna mieć miejsca.
Wtem Mag uniósł ręce w górę wypowiadając kolejne zaklęcie, a przed nim pojawiła się szeroka na 10 metrów, wysoka na ok. 30 ściana ognia, w której widać było tylko szamotające się cienie żołnierzy, padające jeden po drugim.
Olbrzymia ściana ognia wtopiła się ziemię, a brama do miasta otwierała się powoli, powoli w górę.
Nym i Asanel pobiegli do Maga.
- Mistrzu nic Ci nie jest ?? – zapytał niepokojąco Elf
- Oczywiście, że nie, przecież potrafię leczyć rany, nie mogło mi się nic stać
- No, ale Ci ludzie... co oni tutaj robili?
- To pierwszy etap, który strzeże naszego miasta, musisz pokonać wojowników jeśli chcesz dostać się do Agilon
- A co się stanie teraz z tymi żołnierzami ??
- Magowie stworzą nowych, którzy będą silniejsi, a ich zbroje i bronie będą zadawały coraz większe rany
- Mówiłeś, że to pierwszy etap. Ile ich jest?
- Jeden – odparł z uśmiechem Mag i miłym gestem zaprosił swoich towarzyszy do środka.
Pierwsza część miasta była pełna ludzi, magów, elfów, a nawet trolli siedzących grzecznie przed sklepami. Ich zadaniem było pilnowanie porządku.
- Aaah zmęczony jestem tą wędrówką. Przejście z jednej części miasta do drugiej zajmie nam jeden dzień, a nasz cel znajduje się dopiero w trzeciej części ale...zapraszam was do siebie!
Ledwo przekroczyli próg, a zapach świeżo upieczonego ciasta roznosił się po całym holu, który ciągnął się i ciągnął...
Domek Maga z zewnątrz wydawał się malutki, ale za to w środku było bardzo dużo miejsca. W wielkim holu, znajdował się zaledwie, jeden wieszak, na którym wisiały cztery różne peleryny, każda w różnych kolorach, z różnymi wzorami i jedno lustro ze złotą ramą. Pod wieszakiem cztery pary butów, jedne długie – do kolan, jedne krótkie, za to każde doskonale wykonane ze skóry czarnego goblina. Co najdziwniejszego było w domu maga to, to, że wszystkie pokoje były okrągłe. Na końcu olbrzymiego holu znajdował się pokój gościnny, wszędzie porozrzucane książki, karteczki z zaklęciami i sposobem ich użycia, jeden kominek, pokaźnych rozmiarów kanapa, a przed nią stolik przypominający swym kształtem jakieś trofeum – jakby głowa potężnego smoka. Na lewo od pokoju gościnnego mieściły się trzy kolejne: sypialnia Maga, spiżarnia i biblioteka. Ten ostatni szczególnie przykuł uwagę Elfa, ponieważ książki same wyskakiwały z półek padały na ziemię i otwierały się na pierwszej stronie. Leżąc tam parę chwil nie podniesione przez nikogo, zamykały się i wracały na swoje miejsce mówiąc z wyrzutem – nie? To nie!
- Pewnie byście coś zjedli ?? – zapytał Mag
- Umieram z głodu !!!! – wykrzyknęli razem i zaczęli się śmiać
- W takim razie rozgośćcie się a ja zaraz coś przyrządzę.
Wtenczas Nym udał się do pokoju, który od razu przykuł jego uwagę, podniósł jedną z wielu leżących na ziemi książek i zaczął czytać...
„[...] Art sięgnął po swój płaszcz, zdążył zabrać tylko laskę i wybiegł z domu. Na ulicy było pełno ludzi, czekających na bitwę, wszyscy krzyczeli coś w niezrozumiałym dla niego języku. Tłum skakał tak i wymachiwał różnymi przedmiotami. Mężczyzna stojący przed Artem wyciągnął z kieszeni swojego płaszcza malutki sztylet, wziął duży zamach i rzucił przed siebie[...] Tymczasem po drugiej stronie rzeki Dekt, płonęły już miast i wsie. Ogień pochłonął las w odległości 3 mil na zachód od Eywas. Ginęli niewinni. Był to początek prawdziwej wojny[...]”
Elf spojrzał na okładkę książki, którą trzymał w ręku i przeczytał „Historie wybrane” Federicus de Fungi
- Widzę, że zainteresowała Cię ta książka – zaśmiał się Mag
- Czy mógłbym ją zatrzymać?
- Oczywiście, tylko wiedz o tym, że gdy ją przeczytasz, dostaniesz zadanie. Jeśli mu nie podołasz... zginiesz
Nym zbladł strasznie, twarz jego była biała jak ściana.
- Nie przejmuj się tak! Zadania nie są trudne. No dalej, jedzenie już gotowe! Posilcie się i wyśpijcie. Jutro wyruszamy na dwudniową wędrówkę.
Noc dla bohaterów minęła spokojnie. Nazajutrz, wczesnym rankiem, gdy jeszcze miasto spało, ruszyli w drogę. Zależało im na czasie, gdyż sprawa złotego artefaktu nie mogła czekać. Krasnoludy knuły zasadzkę. Problem w tym, że nie wiedziały, gdzie znajduje się ich cel.
Mag, Nym oraz Asanel podążali jedną z najdłuższych uliczek w mieście, kiedy to nagle jakiś kamień uderzył Nyma w głowę. Ten obrócił się energicznie – nikogo nie było. Za chwilę kolejny atak w tył głowy, Elf ponownie się odwrócił, lecz i tym razem nikogo nie zauważył. Sytuacja powtórzyła się parę razy, a dopiero za szóstym razem. Nym zauważył owłosioną stopę za drzewem. Szarpnął parę razy Maga nie ściągając wzroku z drzewa i widniejącej za nim włochatej łapki.
- Mistrzu, mistrzu! – wyszeptał – Spójrz! Tam za drzewem ktoś jest!
Asanel schował się za pobliskim domem. Mag spokojnie podszedł do drzewa i energicznym ruchem wyciągnął zza niego małego człowieczka. Był to Niord, miejscowy niziołek. Właśnie wyskoczył z rana czyhając na kolejną swoją ofiarę, w którą mógłby strzelać ze swojej procy. Otyły niziołek miał koło półtora metra wzrostu. Długie, gęste i złote włosy zakrywały pulchną twarz zwinnego niziołka, którą porastały imponujące bokobrody. Ubrany w obdarte i brudne szaty szyderczo się uśmiechał.
- To Niord Humorzasty, miejscowy kawalarz – wykrzyknął z uśmiechem Mag, przytulając niziołka. Jak się masz przyjacielu? Ileż to czasu minęło odkąd widzieliśmy się po raz ostatni? – ciągnął dalej, niedowierzając własnym oczom
- Będzie przeszło pół wieku, Mistrzu – odparł donośnym głosem
- Hahaha, rzeczywiście, kawał czasu – magowi nie schodził uśmiech z twarzy, a oczy jego błyszczały jak dwie gwiazdy – Oh, pozwól Niordzie, że Ci przedstawię swoich przyjaciół: Nym i Asanel - wskazał na swoich towarzyszy
- Przepraszam Nyma jeśli go uraziłem, ale taka już ma natura, dzień bez kawału jest dniem straconym. A dzisiaj taka piękna pogoda, słońce przedziera się przez chmury. To raz wyjrzy i się uśmiechnie do mieszkańców miasta Agilon, to się schowa na jakiś czas, by znów wyjrzeć zza „poduszki”. Mistrzu, a gdzież to wybieracie się tak z samego ranka?
- Podążamy do trzeciej części miasta. Musimy odnaleźć Wielkiego Maga. To bardzo ważna sprawa, która nie może czekać! Powiem Ci tylko jedno – odparł Mag prosząc niziołka by się zbliżył i wyszeptał – Krasnoludy nie są takie głupie na jakie wyglądają.
Te krótkie, aczkolwiek treściwe słowa, wystarczyły Niordowi Humorzastemu by zdał sobie sprawę z powagi sytuacji.
- Oooh! W takim razie potrzebna wam eskorta. Wiecie chyba o tym, że pomocy się nie odmawia! – uśmiechnął się szeroko niziołek, pokazując swoje białe, nierówne zęby
Tak więc, pod eskortą Niorda Humorzastego, trójka przyjaciół ruszyła
w dalszą wędrówkę, by odkryć tajemnicę złotego artefaktu.
Mijały kolejne godziny, ludzie powoli wychodzili z domów, a słońce przypiekało coraz mocniej i mocniej. Z każdą godziną uliczki wydawały się dłuższe. Niziołek skacząc z drzewa na drzewo i pędząc alejkami ile sił
w nogach rozglądał się dookoła i co jakąś chwilę dawał znać czy przed nimi jest jakieś niebezpieczeństwo czy też owego nie ma. Tak się przejął swoją zadaniem, iż zwykły wóz z warzywami za którym stał bezbronny staruszek wydawał mu się niebezpieczny i krzyczał ile sił w płucach by zostać na swoich miejscach, niebezpieczeństwo jest blisko!
Gdy nadszedł wieczór, przyjaciele wraz ze swoją przewrażliwioną eskortą udali się do gospody o nazwie „Szeroka Droga”. I tym razem los im sprzyjał. Właścicielem tejże gospody okazał się najlepszy przyjaciel niziołka– druid Eld Liest. Odziany był dość śmiesznie. Na głowie mieścił się kaptur, długiej, zielono-czarnej peleryny. Wysadzany drogimi kamieniami błyszczał się w płomykach świec. Na twarzy jego widać był długą, przechodzącą przez oko bliznę. Wokół niej kilka mniejszych, jakby został podrapany przez niedźwiedzia. Gospodarz był tak miły, że nie prosił o pieniądze ani za nocleg, ani za posiłek. Najpierw zasiedli do obfitej kolacji, a następnie udali się do swoich pokoi. Nym leżąc już w łóżku, oglądał po raz wtóry swój złoty flet. Myśl o spotkaniu z Wielkim Magiem, poniekąd go przerażała ale przede wszystkim nie dawała mu spokoju. Dlaczego nigdy wcześniej nie zauważył właściwości swojego artefaktu? Wiele pytań,
na które pragnął poznać odpowiedź, nasuwało mu się na myśl.
O świcie Nym, Mag, Asanel i Niord Humorzasty wyruszyli na dalszą wędrówkę. Już tylko godziny dzieliły ich od poznania prawdy o tajemniczym przedmiocie. Wyprawę swą zaczęli jak zwykle, wcześnie nad ranem, co miało zaoszczędzić im trochę czasu. Tysiące uliczek odbiegających na prawo i lewo, przerażało Nyma, który trzymał się jak najbliżej Maga.
- No, to na mnie już czas, tutaj muszę odbić – Na tabliczce wskazującej kierunek było napisane „Ulica Wiecznego Niepokoju” - Tam za rogiem znajduje się dom mojego brata. Dziękuję wam za wszystko! Mam nadzieję, że Twoja sprawa Nymie szybko się rozwiąże. Żegnajcie – rzekł Asanel
- Żegnaj! – odparli wszyscy chórem, po czym wybuchnęli śmiechem
Tak więc zostało ich tylko dwóch, plus przewrażliwiona eskorta.
Mag co chwilę powtarzał słowa jakiejś dziwnej piosenki i raz za razem podskakiwał uderzając butem o but.
- Mistrzu! Mistrzu!! - rzucił nagle z radością Niord Humorzasty – Widzę, już dom Wielkiego Maga. To niecałe 500 stóp!!
- W takim razie przyspieszmy kroku. Im wcześniej tam dojdziemy tym lepiej

Nym.
komentarz[1] |

Komentarze do "Tajemnica Złotego Artefaktu r. II"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Kerm
Engine by Khazis Khull based on jPortal


   Sonda
   Czy ewolucja idzie w dobrym kierunku?
Jasne, tylko tak dalej.
Nie mam zdania.
Nie wszystko mi się podoba, ale
Nie widzę potrzeby.
To krok wstecz.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Bogowie greccy
   Fantasy jako ...
   Przeznaczenie
   Apokalipsa 20...
   Wilkołaki
   Legenda o kró...
   Bogowie grecc...
   Chupacabra
   Egipscy Bogow...
   Inspiracje ku...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.026227 sek. pg: